level 22; dream team

LEVEL TWENTY-TWO

group quest

(wybierz postać)

MICHAEL          LUKE

ASHTON          STELLA

CALUM          JACK

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

– A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE!

– Jack, do cholery, nie wydzieraj się – fuknęła Celeste, wsuwając głowę do pokoju i patrząc na swojego narzeczonego, który siedział obok młodszego brata. Luke wyglądał tak, jakby ktoś go przeżuł i wypluł; jego ubrania były pomięte, włosy rozczochrane, oczy podkrążone. Chłopak przyjechał do nich godzinę temu bez żadnych bagaży i po prostu oznajmił, że chciałby zostać do ślubu. "Niepokój" byłby niedomówieniem wobec tego, co właściwie czuła Celeste.

– ALE MUKE...

Nie obchodzi mnie to – przerwała mu kobieta. – Luke, może chcesz coś zjeść?

– Nie, dziękuję – odpowiedział chłopak i wymusił na twarzy uśmiech. Miał ochotę spać, ale wiedział, że nie będzie w stanie usnąć. Zapewne leżałby i patrzył w sufit, aż jego myśli zmieniłyby się w fizyczne postacie i zabiły go na miejscu.

Ta... prawdopodobnie powinien odstawić kofeinę.

– A coś do picia? – próbowała dalej blondynka, opierając się o framugę. Widziała, że Jack chce, by już sobie poszła, by móc dalej maltretować chłopaka, ale było jej go szkoda.

– Kawę.

No i tyle z odstawiania czegokolwiek.

To był właśnie problem Luke'a. Kiedy już raz się od czegoś uzależnił, nie potrafił z tego zrezygnować. Może to był powód, dla którego Luke nie mógł przestać pragnąć Michaela. Uzależnił się od niego sześć lat temu, potem stopniowo przyzwyczaił się do jego miłości, a teraz był tutaj wciąż beznadziejnie zakochany. Błędem było stawianie Michaela za pewnik, Luke powinien bardziej doceniać chłopaka, dopóki jeszcze go miał. Dopóki Michael przy nim był i wszystko było dobrze.

Celeste pokiwała głową i wróciła do kuchni, a Jack przysunął się bliżej młodszego brata i spojrzał na niego z zaciekawieniem. 

– W porządku, doszedłeś do momentu, w którym Michael zastał cię na plaży z Emily, zaczęliście się kłócić i co?

Luke poruszył się niespokojnie, wykręcając sobie palce i patrząc wszędzie, byle tylko nie zatrzymać oczu na Jack'u. 

– Ja... tak jakby... trochę... właściwie to... no bo ja...

Luke.

– Uderzyłem go. Jack, ja uderzyłem Michaela. Uderzyłem, uderzyłem, uderzyłem, uderzyłem...

Kiedy już raz to powiedział, nie mógł przestać. On naprawdę to zrobił? Spojrzał na swoje dłonie i skrzywił się, przypominając sobie to uczucie, które go ogarnęło, kiedy jego pięść zderzyła się z twarzą Michaela.

– Luke, hej! – powiedział głośniej Jack, chcąc przerwać Luke'owi jego maniakalne zachowanie. Chociaż gdyby blondyn nie powtórzył tego jakieś dziesięć razy, Jack pewnie by mu nie uwierzył.

Michael, Luke i "uderzyłem go" w jednym zdaniu brzmiało jakoś... nie tak. Owszem, kiedy rozmawiało się o Michaelu, zawsze mówiło się o Luke'u, a kiedy mówiło się o Luke'u, nie zapominało się o Michaelu. Michael i Luke byli jak pędzel i płótno, jak nuty i muzyka, jak... Cóż, Jack miał na myśli to, że jeden bez drugiego nie miał sensu.

– A potem z nim zerwałem, bo on nie chciał zerwać ze mną – dokończył Luke jak naburmuszone dziecko, podciągając swoje długie nogi pod brodę i obejmując je ramionami. Oparł głowę na kolanach i przymknął oczy, starając się wrócić myślami do lepszych dni. – Och, a tak w ogóle to będę ojcem bliźniaków. Chyba zapomniałem o tym wspomnieć.

