level 25; muke

LEVEL TWENTY-FIVE

multiplayer

(wybierz postać)

MICHAEL          LUKE

ASHTON          STELLA

CALUM          JACK

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

– Ludzie, mamy pół godziny! – krzyknął Ashton, biegnąc przez korytarz na piętrze i waląc pięścią w każde mijane drzwi.

Calum wpadł do pokoju Michaela w rozpiętej koszuli, z krawatem zwisającym z dłoni i spojrzał na swojego przyjaciela, który właśnie zapinał rozporek spodni. 

– Pomóż mi z krawatem.

– Stella nie może? – spytał Mike, wkładając białą koszulę i podchodząc do bruneta. Zaczęli nawzajem zapinać sobie guziki, starając się żadnego nie pominąć.

– Stella pomaga Bryanie z sukienką, a ja już mam serdecznie dość tego gówna. Ślub nawet się nie zaczął, nie wiem, jak wytrzymam resztę wieczoru – mruknął Calum, odchylając lekko głowę w tył, kiedy Michael próbował sobie poradzić z jego krawatem.

– Nie możemy zepsuć tego Jack'owi, potem nie da nam żyć. Poza tym mam piosenkę do zaśpiewania, a ty mi pomożesz – rzucił Mike i uśmiechnął się z dumą, kiedy Calum był już w pełni ubrany. – Twoja kolej – dodał po chwili, rzucając chłopakowi czarny kawałek materiału. Calum bezradnie spojrzał na krawat, ale mimo wszystko spróbował, mając nadzieję, że nie udusi Clifforda. W aktualnej sekundzie tego nie chciał.

– Wiesz, co Luke powinien zaśpiewać tobie? – spytał Cal, uśmiechając się głupkowato. Michael popatrzył na niego spod przymrużonych powiek, czekając na kontynuację. – My mama don't like you, and she likes everyone...

Michael naprawdę chciał zezłościć się na Caluma, ale zwyczajnie nie potrafił. Ten chłopak jako jedyny traktował go normalnie, kiedy inni chodzili wokół niego jakby był z porcelany. Tylko Calum nie bał się podnieść tematu Luke'a, a nawet żartować sobie z Michaela i Michael go za to uwielbiał.

Rzadko to mówił, ale był cholernie wdzięczny za posiadanie takiego przyjaciela.

And I never like to admit that I was wrong. And I've been so caught up...  śpiewali razem, kiedy Calum darował sobie nieudolne próby zawiązania krawatu Michaela.

– Hej, beliebers – przerwał im Ash, otwierając drzwi na oścież. – Jedziemy. Michael, chodź tutaj – westchnął i poprawił krawat młodszego przyjaciela.

Kiedy Michael wsiadał do samochodu, pomyślał tylko o tym, że Luke oczywiście nie jedzie z nimi.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

– Celeste nie powinna mieć welonu?

– Welony są dla dziewic.

– Och, więc nie musisz się o to martwić, Stella.

– Zamknij się, Hood.

– Wszyscy się zamknijcie – warknął Ashton.

– ...Niech odezwie się teraz albo zamilknie na wieki – powiedział głośno ksiądz, rozglądając się po sali.

– Co ty wyprawiasz? – syknął Ash, kiedy Michael chciał poderwać się do góry.

– Przypomniałem sobie śmieszny kawał i chciałem... – zaczął Michael, ale widząc minę Irwina usiadł z powrotem i odwrócił się w stronę Caluma, i tak mając zamiar opowiedzieć swój dowcip.

Calum zasłonił usta dłońmi, próbując uspokoić się po kawale Michaela, ale w końcu nie wytrzymał i ryknął śmiechem na cały kościół, a zaraz za nim Michael, zwracając na siebie uwagę wszystkich gości, a w szczególności rodziców Jack'a.

Kiedy ksiądz rzucił w ich stronę zirytowane spojrzenie, Ashton uśmiechnął się przepraszająco.

– Oni po prostu jako następni chcą wziąć ślub i już nie mogą się doczekać – wyjaśnił, wywołując u przyjaciół nowy atak chichotu. – Zamknijcie się, do cholery.

