you won

THE FINAL LEVEL

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

2 LATA PÓŹNIEJ.

Luke z zachwytem patrzył na dwa małe brzdące, bawiące się otrzymanymi pluszakami, zaś Michael z zachwytem patrzył na Luke'a. Blondyn wyjął kolczyk z dolnej wargi, ponieważ dzieci zbyt często sięgały do niego rączkami i Michael bał się, że w końcu go wyrwą.

– W porządku, Lizzie, chodź do taty – rzucił Mike i podniósł jedno z dzieci, a Luke spojrzał na niego jak na idiotę.

– To jest Calum, głupku. Michael, one już nie są tak małe, by wciąż je mylić – stwierdził z rezygnacją, widząc jak Michael odsuwa od siebie dwulatka i przygląda mu się, jakby mały Cal był okazem w zoo.

– Przecież wiedziałem, że to Calum. Sprawdzałem cię. Świetna czujność – mruknął szybko czerwonowłosy i uciekł z pokoju, trzymając mocno chłopca przy piersi.

Luke pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał na maleńką Lizzie, wpatrującą się w niego dużymi, błękitnymi oczami odziedziczonymi po nim. Wyciągnęła rączkę do góry i chwyciła palec Luke'a, a on uśmiechnął się szeroko.

– Co jest, laleczko? – mruczał uspokajająco. Elizabeth ziewnęła i przymknęła oczka, wciąż trzymając jego palec. Luke nawet nie był w stanie opisać miłości, która wypełniała jego serce.

Cztery miesiące temu w końcu wziął ślub z Michaelem, który mimo kilku wpadek (wybranie Caluma na świadka było najgorszym co Mike mógł zrobić) zakończył się idealnie. Luke ostatecznie nie ubrał sukni ślubnej, ale żeby wynagrodzić to Michaelowi, podczas ich nocy poślubnej miał na sobie podwiązkę.

Tak, to świadczyło bardzo wiele o tym, jak Luke kochał Michaela.

Wciąż mieszkali w kupionym dwa lata wcześniej mieszkaniu, ponieważ całkowicie pokochali to miejsce i stworzyli z nim wiele wspomnień, chociaż wiedzieli, że gdy dzieci podrosną, będą musieli się przenieść.

Luke chciałby kupić dom niedaleko Caluma, Stelli i Tommy'ego (którzy już oficjalnie byli rodziną, bo Cal i Stella pobrali się przed Lukiem i Michaelem, a następnie adoptowali Tommy'ego), ponieważ Ash i Bryana (planujący właśnie ślub) również chcieli przenieść się do tamtej dzielnicy. Takim sposobem mogliby wszyscy być razem, a niczego przecież nie chcieli bardziej. Po wszystkim, co razem przeszli wiedzieli, że ta przyjaźń jest wieczna.

Blondyn obserwował, jak jego dziecina zasypia, przytulając do siebie misia wyglądającego jak Chewbacca. Michael naprawdę próbował zarazić swoją obsesją każdego i faktycznie często nazywał Caluma Hanem. Luke myślał, że będzie go to irytowało, ale szczerze mówiąc było urocze.

Michael kochał te dzieci zupełnie tak, jakby były jego. Nigdy nie krzyczał, chociaż po milionie nieprzespanych nocy miał do tego prawo. Nigdy się nie złościł, kiedy to on musiał wstać w nocy, żeby nakarmić któreś z bliźniaków, lub zająć się jednym, kiedy bolał je brzuch. Zastępował przy nich Luke'a, kiedy blondyn płakał z frustracji i bezradności, a gdy już udało mu się uspokoić Lizzie i Caluma, zajmował się Lukiem i jego samopoczuciem.

Michael Clifford miał serce, które z trudem mieściło się w jego ciele. Luke powtarzał to już milion razy, ale prawdopodobnie będzie powtarzał do śmierci: jego mąż był najcudowniejszą osobą na świecie.

– Han Solo jest zmęczony – powiedział cicho Michael, wnosząc chłopca do sypialni dziecięcej, znajdującej się na przeciwko tej, która należała do Luke'a i Michaela. Mężczyzna pocałował dziecko w czoło i delikatnie ułożył je w kołysce. – Śpij dobrze, mały książę.

Luke nie mógł powstrzymać cichego pisku, który stłumił poprzez zasłonięcie ust dłońmi. Michael był tak uroczy przy dzieciach, że Luke miał ochotę faktycznie stworzyć sobie małą armię. 

– Kocham cię tak bardzo mocno.

Michael odwrócił się w jego stronę z uśmiechem na ustach. 

– A ja i tak kocham ciebie mocniej – odparł i pochylił się, łącząc ich usta w czułym pocałunku.

Kto by pomyślał, że po ośmiu latach taki prosty gest wciąż potrafił rozpalić w nim ogień?

