level 27; muke

LEVEL TWENTY-SEVEN

multiplayer

(wybierz postać)

MICHAEL          LUKE

ASHTON          STELLA

CALUM          JACK

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.

– Mam nadzieję, że ci się spodoba. Prawdopodobnie nie, bo nigdy nie podoba ci się nic, co ja wybiorę, ale może akurat tym razem...

– Hej! – wtrącił Michael, przełączając piosenki z płyty i szukając czegoś, co nie było Shawnem Mendesem. Luke miał swój "męski okres" i na okrągło słuchał Handwritten. – Podobało mi się wiele rzeczy, które ty wybrałeś. 

Luke spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, włączając migacz i po chwili skręcając na prawo. 

– Czyżby? Wymień dwie. 

– Um... ech... hm... O, ta koszulka, którą kupiłeś w liceum... Wiesz, ta z motywem Star Wars? Uważam, że była świetna. 

– Michael, ty mi ją kupiłeś. W każdym razie, jeśli ci się nie spodoba, to poszukamy czegoś innego – stwierdził blondyn z lekkim uśmiechem. Michael w końcu zostawił na Something Big i przeniósł dłoń na udo swojego chłopaka, patrząc na drogę przed nimi. 

Słońce zachodziło i świeciło mu prosto w oczy, ale Michael się nie przejmował. Znajdował się w San Francisco z ukochaną osobą u boku i właśnie jechali obejrzeć ich być-może-przyszłe wspólne mieszkanie. Wiedział, że wcześniej mówił to już z milion razy, ale teraz naprawdę nie miał zamiaru nikomu i niczemu pozwolić tego zepsuć. 

Luke ponownie skręcił i po chwili zwolnił, by wjechać na podziemny parking wieżowca. Michael z zaskoczeniem wyjrzał za okno, a gdy Luke znalazł miejsce parkingowe i zatrzymał samochód, Mike przeniósł na niego wzrok. 

– Luke, gdzie dokładnie jest mieszkanie, które chciałeś, żebym obejrzał? – spytał, wysiadając i łapiąc wyciągniętą w jego stronę dłoń Luke'a. Blondyn splótł razem ich palce i uśmiechnął się nerwowo, przyciągając Michaela do swojego boku. 

– Dokładnie? Na dwudziestym ósmym piętrze – odparł Luke. Pociągnął Mike'a w stronę windy i nacisnął odpowiedni guzik, następnie odsuwając się do tyłu. – Rozmawiałem trochę z Ashtonem i mówił, że zawsze chciałeś mieszkać w wieżowcu z widokiem na miasto – zaczął Luke, spuszczając wzrok na czubki swoich butów i rumieniąc się lekko. – Mieszkanie, które zobaczysz jest najbliższe temu opisowi, jakie udało mi się znaleźć.

Michael popatrzył na blondyna i uśmiechnął się, widząc jego zakłopotanie. 

– Luke, mówię wiele rzeczy, ale to nie znaczy, że muszę wszystko dostać. Poza tym mieszkanie w wieżowcu musi mnóstwo kosztować, a już się umówiliśmy, że płacimy za wszystko pół na pół. Ja pracuję w najbardziej gównianym miejscu na świecie i wątpię, że będzie mnie na to stać – stwierdził Mike prosto, patrząc jak światełko pod cyframi przechodzi coraz wyżej. Aktualnie byli na trzecim piętrze. – No i dwadzieścia osiem pięter to bardzo dużo czasu w windzie. Wiesz, co można wtedy robić? – spytał po chwili, podchodząc bliżej Luke'a i popychając go na ścianę, zanim blondyn miał okazję zareagować. Jego usta momentalnie znalazły się na szyi wyższego chłopaka, pieszcząc delikatną skórę i wywołując na niej dreszcze. 

– Michael... – mruknął Luke, opierając dłonie na ramionach chłopaka o granatowo-czarnych włosach. Sam myślał o tym, co mogliby robić przez dwadzieścia osiem pięter, ale dziesięć pierwszych zajmowały biura, a pozostałe były piętrami mieszkalnymi, więc Luke i Michael nie byli tutaj sami. Blondyn z trudem odsunął od siebie Mike'a, wcale nie dlatego, że dwudziestodwulatek się opierał, ale przez to, iż Luke sam nie chciał go odpychać. – Do windy w każdej chwili może ktoś wejść. Chcesz przyprawić jakąś biedną staruszkę o zawał serca?

– Psujesz całą zabawę. Poza tym jakie jest prawdopodobieństwo, że jakaś starsza pani...

