11
Elaine
- Ciało Cassiusa zostało zabrane. Nie musisz się już denerwować, Elaine.
Siedziałam w gabinecie dyrektora Perringtona. Po rozmowie z Laurentem, w czasie której okropnie się poniżyłam, Logan przyprowadził mnie tutaj.
Zakończyłam rozmowę z Laurentem milczeniem. Klęczałam przy nim do czasu, kiedy przyszli strażnicy. Nie wiedziałam, co zrobię po wyjściu z więzienia, ale na razie nie chciałam niczego przyspieszać. Byłam w żałobie po Cassiusie, którego ciało zostało zbezczeszczone. Musiałam dowiedzieć się, jakim cudem Laurentowi udało się wyjść z celi i zamordować niewinnego człowieka.
- Przejrzeliśmy nagrania z monitoringu - oznajmił dyrektor Vlad Perrington, siadając na obrotowym krześle przy swoim biurku. - O dwudziestej czwartej kamery automatycznie się wyłączyły. Informatycy próbują dociec, jak to się stało. Nigdy wcześniej kamery nie zostały wyłączone. Przez całą noc strażnicy jednak patrolowali teren więzienia i żaden nie zauważył, aby Laurent Randall zniknął ze swojej celi.
- Możliwe jest więc, że to Laurent zamordował Cassiusa?
Mężczyzna westchnął ciężko. Wplótł palce w swoje włosy i spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Nie wiemy tego, Elaine. Nie możemy powiedzieć, co się stało, gdyż nie mamy zachowanego żadnego nagrania z nocnej zmiany. Policja będzie dziś przesłuchiwać strażników, choć wątpię, aby dowiedzieli się czegoś nowego. Skoro nie ma nagrań, a strażnicy są uczciwi wobec mnie, nie zrozumiemy, co się stało.
- Czy to może być moja wina?
- Nie rozumiem. Dlaczego śmierć Cassiusa Valentiego miałaby być twoją winą?
Przycisnęłam dłonie do oczu. Były już zapuchnięte i obolałe od płaczu, ale nie potrafiłam zatrzymać potoku łez. To, co zrobił Laurent, było potworne.
- Wczorajszego wieczoru byłam z Cassiusem na randce w restauracji Balein - wyznałam, wykręcając nerwowo palce dłoni. - Laurent podczas rozmowy powiedział, że jeśli spotkam się z jakimkolwiek innym mężczyzną, obetnie mu głowę. Nie chcę być nielojalna wobec Laurenta, gdyż wiem, jak ważne jest zaufanie między psychologiem a pacjentem, ale czuję się w obowiązku, aby o tym panu powiedzieć. Boję się, że to Laurent może stać za zabójstwem Cassiusa, ale z drugiej strony nie wierzę, aby udało mu się uwolnić z celi.
- Cholera, Elaine. Wiedziałem, że z Laurentem będą takie problemy. Chciałem dać temu chłopakowi szansę, ale teraz już sam nie wiem, co myśleć.
- Nie zrezygnuję z pracy w więzieniu, dyrektorze - oznajmiłam, martwiąc się, że po randce z Cassiusem, która zesłała na niego śmierć, zostanę stąd wyrzucona. - Cenię sobie możliwość rozwijania perspektyw, choć wiem, że będę potrzebowała chwilowej przerwy. Obiecuję, że do czasu, kiedy skończę pracować z Laurentem, nie będę spotykać się z innymi mężczyznami. Nie możemy być pewni, kto zamordował Cassiusa, ale jeśli jakimś cudem zrobił to Laurent, nie pozwolę na więcej takich sytuacji. Będę lojalna wobec więźnia, aby nie zesłał nieszczęścia na kolejnego człowieka.
- Doceniam twoje zaangażowanie, Elaine - odparł mężczyzna, uśmiechając się lekko. - Widzę, jak wiele nerwów kosztuje cię praca, ale nie zamartwiaj się. To, że poszłaś na randkę z Cassiusem, nie znaczy wcale, że to był powód jego śmierci. Ktokolwiek stoi za jego morderstwem, dorwiemy go.
***
Wieczorem przyszedł do mnie Edgar. Przepłakałam cały dzień i choć nie chciałam, aby przyjaciel do mnie przychodził, on się uparł.
