21
Elaine
Płakałam ciężko, gdy Edgar wiózł mnie w swoim samochodzie.
Nie chciało mi się wierzyć, że mój przyjaciel, któremu tak ufałam i któremu mówiłam wszystko o Laurencie, był kłamcą.
Nie chciało mi się wierzyć, że tak naprawdę studia Edgara były udawane, a w rzeczywistości zajmował się handlem żywym towarem.
Nie chciało mi się wierzyć, że Edgar, mój drogi Edgar, złapał mnie w swoje sidła i był gotów oddać mnie bez walki w ręce króla piekieł.
Ciężko mi było stwierdzić, jak długo trwała podróż na miejsce. Starałam się zapamiętywać, gdzie skręca samochód, aby później odtworzyć trasę, żeby wrócić bezpiecznie do domu. W głębi duszy wiedziałam, że były to tylko mrzonki. Mimo wszystko nie chciałam dopuścić do siebie świadomości, że moje życie miało zmienić się nieodwracalnie, a być może niebawem miało dobiec końca.
- Spokojnie, Elaine. Wszystko będzie dobrze.
Edgar wyciągnął mnie z samochodu. Zdjął mi worek z głowy, ale nawet nie zdążyłam zobaczyć, gdzie się znajdowaliśmy. Na moich oczach znalazła się opaska, a knebel został wyjęty z ust. Moja szczęka bolała od długiego przebywania w wymuszonej, nienaturalnej pozycji. Nie mogłam jednak jej rozmasować przez skute za plecami ręce.
Mój przyjaciel przerzucił mnie sobie przez ramię. Panicznie zamknęłam oczy, bojąc się, że Edgar mnie upuści, a ja uderzę głową o ziemię i umrę na miejscu. Prawdopodobnie śmierć w tej chwili byłaby dla mnie wybawieniem, ale wciąż wierzyłam, że za chwilę Edgar wyzna, że porwanie było żartem i tak naprawdę dalej będziemy najlepszymi przyjaciółmi.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! - krzyknęłam, wiercąc się na ramieniu Edgara.
- Nie szarp się, słonko. To nic ci nie da. Wierz mi, że nie czuję się dobrze z tym, co robię, ale Laurent jest dla mnie najważniejszy. Za kilka dni dostanę pieniądze za to, że się tu osiedliłem i zbliżyłem się do ciebie, a później ucieknę z Kansas. Ty rozpoczniesz nowe życie i ja je rozpocznę. Przykro mi, że cię zawiodłem, słoneczko.
- Nienawidzę cię! Zniszczyłeś mnie! Ufałam ci!
Edgar już nic nie mówił. Usłyszałam skrzypnięcie starych drzwi. Skoro Edgar zdjął mi knebel, musiało to znaczyć, że wokół nie było nikogo. Mój były przyjaciel nie ryzykowałby i nie zdejmowałby mi knebla, gdyby w pobliżu czaili się ludzie mogący mi pomóc w tej niedoli.
Płakałam głośno. Edgar w końcu doszedł do celu. Poczułam, jak opuszcza mnie na ziemię.
Chłopak przełożył mi ręce przez oparcie krzesła, po czym posadził mnie na nim. Rozwiązał mi nogi, abym mogła nimi ruszać. Starałam się szarpać z krzesłem, ale musiało być przytwierdzone do podłogi, gdyż nie chciało ruszyć się nawet na milimetr. Byłam uwięziona Bóg wie gdzie i nie zapowiadało się, żebym miała zostać znaleziona i uwolniona.
Pochyliłam głowę pokonana. Nie liczyłam na to, że Edgar się nade mną zlituje i puści mnie wolno. Skoro na ulicy był gotów we mnie strzelić, aby mnie zatrzymać, nie mógł żywić do mnie żadnych ciepłych uczuć.
- Przykro mi, Elaine. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz szczęśliwa.
Edgar stanął za moimi plecami. Położył dłonie na moich ramionach, po czym pochyliwszy się, złożył pocałunek na czubku mojej głowy. Jego usta pozostały tam dłużej niż przypuszczałam.
Z moich oczu wypłynęły kolejne łzy, gdy uświadomiłam sobie, że było to moje ostatnie spotkanie z Edgarem.
Nie odpowiedziałam mu. Edgar wiedział, jak mnie zranił. Powinnam w ostatnich chwilach niepewności nie unosić się honorem i błagać, aby mnie stąd zabrał, ale zachowanie Edgara jasno wskazywało na to, że miał mnie w głębokim poważaniu i zamiast na mnie, zależało mu na pieniądzach.
