level 8; luke + michael
LEVEL EIGHT
multiplayer
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke obudził się z okropnym hukiem w głowie. Było zupełnie tak, jakby ktoś tańczył rumbę na jego mózgu. Blondyn po raz kolejny powtórzył, jak bardzo się nienawidzi i przysiągł, że jeszcze jeden taki zabawowy wieczór, to zapisze się na spotkania AA.
Niepewnie rozejrzał się dookoła, na początku nie mogąc skojarzyć, gdzie się znajduje. Dopiero, gdy ujrzał Caluma leżącego między kanapą, a stolikiem do kawy, przypomniał sobie wydarzenia minionej nocy. Byli w klubie, spili się, a potem on i Michael...
Michael. Luke nigdzie go nie widział i może tak było nawet lepiej. Nie mógł powstrzymać toku myślenia, krążącego wokół jednego zasadniczego pytania: "kiedy jego życie zmieniło się z w miarę poukładanego, na życie wypełnione alkoholem i nieodpowiedzialnymi decyzjami?" Cóż, zdaje się, że od momentu, w którym Michael przyjechał do San Francisco. Może Luke podświadomie wiedział, że Michael jest blisko... Ta, dodatkowo miał laleczkę voodoo, schowaną pod poduszką, która w nocy piszczała mu do ucha coś w stylu "MICHAEL TU JEST MICHAEL TU JEST BIP BIP GEJ RADAR."
Luke potrzebował psychiatry. Najlepiej od razu.
Dźwignął się z fotela, jednak w tym samym momencie Calum nieco się przesunął i Luke najzwyczajniej potknął się o jego stopy, spadając na plecy bruneta.
– Kurwa, atakują! – wrzasnął Calum, zaś Luke jęknął, ponieważ tancerze w jego głowie postanowili przerzucić się na breakdance.
– Zamknij się, dupku, bo mi zwalasz World Trace Center na głowę – warknął Hemmings, próbując się podnieść.
– Luke, od tyłu to nie po Bożemu – powiedział Michael, który nagle wystawił głowę zza kanapy, gdzie zapewne znajdował się przez cały czas. Jego włosy sterczały każdy w inną stronę, ale najwyraźniej kac nie przeszkadzał mu tak bardzo jak Luke'owi. Szczęściarz.
– Coś tam było z krzyżem, ale jestem za inteligentny, żeby się z tobą o to kłócić – odparował Luke i dosłownie przeturlał się z Caluma na kanapę. Nie miał siły na wykonywanie gwałtowniejszych ruchów, bo bał się, że zwymiotuje na podłogę, a Ashton raczej nie byłby tym zachwycony.
– Niewiele z wczoraj pamiętam, ale.... oooo – westchnął Calum, przenosząc wzrok z Michaela na Luke'a i z powrotem. Następnie wskazał na nich palcem i uśmiechnął się głupkowato. – A ja wiem, co robiliście! To dopiero było nie po Bożemu!
Michael wybuchnął śmiechem. Nie mógł nic poradzić na to, że miał po prostu fantastyczny humor. Nie czuł się tak od miesięcy i nawet nie kłopotał się szukaniem przyczyny, ponieważ siedziała ona tuż przed nim na kanapie. Nie było nic złego w tym, że chciał zaznać odrobiny szczęścia, zanim będzie musiał wrócić na ziemię i znów stać się realistą.
– Dobra, dzieciaczki. Jest już po dziesiątej, a Stella właśnie zarzyguje mi łazienkę, więc byłbym łaskawy, gdybyście... – zaczął Ashton, niespodziewanie stając w drzwiach i obrzucając wzrokiem żałośnie wyglądających przyjaciół. Pomyślał, że tak właśnie jest pozwolić pić gówniarzom. Koniec końców to on musiał ich tutaj przywieźć, ale już nie był w stanie położyć ich do łóżek, więc pozwolił towarzystwu spać tam, gdzie akurat upadli.
– Po dziesiątej?! – krzyknął Luke, momentalnie zrywając się z miejsca i zaraz z jękiem opadając z powrotem. – Cholera, jestem umówiony z Emily...
Bum, dobry humor Michaela prysł, niczym bańka mydlana. Podniósł się z podłogi i usiadł na fotelu, ironicznie patrząc na Luke'a, który wyglądał tak, jakby faktycznie martwił się swoją dziewczyną. W zasadzie Michaela nie powinno to dziwić, ale przecież był w tylko jednym związku, dodatkowo z Lukiem, także pewnie niewiele wiedział.
– No to leć. Tylko najpierw przebierz się w jakiś golf – rzucił Mike i uśmiechnął się. Sprawiało mu to wręcz sadystyczną przyjemność, co było idiotyczne, skoro sam zdecydował się na przyjaźń z Lukiem. Tylko, że po wczorajszym... "incydencie" już wcale nie był taki pewien. Przyjaciele na pewno tak się nie zachowywali.