– Ashton, nie przeklinaj w kościele – rzuciła Bryana i sama się zaśmiała. – Celeste musi was teraz nie znosić.

– Ogłaszam was mężem i żoną – kontynuował niestrudzenie mężczyzna na ołtarzu. – Możesz pocałować pannę młodą... Och, już to zrobiłeś.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Luke nie mógł się napatrzeć na Michaela, który wyglądał dzisiaj wyjątkowo przystojnie. Czarny garnitur podkreślał jego bladą cerę i nawet jeśli nie bardzo współgrał z zielonymi włosami, to Luke uważał, że jest idealnie. Obserwował go od momentu, w którym wpadł spóźniony do kościoła, razem z całą resztą. A kiedy usłyszał jego głośny śmiech, mógłby przysiąc, że Ziemia przestała się obracać. Luke nie pamiętał, kiedy Michael ostatnio tak się śmiał.

Mike z kolei unikał patrzenia na Luke'a, bo dzisiejszy dzień był dla kogoś wyjątkowy i nie chciał psuć wszystkiego swoim złym samopoczuciem. Razem z Calumem przeprosili Celeste za zamieszanie w kościele, a potem przybili piątkę z Jackiem, oczywiście tak, by jego żona niczego nie widziała. Dzień zaczął się dobrze, więc nie było sensu tego marnować.

Michael cieszył się, że do tej pory nie spotkał Liz i Andy'ego. Nie miał pojęcia, czy wiedzą o jego problemach z Lukiem i nie wiedział, co było gorsze. Jeśli nie wiedzieli, wciąż go nienawidzili. Jeśli wiedzieli, może nienawidzili go trochę mniej. Chociaż szczerze mówiąc... Już dawno przestało go to obchodzić.

– Czas na przemowy! – krzyknął ktoś z przodu sali, a rozmowy powoli zaczęły cichnąć. Najpierw była kolej rodziców, a później przyszedł czas na świadka.

Luke denerwował się jak cholera, ponieważ zupełnie zapomniał, że jako świadek musi wygłosić jakąś mowę i gdyby Celeste nie przypomniała mu rano, teraz pewnie by zwariował. Niczego sobie nie przygotował, po prostu miał nadzieję, że jakoś to pójdzie, ale w tym momencie uświadomił sobie, że patrzy na niego prawie sto osób i miał lekką tremę.

Michael po raz pierwszy od rozpoczęcia wesela skupił swój wzrok na wysokim blondynie, który wstał przy stole z szampanem w dłoni i próbował zebrać się w sobie, by jakoś zacząć. Luke ostatnio sporo schudł, garnitur leżał na nim trochę zbyt luźno. Ogólnie nie wyglądał zdrowo, ale były to zmiany prawie minimalne, więc Mike wątpił, by ktoś poza nim i mamą Luke'a je zauważył. Efekt stresu, ot co.

– Panie, panowie, przyjaciele, rodzino i... Uch, cała reszto... osób... – zaczął niezręcznie, kręcąc głową na boki, by objąć wzrokiem całą salę. – Zawsze myślałem, że to Ben pierwszy się ożeni – przyznał Luke, patrząc na drugiego ze swoich braci, siedzącego obok rodziców. – Myślałem również, że to on będzie twoim świadkiem. Huh, mam nadzieję, że się nie gniewasz, Ben – rzucił, zaś ludzie zaśmiali się cicho, co trochę go rozluźniło. Tak naprawdę wiedział, że był w tym beznadziejny, ale co tam. – Po prostu zawsze czułem, że lepiej się dogadujecie, jestem najmłodszy i prawdopodobnie byłem dla was utrapieniem. Dlatego kiedy Jack poprosił mnie o bycie świadkiem, byłem naprawdę zaskoczony, ale postanowiłem, że podejmę się tej roli najlepiej jak umiem, by móc chociaż częściowo odpłacić bratu za to, co dla mnie zrobił w ciągu ostatnich kilku lat. Jack, czasami naprawdę cię nienawidzę, ale nigdy nie będę w stanie podziękować ci za wsparcie, które mi dałeś, kiedy najbardziej go potrzebowałem. Bywasz irytujący, przemądrzały, wredny, upokarzasz mnie i sprawiasz, że mam ochotę wbić sobie widelec w oko – wymieniał Luke, a Jack przewracał teatralnie oczami, podczas gdy Celeste śmiała się, trzymając swojego męża za rękę i obserwując młodszego Hemmingsa.

