Rozdział 9
Następny dzień upłynął na gorączkowych przygotowaniach. Zaraz po nastaniu świtu, śpiącą Nelly obudził Sachahiro z wiadomością, że muszą wyruszyć na Górę. Najlepiej jak najszybciej. Ta informacja zadziałała na dziennikarkę lepiej niż lodowata woda, którą się myła dwa dni temu. Nie spodziewała się aż tak szybkiego przyśpieszenia działania. Domyślała się, że decyzja została podjęta szybko i równie szybko Sachahiro ponaglił ją jej oznajmić. Umyła się w wodzie przyniesionej w misce. W chacie panował wtedy półmrok, rozświetlony przez mocno pomarańczową poświatę wczesnego brzasku słońca. Kobieta przebrała się, spakowała kilka swoich najważniejszych rzeczy do torby, które zabrała ze sobą pierwszego dnia pobytu i upewniła się, że niczego nie brakuje. Pozostawiła ją w najciemniejszym rogu pomieszczenia. W uczesanej krótkiej kitce spotkała Sachahira na ścieżce między chatami. Świat dżungli, mimo że nigdy nie uśpiony, zdawał się jakby dopiero budzić. Nelly zauważyła lekkie poruszenie w chatach — niektórzy mieszkańcy już się budzili.
— Skąd ta nagła decyzja? — zapytała, spokojnie spacerując u prawego boku mężczyzny.
— Mówiłem wcześniej, że za długo nie pomieszkasz z nami. — Nelly czekała na ciąg dalszy wypowiedzi. Przełknął ślinę, spojrzał w niebo i kontynuował — Sama też twierdziłaś, że zostaniesz na jakieś dwa dni i skupisz się na części właściwej swojej pracy. Bazę do niej teraz zdobyłaś.
Nelly była zaskoczona, że pamiętał jej dokładne słowa. Z jednej strony było jej nawet przez to miło, ale z drugiej mężczyzna sparafrazował jej wypowiedź na swoją korzyść. Doskonale wiedział, że nie miała całkowitej „bazy" przez swoją jednodniową „chorobę". Nie zdążyła uzupełnić potrzebnych luk. Również chciała po prostu wiedzieć więcej o życiu tutaj — w samym sercu gwatemalskiej dżungli, dzikiej, nieposkromionej, skrywającej tajemnice i zapewne brudne sekrety. Tej dodatkowej wiedzy raczej nie wykorzystałaby w obszernym artykule, który dopiero miał powstać. Tę wiedzę chciałaby jedynie posiąść na własność. Niekoniecznie by się nią chełpiła przed wszystkimi — no chyba, że byłoby to konieczne podczas wywiadów, gdy jej ciężka praca zostanie należycie i hojnie nagrodzona. Była pewna, że to nastąpi. Musi. Nie wiedziała co skrywa okryta tajemnicą i czarną sławą Góra Skorpionów. Jeszcze tego nie wiedziała.
— Wyruszamy dzisiaj? — zapytała po chwili rozmyślań. Grunt był dość mokry, chociaż opady zmniejszały się z dnia na dzień. Pora deszczowa powoli odchodziła na rzecz pory suchej. Nelly zabiła komara na swoim ramieniu.
— Raczej nie. Musimy wszystko szybko przygotować. Podróż może potrwać dość długo.
— Mam samochód — przypomniała rudowłosa.
— A dasz radę jeździć nim pomiędzy gęstymi drzewami? — zapytał kąśliwie. Nelly zrobiło się trochę głupio. Spróbowała szybko się zreflektować.
— Szybko pojadę nim do miasta i kupię co będzie najbardziej potrzebne. Większość rzeczy już mam.
Sachahiro machnął lekceważąco ręką i założył ją z powrotem za plecy. Nelly czuła jak się powoli gotuje w środku.
— Czyli co takiego potrzebujemy? — zapytała gniewnie. Mężczyzna popatrzył na nią spokojnie, ze zdziwieniem. Nelly drażnił ten spokój. Zarówno na jego twarzy, w jego postawie, głosie, w jego kroku, który również był charakterystycznie pewny siebie. Sachahiro nie był ani trochę flegmatyczny — co to, to nie — ale dla Nelly o żywiołowym temperamencie robił wszystko zbyt przemyślanie i nawet apodyktycznie w stosunku do niej. Wszystko wiedział lepiej.
— Señora Foster, wszystko z panią w porządku? Jest pani głodna?
— Nie — odrzekła pewnie, szybko, twardo i ciut za głośno.
— To była odpowiedź do którego pytania? Pierwszego?
Na dodatek się z nią droczy! To jeszcze w taki sposób, w czasie rozmowy o naprawdę poważny temat!