Bałam się o jakiegokolwiek mężczyznę przebywającego w moim otoczeniu. Starałam się już nie pozwalać Loganowi ani innemu strażnikowi iść blisko siebie. Edgar odwiózł mnie do mieszkania, ale prosiłam, aby póki co nasz kontakt ograniczał się do dojazdów i przyjazdów z mojej pracy. Edgar jednak zdecydował, że nie pozwoli mi na zadręczanie się w samotności, dlatego wieczorem przyjechał do mnie ze spaghetti na wynos w dwóch pudełkach.
- Przestań o tym myśleć, dziewczyno. Wrócisz do pracy, kiedy poczujesz, że sobie poradzisz. Teraz masz wolne. Siedzisz w bezpiecznym domu, gdzie nikt cię nie skrzywdzi.
Edgar siedział po turecku na podłodze, opierając się plecami o moje nogi. Ja siedziałam na kanapie i walczyłam z jedzeniem. Byłam głodna, ale nie czułam się na siłach, aby jeść.
- Cassius nie żyje. Wczoraj byłam z nim na randce, a dziś już go nie ma.
Edgar jęknął. Odchylił głowę do tyłu, oparł ją o moje kolana, a ja wplotłam palce w jego jasne włosy.
- Nie wierzę, że Laurent go zabił. Gość nie mógł wyjść z celi. Wiem, że Cassius nie odrąbał sobie głowy sam, ale może zrobił to któryś ze strażników?
- Laurent mnie ostrzegał. Tak się o ciebie boję. Nie chcę cię stracić przed tego sukinsyna. On jest chory psychicznie. Wiesz, co dzisiaj zrobiłam?
Edgar pokiwał przecząco głową, a ja wlepiłam wzrok w obraz na telewizorze, gdyż uznałam, że nie będę w stanie mu o tym opowiedzieć, patrząc mu w oczy.
- Laurent lubuje się w BDSM. Mówił, że miał kilka partnerek, które wiązał i chłostał. Od początku twierdził, że należę do niego i najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej się z tym oswoję. Uważałam to za grę i starałam się nie przywiązywać niepotrzebnej uwagi do jego fetyszy, ale dziś ze strachu przed nim uklękłam.
- Kuźwa, Elaine...
- Obawiałam się o życie twoje i mojej rodziny. Laurent wie o mnie wszystko. Wie, że moi rodzice mieszkają w Fort Lauderdale na Florydzie. Wie, że moja siostra mieszka w Nowym Jorku. Wie nawet, gdzie ona pracuje! Widok odrąbanej głowy Cassiusa sprawił, że nie myślałam logicznie. Uklękłam przed Laurentem i przysięgłam mu, że będę wobec niego wierna. Wiem, że prędzej czy później skończę z nim pracę i wtedy będę miała prawo znaleźć sobie chłopaka, ale nie jestem pewna, jak Laurent to przyjmie. Skoro wie o mnie tak wiele, nie mam pojęcia skąd, to jest niebezpieczny i należy się go bać. Nie chcę żyć w wiecznym strachu. Pragnę żyć wolno i swobodnie, tak, jak na to zasłużyłam. Nie wierzę, że człowiek, którego znam od trzech dni, tak bardzo namieszkał w moim życiu.
Odłożyłam spaghetti na stolik. Schowałam twarz w dłoniach, wybuchając głośnym i niepochamowanym płaczem.
Edgar podniósł się z podłogi. Usiadł na kanapie obok mnie i przytulił mnie do siebie. Oparłam twarz na jego piersi i płakałam, mocząc mu łzami bluzę. Wbijałam palce w jego pierś, nie mając pojęcia, jak odkręcić to, co się stało.
- Nie martw się, słoneczko - wyszeptał mi we włosy, kołysząc mnie w ramionach. - Nie pozwolę żadnemu pieprzniętemu mordercy się sprzątnąć. Będę cię chronił. Gdybym mógł, zabrałbym cię stąd na Florydę do twoich rodziców, abyś mogła z nimi sobie spokojnie żyć. Wiem jednak, jak cenisz sobie niezależność i pracę, dlatego zrobię wszystko, abyś nie musiała się obawiać na każdym kroku.
Byłam wdzięczna Edgarowi za wsparcie, jakie mi okazywał. Gdyby nie on, już dawno bym się poddała.
