level 28; muke
LEVEL TWENTY-EIGHT
multiplayer
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
CALUM JACK
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Kiedy Luke wszedł do kawiarni, Emily już siedziała przy jednym ze stolików. Miała przed sobą filiżankę herbaty i patrzyła za okno, czekając aż spóźniony chłopak się pojawi. Luke przyjechał tutaj z Michaelem, który powiedział, że ma coś do załatwienia i nie chce im przeszkadzać, więc Luke miał do niego zadzwonić po skończeniu rozmowy z Em, żeby Mike mógł go odebrać.
Blondyn wziął głęboki oddech i przeszedł między stolikami, w końcu opadając na krzesło na przeciwko swojej byłej dziewczyny. Emily spojrzała na niego i uśmiechnęła się z dezaprobatą, co świadczyło o tym, że czeka dłużej niż Luke myślał. Tak to jest, gdy pozwala prowadzić Michaelowi.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, a kiedy podeszła do nich kelnerka, zamówił szklankę mrożonej herbaty i poczekał aż odejdzie, by znów popatrzeć na brunetkę siedzącą na przeciwko. – Więc... Jestem ojcem.
– Wiem o tym – odparła Emily, wzruszając ramionami. – Od początku wiedziałam.
Luke poruszył się niezręcznie, nie chcąc zdradzać, że on nie był o tym przekonany, chociaż Emily pewnie i tak to wiedziała. W przeciwnym razie nie upierałby się o testy na ojcostwo. Szczerze mówiąc czuł się trochę głupio. Emily nie była najlepszą dziewczyną, właściwie nie była nawet dobra, ale gdyby go zdradzała, raczej by się domyślił.
– Pozostaje kwestia tego, co chcesz z tym zrobić – dodała po chwili, kiedy cisza się przedłużała.
Luke dostał swoją herbatę i teraz powoli ją pił, zastanawiając się nad odpowiedzią. Właściwie myślał o tym już od momentu, w którym zadzwoniła do niego ta lekarka, ale wciąż nie był pewien, czy podejmuje dobrą decyzję. Rozmawiał o tym z przyjaciółmi i Michaelem, który obiecał, że wesprze Luke'a cokolwiek ten postanowi. Z jednej strony chłopak wiedział, że jest za młody i zbyt niedoświadczony, ale z drugiej, czy można tak naprawdę przygotować się do bycia rodzicem, niezależnie od tego ile ma się lat? Nie był taki pewien. Po prostu złe wydawało mu się myślenie o oddaniu dzieci, które potem zastanawiałyby się dlaczego rodzice ich nie chcieli. Jednak tutaj znów pojawia się inna kwestia – jak wiele dzieciaków chciałoby mieć za rodziców parę homoseksualnych mężczyzn? Luke nie chciał ich krzywdzić, ale wygląda na to, że nieważne jaką decyzję podejmie, to i tak w jakiś sposób zrani te nienarodzone istoty.
– A ty co chciałabyś zrobić? – spytał, podnosząc wzrok na twarz Emily. – Nie chcesz ich zatrzymać, prawda?
Brunetka westchnęła i przetarła twarz dłońmi.
– Luke, nie mam jeszcze nawet dwudziestu pięciu lat i nie poradzę sobie z dwójką dzieci. Przykro mi, ale nie, nie chcę ich zatrzymać. Jedynym powodem, dla którego w ogóle jeszcze je w sobie noszę jesteś ty.
– No dobrze, ale gdybym się nimi zajął, to chciałabyś mieć z nimi jakiś kontakt? – kontynuował Luke, nerwowo stukając palcami w blat stolika. Decyzja, którą miał podjąć miała zaważyć na reszcie jego życia. Jego i Michaela, jeśli chłopak postanowi z nim zostać. Nic więc dziwnego, że się denerwował i drążył temat.
– Nie – odpowiedziała prosto Emily. – Ale moja mama prawdopodobnie tak, więc... Uch, sama nie wiem. Mam jeszcze czas, by się zastanowić. O ile chcesz ubiegać się o opiekę nad nimi. Jeżeli nie, od razu po porodzie załatwię sprawę adopcji. Jestem pewna, że szybko znajdzie się miła rodzina, która zajmie się nimi lepiej, niż my byśmy to zrobili – stwierdziła i uśmiechnęła się smutno, patrząc w błękitne oczy Luke'a.