– Czy Celeste może złożyć reklamację? – szepnął Calum. Michael szturchnął go lekko i zmrużył oczy.

– Cicho bądź, to urocze – stwierdził, chociaż wcale nie miał takiego zamiaru. Był zły na Luke'a, ale nawet to nie mogło zmienić jego oceny blondyna.

– To, do czego zmierzam, to... Uch, jestem najbardziej niewdzięcznym, aroganckim egoistą, który nieszczęśliwie jest również twoim bratem. Zrobiłeś dla mnie tak wiele, a ja nigdy nie umiałem się odwdzięczyć, bo byłem zbyt skupiony na sobie i chęci upodobnienia się do ciebie i Bena. Jesteś najmilszym, najmądrzejszym człowiekiem jakiego znam i cieszę się, że jesteś moim bratem. Cieszę  się, że znalazłeś kogoś, kto na ciebie zasługuje – dodał Luke, przenosząc wzrok na Celeste, która miała łzy w oczach.

Jack odwrócił głowę w stronę żony i nachylił się do jej ucha. 

– Jeśli będę chciał go przytulić, dźgnij mnie widelcem.

– Nie mam zamiaru – szepnęła ciemna blondynka i zaśmiała się, ocierając mokre policzki.

Luke wziął głębszy oddech, na poczekaniu szukając odpowiednich słów. Widział, że wszyscy skupieni są na nim i to go krępowało. W końcu jego błękitne oczy zatrzymały się na Michaelu, który wpatrywał się w niego jak w obrazek, z brodą opartą na dłoniach i lekkim uśmiechem. Gdy zauważył, że Luke również na niego spojrzał, szybko odwrócił wzrok, ale ten krótki moment wystarczył, by uspokoić blondyna.

– Ktoś powiedział, że "udane małżeństwo zależy od dwóch rzeczy: od znalezienia właściwej osoby i bycia właściwą osobą." Jack jest jak najbardziej właściwą osobą. A co do ciebie, Celeste, to kiedy mówię, że na niego zasługujesz, prawdopodobnie wypowiadam największy komplement, jaki ode mnie usłyszysz – stwierdził Luke i uśmiechnął się lekko. Ręka bolała go od trzymania szampana, poza tym uznał, że już za długo mówi, a państwo młodzi pewnie czekali na pierwszy taniec, więc postanowił zmierzać do końca, żeby bardziej się nie ośmieszyć. – Jack, na koniec dodam, że dzisiaj siedzisz między dwoma osobami, które kochają cię najmocniej na świecie i wiem, że mogę powiedzieć to również za Celeste. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił i obiecuję, że ani ja, ani Celeste, nigdy cię nie zawiedziemy i mamy całe życie, by to udowodnić. A teraz wznieśmy toast...

Luke jednak nie miał szansy dokończyć, ponieważ Jack wstał i mocno go uściskał, niemal wytrącając szampana z jego dłoni. Kiedy blondyn się rozejrzał dostrzegł, że wiele osób ocierało łzy z oczu i poczuł się nieswojo. Popatrzył w stronę Ashtona, Caluma, Bryany, Stelli i Michaela. Dziewczyny miały chusteczki przy twarzach, Calum wyglądał na znudzonego, Ashton uśmiechał się szeroko, zaś Michael patrzył prosto na Luke'a, jednak z jego twarzy blondyn nie potrafił wyczytać niczego.

– Zrobiłem coś źle? – spytał cicho Jack'a, próbując ukryć zdenerwowanie w głosie. Wiedział, że powinien przygotować coś wcześniej, ale przez całą sprawę z Michaelem nie miał na to czasu. Przez Mike'a czasami zapominał, że w ogóle istnieje coś innego.