– Niby dlacze...
Dopiero wtedy Luke skojarzył, zaś jego dłoń automatycznie powędrowała do szyi, gdzie poczuł lekko bolące miejsce. Michael przecież zrobił mu malinkę, a jeżeli ktokolwiek to zobaczy, Luke będzie miał przesrane. Blondyn wpatrzył się w Michaela, który chyba jeszcze nigdy nie był bardziej zadowolony z siebie. To frustrowało Hemmingsa, ale jednocześnie mu się podobało. On po prostu wiedział, że nie zostali stworzeni do zwykłej przyjaźni.
– Teraz nie mam czasu, ale zapłacisz mi za to – stwierdził z pełnym przekonaniem, przechodząc nad nogami Caluma i uważając, by znów się o niego nie potknąć. Hood najwyraźniej stwierdził, że nie opłaca się wstawać, bo chyba znów zasypiał.
– Nie mogę się doczekać – droczył się Michael. Luke naprawdę miał ochotę zostać, ale musiał załatwić sprawę z Emily.
Kiedy wybiegał z mieszkania Michaela i Ashtona, zastanawiał się, kiedy Michael nabrał takiej pewności siebie. Ich relacja zaczynała wyglądać naprawdę ciekawie.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke'owi w końcu udało się znaleźć sweter, który ukryłby obie malinki, pozostawione na jego szyi przez Michaela. Chłopak naprawdę sobie grabił i Luke musiał zastanowić się nad zemstą. Teraz jednak miał poważniejszy kłopot, ponieważ dochodziła jedenasta, a on dopiero pukał do drzwi domu rodziców Emily. Otworzyła mu jej mama, uderzająco podobna do córki, ale o zadziwiająco miłym charakterze. Luke w zasadzie ją lubił, ale nie mógł zrozumieć, jak ktoś taki mógł wychować kogoś takiego jak Em.
Dziewczyna oczywiście gotowała się ze złości i od razu odciągnęła Luke'a na stronę, ze zdziwieniem przyglądając się jego strojowi. Sweter w Kalifornii był czymś niemal niedopuszczalnym i blondyn zdawał sobie sprawę z tego, jak idiotycznie wygląda. Przez całą drogę słał Michaelowi pozdrowienia i miał nadzieję, że chłopak czymś się udławi.
– Gdzieś ty był? I co ty masz na sobie? Ćpałeś?
– Emily, jedno pytanie na sekundę – poprosił blondyn. – To moja sprawa, drugie też jest moją sprawą i trzecie również, ale jeśli musisz wiedzieć to nie, nie ćpałem. Możemy teraz iść do jadalni? Twoi rodzice i tak już długo czekali – zauważył, starając się zachować spokój. Jednak nagle Emily skoncentrowała się na jego szyi i Luke poczuł irracjonalne uczucie narastającej paniki. Miał dwadzieścia trzy lata i przecież nie był z nią po ślubie, więc czego tak bardzo się bał?
– Lucas, czy to są... czy ty masz na szyi malinki? Która dziwka ci to zrobiła? Macey? To na pewno była ona. Nie wierzę, że upadłeś tak nisko... – zaczęła, ale nawet nie wydawała się być smutna. Luke myślał, że przynajmniej poudaje skrzywdzoną, lecz najwyraźniej po Emily to po prostu spłynęło.
– Nie zrobiła tego żadna dziewczyna – wypalił Luke i odwrócił się na pięcie, ponieważ uznał, że obiad jednak się nie odbędzie. Na pewno nie po takiej rozmowie.
– Słucham?! – pisnęła Emily. – Powiedz mi, że nie masz na myśli tego, co myślę, że masz.
– Tak, właśnie to mam na myśli, słonko. Zrobił to chłopak.
Dla Emily to był cios. Mogłaby jakoś znieść to, że Luke ją zdradził, ale nie potrafiła przyjąć do wiadomości faktu, że mógł zdradzić ją z innym mężczyzną. To po prostu nie mieściło się w tym, jak postrzegała świat. Nie ukrywała tego, że jest nietolerancyjna, ale teraz jej mina przekroczyła wszystkie granice przyzwoitości. Luke za często widział coś podobnego na twarzy swojego ojca i w tej chwili to on poczuł obrzydzenie. Dlaczego kiedykolwiek myślał, że mogłoby im się udać? Nie było na świecie dwóch bardziej różniących się od siebie osób niż Emily i Luke, ale blondyn już nieraz przekonał się, że łatwiej jest udawać, niż przyznać się do prawdy.
Postanowił z tym skończyć, bo tak właśnie należało postąpić już dawno temu.
– O mój Boże... Nigdy więcej nie chcę cię widzieć na oczy, Lucas – wycedziła Emily, mimo wszystko idąc za nim do drzwi.