Usłyszałam oddalające się ode mnie kroki Edgara. Mój najdroższy przyjaciel, który był dla mnie niczym opoka przez ostatnie lata, zostawił mnie na pastwę losu. Zdawał sobie sprawę, jak potwornie bałam się Laurenta, ale i tak mi nie pomógł. Okłamywał mnie przez te wszystkie lata naszej przyjaźni. W ostatnim czasie spotykał się ze mną częściej. Myślałam, że troszczył się o moje dobro i chciał poprawić moje samopoczucie, a tak naprawdę zbierał informacje dla Laurenta.
Płakałam okropnie, gdy Edgar odszedł. Usłyszałam silnik samochodu, co oznaczało, że Edgar odjechał, a ja zostałam sama.
Nie minęło dużo czasu, aż usłyszałam czyjeś kroki. Moje serce biło nierównomiernie. Byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, kto przede mną stał. Na oczach miałam opaskę, więc mogłam jedynie domyślać się, że osobą, która tu przyszła, był Laurent. W tejże chwili wszystko jednak było możliwe. Być może przyszedł tutaj jakiś inny gwałciciel i morderca, aby się mną zabawić i zakopać mnie żywcem w ziemi, zupełnie jak Laurent zrobił to z niewinną kobietą, gdy był młodszy.
Otworzyłam usta, aby spytać, czy przybysz był Laurentem, ale z moich ust wydarł się jedynie bolesny szloch.
Poczułam jego dłonie na swoich udach. Zadrżałam i momentalnie ścisnęłam nogi, ale mocny klaps w udo nakazał mi rozłożyć nogi.
- Laurencie, czy to ty?
Nie uzyskałam odpowiedzi. Zamiast tego poczułam, jak mężczyzna podwija koszulkę, którą miałam na sobie. Uniósł ją tak, że miał na widoku moje nagie piersi. Płakałam i drżałam niemiłosiernie, błagając w myślach o litość.
- Proszę, nie krzywdź mnie. Błagam cię...
Mój szloch nie działał na niego. Mimo, że niemiłosiernie bałam się Laurenta, w tej chwili dałabym wiele, aby był tutaj on, a nie jakiś obcy, mogący mi zagrozić mężczyzna.
Odchyliłam głowę w tył, gdy poczułam, jak nieznajomy zasysa moją pierś. Całował sutek i ściskał go między zębami. Próbowałam po raz kolejny zacisnąć nogi, aby nie dawać mu do siebie dostępu, ale nie było to możliwe. Mężczyzna bowiem dał mi kolejnego, tym razem lżejszego klapsa w wewnętrzną stronę uda.
- Potwornie się ciebie boję, Laurencie. Błagam, nie rób mi tego. Tak bardzo cię proszę.
Nie byłam w stanie krzyczeć, gdyż gardło zacisnęło mi się ze strachu. Mogłam jedynie błagać i prosić, aby zlitował się nade mną i mnie nie skrzywdził.
Mężczyzna nie zwracał uwagi na moje prośby. Ssał naprzemiennie moje piersi, aż obie rozbolały mnie z pożądania. Nikt nigdy nie potraktował w tak brutalny, ale i seksowny sposób moich sutków. Chciałam chwycić swoje piersi w dłonie, aby ulżyć sobie w bólu, ale niestety kajdanki wciąż były obecne na moich nadgarstkach.
Gdy facet uznał, że już dość napracował się z moimi piersiami, uklęknął przede mną. Tego przynajmniej mogłam się domyślać po odgłosie towarzyszącym tej czynności.
Nieznajomy chwycił mnie w biodrach i przysunął mój tyłek na krawędź krzesła. W pierwszej chwili obawiałam się, że spadnę. Wstrzymałam oddech, szykując się na upadek, który jednak nie nadszedł.
W jednej chwili mężczyzna zszarpał ze mnie spodenki i rozerwał moje majtki. Zapłakałam głośno.
- Nie gwałć mnie! Błagam, nie krzywdź mnie! Jestem dziewicą!
W każdej innej chwili nie wykrzyczałabym takich słów, ale niemiłosiernie się bałam, że moje dziewictwo zostanie odebrane w takiej chwili, w takich warunkach. Nie byłam przesadną romantyczką, ale zawsze wyobrażałam sobie swój pierwszy raz w jakimś romantycznym miejscu. Każda dziewczyna chciała przeżyć ten pierwszy raz z mężczyzną, któremu mogła zaufać i przy którym czułaby się swobodnie i bezpiecznie.
Mężczyzna rozszerzył mocniej moje nogi. Moją kobiecość owiało zimno. Koszulkę wciąż miałam podciągniętą nad piersi, które w dalszym ciągu były mokre od śliny faceta.