Luke przysunął się bliżej, przytrzymując przy sobie Mike'a i pogłębiając pocałunek. Młodszy mężczyzna wplótł dłoń w jego jasne włosy i lekko pociągnął, otrzymując w zamian jęk zadowolenia dobiegający z gardła Luke'a. Druga dłoń Michaela powędrowała do tyłka jego męża i zacisnęła się tam, przyciągając blondyna tak, że między ich ciałami nie było już nawet centymetra wolnej przestrzeni. Ich oddechy były krótkie i urywane, chłonęli siebie nawzajem tak, jakby to był ostatni wspólny wieczór.

W końcu Luke przypomniał sobie gdzie się znajdują i odsunął od siebie Michaela, patrząc na dwójkę śpiących dzieci. 

– Mike, nie możemy robić tego tutaj.

– Dlaczego nie? – marudził Michael, czując bolesne pulsowanie w bokserkach.

– Bo jesteś za głośny, a nie chcę budzić dzieci – odpowiedział i uśmiechnął się złośliwie, ostatni raz całując go w usta, a następnie wychodząc z pokoju.

Clifford spojrzał na Elizabeth i Caluma zmrużonymi oczami, wzdychając cicho. 

– Kiedyś mi za to zapłacicie – obiecał szeptem i na palcach opuścił pomieszczenie.

Luke znajdował się w salonie, podłączając Xbox do telewizora. Michael oparł się o framugę, przyglądając mu się z uwagą. To było coś, co miało mu się nigdy nie znudzić. Luke był piękny, a Mike zakochany do szaleństwa, więc lubił go podziwiać.

– Sprawiłeś, że mam erekcję, a teraz chcesz grać w... Mario Kart? – spytał Michael, z trudem ukrywając rozbawienie. Luke wyprostował się i uśmiechnął głupkowato.

– Mhm, zamówię też pizzę.

– Luke, ale ja mam poważny problem. – Michael spojrzał w dół i pomyślał, że oczywiście mógłby to załatwić sam, ale gdzie tu zabawa i od czego miał męża?

Luke powędrował wzrokiem tam, gdzie Michael i zaśmiał się cicho. 

– Hm... Może niech będzie tak: jeśli wygrasz wyścig, to ci obciągnę. A jeśli nie...

– Okej księżniczko, wszyscy wiemy, że wygram, więc nie musisz kontynuować – rzucił Michael pewnym siebie tonem, pomagając Luke'owi rozłożyć poduszki na podłodze.

A jeśli nie – powtórzył blondyn z naciskiem. – To wynosisz śmieci przez trzy miesiące.

Czerwonowłosy spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. 

– Że co? A gdzie tu niby jest sprawiedliwość?

– Czyżbyś wątpił w swoje umiejętności, kotku? – spytał Luke ironicznie, wiedząc, że duma Michaela nie pozwoli mu się wycofać.

W końcu po zamówieniu pizzy i ułożeniu wygodnego miejsca na ziemi, Luke i Michael siedzieli w bokserkach z joystickami w dłoniach, skupiając się na ekranie i małych samochodzikach. Michael oczywiście grał Mariem, a Luke'owi wybrał Princess Peach, za co Luke śmiertelnie się obraził.

Mieli po dwadzieścia cztery i dwadzieścia pięć lat, ale wciąż czasami zachowywali się jak dzieci. Może było to wywołane faktem, że szybko musieli dorosnąć i chcieli stworzyć sobie odskocznię od poważnego świata dorosłych, który wciąż ich przerastał. Przed innymi udawali, że wszystko jest wspaniałe, ale będąc w swoim towarzystwie mogli po prostu być sobą i przyznać, że często potrafili wszystko spieprzyć, by zacząć od nowa i poradzić sobie lepiej. Nie poddali się i nigdy nie mieli takiego zamiaru.

– Ha! Wygrałem, słonko. Wiesz co to znaczy – powiedział Mike z dumą w głosie i odłożył joystick, patrząc na Luke'a z uniesionymi brwiami. Blondyn nie wyglądał na zadowolonego, ponieważ naprawdę nie znosił wynoszenia śmieci, ale umowa to umowa.

Michael nie przewidział następnego ruchu swojego męża i kiedy Luke rzucił się w jego kierunku, Mike po prostu poleciał na poduszki, pozwalając Luke'owi na sobie usiąść. Starszy mężczyzna przygwoździł ręce Michaela do podłogi, zaciskając dłonie na jego nadgarstkach i pochylił się nad nim.

– To zapowiada się lepiej niż obciąganie – wydyszał Michael, patrząc w błyszczące oczy Luke'a. Tamten uśmiechnął się, po czym otarł się o krocze Mike'a, czując jak jego członek ponownie twardnieje. – Kurwa, skarbie...