Starszy z braci Hemmings otworzył szerzej oczy, starając się przetworzyć to, co właśnie usłyszał. Jego brat miał dwadzieścia trzy lata. Jack miał dwadzieścia sześć i nie mógł sobie wyobrazić, że w taki sposób pokierowałby własnym życiem. Fakt, że rodzice zawsze bardziej naciskali na Luke'a, ponieważ był najmłodszy, ale Jack nigdy nie sądził, że wszystko aż tak bardzo się pomiesza. I jak miał teraz pomóc siedzącemu obok chłopakowi?

– Okej, żadne z twoich ostatnich zdań nie miało sensu. Przecież jeszcze nie wiesz, czy jesteś ojcem, prawda? – spytał Jack, a kiedy Luke wzruszył ramionami, kontynuował. – Więc o tym na razie nie myśl. Jasne, jest duża możliwość, że dzieci są twoje, ale nawet jeśli, to na pewno nie zostaniesz z nimi sam. Słyszałem, że Emily nie chce dziecka, dlatego podejrzewam, że dwójką też nie jest zachwycona, ale w tej kwestii jestem pewien, że coś wymyślimy. Staraj się o tym zapomnieć – zasugerował, ponieważ czuł, że jeśli Luke się do tego nie zastosuje, to zwariuje.

Celeste weszła do salonu i postawiła przed nimi dwa duże kubki cappuccino, które sama zrobiła. Dała Jack'owi znak mimiką twarzy, by za bardzo nie męczył Luke'a, po czym wyszła, bo nie chciała im przeszkadzać. To była "męska rozmowa Hemmingsów," w takie rzeczy lepiej nie wnikać.

– Teraz przejdźmy do tego, co miało sensu najmniej. A właściwie wcale go nie miało. "Zerwałem z nim, bo on nie chciał zerwać ze mną. Kopnąłem szafkę, bo się o nią potknąłem. Nie jem mięsa, bo jestem gejem."

– Jack, mam ochotę wylać ci tę kawę na głowę, nie zachęcaj mnie – mruknął Luke, grzejąc sobie dłonie gorącym kubkiem i co jakiś czas dmuchając na napój. – Twoim zdaniem miałem pozwolić Michaelowi ze mną zostać po tym, co zrobiłem? Jack, zawsze chciałem bronić Michaela przed niebezpieczeństwem, wiesz o tym. Nawet jeżeli tym niebezpieczeństwem jestem ja sam.

– Ale to jest idiotyczne! Jasne, spieprzyłeś sprawę i to po całości...

– Kochany braciszek.

– A mimo tego to i tak Michael wziął winę na siebie. Czy ty naprawdę nie widzisz tego, co się z nim dzieje? On szuka bólu. Właśnie dlatego zaczął kłótnię, właśnie dlatego cię prowokował, a ty dałeś się podejść. Podejrzewam, że nawet nie jest na ciebie zły, chociaż ma do tego wszelkie prawo – stwierdził Jack. Nie miał zamiaru udawać, że to, co zrobił Luke można było w jakikolwiek sposób usprawiedliwić, przemoc nigdy niczego nie rozwiązywała, ale Luke nie był kimś, kto specjalnie krzywdził innych. A jeżeli istniało coś, czego chciał bardziej niż szczęścia i bezpieczeństwa Michaela, to Jack jeszcze tego nie znalazł. – Luke, ja wiem, że nie chciałeś tego zrobić. Jesteś moim bratem i znam cię. Nie zrobiłbyś tego, gdyby wszystko nie zawaliło się na ciebie w jednym momencie i nie zrobisz tego ponownie. A jeżeli jednak kiedyś coś ci odbije, to osobiście ci oddam, a Michaela nigdy więcej nie zobaczysz. Ale on cię teraz potrzebuje, tak jak ty jego. Cholera, aż żal na ciebie patrzeć. Zaraz zasmarkasz mi kanapę.