— Señora, z całym szacunkiem, ale radzę pani spacer. Wywietrzy negatywne emocje, wywołane... no właśnie niczym. Uspokoi się pani i wróci.
— Widzę, że señor ma dzisiaj doskonały humor — rzuciła złośliwie. — W końcu mówi pan więcej niż trzy słowa w jednym zdaniu!
— Tylko proszę uważać na jaguary, señora!
W znakomicie złym humorze zeszła ze ścieżki, pozostawiając Sachahira samego. Może ten wyrośnięty czubek ma rację i powinna się przejść? Nie, na pewno nie ma racji, ale i tak na spacer pójdzie! Ale to z własnej inicjatywy, a nie z jego pomysłu. Dla jasności.
Przeszła przez wąską szparę, utworzoną przez nierównolegle postawione domki. Kipiała złością i chciała oddalić się jak najszybciej. Wiał lekki, chłodny wiatr, subtelnie poruszając roślinnością i wprawiając w ruch ciemnorude włosy Kanadyjki. Miała ochotę krzyknąć ale się nie odważyła.
Zatrzymała się dopiero przy końcu wioski. Jeszcze kilka metrów, a wpadłaby do gęstej dżungli. W skromnych rozmiarów sadzie awokado była sama. Warknęła i złapała się za włosy, targana wściekłością. O co tak naprawdę jest zła? — sama pytała się w myślach. Odgarnęła gęstą czuprynę i wykonała kilka uspokajających oddechów z twarzą schowaną w dłoniach. Sad tonął w gęstej mgle. Tutaj, słońce jeszcze nie dotarło, panowała zimna ciemność i złowroga cisza. Nelly widziała jedynie pnie drzew i niższe liście, rysujące się w mgle. Serce zabiło jej szybciej. Uświadamiając sobie swoje odseparowanie i duże niebezpieczeństwo, wszystkie dźwięki, których za jasnego dnia nie zauważyłaby, zaczęły do niej krzyczeć. Skóra pokryła się gęsią skórką, na myśl co mieszka pomiędzy gęstym listowiem. Powinna szybko wracać i odnaleźć Sachahira.
Przeklęta dżungla! — powiedziała w myślach, rozglądając się na boki. Nawet nie spędziła w niej ani minuty, a już ten ogromny zbiór drzew zaczął działać na jej charakter i emocje. A najbardziej na wyobraźnię. Pokręciła głową, jakby to miało wyrzucić z niej głupie, absurdalne myśli. Obawiała się, że spomiędzy gęstych, niskich drzew wyskoczy równie niski Indianin z długimi włosami i będzie znów próbował ja udusić. Nelly, dlaczego o tym pomyślałaś?
To już była zdecydowanie ta chwila, w której powinna zawrócić i znaleźć się ponownie na ścieżce w obszarze mieszkalnym. Na jaśniutkiej, podmokłej dróżce, która nie jest utopiona w gęstej jak mleko mgle. Z ironią przyznała, że to też może być ten moment, w którym szaleniec wbija w czubek jej głowy mały toporek ze wstążkami. Jeśli tylko byłby zdolny na tyle podskoczyć. Na pewno był — przełknęła ciężką gulę w gardle. Och, co za szybka zmiana emocji! Choroba afektywna dwubiegunowa czy raczej typowa, miesięczna przypadłość kobiety? Albo już popada w obłęd. Co prawda Ron opowiadał jej, że charakterystyczną i równocześnie wyjątkową właściwością dżungli jest to, że budzi w człowieku pierwotne, dzikie instynkty i ukazuje nieznaną dotychczas stronę osobowości. Według jego kolorowych historii, osoba niezwykle odważna i przebiegła w obliczu tego tropikalnego lasu może przypominać największego, nieporadnego tchórza, a niesforna szara myszka może nawet nie mrugnąć w starciu z jaguarem. Sądziła, że przesadzał, ale z drugiej strony nigdy nie była aż tak niepewna i czuła się taka słaba, jak w ciągu ostatniego dnia. A do serca dżungli było bardzo daleko. Eleanor Foster — powiedziała do siebie w duchu — weź się w garść! Nie daj się straszyć i niech wróci pewna, twarda dziennikarka!
Z prób przywrócenia sobie jeszcze nie tak dawnej pewności siebie wyrwał ją nagły szelest za jej plecami i przerażona podskoczyła z krótkim krzykiem. Miała rwać się do ucieczki, zanim szybko przyjrzała się czającej się osobie między gęstymi liśćmi drzewa awokado.
— Akna? — zapytała niepewnie. Dziewczynka wyłoniła się z cienia. Nelly odetchnęła z nieskrywaną ulgą.
— Co pani tutaj robi? — zapytała jednocześnie cichym ale pewnym siebie głosem dziewczynka.
— Wystraszyłaś mnie.