Jack zaśmiał się i poklepał młodszego brata po plecach, kręcąc przy tym głową. 

– Nie zrobiłeś absolutnie niczego źle, Luke. Dziękuję.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Goście ustawili się wokół parkietu, na którym za chwilę miała pojawić się młoda para. Michael miał bardzo mało czasu, by dopracować muzykę, a taniec przećwiczyli tylko raz, w sypialni Jack'a i Celeste, jednak miał nadzieję, iż wszystko chociaż raz pójdzie po jego myśli.

– Gotowy? – spytał Calum, kiwając głową w stronę niewielkiej sceny dla zamówionego zespołu. Teraz zostali tam tylko perkusista i jeden z gitarzystów, którym Michael pokazał, jak wszystko ma wyglądać. Nie sądził, że jest w stanie tak cokolwiek zorganizować, ale widocznie kiedy mu zależało, to potrafił do czegoś dojść.

– Ja tak, o ile Jack i Celeste już są – odparł Michael, a gdy starszy z braci Hemmings dał mu znak, skierował się do sceny, z Calumem u boku.

Luke zatrzymał się tuż przy parkiecie, chociaż szczerze chciałby wrócić do domu. Mama już milion razy powiedziała, że jego mowa była cudowna. Pytała również o Michaela, ale tutaj Luke nie miał pojęcia co jej odpowiedzieć.

Widząc Michaela wchodzącego na scenę Luke otworzył szerzej oczy, których już nie mógł od niego oderwać. Nie miał pojęcia, co chłopak tam robił, ale nikt go nie zatrzymał, więc najwyraźniej zostało to zaplanowane. Michael wziął gitarę elektryczną, a Calum złapał za bas, stając w niewielkiej odległości od przyjaciela.

– Ta piosenka jest moim prezentem ślubnym dla Jack'a i Celeste, chociaż została napisana z myślą o kimś innym – zaczął niepewnie Mike, następnie dając znać reszcie muzyków, że mogą zaczynać.

Przez głowę Luke'a przebiegło nagle tysiąc myśli. Pierwszy raz miał usłyszeć, jak Michael gra i śpiewa, w dodatku swoją własną piosenkę, co było jeszcze bardziej niesamowite. Luke wiedział, że piosenka jest dla niego i nie powinien spodziewać się niczego dobrego, ale Michael odważył się wystąpić przed publicznością i z jakiegoś powodu to napawało Luke'a dumą.

Throwing rocks at your window at midnight, you met me in your backyard that night. In the moonlight you looked just like an angel in disguise, my whole life seemed like a postcard.

Oczy większości gości weselnych padły na młodą parę, która rozpoczęła swój pierwszy taniec. Michael również na nich patrzył, nie mając odwagi spojrzeć na Luke'a. Jack i Celeste wyglądali niesamowicie i Michael niemal żałował, że on nigdy nie doświadczy czegoś podobnego. Że jego związek nigdy nie będzie w pełni akceptowany, że na swój ślub nie mógłby zaprosić wielu osób, którym nie podobała się jego orientacja. Czasami kiedy nie mógł spać, zastanawiał się jak by to było, gdyby odpowiadał wszystkim normom uznawanym przez społeczeństwo. Może jego życie byłoby łatwiejsze, może nie wypłakiwałby sobie oczu przez chłopaka, który zawsze i tak był poza jego ligą?

A może popełniłby samobójstwo w wieku siedemnastu lat, ponieważ już wtedy naprawdę chciał to zrobić.

You were mine for a night, I was out of my mind. You were mine for a night, I don't know how to say goodbye – śpiewał dalej Michael, zamykając oczy i skupiając się na muzyce.

