18

Elaine

Długopis wypadł mi z ręki, gdy Laurent skończył opowiadać o swoim pierwszym morderstwie.

- Kochanie, wszystko w porządku?

Nic nie było w porządku. Kiedy Laurent opowiadał mi ze szczegółami, jak zabił kobietę, która próbowała go okraść, wyobrażałam sobie wszystko dokładnie. Oczami wyobraźni widziałam, jak mężczyzna, przy którym siedziałam, pozbawia życia niewinną kobietę.

Zaczęłam się zastanawiać, co zrobiłabym na miejscu Emmy. Rozumiałam, że desperacko potrzebowała pieniędzy i choć nie popierałam kradzieży, nie można było człowieka zamordować za coś takiego. W dodatku fakt, że Laurent zrobił z jej włosów bicz, napawał mnie obrzydzeniem do jego osoby. Wiedziałam, że Laurent nie był zdrowy na psychice i choć był szalenie inteligentny, to coś w jego sposobie postrzegania świata mnie fascynowało.

Wpatrywałam się beznamiętnie w metalowy stół. Laurent trzymał dłonie złożone w piramidkę. Były skute skórzanymi kajdankami, gdyż gdy przedwczoraj Rocco o mało mnie nie zgwałcił, Laurent wyrywał się, jak mógł, aby mi pomóc. Metalowe kajdanki poraniły mu nadgarstki, dlatego Logan pomógł Laurentowi, pozwalając mu siedzieć przy mnie w skórzanych kajdankach wysadzanymi w środku futerkiem.

- Co czułeś, kiedy zakopywałeś ją żywcem?

- Elaine, spójrz mi w oczy. Proszę.

Nie było mi łatwo, ale spojrzałam na Laurenta.

- Ona mnie oszukała, kochanie. Zaprosiłem ją do siebie na seks, a gdy było po wszystkim, chciała mnie okraść. Tak nie powinno się postępować.

- Nie powinno się też zabijać. Może ona naprawdę potrzebowała pomocy?

- Kłamała, że ma syna, a tak naprawdę go nie miała. Elaine, wybacz, ale nie jesteś tu po to, aby kwestionować moje życiowe decyzje i wybory. Zabiłem Emmę, gdyż uznałem, że należy jej się kara. Poza tym, gdybym tego dnia jej odpuścił, niebawem omamiłaby kolejnego faceta i go okradła.

- Ty też kradłeś.

- Kurwa, Elaine. Powiedziałem ci kolejną historię z przeszłości, a ty znów mnie besztasz, jakby był dzieckiem. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś ukarała mnie kilkoma uderzeniami pejczem w tyłek, ale nie będziesz mnie strofować. Owszem, kradłem i zabijałem, ale jak pewnie wiesz po tych swoich pieprzonych studiach, mordercy mają skrzywione spojrzenie na rzeczywistość. Ja również takie mam, kochanie.

- Nie zapytałeś mnie nawet, jak było na pogrzebie Cassiusa.

Nie chciałam rozmawiać z nim o pogrzebie człowieka, którego śmierci się dopuścił, ale czułam potrzebę zmiany tematu. Musiałam oderwać myśli od zakopanej żywcem kobiety i skupić się na czymś innym. Nie czułam się w porządku, wykorzystując do tego biednego Cassiusa, ale jeśli nie chciałam zwariować, musiałam zadbać o swoje zdrowie psychiczne. Nikt nie gwarantował, że praca w więzieniu będzie łatwa, ale nie sądziłam również, że tak szybko mnie ona wyniszczy.

- Chcesz rozmawiać o jego pogrzebie, kochanie?

Pokiwałam przecząco głową. Znów spuściłam wzrok, aby nie patrzeć w oczy Laurenta.

Walczyłam sama ze sobą, nie wiedząc, co zrobić. Chciałam powiedzieć Laurentowi o tym, że dziś Logan zabierał mnie na randkę, abym miała pewność, że Laurent go nie skrzywdzi. Z drugiej strony nie byłam pewna, czy nie lepiej byłoby trzymać Laurenta w niewiedzy.

Postanowiłam podejść do tego z innej strony i wybadać, w jakim stopniu mogłam mu zaufać.

- Chciałabym wiedzieć, skąd wiesz tyle na temat mojej rodziny.

Laurent wyprostował się w krześle. Przechylił głowę to na jeden bok, to na drugi. Za kilka chwil miał przyjść po mnie Logan, aby odprowadzić mnie na dół po skończonym dniu pracy, ale miałam jeszcze kilka minut, które chciałam wykorzystać na dowiedzenie się kolejnych faktów.

- Nie zdradzę ci tego, Elaine.

- Dlaczego?

- Dlatego, że nie mam powodu, aby powiedzieć ci, skąd tyle o tobie wiem. Wiesz, co jeszcze o tobie wiem, malutka?

Pokiwałam przecząco głową. Moje serce biło zbyt szybko. Bałam się, że zejdę na zawał zanim dotrę na dół, ale przy Laurencie wszystko było możliwe.