Luke wziął głęboki oddech, próbując opanować irytację. Słowa Jack'a miały sens (cóż, przynajmniej część z nich), ale blokada w umyśle Luke'a nie pozwalała mu sobie wybaczyć i nie zrobi tego nawet jeśli jeszcze kiedyś zbliży się do Michaela. To po prostu było zbyt wiele, z wszystkich rzeczy, których Luke żałował, ta była najgorsza.

– Ja po prostu się boję, że znowu go skrzywdzę i już tego nie wytrzymam.

Całkiem prosto sformułowane, a tak trudne do zaakceptowania.

Jack chciałby być dobry w słowach, chciałby umieć wygłaszać motywujące mowy, które podnosiłyby innych na duchu. Chciałby powiedzieć coś, co miałoby znaczenie. Często kłócił się z Lukiem, ale go kochał, tak jak z czasem pokochał Michaela, którego już uważał za członka rodziny. Ich szczęście leżało w jego interesie i obserwowanie tego, jak doprowadzają się do destrukcji było nie do zniesienia.

Jack chciałby umieć wytłumaczyć im, że są jak dwa kawałki pękniętej całości, które z innymi mogą udawać jedność, ale tylko razem stworzą coś naprawdę kompletnego. Chciałby, żeby mu uwierzyli.

Chciałby, żeby zauważyli jak życie jednego zależy od drugiego, zanim będzie za późno.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.

– Michael, jesteś gotowy? Za dziesięć minut jedziemy!

Zielonowłosy chłopak podniósł wzrok znad notesu i przetarł zmęczone oczy dłonią. Jedyne, na co miał ochotę to walenie głową w biurko. Zdecydowanie nie miał ochoty na podróż do Nowego Jorku o ósmej rano w piątek po nieprzespanej nocy, którą spędził na pisaniu, ponieważ myśli nie dawały mu spokoju. Jednak nie miał zamiaru wystawić Jack'a, skoro obiecał, że będzie na jego ślubie. Poza tym teraz wybierali się na jego wieczór kawalerski, a Michael potrzebował odskoczni w postaci imprezy, na której mógłby całkowicie się spić.

Luke nie odzywał się do niego od incydentu na plaży, a Michael z każdym dniem markotniał. Teraz wydawało mu się wręcz niemożliwe, że przeżył w ten sposób pięć lat. Co on robił, kiedy Luke'a nie było rano w jego łóżku?

Kiedy Ashton dowiedział się o tym, co zrobił mu Luke, chciał zabić blondyna. Potem przeprowadził długą rozmowę z Michaelem o tym, że przemoc w związku jest niedopuszczalna. Potem stwierdził, że skoro Luke zdaje sobie sprawę, jak bardzo źle postąpił i sam wybrał dla siebie karę, to może jeszcze nie wszystko stracone.

 Ja po prostu nie chcę, żebyś wszystko mu wybaczał dlatego, że go kochasz  mówił.

 Wiem.

 Miłość nie może zasłonić twojego własnego dobra. Rozumiesz to, że Luke nie miał podstaw do zrobienia ci krzywdy? I w żaden sposób na to nie zasłużyłeś?

 TAK, Ash, skończ  odpowiadał zawsze Michael, chociaż to nie była do końca prawda. Uważał, że oboje zawinili, chociaż od początku pojmował to, że Luke nie powinien był wyżywać się na nim. Michael doświadczał tego zbyt często w swoim życiu i nie chciał kojarzyć Luke'a z tymi czasami.

Michael nie wierzył, że to koniec. Wiedział, że czułby się zupełnie inaczej, gdyby tak było. To tylko po prostu kolejny wybój na drodze, która w końcu doprowadzi ich do szczęśliwego zakończenia. A przynajmniej tak czytał w motywujących gazetkach Ashtona, które ten przynosił z gabinetu psychologa, u którego odbywał staż. Postanowił w to wierzyć, bo człowiek musi się czegoś trzymać, żeby całkiem się nie poddać.

 Za moment będę gotowy! – odkrzyknął i spakował do sportowej torby również notes z najnowszą piosenką, którą pisał od dnia "zerwania" z Lukiem. "Zerwania," nie zerwania. Dla Michaela to była wielka różnica.