Tej nocy Edgar został u mnie w mieszkaniu, aby mnie pilnować. Stało się tak również następnej nocy i jeszcze następnej.
Jutro, po trzech dniach wolnego, miałam wrócić do pracy w więzieniu. Miałam nadzieję, że na miejscu nie czekają mnie żadne przykre niespodzianki.
Laurent
Odkąd zostałem złapany i wsadzony za kratki, nie czułem się podminowany.
Elaine nie przychodziła do mnie od trzech dni. Za każdym razem, gdy pytałem tego pierdolonego Jacksona, czy wie, co się z nią dzieje, odpowiadał, że Elaine potrzebuje czasu po tym, co stało się Cassiusowi.
Nikt nie dowiedział się, jakim sposobem zginął Cassius. Wielokrotnie powtarzałem Elaine i ostrzegałem ją, że jest moja i powinna zrozumieć, jakie zasady mają przyświecać jej zachowaniu, ale ona mnie zlekceważyła. Sądziła, że siedząc za kratami, mam ograniczone możliwości. Biedna dziewczynka była w błędzie, a teraz z pewnością zrzucała winę na siebie.
Nie chciałem mówić, że to nie była jej wina, bo oboje wiedzieliśmy, jak było naprawdę. Cassius zginął przez nieostrożność mojej własności. Elaine chwyciła go za rękę, a nawet pocałowała w jebany policzek. Moja uległa nigdy nie powinna nawet pożądliwie spojrzeć na innego mężczyznę, a co dopiero go dotknąć.
Trzeci dzień bez obecności Elaine sprawił, że odchodziłem od zmysłów. Nieustannie pieprzyłem się ręką. Ocierałem się o materac jak niewyżyty nastolatek. Wsuwałem kutasa między pręty łóżka. Masturbowałem się pod prysznicem, czemu przyglądał się Logan. Nie był to pierwszy raz, gdy pieprzyłem się na oczach strażnika w więziennej łazience, ale dziś po raz pierwszy nie robiłem tego z satysfakcji, a raczej z bólu.
W nocy nie potrafiłem zasnąć. Rzucałem się z boku na bok. Krzyczałem w poduszkę i mordowałem swojego fiuta, dręcząc go tak, aż zwiotczał w moich rękach.
Tej nocy po raz pierwszy płakałem. Łkałem w poduszkę, okrywając głowę kocem. Miałem gdzieś, że więzienni strażnicy usłyszą mój lament. Tęskniłem za Elaine i choć wiedziałem, że do mnie wróci, jej brak u mojego boku mi doskwierał. Czułem się wybrakowany i kurewsko smutny. Nie czułem się tak od dnia, w którym porzucili mnie rodzice i moi bracia.
oczami dziesięciolatka
Wyszedłem ze szkoły. Malachi i Trevor flirtowali ze szkolnymi ślicznotkami. Opierali się o samochód rodziców. Nikogo w szkole nie dziwiło, że mieliśmy pieniądze i mogliśmy kupić sobie wszystko, czego zapragnęliśmy.
Tego dnia do szkoły przyjechał mój ojciec. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego to zrobił. Czyżby Malachi znów nabroił, rysując graffiti w szkolnej toalecie? Czy może Trevor zaciągnął do kantorka jedną z dziewczyn i zrobił jej palcówkę, dając się przyłapać nauczycielowi?
- Hej, braciszku! Podejdź do nas! Celestia chciałaby cię rozprawiczyć!
Nie reagowałem na komentarze Trevora. Zacisnąłem ręce na uchwytach plecaka i poszedłem prędko przed siebie. Autobus miał odjechać spod szkoły dopiero za dwadzieścia minut, a ja nie chciałem tyle czekać. Pieszo droga do domu zajęłaby mi czterdzieści minut, ale dzień był ładny i mogłem się przejść.
- Nie słyszałeś, że mówiłem do ciebie, skurwielu?!
Trevor chwycił mnie boleśnie za ramię. Spojrzał na mnie z nienawiścią.
- Puść mnie! - krzyknąłem, wyrywając się bratu. Mój opór sprawił jedynie, że Trevor mocniej zacisnął dłoń na moim ramieniu. Byłem pewien, że zostanie mi tam później siniak.