Winda zatrzymała się na jedenastym piętrze, a do środka weszła drobna kobieta w wieku około sześćdziesięciu lat. Luke spojrzał na Michaela z najbardziej zadowolonym z siebie uśmiechem, a kolorowowłosy chłopak skrzyżował ramiona na klatce piersiowej z naburmuszoną miną.

– Dzień dobry – mruknął do kobiety, widząc jak mu się przyglądała.

– Nie boli was ten metal w twarzy? – spytała, wskazując najpierw na brew Michaela, a potem na usta Luke'a. – Wiecie, za moich czasów nikt nie robił sobie takich rzeczy – dodała, oglądając tatuaże na ramionach Mike'a. Nie mówiła tego z dezaprobatą, po prostu stwierdzała fakt. – Chyba was tutaj wcześniej nie widziałam. Nie mieszkacie tu, co?

Luke posłał jej wesoły uśmiech, kręcąc przecząco głową. 

– Nie, proszę pani, właśnie mamy zamiar obejrzeć mieszkanie na dwudziestym ósmym piętrze. Chcielibyśmy się tu wprowadzić.

Staruszka raz jeszcze uważnie obrzuciła ich spojrzeniem, zatrzymując się nieco dłużej na włosach Michaela. 

– Razem? – rzuciła, a kiedy Mike poinformował ją, że owszem, ponieważ Luke jest jego chłopakiem, uśmiechnęła się do nich. Winda stanęła na dwudziestym piętrze. – To urocze i cieszę się, że mówisz o tym tak otwarcie. Nie daj sobie tego zabrać – dodała kobieta i poklepała Michaela po ramieniu, następnie wychodząc.

– Nie musiałeś być niemiły – stwierdził Luke, gdy Michael splótł ze sobą ich małe palce.

– Nie byłem.

– Okej.

– Luke, nie zaczynaj...

– Dzień dobry! – krzyknęła entuzjastycznie kobieta, kiedy tylko winda ponownie się otworzyła. Była wysoka i wyglądała dość poważnie w swoim żakiecie. Szybko podeszła do dwójki mężczyzn, podając obu dłonie i energicznie je ściskając. – Rose Mavette, agentka nieruchomości. Proszę za mną.

Rose poprowadziła ich szerokim korytarzem do drzwi ze złotym numerem 137B. Otworzyła je i weszła do środka, czekając na swoich klientów. Michael od razu zaczął pochłaniać wzrokiem wnętrze, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Mieszkanie nie było nie wiadomo jak wspaniałym apartamentem, jednak robiło ogromne wrażenie. Ściany w holu były białe, wisiały na nich impresjonistyczne obrazy. Korytarz prowadził do dużego, umeblowanego salonu (telewizor plazmowy, stolik do kawy, kanapa i dwa fotele, dwa regały na książki), oddzielonego od kuchni drewnianym blatem.

Rose Mavette wesołym głosem mówiła o dwóch sypialniach z łazienkami, przestronności całego mieszkania, niewielkiej cenie jak na tę dzielnicę, i tak dalej. Wprowadziła ich do sypialni po prawej stronie holu tuż za salonem, a Michael zaniemówił. Luke miał rację mówiąc, że to mieszkanie było najbliższe opisowi Michaela. Pokój był duży, pod jedną ze ścian stało dwuosobowe łóżko, a ściany na przeciwko nie było. Zastąpił ją szereg dużych okien, ciągnących się od podłogi do sufitu. Michael podszedł bliżej, by wyjrzeć na zewnątrz. Prawdopodobnie widok byłby lepszy, gdyby mieszkanie znajdowało się wyżej, ale nie było na co narzekać. Wieżowiec ustawiony był niedaleko oceanu, dając mieszkańcom możliwość oglądania wschodu słońca każdego ranka.

Mike mógł sobie wyobrazić leniwe poranki z Lukiem, kiedy leżeliby w łóżku, patrząc jak słońce powoli wynurza się zza linii horyzontu, kolorując wodę na pomarańczowo. Na samą myśl o tym czuł się dziwnie lekko.

Luke podszedł do Mike'a i objął go ramieniem, całując w skroń. 

– I jak ci się podoba? Tylko szczerze.

– Luke, mieszkanie jest idealne, ale naprawdę nie będzie mnie na to stać – przyznał Michael, starając się ukryć rozczarowanie. Jeśli jeszcze raz ktoś spyta go, co powstrzymuje go od spełniania marzeń, Mike zacznie wrzeszczeć wściekle "pieniądze, pieniądze mnie powstrzymują!" Ponieważ ich nie miał.