Wyczekiwałam jego odpowiedzi długo. Bębniłam palcami o metalowy stół. Nogi podskakiwały mi nerwowo. W końcu spojrzałam w oczy Laurenta, a on się uśmiechnął, jakby tylko na to czekał. Rozumiałam, że nie lubił, gdy w trakcie rozmowy odwracałam od niego wzrok, ale czasem zwyczajnie nie byłam w stanie patrzeć mu w oczy. Zwłaszcza gdy z fascynacją opowiadał o tym, jak pewnego dnia z kobiecych włosów zrobił bicz.

- Wiem, że dziś po pracy idziesz na randkę z Loganem.

Wypuściłam wstrzymywane w płucach powietrze. Wstałam i zaczęłam przechadzać się po celi.

Wyrywałam sobie włosy z głowy. Panicznie zaczęłam szukać we włosach i na swoim ubraniu jakiegoś nadajnika. To nie było możliwe, aby Laurent wiedział, że dziś miałam udać się do parku na randkę. Musiałam mieć na sobie podsłuch. Albo to, albo któryś ze strażników współpracował z Laurentem.

Druga możliwość była bardziej prawdopodobna. Czułam, że wczoraj w barze ktoś podsłuchał moją rozmowę z Loganem i zdradził Laurentowi, jakie były moje plany. Ta opcja była bardziej możliwa również z tego względu, że do dziś nie było wiadomo, kto zabił Cassiusa. Sekcja zwłok nie wykazała śladów obcego mężczyzny, który mógłby go zamordować. Laurent jednak nie mógł wyjść z celi, więc któryś ze strażników musiał być konfidentem i spiskować wraz z więźniem.

- Elaine, nie wyrywaj sobie włosów z głowy. Nie podoba mi się, że to robisz.

Spojrzałam na Laurenta ze strachem.

Edgar miał rację. Zbyt łatwo uległam manipulacjom Laurenta. Pozwoliłam mu omamić mnie słodkimi słówkami. Laurent zdawał sobie sprawę, że się go bałam. Chciał mnie od siebie uzależnić, aby móc mną kierować, a ja oddawałam się temu ze strachu. Bałam się o życie swoich bliskich. Przez swoją nieostrożność straciłam już Cassiusa. Powinno to podziałać na mnie jak kubeł zimnej wody, ale ja dalej miałam nadzieję, że być może moje podejrzenia co do Laurenta okażą się niesłuszne i dowiem się, że to nie on stał za zabójstwem Cassiusa.

Zbliżyłam się do Laurenta. Stanęłam kilka kroków od niego. Jego niebieskie oczy błysnęły. Uśmiechnął się do mnie krzywo.

- Jakim cudem o tym wiesz? - spytałam, oddychając szybko i nierówno.

- Nie powiem ci, moja własności.

- Nie nazywaj mnie swoją własnością!

Pod celę podszedł Logan. Spojrzał na nas ze zmarszczonymi brwiami.

- Elaine, wszystko dobrze?

- Nic nie jest dobrze! - odkrzyknęłam, patrząc to na Laurenta, to na Logana. - Nie mogę dłużej tutaj pracować! Wykończę się i umrę! Nie chcę umierać w tak młodym wieku! Mam tyle planów!

Logan wszedł do celi. Odciągnął mnie od Laurenta. Położył dłoń na moim ramieniu, patrząc mi w oczy.

- Chcesz już wyjść, Elaine?

Pokiwałam gorączkowo głową. Czułam na sobie spojrzenie Laurenta. Nie myliłam się. Skrzyżowałam z nim wzrok.

- Uważajcie na siebie na randce - rzekł Laurent, puszczając mi oczko.

- Skąd on...

- Nie mówiłam mu - wyjaśniłam naprędce Loganowi, aby nie myślał, że zdradzałam mu nasze sprawy.

- Kuźwa, Elaine. Nie będę tutaj dłużej stał. Jest już przed siedemnastą, dyrektor nie będzie miał nic przeciwko, jeśli wyjdziemy z pracy kilka minut przed czasem. Jesteś roztrzęsiona, a Laurent...

- Nie przeszkadzajcie sobie. Później będę walił konia, wyobrażając sobie, jak się pieprzycie.

Minęłam Laurenta, prowadzona przez Logana. Zanim wyszłam z jego celi, spojrzałam w tył. W oczach Laurenta widziałam rozbawienie, ale również złość. Obawiałam się, że dziś Logan zginie. Aby do tego nie dopuścić, mogłam zrobić tylko jedną rzecz.

Mieć Logana cały czas na oku, aż do jutrzejszego powrotu do pracy. To oznaczało, że aby się nie bać o jego życie, musiałam zaprosić go do swojego mieszkania. Nie wiedziałam, czy był to dobry pomysł, gdyż Logan dopiero chwilę temu zrozumiał, że żona go zdradza, ale tutaj nie chodziło o jakąkolwiek zazdrość czy niemoralność, ale o czyjeś życie.

- Wrócisz do mnie jutro, Elaine? - spytał Laurent, przechylając głowę w bok, co zwykle nadawało mu urokliwego wyglądu.

- Nie wiem, Laurencie - wyszeptałam, zgodnie z prawdą. - Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek tutaj wrócę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top