- Kiedy cię wołam, masz być posłuszny jak pies i bez szczekania podejść do nogi swojego pana. Jeśli jeszcze raz zachowasz się niestosownie, wywiozę cię do lasu i powieszę na jednym z drzew, abyś tam zdechł. Tylko na to zasłużyłeś, kupo gówna.
Trevor zaciągnął mnie do Malachiego i dziewczyn, które radośnie chichotały i dotykały moich braci.
Mój starszy brat popchnął mnie tak, że upadłem na kolana. Obtarłem sobie dłonie od upadku. Krwawiły i wrzynały się w nie malutkie kamyczki, powodując ból.
- Zobacz, Celestio. Jeśli lubisz znęcać się nad słabszymi, mój braciszek idealnie nada się na twojego niewolnika.
Trwałem na klęczkach tak długo, aż przyszedł mój tata. Rozgonił towarzystwo. Gdy zostałem z nim sam, chciałem poskarżyć się na zachowanie Trevora i poprosić, aby porozmawiał z moim bratem, ale zanim udało mi się cokolwiek powiedzieć, ojciec chwycił mnie za włosy i wrzucił do bagażnika.
- Spróbuj się ruszyć, a cię zamorduję.
Tata zatrzasnął bagażnik, a po chwili ruszył z miejsca.
Przez całą drogę płakałem, zakrywając usta dłońmi, aby tata nie był na mnie zły. Nie chciałem, aby zrobił mi krzywdę. Już nieraz karał mnie na najróżniejsze sposoby. Chłostał mnie, kazał mi klęczeć w kącie z rękoma związanymi za plecami, a ostatnio kazał mi rozebrać się do naga i jeść z miski na podłodze jak pies. Mama śmiała się przy tym, siedząc wygodnie na krześle i kładąc na mnie swoje nogi, jakbym był jej osobistym podnóżkiem.
Kiedy dojechaliśmy do celu, ojciec zatrzymał samochód. Otworzył bagażnik i kazał mi wypełznąć z niego.
Znajdowaliśmy się w lesie. Nowiutki mercedes taty nie pasował do tej scenerii, ale skoro ojciec uznał, że musi tu przyjechać, musiał mieć jakiś powód.
- Rozbierz się, Laurent.
- C-co?
- Rozbieraj się, kurwo!
Łzy spływały po moich policzkach. Rozebrałem się na oczach taty, odkładając na ziemię plecak.
- Teraz odwróć się do mnie tyłem, uklęknij i skrzyżuj ręce za plecami.
Pochyliłem pokornie głowę i wykonałem polecenie taty. Uklęknąłem na brudnej ziemi pokrytej kamyczkami i gałązkami, po czym skrzyżowałem ręce za plecami.
Nie minęła chwila, a ja poczułem, jak tata krępuje mi ręce sznurem. Nie odezwałem się, gdyż wiedziałem, że zasłużę sobie na lanie, jeśli zrobię coś wbrew woli mojego ojca. Gdy tata skończył mnie krępować, na karku poczułem ostrze.
- Wychowywałem cię przed dziesięć lat, darmozjadzie. Nie mam ochoty się z tobą dłużej użerać. Twoja matka poprosiła mnie, abym dziś się ciebie pozbył. Nie chcę jednak odbierać ci życia, gdyż naiwnie wierzę, że może uda ci się coś osiągnąć. Dlaczego policzę do dwudziestu, Laurencie. Jeśli ruszysz się i zaczniesz uciekać, z pewnością znajdziesz sobie w życiu cel. Jeżeli jednak pozostaniesz na klęczkach, wbiję ci ostrze noża w tętnicę szyjną i sprawię, że zginiesz. Wybór należy do ciebie synu.
- Tato...
Ojciec zaczął odliczać. Czułem napór ostrza na kark. Byłem pewien, że gdyby chciał, tata bez mrugnięcia okiem pozbawiłby mnie życia.
Kiedy doliczył do dziesięciu, wstałem. Na drżących nogach, potykając się, zacząłem uciekać. Płakałem głośno, modląc się, abym nie został zjedzony przez dzikie zwierzę. Może moje życie nie było najlepsze, lecz miałem w sobie wolę walki. Miałem prawo żyć i uciekając od ojca, to właśnie zrobiłem. Podarowałem sobie szansę na nowe życie i choć nie było wcale lepsze od tego, które znałem wcześniej, to każdego dnia żyłem tak, jakby jutro miało nigdy nie nadejść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top