Miała rację, oczywiście. Było mnóstwo rodzin, które marzyły o adopcji noworodków, ponieważ nie mogły mieć własnych dzieci, a chciały, by te adoptowane były z nimi od samego początku. Dzieci Luke'a mogłyby mieć wszystko, czego by sobie zażyczyły, gdyby trafiły na bogatą, kochającą rodzinę. Ale tutaj właśnie był cały sens – to były dzieci Luke'a. On je stworzył, miały mieć w sobie jego cechy. I miałby oddać je komuś obcemu, bo boi się takiej odpowiedzialności?
Kiedy Luke rozmawiał z Michaelem pierwszy raz w San Francisco, Mike spytał go od kiedy wybiera łatwiejszą drogę i to było słuszne pytanie. Ponieważ Luke tego nie robił. Już nie.
– Chciałbym ubiegać się o opiekę nad nimi.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Michael wybijał palcami prawej ręki rytm na kierownicy, a w lewej trzymał komórkę przyłożoną do ucha. Stał na czerwonym świetle, dodatkowo przed nim utworzył się korek, jak zawsze o tej porze dnia. Z głośników leciało Revolution The Used, zaś Mike pocił się mimo klimatyzacji i otwartych okien. Nienawidził godzin szczytu w Kalifornii.
– Gabinet doktora Templeton, w czym mogę pomóc? – odezwał się uprzejmy głos po drugiej stronie. Michael spojrzał we wsteczne lusterko, przełożył komórkę do drugiej ręki, lewą wystawił za okno i pokazał środkowy palec kolesiowi, który na niego trąbił.
– Dzień dobry. Cieszę się, że w końcu udało mi się dodzwonić. Chciałem spytać, czy jest jakiś wolny termin do doktora w najbliższym czasie?
– Niech sprawdzę... Najbliższy wolny termin mamy w przyszłym miesiącu, dwudziestego trzeciego. Może być? – spytała recepcjonistka, a Michael mógł wyczuć w jej głosie wyćwiczony uśmiech. Mimo wszystko cieszył się, że nie będzie musiał aż tak długo czekać.
– Jak najbardziej – odpowiedział, ruszając samochodem o kilka centymetrów dalej i uważając, by nie stuknąć pojazdu przed nim. Był w samochodzie Luke'a, który chyba by go zabił, gdyby Michael choćby zarysował lakier.
– Pańskie nazwisko?
– Clifford, Michael Clifford.
– W porządku, do psychologa został pan zapisany na dwudziestego trzeciego października, o trzynastej – poinformowała go kobieta. Michael grzecznie podziękował i rozłączył się, rzucając komórkę na siedzenie pasażera.
Uśmiechnął się pod nosem. Chciał uzyskać pomoc, by móc poczuć się ze sobą lepiej i był pewien, że doktor Templeton mu pomoże. Michael po prostu miał depresję, może potrzebował leków, a może kilku rozmów ze specjalistą. Przecież nie było z nim aż tak źle. Czasami płakał i krzyczał przez sen, ale kiedy był z Lukiem, zdarzało się to rzadziej. Czasami smucił się bez powodu, ale kiedy był wśród przyjaciół, to o tym zapominał.
Wiedział, że w końcu będzie lepiej, jeśli tylko się postara.
Rozmyślania przerwał mu głośny pisk opon, dźwięk klaksonu, krzyk i uderzenie w tył jego samochodu.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Jak wiele razy będę cię jeszcze stąd odbierał? – spytał zirytowany Luke, kiedy policjant otworzył tymczasową celę, wypuszczając Michaela. Chłopak miał rozcięcie tuż nad kolczykiem w brwi i dużego siniaka pod okiem, ale poza tym nie wyglądał na poturbowanego.
Kiedy zadzwoniono do Luke'a mówiąc, że Michael miał wypadek samochodowy, Luke zostawił Emily w kawiarni i prawie sam miał wypadek, biegnąc na komisariat. Przez telefon nic nie chcieli mu powiedzieć, a mężczyzna, który dzwonił brzmiał tak, jakby Michael już nie żył. Na szczęście okazało się, że nic nie jest zarówno jemu, jak i innym osobom biorącym udział w wypadku, chociaż sprawca został prawie potrącony jego własnym samochodem.
Którym kierować miał ponoć Michael.
– Co ci strzeliło do głowy, Mike? Poważnie chciałeś przejechać tego gościa? – spytał Luke, idąc obok Michaela, który wcisnął dłonie w kieszenie spodni i uparcie unikał patrzenia na Luke'a.
W końcu jednak odwrócił głowę w jego stronę.