Blondyn przycisnął usta do szyi Michaela, całując go coraz niżej, aż do obojczyka. Jego biodra wciąż się poruszały, dając przyjemność zarówno jemu, jak i chłopakowi leżącemu pod nim.

– Luke, wiesz, że nie znoszę być na dole – jęknął Michael, wypychając biodra do góry. Potrzebował dotyku blondyna bardziej niż czegokolwiek, czuł się tak, jakby jego serce miało wyskoczyć z piersi i pragnął, by Luke po prostu zajął się nim jak należy.

– Wiem, ale to ci się spodoba – zapewnił Luke, następnie przygryzając dolną wargę Michaela i ciągnąc ją w swoją stronę, jednocześnie mocniej naciskając na jego erekcję.

Już kiedy Michael miał spróbować uwolnić swoje nadgarstki, do ich uszu doleciał dźwięk dzwonka do drzwi. 

– Kurwa – zaklął mężczyzna z frustracją. – Nie idź – powiedział do Luke'a, wyglądającego na równie niezadowolonego. Jego policzki były czerwone, a oddech przyspieszony. – Luke, kurwa, nie otwieraj tych drzwi.

– Muszę. To pewnie dostawca pizzy, będzie dzwonił dalej i obudzi dzieci – mruknął Luke, po czym pocałował swojego podnieconego męża i poderwał się do góry.

Michael jęknął bezradne, podnosząc się na łokciach i rozglądając po salonie. Jego wzrok padł na telewizor, a na ustach pojawił się uśmiech.

W wieku siedemnastu lat Michael chciał umrzeć, ponieważ nie miał dla kogo żyć.

W wieku dwudziestu czterech lat Michael żył dla ośmiu osób – Luke'a, Lizzie, Caluma Juniora i Caluma Seniora, Stelli, Ashtona, Bryany i Jack'a. To byli jego przyjaciele, rodzina. Ludzie, którzy go kochali. Chcieli go. Akceptowali.

A najważniejsze w tym wszystkim było to, że ktoś żył dla niego. Michael nareszcie zrozumiał, że dom to nie miejsce. Dom to osoba, przy której czujemy się bezpiecznie i wiemy, że nieważne jakim bałaganem jesteśmy, ta osoba nie przestanie sklejać naszych roztrzaskanych kawałeczków, dopóki nie upewni się, że zebrała wszystkie, co do jednego.

Luke był jego domem.

I kiedy Michael patrzył na ekran telewizora, na którym widniały kolorowe litery układające się w napis WYGRAŁEŚ, Mike po prostu wiedział, że tak jest.

Wygrał tę grę, którą rozpoczął osiem lat temu. Wszyscy ją wygrali.

Michael nie musiał wciskać REPLAY.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

LEVEL COMPLETE

YOU WON!

SAVE THE GAME

NEW GAME

REPLAY?

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

CZEŚĆ DZIECIACZKI PO RAZ OSTATNI. PŁACZĘ.

Nawet nie wiem od czego powinnam zacząć, o rany.

Może od tego, że nie wierzyłam, iż uda mi się z tę historią zajść tak daleko. Game Over było pierwszą historią, którą zakończyłam. Każda wcześniejsza była kasowana po kilku rozdziałach, a tu nie tylko dobrnęłam do końca, ale również zakończyłam sequel. Nie ukrywam, momentami było fatalnie. Zarywałam noce, poddawałam się, chciało mi się płakać i miałam dość. Wiem, że może to brzmi głupio, bo ani GO ani Replay nie są fenomenalne, ale... Kurcze, ta historia wiele dla mnie znaczy, mimo swojej banalności. Będę czytała ją jeszcze wiele razy, bo pokochałam własnych bohaterów. Mieli wady, czasami bywali irytujący, ale przywiązałam się do nich i smutno mi, że to już koniec. Jednocześnie cieszę się, bo... hej! udało mi się!

Oczywiście niczego nie zrobiłabym bez ciebie, Czytelniku. Przepraszam, jeśli czasem cię nudziłam, jeśli przeze mnie płakałeś, albo zarywałeś noce. Mam nadzieję, że było warto, a mi chociaż raz udało się rozbawić cię moimi głupotami. Cieszę się, że przeszliśmy przez to razem. :-)

To chyba tyle ode mnie. Przepraszam, że ten epilog jest taki... Szybki? Chodzi mi o to, że nie rozwijałam za bardzo wątków, bo po prostu wyszłoby to zbyt długie, a nie chciałam aż tak przeciągać. Naprawdę mam nadzieję, że aż tak tego nie zepsułam.

Dziękuję bardzo za wszystkie głosy i wyświetlenia i również za to, że dzięki wam Replay jest #1 w kategorii Short Story. Jesteście cudowni, okej. Kocham was.

A wy chcielibyście zagrać ponownie?

Na razie, dzieciaczki.







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top