Zapłakałam, kiedy poczułam jego język na swojej łechtaczce. Nieznajomy położył dłonie na moich udach. Jego włosy łaskotały mnie w brzuch, gdy językiem wchodził w moją dziurkę i przygryzał oraz zasysał moją łechtaczkę.
Nigdy nie miałam orgazmu spowodowanego przez mężczyznę. Czasem sama siebie dotykałam, ale nigdy wcześniej nie pozwoliłam żadnemu facetowi tego zrobić. Chciałam zaczekać na kogoś, kogo mogłabym pokochać i z kim chciałabym spędzić resztę życia. W życiu nie przypuszczałabym, że mój pierwszy seks oralny będzie miał miejsce na jakimś pustkowiu, a ja nawet nie będę pewna, kto mnie lizał.
- Laurencie, błagam...
W tejże chwili moje ciało osiągnęło orgazm.
Wstrząsnął mną dogłębnie. Szarpnęłam kajdankami i mimo, że chciałam powstrzymać naturalną reakcję swojego ciała na pieszczoty, nie byłam w stanie tego uczynić.
Moje uda stały się bezsilne. Mężczyzna ssał moją łechtaczkę, dopóki się nie uspokoiłam. Na koniec, gdy było już po wszystkim, pocałował ją delikatnie i wstał z podłogi, zostawiając mnie przykutą do krzesła, nagą i z wilgocią spływającą po moich udach.
Płakałam bezsilnie. Orgazm zabrał ze mnie wszystkie siły, jakie wcześniej w sobie miałam. Stałam się bezsilną marionetką w rękach tego faceta.
- Moja Elaine.
W chwili, w której usłyszałam jego głos, popłakałam się.
Laurent obciągnął mi koszulkę, aby zakryła moje nagie piersi ze sterczącymi z zimna sutkami. Wcześniej zniszczył moje spodenki i majtki, więc nie miałam co na siebie założyć.
Mój największy koszmar pomógł mi się podnieść. Przełożył moje ręce przez oparcie krzesła, ale wciąż zostawił je skute za moimi plecami.
Nie byłam w stanie stać. Laurent usiadł na krześle, na którym przed chwilą siedziałam ja. Posadził mnie na sobie okrakiem. Czułam, że miał na sobie miękkie spodnie, prawdopodobnie dresy.
Moja nadwrażliwa kobiecość zapulsowała, kiedy poczułam na niej schowaną za spodniami erekcją Laurenta. Mój podopieczny z więzienia zsunął mi z oczu opaskę, a ja nareszcie mogłam go zobaczyć.
Laurent patrzył na mnie ze współczuciem w oczach, ale widać w nich było również szczęście. Miał lekko zmierzwione włosy. Nie ogolił zarostu, a ja wyraźnie to czułam, gdy mnie lizał. Wiedziałam, że wnętrza moich ud będą podrażnione jeszcze przez długi czas, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia.
Brunet położył jedną dłoń na moim karku, a drugą objął mój czerwony od płaczu policzek. Po raz pierwszy dotykał mnie bez żadnych przeszkód, za to ja byłam skuta i bezbronna.
- Elaine - wyszeptał.
Przyciągnął moją twarz do swojego ramienia. Płakałam w jego czarną bluzę, mocząc ją bezwstydnie łzami.
Laurent przytulał mnie do siebie mocno. Szlochałam, niemal wyjąc z rozpaczy. On jednak nie skarcił mnie za takie zachowanie. Wplótł palce w moje włosy na karku i trzymał mnie przy sobie. Jego penis wbijał się w moją nagą cipkę, ale Laurent miał w sobie na tyle przyzwoitości, że nie zgwałcił mnie.
- Nie bój się, kochanie. Twój pan jest przy tobie i nigdy nie pozwoli ci odejść.
Na te słowa zapłakałam jeszcze głośniej. Próbowałam powiedzieć, żeby mnie wypuścił, ale za każdym razem, gdy starałam się to wyartykułować, z mojego gardła wydzierał się bolesny szloch, który wstrząsał nawet Laurentem.
- Zaopiekuję się tobą, moja kochana dziewczynko. Rozumiem, że jesteś przerażona, ale musiałem w końcu cię posmakować. Nie chciałem, abyś się bała. Wiem, że popełniłem wiele błędów, ale wiedz proszę, że od teraz wszystko się ułoży. Zaraz zabiorę cię stąd. Polecimy podstawionym samolotem do mojego domu i tam rozpoczniemy nowe życie, moja piękna niewolnico.
To były ostatnie słowa, jakie Laurent wypowiedział do mnie w starym, opuszczonym magazynie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top