16
Elaine
- Słoneczko, jesteś pewna, że chcesz tam pójść? Możemy wrócić tu, jak już będzie po wszystkim.
Edgar siedział obok mnie w samochodzie. Trzymał dłoń na moim udzie, podczas gdy ja wpatrywałam się w tłum zgromadzony na cmentarzu.
- To moja wina, że Cassius nie żyje. Gdybym nie posłuchała Laurenta...
- Elaine, spójrz na mnie.
Mój przyjaciel chwycił moją twarz w dłonie. Odwrócił moją głowę w swoim kierunku, zmuszając mnie, abym spojrzała mu w oczy.
- To, co przydarzyło się temu strażnikowi, nie jest w żadnym stopniu twoją winą. Nie wierzę, że ten twój Laurent uciekł z celi i zabił Cassiusa, po czym posłusznie jak baranek wrócił za kraty i zamknął celę od środka. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale mógł być to czysty przypadek. Sam nie znam się na informatyce tak dogłębnie, aby stwierdzić, dlaczego wszystkie kamery przestały działać w tym samym momencie, akurat na czas zabójstwa strażnika. Niemniej jednak nie wierzę, że zabił go Laurent, więc nie masz prawa obwiniać się o to, rozumiesz?
Byłam wdzięczna Edgarowi za wsparcie i pomoc, ale nie chciało mi się wierzyć, że za odrąbaniem głowy Cassiusa stał ktoś inny niż Laurent.
W końcu odważyłam się wyjść z samochodu. Edgar chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę żałobników.
Na cmentarzu zobaczyłam matkę Cassiusa. Siedziała na wózku inwalidzkim i płakała w chusteczkę po stracie jedynego syna. Za nią stała zapewne jakaś dalsza rodzina. Tuż obok stali przyjaciele Cassiusa z więzienia, w tym Logan. Nie było jednak Jacksona, który z pewnością po tym, że wczorajszego dnia mnie nie przypilnował, dostał solidnego kopniaka w tyłek.
Ceremonia była piękna, ale dotkliwie smutna. Edgar mocno trzymał mnie przy sobie, aby zapewnić mi potrzebne wsparcie. Gdyby nie on, z pewnością dawno bym się załamała.
- Pojedziecie z nami do ulubionego baru Cassiusa?
Po pogrzebie podszedł do nas Logan. Przedstawił się grzecznościowo Edgarowi, a mnie uściskał. Mimo, że Logan stał mi się bliski przez pracę w więzieniu, to przy Edgarze czułam się bezpieczniejsza. Dlatego też od razu po przywitaniu się z Loganem, znów chwyciłam Edgara za rękę, mocno zaciskając palce na jego dłoni.
- Jeśli tylko Elaine zechce, pójdę za nią wszędzie - odparł Edgar, całując mnie w policzek.
- Zatem chodźmy. Pojedziecie za nami.
Kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu, Edgar mnie zaskoczył.
- Podobasz mu się, mała.
- Co?
- Temu Loganowi - wyjaśnił, wskazując na czarnego mercedesa Logana, który ruszył z miejsca. - Ten gość mierzył mnie wzrokiem, jakbym był jego konkurentem. Powinnaś się z nim umówić. Przydałoby ci się wyjście z kimś, kto nie jest mną. Nie twierdzę, że nie chcę twojego towarzystwa, bo doskonale wiesz, że cię kocham jak brat siostrę, ale nie uważasz, że miło byłoby spotkać się z kolegą z pracy? Może wyszłoby z tego coś więcej?
Pokręciłam przecząco głową, gdy Edgar wyjechał na główną drogę, aby podążyć za samochodami strażników więziennych do ulubionego baru Cassiusa, gdzie mieliśmy uczcić jego krótkie i niesłusznie odebrane życie.
- Logan ma żonę, Edgar. Poza tym, przysięgłam Laurentowi, że nie będę spotykać się z żadnym innym mężczyzną. Muszę dotrzymać obietnicy przynajmniej do zakończenia pracy z Laurentem. Nie chcę zesłać na kolejnego niewinnego człowieka śmierci.
- Elaine, czasami mam ochotę tobą potrząsnąć.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Naprawdę pytasz dlaczego?
Oparłam policzek na dłoni, wpatrując się w krajobraz za oknem.
- Słonko, ten więzień nie ma prawa zarządzać twoim życiem. Rozumiem, że chcesz mu pomóc i poddałaś się jego manipulacji, ale nie możesz tego dłużej ciągnąć. Nikniesz w oczach, dziewczyno. Laurent cię niszczy, a ty mu się poddajesz. Zamiast zadzwonić do mnie, gdy wczoraj ten pierdolony gwałciciel wsunął w ciebie palce, poszłaś do Laurenta.
- Dobrze wiesz, że nie chciałam przeszkadzać ci w poszukiwaniu pracy.