– Wiesz... Pomyślałem sobie...

– Nie ma mowy – przerwał mu od razu Michael, odsuwając się od niego. Luke bezradnie wyrzucił ramiona w górę. – Nie będziesz płacił sam. A ja co będę robił? Ładnie przy tobie wyglądał? Nie wydaje mi się, żebym szukał własnego sugar daddy.

 Zgodziłeś się wychowywać ze mną moje dzieci. Myślę, że jeszcze zdążysz się odwdzięczyć, Mike – powiedział ironicznie Luke, unosząc brwi ku górze. – Poza tym chodziło mi o to, że mógłbym płacić większość rachunków, a ty dokładałbyś tyle, ile dasz radę, a poza tym od czasu do czasu tu sprzątał, wynosił śmieci i takie tam.

Michael przygryzł dolną wargę. zastanawiając się nad słowami partnera. Wiedział, że Luke'a było na to stać, ale nie chciał się czuć tak, jakby go wykorzystywał. Mieszkanie bardzo mu się spodobało i co prawda Rose wychwalała niską cenę, jednak to była jej praca, Clifford nie bardzo jej wierzył. Z kolei z drugiej strony Luke też chciał tutaj zamieszkać. Chciał tu zamieszkać z nim i specjalnie szukał mieszkania, które spodobałoby się również Michaelowi.

– No proszę, chociaż raz nie bądź uparty i się zgódź. Chciałbym tutaj zamieszkać – mruknął Luke. – Z tobą – dodał i Michael już wiedział, że się poddał. Jednocześnie postanowił sobie, że szybko znajdzie lepszą pracę, by móc dokładać się do rachunków. Nie ważne jak i gdzie, po prostu nie miał zamiaru pozwolić Luke'owi się utrzymywać.

– Okej, będę tego żałował, ale zgadzam się – powiedział w końcu zielonooki i uśmiechnął się lekko. Luke z podekscytowaniem podskoczył w miejscu, po czym objął Michaela, podniósł go i obrócił się z nim dookoła, równocześnie go całując. Michael zaśmiał się, robiąc krok do tyłu, gdy Rose podeszła do nich z papierami w ręku.

– Więc jak? – spytała z profesjonalnym uśmiechem.

Luke spojrzał w oczy Michaela, widząc w nich nieme zapewnienie o tym, że wszystko będzie dobrze, bo Mike przy nim jest i już na pewno go nie zostawi. To był początek czegoś nowego i Luke wiedział, że nie ma się czego bać.

– Kupujemy.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Stella i Calum wrócili z Sydney następnego dnia, niemal od razu zjawiając się w mieszkaniu Ashtona i Michaela. Mike właśnie pakował swoje rzeczy, a Luke leżał na jego łóżku, udając, że jest przykładnym chłopakiem i mu pomaga. Tak naprawdę sprawdzał ile orzeszków zmieści do ust za jednym razem.

– To w celach naukowych – powiedział, gdy Michael spytał go, co niby wyprawia.

– Naukowych? Ktoś kręci dokument pod tytułem "kretyn w swoim środowisku naturalnym"? – zaśmiał się, wrzucając niedbale koszulki do walizki.

– Ha ha, śmiej się. Ale kiedy moje nazwisko znajdzie się w księdze Rekordów Guinnessa, to nie wracaj do mnie na kolanach – prychnął Luke i zaczął wpychać sobie orzeszki do ust.

Michael spojrzał na niego sceptycznie, zastanawiając się, czy powinien mu pozwolić się udławić, gdyby doszło do takiej sytuacji. 

– Bez obaw.

– Ashton w końcu postanowił wyrzucić stąd twój żałosny tyłek? – spytał Calum z rozbawieniem, opierając się o framugę i patrząc na swojego przyjaciela. Michael uniósł wzrok znad przeglądanych zeszytów.

– Jeszcze nie zmienił zamka w drzwiach, żebyś nie mógł tutaj wejść? – spytał Mike takim samym tonem. Calum wyglądał tak, jakby jedynym czego potrzebował był porządny sen. Michael wątpił, że Cal spał w trakcie lotu, bo rozmawiał z nim zaraz przed odlotem z Sydney i Calum był porządnie zestresowany, więc pewnie i tak nie mógł zasnąć. – Jak się ma Stella?

– Sześć Caelum – rzucił Luke niewyraźnie, opróżniając już niemal całą paczkę orzeszków. – So u Tommego?

Hood przyjrzał się Luke'owi i zmrużył oczy. 