– W samochodzie przede mną siedziała kobieta z małą córeczką. Gdyby ten kretyn wjechał we mnie mocniej, twój samochód prawdopodobnie zgniótłby tył ich samochodu i to dziecko. A wiesz dlaczego? Bo jemu spieszyło się do pracy. Ha, no przepraszam bardzo, ale gdyby wszyscy, którym gdzieś się spieszyło, zaczęli po prostu jechać przed siebie, to...
– Okej, okej. Rozumiem, kochanie – przerwał mu Luke i zatrzymał go, obracając w swoją stronę. Luke wsunął palec pod brodę Michaela i uniósł jego głowę ku górze, by móc go pocałować. Mike odprężył się i odwzajemnił pocałunek, mocno łapiąc dłoń swojego chłopaka. – W jakim stanie jest mój samochód? – spytał cicho Luke, kiedy już odsunął się od Mike'a.
Michael wybuchnął śmiechem i uderzył go lekko w klatkę piersiową.
– Mogłem zginąć, a ty się przejmujesz samochodem? – mruknął i znów zaczął iść do przodu.
– Nie, ale poważnie, Mike. Co z moim autem? Michael, nie odchodź ode mnie. Jak źle jest? Michael? Michael!
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Michael wyjął z szuflady pierwszy lepszy podkoszulek i poszedł do łazienki. Kiedy wziął prysznic, przebrał się i wrócił do sypialni, Luke już leżał pod kołdrą, czekając na niego. Mieszkanie razem jednak miało swoje plusy.
– Ładnie wyglądasz w moich rzeczach – stwierdził blondyn, patrząc na swoją koszulkę State Champs, którą Mike miał teraz na sobie.
Clifford uśmiechnął się i wszedł pod kołdrę obok Luke'a, następnie przysuwając się bliżej i opierając głowę na piersi chłopaka. Wsłuchał się w spokojne bicie serca, przymykając oczy.
– Jak rozmowa z Emily?
Luke objął go ramieniem i zaczął jeździć palcami po jego plecach, zataczając tam małe kółka, by rozluźnić Mike'a.
– W porządku, tak myślę. Zdecydowałem się zatrzymać dzieci – powiedział ostrożnie, obawiając się tego, co powie Michael. Co prawda stwierdził, że będzie go wspierał, ale to nie oznaczało, iż podejmie się opieki nad tymi dziećmi. Przez kilka miesięcy wiele rzeczy mogło się zmienić.
– Jak chcielibyśmy je nazwać? – spytał po prostu Michael nieco sennym głosem. Żadnych pytań o to, jak Luke chce sobie poradzić. Żadnego kwestionowania jego decyzji. Żadnych negatywnych komentarzy.
Bogu dzięki za Michaela Clifforda.
– Wow, nie tego się spodziewałem – przyznał Hemmings i pocałował Michaela w jego kolorowe włosy.
– A czego się spodziewałeś? – spytał z zaciekawieniem Michael, podnosząc głowę tak, by mógł spojrzeć starszemu mężczyźnie w oczy. Jedynym światłem w sypialni było to, które docierało do nich zza ściany okien. Latarnie, billboardy, miliony maleńkich jasnych punkcików, odbijających się w oczach Luke'a.
Blondyn wzruszył ramionami, co wyszło trochę niezręcznie, ponieważ wciąż obejmował Michaela.
– Sądziłem, że będziesz trochę bardziej świrował. No wiesz... To dwójka dzieci, którymi trzeba zajmować się przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Luke, już przecież ustaliliśmy, że nie zostawię cię z nimi samego, prawda? Poza tym skoro Stella i Calum będą zajmowali się Tommym, to ja jestem w stanie zająć się dwójką małych dzieci. Więc jak chcielibyśmy je nazwać? – powtórzył Michael, ponownie się kładąc.
– Nie mam pojęcia – przyznał Luke, bezwiednie bawiąc się włosami Michaela. To zabawne, że wcześniej tak bardzo się denerwował, a teraz leżąc tutaj z Michaelem o pierwszej w nocy nie czuł nic poza spokojem i szczęściem. Wierzył Michaelowi, kiedy ten mówił, że go nie zostawi, a z nim wszystko było takie łatwe. – Nawet nie wiem czy to chłopcy, czy dziewczynki. A może chłopiec i dziewczynka?
– Calum nas zabije, jeśli jednego z chłopców nie nazwiemy jego imieniem – stwierdził po chwili Michael i zaśmiał się, zaciskając dłoń na materiale koszulki Luke'a. Chciał mu powiedzieć o umówionej wizycie u psychologa, ale to chyba nie był odpowiedni moment. Patrzył na czarne niebo i uśmiechał się do siebie, ciesząc się chwilą.