– To doskonale, bo ja ciebie również – odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem. Na moment odwrócił się i spojrzał prosto w oczy swojej byłej dziewczyny. – Och, jeszcze jedno. Nie mam. Na imię. Lucas. Do cholery.
Po tym uroczym akcencie opuścił jej dom, żegnając się wcześniej z zaskoczonymi rodzicami Emily. Luke czuł, że coś zaczyna się dziać. Jego życie obierało inny kierunek, a jemu to wcale nie przeszkadzało. Zbyt dużo czasu spędził na słuchaniu innych, zamiast siebie samego. Za długo rodzice kontrolowali wszystko, co robił. Nadszedł moment, w którym Luke chciał zadecydować o swoim losie i nawet wiedział, od czego zacznie.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Lepiej się czujesz? – spytał Michael, podając Stelli kolejną aspirynę i szklankę wody. Blondynka wyglądała koszmarnie i pewnie jeszcze gorzej się czuła. Michael jej współczuł, bo Calum teraz sobie odsypiał, a ona dopiero skończyła wymiotować.
– Taa, dzięki. Ale nigdy więcej z wami nie piję – oznajmiła od razu, odchylając głowę na oparcie kanapy. – Teraz powiedz mi, co się dzieje między tobą i Lukiem, co? Kiedy ostatnio sprawdzałam, pieprzyłeś coś o przyjaciołach i takie tam, a chwilę później pieprzyłeś Luke'a ustami. Więc jak? Przyjaciele z korzyściami? Osobiście mi się to nie podoba, bo zasługujesz na więcej.
– Sam nie wiem. Na początku uważałem, że trzymanie się od niego z daleka to dobry pomysł, ale może najlepszym pomysłem byłoby danie sobie z tym spokoju i poczekanie na to, co się wydarzy? – spytał Michael retorycznie, zaś twarz Stelli rozjaśnił szeroki uśmiech. – Kochałem go, Stella i jestem pewien, że dalej gdzieś to we mnie siedzi. Po prostu nie wiem, czy nowy Luke i nowy Michael dogadają się ze sobą tak samo, jak starzy my. W końcu tak dużo się zmieniło...
Michael myślał o tym przez cały ranek. Odtrącanie Luke'a wydawało mu się być nie w porządku, nie był też fair wobec samego siebie, bo ciągle sobie wmawiał, że lepiej mu bez niego, ale tak nie było. Większość ludzi uznałaby to za kompletnie żałosne, bo mieli za sobą pięć lat i w tym czasie kompletnie się zmienili. Można powiedzieć, że dzieliła ich przepaść. Ale z drugiej strony to, co kiedyś ich łączyło było niesamowite i nie było ani jednej sekundy w życiu Michaela, w której nie żałowałby utraty wszystkiego.
– Jestem skończonym idiotą. Przecież to ja zostawiłem jego, a nie on mnie. Stella, co jest ze mną nie tak?
– Wszystko – odparła niemal od razu, opierając głowę na jego ramieniu. – Zostawiłeś go, bo myślałeś, że tak będzie lepiej. Nawet nie dla ciebie, ale dla niego. Chciałeś jego szczęścia i nie możesz się o nic obwiniać, nawet jeśli wymyśliłeś głupi sposób – mówiła Stella, starając się zgrabnie ubrać w słowa to, co układało jej się w głowie. Naprawdę chciała, by ta dwójka się pogodziła, ale oni już byli gorsi niż stare małżeństwo. – Ale popatrz na to z innej strony. Uznajmy, że te pięć lat było eksperymentem. Musiałeś sprawdzić, czy nie byłoby wam lepiej osobno. Teraz jesteście oboje w nowym mieście, z prawie czystym kontem. Nie zaliczam wczorajszego obciągania, bo byliście ledwie przytomni. Uważam, że San Francisco to miejsce dla was. Możecie zacząć od nowa. Nie musicie od razu wskakiwać sobie do łóżka, chociaż nie miałabym absolutnie nic przeciwko. Po prostu spróbuj, bo przecież nie masz nic do stracenia.
Miała rację. Oczywiście, że miała, bo czy kiedykolwiek było inaczej? Gdyby Michael od początku jej słuchał, to wszystko byłoby w porządku, ale był debilem do kwadratu i wszyscy to wiedzieli. Chłopak zamyślił się na moment, po czym spojrzał na nią i uśmiechnął się wesoło.
– Stell, jak myślisz, jakie mam szanse na odzyskanie Luke'a?
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
(edit 19/08/08: kiedy edytuję tę historię po
jakichś trzech latach to widzę, jak bardzo skakałam
w kwestii orientacji seksualnej luke'a, nie tyle przez
to, że on nie wiedział jak się identyfikuje (chociaż to też),
ale przez to, że ja podczas pisania tego nie pomyślałam
o tym, że luke jest demiseksualny! przepraszam za to!!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top