- Praca to nie całe życie. Mogłem znaleźć pracę innego dnia, w innym mieście. Owszem, udało mi się wczoraj znaleźć pracę, ale jakim kosztem? Zamiast spotkać się ze mną, poszłaś do celi swojego podopiecznego i wyznałaś mu, co czułaś, gdy pieprzono cię palcami. Tak nie wolno, Elaine. Jestem facetem i rozumiem, że Laurent fizycznie cię pociąga, ale to wariat. Morderca jakich mało. Musisz o siebie zadbać, a jak ja nie otworzę ci oczu, nikt inny tego nie zrobi. Żyjesz w swoim świecie, a ja się o ciebie boję.
- Edgar...
- Nie musimy już dziś o nim rozmawiać - rzekł, kładąc na krótką chwilę rękę na moim udzie. - Jestem pewien, że Cassius powiedziałby ci to samo, co ja. Moim zdaniem powinnaś umówić się na randkę z jakimś kolegą z pracy. Może być poza miastem, jeśli poczujesz się bezpieczniej. Laurent się o tym nie dowie, słonko. Śmierć Cassiusa była przypadkiem.
Nie zgadzałam się z Edgarem.
Rozumiałam jego punkt widzenia. Doceniałam, że się o mnie troszczył, ale ja w głębi serca wiedziałam, że dziś pochowaliśmy Cassiusa z winy Laurenta. Jeśli nie on bezpośrednio odciął głowę Cassiusowi, zrobił to któryś ze strażników.
Moje teorie spiskowe mnie wykańczały, lecz nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Zatraciłam się w sobie, co było niebezpieczne.
Wiedziałam, że Edgar chciał dla mnie, jak najlepiej. Być może mogłam umówić się z Loganem na niezobowiązującą randkę, ale strach przed jego ewentualną śmiercią był zbyt duży.
W końcu dojechaliśmy do miasta. Samochody więziennych strażników zaparkowały pod barem, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Łzy zakuły mnie w oczy, gdy uświadomiłam sobie, że gdyby nie przedwczesna śmierć Cassiusa, być może on sam by mnie tu zabrał, aby pokazać swoje ulubione miejsce.
Weszliśmy do baru. Wszyscy faceci zamówili dla siebie piwo. Edgar wziął jedno również dla nas na spółkę. Wiedział, że nie lubiłam pić alkoholu. Piłam tylko, gdy naprawdę tego potrzebowałam i gdy Edgar był przy mnie. Byłam pewna, że gdybym napiła się w towarzystwie moich współpracowników, zalałabym się łzami w kilka minut.
Siedziałam między Edgarem i Loganem. Czułam, że Logan nieprzypadkowo wybrał miejsce obok mnie. Być może zrobił to, aby zapewnić mi wsparcie, a może dlatego, że naprawdę coś do mnie poczuł.
- Jesteście parą?
Odsunęłam się w tył, aby mieć lepszy widok na Edgara i Logana.
- Jesteśmy przyjaciółmi - wyjaśnił Edgar, mierząc czujnym spojrzeniem mojego współpracownika.
- Widziałem, jak podjeżdżasz po Elaine po pracy. Sądziłem, że może między wami jest coś więcej - wyjaśnił Logan, uśmiechając się do mnie lekko.
- Elaine to moja siostrzyczka, choć nie z krwi. Kocham ją i będę ją chronił, choćby nie wiem co.
- Rozumiem, stary. Elaine przechodzi teraz trudny okres, w szczególności po tym, co stało się wczoraj w więzieniu.
Czułam się nieswojo, gdy rozmawiali o mnie, ale uznałam, że nie wypadało mi się wtrącić i tego przerwać.
- Logan, mógłbym cię o coś prosić?
- Jasne, stary. Co mogę dla ciebie zrobić?
- Zaopiekuj się Elaine w pracy - rzekł Edgar, a ja szturchnęłam go w bok, aby się zamknął. On jednak niezrażony kontynuował swój wywód. - Nie mogę pozwolić jej pracować w budynku pełnym przestępców, jeśli nie będzie miała ochrony. Rozumiem, że masz swoje obowiązki w pracy i nie należy do nich ochrona Elaine, ale zrób to, o co cię proszę. Sam nie mam odpowiednich kwalifikacji, aby zacząć pracę z nią i nie chciałbym spędzić życia do emerytury w pace. Wiesz, co mam na myśli.
- Rozumiem - przytaknął Logan, słuchając mojego przyjaciela z uwagą.
- Tak więc proszę, abyś przynajmniej odprowadzał Elaine do celi Laurenta i bezpiecznie eskortował ją do wyjścia z więzienia po godzinach pracy. Elaine pracuje tam od kilku dni, a już zabito człowieka i zrobiono jej...
- Wystarczy.
Mężczyźni spojrzeli na mnie przepraszająco.
- Doceniam twoją troskę, Edgar, ale poradzę sobie. Logan za każdym razem odprowadzał mnie do celi, a później schodził ze mną na dół, ale wczoraj wyjątkowo miał to zrobić Jackson, gdyż Logana nie było w pobliżu. Dostał jakiś sygnał na swoją krótkofalówkę i poszedł sprawdzić, o co chodzi. To nie jego wina, że Rocco mnie dopadł. To ja szłam zbyt blisko jego celi, podczas gdy powinnam trzymać się środka korytarza. Popełniłam błąd, na chwilę odpłynęłam myślami gdzieś daleko i przypłaciłam to napaścią na tle seksualnym. Więcej nie popełnię tego błędu. Jutro wrócę do pracy i będę się pilnować.