— Zauważyłam. Ma pani oczy jak dwa spodki. Przepraszam.
— W porządku. Co robisz w sadzie? I to jeszcze w takiej ciemności?
— Widziałam jakiś ruch między chatami. No i zaczęłam śledzić.
Nelly prychnęła z zaskoczeniem i niedowierzaniem.
— Lubisz śledzić ludzi?
— Jedynie gdy wydają mi się interesujący.
— Nie powinnaś wracać?
— Powinnam — odpowiedziała szczerze z prostotą. Nie ruszyła się ani na centymetr.
— Kradła pani awokado z drzew? Nie wolno kraść — Akna odezwała się po chwili milczenia. Nie wyglądała na skrępowaną, w przeciwieństwie do Nelly. Zdawałoby się, że w ciemności ta sytuacja bawi dziewczynkę.
— Oczywiście, że nie — zaprotestowała. Na dowód swojej niewinności Nelly pokazała jej swoje ręce. — Widzisz? Nic w nich nie ma.
— Ach, udało się pani!
— Pokażesz mi drogę powrotną? — Nelly zapytała z delikatnym uśmiechem, powoli się odprężając.
— Powrotną do czego? — zapytała. Jej wzrok zawiesił się w jednym punkcie za wysoką kobietą. Zauważając to, Nelly rozejrzała się za siebie. W ciemności, dodatkowo spowitej mgłą nic nie dostrzegła.
— Musimy wracać. Ale to szybko! — wyszeptała Akna, niemal nie ruszając wargami. Do Nelly dopiero po sekundzie dotarło, że dziewczynka coś do niej powiedziała. Obie odwróciły się i ostrożnie wyszły z sadu. Akna rozglądała się bardzo subtelnie na boki, a Nelly starała się opanować szalone bicie własnego serca. Akna pociągnęła Nelly między drzewa i szybko przebiegła, każąc pośpiesznie podążać za sobą dziennikarce. Była zgrabna jak łania i szybka jak lis. Ciągnęła kobietę okrężną drogą, po największej mgle i ciemności, która powoli odchodziła ustępując miejsca słabym promieniom światła. Droga była nierówna, biegła pod górkę. W pewnym momencie Akna szła tak blisko ziemi, że Nelly aby jej dorównać musiała się niemal czołgać. Dodatkowe utrudnienie stanowiły niskie, ostre krzewy, jakieś ciernie i niższe gałęzie. Zdrapała kolano oraz miała kilka otarć zarówno na ramionach jak i nogach. Starała się być cicho, ale wciąż wydawało się jej, że oddycha za głośno albo bicie jej serca doskonale słychać. Nie śmiała przerywać milczenia pytaniem przed czym uciekają. Jakieś niebezpieczne zwierzę? Albo szaleniec z długą grzywą? Nelly czuła swoje serce w gardle.
Akna schowała się za drzewem uważnie nadsłuchując. Nelly, zgarbiona i klęcząca jednym kolanem za plecami dziewczynki, wyobrażała sobie jej minę, gdy wytęża wszystkie swoje doskonałe zmysły. Rozejrzała się niespokojnie na boki. Każdy szelest wydawał się jej podejrzany i obrzydliwie niebezpieczny. Najchętniej zerwałaby się na równe nogi i zaczęłaby biec. Prostoduszna dziewczyna zamarła w bezruchu. Nelly uniosła wzrok, spoglądając na nią. Były niedaleko wioski, znajdowały się w lesie. A dokładniej Nelly była skryta w rowie, a Akna nad nią na jego wzniesieniu.
Machnęła lekko ręką i szybko prześlizgnęła, znikając dziennikarce z oczu. Z bijącym sercem, Nelly wdrapała się na strome, krótkie wzniesienie, chyżo namierzyła Indiankę wzrokiem i z niewielkim szelestem pojawiła się u jej boku. Lekko dyszała, po trosze z ekscytacji, adrenaliny, a po trosze z przerażenia i wysiłku. Akna wyglądała jak nieporuszona tropicielka — ładne, zmarszczone czoło, świecące się ciemne oczy, wytężone i gotowe dostrzec nawet mrówkę w nieodpowiednim miejscu, ugięte nieznacznie kolana, lekko napięta sylwetka, gotowa do niespodziewanego biegu. Powoli prowadziła długą, okrężną drogą dziennikarkę. Mgła się przerzedzała, widok się rozjaśniał, zimno zastało, tak samo jak spięcie i przerażenie Nelly. Akna delikatnie wykonała kilka ruchów dłońmi w chłodnym powietrzu. Nelly zrozumiała. Powoli zbliżały się do wioski.
Będąc niemal u celu, obie zatrzymały się gwałtownie, słysząc wyraźny szmer za swoimi plecami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top