Jego głos w uszach Luke'a brzmiał tak, jakby chłopak znalazł się we śnie. Michael śpiewał lekko, ale w niektórych momentach podnosił skalę głosu, zachwycając Luke'a jeszcze bardziej. Jeśli kiedyś myślał, że Michael nie może okazać się jeszcze cudowniejszy, to teraz miał dowód na to, jak bardzo się mylił. Ten chłopak nie miał wad, ale miał je Luke i właśnie dlatego blondyn nie wiedział, co zrobić. Każdy mięsień w jego ciele, każde uczucie, każda myśl – wszystko krzyczało o Michaela, zupełnie jakby był on potrzebny do normalnego funkcjonowania organizmu Luke'a. Luke wiedział, że nie powinien pozwolić mu odejść, ale wciąż pamiętał to, co Michael powiedział mu pięć lat temu w Sydney. "Byłbym egoistą, gdybym cię zatrzymywał." Luke dopiero teraz zrozumiał sens tych słów i jeszcze nigdy nie był tak zagubiony.

Making all our plans in the Santa Cruz sand that night...  Michael poczuł pod powiekami łzy i dopiero wtedy spojrzał na Luke'a. Napisał tę piosenkę specjalnie dla niego, przez niego. Mike nie był dobry w słowach, ale był dobry w muzyce, ponieważ ją kochał. A przez to, że kochał również Luke'a, w połączeniu wyszło coś całkiem dobrego, nawet jeśli raniło Michaela. – I thought I had you in the palm of my hand that night. Screaming at the top of my lungs til my chest felt tight. I told myself that I'm never gonna be alright.

Luke ledwie czuł, jak pieką go oczy, ledwie zwracał uwagę na to, że obraz zaczyna tracić ostrość. Dopóki dokładnie widział Michaela, nie przeszkadzało mu to. Michael kierował te wszystkie słowa do niego i każde jedno bolało, bo tak właśnie miało być. Michael potrzebował zemsty, chciał zranić Luke'a, a Luke mu na to pozwalał, bo mimo wszystkiego, co ostatnio zrobił, wszystkiego, co powiedział... Wciąż oddałby za Michaela życie i to bez mrugnięcia okiem.

Michael z trudem panował nad głosem, kiedy śpiewał ostatnią część piosenki. 

– You had me wrapped around your finger, I'm wrapped around your finger...

To zdanie wypowiedział na głos dokładnie siedem razy, a w głowie dodał jeszcze kolejne siedem. Zakończyło się brawami, a Michael nie mógł oddychać. Odłożył gitarę na miejsce i zbiegł ze sceny, ponieważ szybko potrzebował powietrza.

Obserwujący go Luke pobiegł za nim, czując irracjonalny strach, że jeśli teraz straci go z oczu, to już nigdy go nie zobaczy, a przecież zawsze wiedział, że bez Michaela nie było tu dla niego miejsca. Michael był jego domem i to ta myśl popychała Luke'a do przodu.

Z kolei jedyną myślą Michaela było to, że samobójstwo w wieku siedemnastu lat byłoby dla niego błogosławieństwem.

~ * ~

(cześć, dzieciaczki. :-)

na twitterze pisała do mnie jedna osoba (nie wiem jaki masz nick tutaj na wattpadzie) i wypytywała o zachowanie michaela, które wydaje się "dziwne/przesadzone." nie sądziłam, że trzeba to wyjaśniać (przynajmniej jeśli ktoś czytał game over), ale za często uważam wszystko za oczywiste, więc - michael ma depresję. miał ją w game over, ma ją w replay, ponieważ nigdy nie napisałam, że z tego wyszedł. przy luke'u po prostu lepiej się czuł, ale to nie znaczy, że został cudownie wyleczony, bo nawet miłość tak nie działa. zresztą sami widzicie, że teraz M nie ma zbyt wielu powodów do radości. boże, jestem wredna. ALE obiecuję, że nie będzie dram przez cały czas i żeby jakoś wynagrodzić wam ten beznadziejny nastrój w ostatnich rozdziałach - raczej nie zamierzam nikogo zabijać w tej historii. chyba, że stella postanowi udusić caluma, hm.

i jeśli ktoś ogląda sherlocka, to widzi nawiązanie w przemowie Luke'a, bo kocham ten odcinek sherlocka bardzo mocno, ok.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top