- Elaine, dziś wieczorem Rocco ma trafić do izolatki. Uzgodniłem to z dyrektorem.
Myślałam, że po tych słowach rzucę się w ramiona Logana z wdzięczności. Cieszyłam się, że mój kolega z pracy tak mi pomagał. Gdyby nie on, nie czułabym się w więzieniu ani odrobinę bezpiecznie.
- Dziękuję, Logan. To wiele dla mnie znaczy.
- Nie ma o czym mówić, Elaine - odparł, machając ręką. - Jestem ci to winien za niedopilnowanie cię. Vlad prosił jednak, abyś sama również się u niego stawiła i opowiedziała mu wszystko ze swojej perspektywy.
- Kim jest Vlad? - spytał zaciekawiony Edgar, przysłuchując się naszej wymianie zdań z boku.
- Dyrektor. Vlad Perrington - wyjaśniłam, uśmiechając się uspokajająco do przyjaciela.
- Ach, tak. Rozumiem.
- Słuchaj, Elaine. Może miałabyś ochotę jutro wyskoczyć ze mną gdzieś po pracy?
Zamarłam. Edgar odchrząknął porozumiewawczo, co znaczyło "a nie mówiłem?"
- Pójdę się przewietrzyć - wyszeptał mi do ucha mój przyjaciel, zostawiając mnie samą z Loganem.
- Gdzie chciałbyś pójść? - spytałam Logana, nie mając pojęcia, jak z tego wybrnąć.
- Moglibyśmy przejść się po parku albo zrobić piknik. Jak wolisz, Elaine.
- Logan, co powie na to twoja żona? Przecież mówiłeś, że masz żonę i dzieci. Nie chcę wkraczać w wasze małżeństwo. Czy coś się między wami stało?
Mężczyzna dopił piwo. Odstawił szklankę na stół z hukiem. Strażnicy z więzienia spojrzeli na niego pytająco. Logan przeczesał palcami włosy i westchnął ciężko.
- Wczoraj nakryłem ją w łóżku z innym facetem, Elaine. Tym gościem był mój przyjaciel.
- Co takiego?
Byłam w szoku. Po tym, jak Logan na więziennym spacerniaku opowiadał mi, jak kocha swoją żonę i dzieci, byłam pewna, że ich małżeństwo jest idealne. Nie chciało mi się wierzyć, że kobieta, którą Logan obdarzył bezwarunkową i najszczerszą miłością, wywinęła mu taki numer.
- Miałem wrócić do domu o osiemnastej, ale Vlad odprawił mnie z pracy dwie godziny wcześniej. Pojechałem po indyjskie jedzenie na wynos, gdyż Kate, moja żona, je uwielbia. Chciałem zrobić jej niespodziankę, ale gdy wszedłem do domu, zastała mnie cisza. Zwykle po pracy witały mnie dzieciaki, wieszając się na moich nogach i krzycząc, jak mnie kochają i jak za mną się stęskniły. Tym razem była jednak cisza, ale z sypialni dobiegały mnie dziwne odgłosy. Przez chwilę myślałem, że Kate postanowiła wysłać dzieci do swoich rodziców, aby umożliwić nam spędzenie czasu we dwójkę, ale gdy uchyliłem drzwi do sypialni, zobaczyłem ją pieprzącą się z moim najlepszym przyjacielem z liceum. Błagała mnie ze łzami w oczach, abym nie odchodził, ale spakowałem walizki i zostawiłem ją. Będę walczył o moje dzieci, jednak nie chcę, aby cokolwiek łączyło mnie z tą kobietą. Oddałem jej sześć lat życia, a ona przekreśliła nasz związek taką głupotą.
- Loganie, tak mi przykro. Tak współczuję twoim dzieciom.
- Dzięki, Elaine - rzekł ze smutkiem, ściskając nasadę nosa dwoma palcami. - Nie wiem, czym zawiniłem. Najwyraźniej znudziłem się Kate i postanowiła pozwolić innemu facetowi wejść w swoją cipkę. Przepraszam, że cię tym zamęczam, ale mnie to boli.
- Nie ma sprawy, jesteśmy w końcu kolegami z pracy, tak?
Uśmiechnął się sztucznie, kiwając głową.
- Nie wiem, czy pomysł spotkania z tobą jutro ci odpowiada. To nie musi być randka, Elaine. Po prostu chciałbym spędzić czas z kimś, z kim dobrze mi się rozmawia. Miałabyś coś przeciwko temu?
- Nie - odpowiedziałam, uśmiechając się do Logana i poklepując go po plecach. - Jestem pewna, że miło spędzimy czas.
- Dziękuję, Elaine. Ratujesz mi tyłek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top