– Nie masz szans pobicia swojego ostatniego rekordu, Hemmings – stwierdził i wzruszył ramionami. – Stella zaraz tutaj przyjdzie, a u Tommy'ego... Cóż, trzyma się jak umie. A jak na ośmiolatka idzie mu całkiem nieźle.

Stella przyszła kilka minut później i na widok Michaela jej twarz się rozjaśniła. 

– Słyszałam, że już kupiliście to mieszkanie. Nie mogę się doczekać, aż nas tam zabierzecie – mówiąc to usiadła na podłodze, opierając plecy o łóżko Michaela i odchylając lekko głowę do tyłu.

Calum poszedł w jej ślady, a Michael darował sobie pakowanie i dołączył do nich. Luke najpierw wypluł wszystkie orzeszki uznając, że faktycznie ma ich za mało, by pobić własny rekord, a potem zsunął się na ziemię obok Mike'a.

– Ash powiedział, że prawdopodobnie wprowadzi się tutaj Bryana, więc myślę, że nie ma mi za złe przeprowadzki – odezwał się ciemnowłosy chłopak, kątem oka patrząc na swojego dziecinnego chłopaka, który właśnie przerzucał z ręki do ręki niewielką piłeczkę antystresową. Michael miał ją, bo lubił rzucać do Caluma i był szczerze zdziwiony, kiedy Ashton powiedział mu, że te piłki nie służą do tego, by rzucać nimi w ludzi, którzy cię stresują.

– Myślicie, że wezmą ślub? – spytała Stella, opierając głowę na ramieniu Caluma. Brunet złapał jej dłoń i zaczął bawić się palcami dziewczyny, czując, że za moment uśnie. Był wyczerpany, nie tylko fizycznie.

– Prawdopodobnie – stwierdził Luke w tym samym momencie, w którym zadzwoniła jego komórka. Blondyn wstał i odszedł kilka kroków, by odebrać. Michael ciągle go obserwował, uśmiechając się nieznacznie. Wciąż zadziwiało go to, jak bardzo kochał tego chłopaka.

– Jak rozprawa? – Michael w końcu odważył się poruszyć ten temat. Przez telefon Cal powiedział mu, że to nie rozmowa na teraz, a Michael naprawdę był ciekaw, jak im poszło. W końcu sprawa była poważna.

Calum westchnął i przysunął się bliżej Stelli, jak dziecko, które chciało, by ktoś je obronił i odpowiedział za nie. Niestety Cal wiedział, że tak nie będzie. 

– Wstępnie wyszło raczej dobrze, następna odbędzie się w przyszłym miesiącu. Do tej pory Tommy zostanie z mamą, jeśli ona nie... – Hood niezręcznie spojrzał na Stellę, która zamknęła oczy i przytuliła się do jego boku. – W każdym razie myślę, że mamy o wiele większe szanse niż gość bez pracy, który nagle przypomniał sobie, że ma syna. Nie mam zamiaru tak łatwo odpuścić. Ten dzieciak za niedługo przyjedzie do Kalifornii.

Luke wciąż rozmawiał przez telefon, a Calum wyjął z kieszeni bluzy skręta. Stella nawet nie miała siły się na niego złościć i wiedziała, że chłopak tego potrzebował. Właściwie w tej chwili sama by nie odmówiła. Cal podpalił marihuanę i zaciągnął się, przekazując ją Michaelowi.

– Może dzisiaj zobaczymy jednorożce. Przydałoby nam się – powiedział ze śmiechem, obejmując Stellę ramieniem.

– Tak, dziękuję. Na razie – rzucił Luke i rozłączył się, nerwowo przeczesując włosy dłonią. Znów usiadł obok Michaela, wyjmując z jego dłoni jointa, by porządnie się zaciągnąć i zatrzymać dym w płucach.

– Luke, co jest? – spytał zaniepokojony Michael, oddając marihuanę Calumowi. Luke popatrzył na niego tak, jakby za moment miał zacząć krzyczeć, albo płakać. Mike nie był pewien, co jest bardziej prawdopodobne.

– Chyba jesteśmy w dupie – mruknął Hood, nie biorąc mimiki twarzy Luke'a za nic dobrego.

– Co się stało? – wtrąciła Stella, wychylając się zza Mike'a i spoglądając na bladego Luke'a. Przeniósł na nią swoje błękitne oczy i uśmiechnął się krzywo, wydmuchując szary dym.

– Testy wyszły pozytywnie. Jestem ojcem.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

LEVEL COMPLETE

SAVE THE GAME

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top