Kto by pomyślał, że życie jednak wyjdzie na prostą?
– Możemy poczekać z wymyślaniem imion do momentu, w którym będziemy znali płeć bliźniaków – zaproponował Luke cicho, czując, że Michael za chwilę uśnie.
Myślał o tym, jak wiele oboje przeszli, by znaleźć się dokładnie w tym miejscu i o tym, że wycierpiałby to wszystko po raz drugi, gdyby to miało oznaczać, że będzie zasypiał i budził się przy Michaelu.
– Moglibyśmy też wziąć ślub – stwierdził Michael, wtulając głowę mocniej w jego klatkę piersiową.
Dłoń Luke'a zamarła wplątana we włosy Michaela, a jego oczy otworzyły się szerzej, kiedy dotarły do niego słowa ciemnowłosego.
– Słucham? – spytał, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszał i jego serce nie przyspiesza bez powodu.
Mike ziewnął, po czym znów się odwrócił, by być z Lukiem twarzą w twarz.
– Powiedziałem, że moglibyśmy wziąć ślub. Wyjdź za mnie, Luke.
– Michael, poważnie oświadczasz mi się o pierwszej w nocy, nie mając na sobie spodni? – spytał zszokowany Luke, podnosząc się do pozycji siedzącej.
– To na to jest jakaś reguła? Muszę mieć spodnie, żeby się oświadczyć? – mruknął skonsternowany Mike, uśmiechając się do Luke'a. Blondyn nie wiedział, jak Michael może zachowywać się tak swobodnie, kiedy właśnie spytał Luke'a, czy ten za niego wyjdzie. Co się właśnie stało? – Jeśli tak bardzo ci zależy, to zaraz je ubiorę... – stwierdził i zaczął się podnosić, ale Luke pociągnął go z powrotem na łóżko.
– Pytasz poważnie? Jak najbardziej poważnie, wiedząc jakie są konsekwencje i o co w ogóle chodzi w małżeństwie?
– Wow, Luke, poprosiłem cię o rękę, a nie o oddanie mi nerki – zażartował Michael, bo tak naprawdę denerwował się jak cholera, a w takich sytuacjach żart wydawał się najlepszym rozwiązaniem.
– Michael...
– Tak, skarbie, pytam jak najbardziej poważnie. Chcę spędzić resztę mojego żałosnego życia z tobą, jeśli tylko chcesz się tak zmarnować – zapewnił Mike i uklęknął na przeciwko Luke'a, czując jak miękki materac ugina się pod jego kolanami.
Luke zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
– Zrób to jak należy.
– Co? Luke, naprawdę chcesz, żebym w środku nocy szukał dla ciebie pierścionka? Bo jeśli tak, to wrócę za dziesięć minut i powiem ci "skarbie, jubiler był zamknięty, kupiłem ci jogurt" – stwierdził Mike, patrząc w oczy swojego być-może-narzeczonego-jeśli-Luke-przestanie-zgrywać-niedostępnego.
– Nie o to chodzi – westchnął blondyn z rezygnacją. – Powiedz to jak należy, nie obrażając samego siebie.
Michael wziął głęboki oddech i chwycił dłoń Luke'a w swoje obie ręce.
– Luke, chcę spędzić z tobą resztę życia, bo wiem, że nikogo nie pokocham tak, jak ciebie i nikt nie pokocha mnie tak, jak ty. Nigdy nie byłem szczęśliwszy, niż kiedy jestem przy tobie, bo nikt nie akceptuje mnie bardziej niż ty – mówił, w tym momencie powstrzymując się od komentarza na swój temat, który aż prosił się o wygłoszenie. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? – spytał, po czym wybuchnął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Już po chwili oboje byli chichoczącym bałaganem, uciszając się nawzajem.
– Zawsze myślałem, że to ja będę musiał oświadczyć się tobie, ale chyba nie zrobiłbym tego lepiej. Dlatego tak, Romeo... To znaczy Michael, zgadzam się – odpowiedział Luke, znów się śmiejąc. Michael zamknął mu usta pocałunkiem, przyciągając go do siebie. Mógłby przysiąc, że nikt nie znalazłby teraz szczęśliwszych osób na całym świecie. Luke Hemmings był całkowicie i wyłącznie jego. Czy mogło stać się coś piękniejszego? – Mike, skarbie, chyba masz, um... problem.
Michael spojrzał w dół na swoje bokserki i wzruszył ramionami.
– Podnieciła mnie myśl o tobie w sukni ślubnej.
– Boże, jak ja cię nienawidzę.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top