Ostatni raz spojrzał w lustro i westchnął. Nad górną wargą faktycznie została niewielka blizna, nos nie do końca się zagoił. Michael nie chciał, żeby Luke zobaczył na jego twarzy cokolwiek, co przypominałoby mu o scenie z plaży, ale nic nie mógł na to poradzić. Poprawił włosy i wyszedł z pokoju w momencie, w którym usłyszał pukanie do drzwi.

– Ja otworzę! – pisnął Ash, przebiegając przez hol. Michael otworzył szerzej oczy, słysząc ton jego głosu, po czym wymienił spojrzenie z Calumem, który wybuchnął śmiechem. Oboje jednak zamilkli, kiedy Ashton wrócił do salonu z piękną, wysoką blondynką u boku i szerokim uśmiechem na twarzy. – Ludzie, to jest Bryana, moja osoba towarzysząca na ślub.

Osoba towarzysząca? – powtórzył Hood, wręcz gapiąc się na dziewczynę. – Michael, my mieliśmy swoje dramaty, a co robił pan psycholog? Wyrywał najlepszą laskę...

– Hm – mruknęła Stella, która właśnie wyszła z łazienki i stanęła obok Caluma, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Cal spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się niewinnie, obejmując ją ramieniem.

– Najlepszą laskę zaraz po tobie, kwiatuszku.

– Pieprz się – prychnęła zielonooka i podeszła do wyższej od siebie dziewczyny. – Cześć, Bry.

– Cześć, Stella. Miło cię znów widzieć – odparła Bryana i uśmiechnęła się wesoło. Nawet Michael musiał przyznać, że faktycznie była gorąca. – Was również miło poznać, Ash dużo mi na wasz temat opowiadał – dodała i kolejno podała im rękę.

– Stell, to wy się znacie? – spytał zaskoczony Michael, czując się jak idiota. Ashton miał dziewczynę, a on nawet o tym nie wiedział.

– Owszem. Gdyby każdy z was nie uważał się za pępek świata, też byście ją znali. Mikey, ciebie nie winię, na twoim miejscu sama bym o nas zapominała. Ale ty, dupku, mógłbyś się czasem zainteresować innymi – zwróciła się do Caluma, który z oburzenia otworzył usta, już chcąc się bronić. Brakło mu jednak słów, gdyż... Stella miała rację. Nawet jeśli powiedziała to żartobliwie.

– Dobra, ludzie, bo w końcu się spóźnimy – wtrącił Ashton, przewieszając sobie torbę przez ramię. Michael szybko zabrał swoje rzeczy, tak samo jak Stella i Calum.

– Michael, nie chcesz, żebym załatwił ci jakąś osobę towarzyszącą? A może masz zamiar zakręcić się wokół jakiegoś drużby? – pytał Calum, chcąc zirytować Michaela, ponieważ dawno tego nie robił. Ostatnimi czasy atmosfera nie była zbyt ciekawa, Calum tęsknił za beztroskimi czasami i chociaż wiedział, że prędko nie wrócą, to przecież mogli próbować jakoś rozładować napięcie, prawda?

– Właściwie to mam zamiar zakręcić się wokół jednego drużby. Konkretniej: koło świadka – odparł Mike i uśmiechnął się lekko, kiedy Calum spojrzał na niego z dumą na twarzy. Michael chyba jeszcze nigdy w życiu nie przeprowadził z Calumem tylu poważnych rozmów ile w ciągu ostatnich ośmiu dni. Caluma naprawdę kłopotało to, czy Michael powinien dawać kolejną szansę Luke'owi, co według Mike'a nawet nie podlegało dyskusji. Kłócili się o to, Calum powtarzał, że Luke na to nie zasłużył, potem oboje rozważali wszystkie za i przeciw, dochodząc do wniosku, że "pieprzyć to, czas pokaże, czy Luke i Mike mają być razem."

Może faktycznie coś było z nim w tej kwestii nie tak, ale Michael nie widział Luke'a jako złego w tej historii, przynajmniej nie gorszego od niego. Michael miał w sobie wiele demonów, które jakimś cudem wyciszały się zawsze, kiedy Luke był przy nim. Obok Luke'a Michael nie myślał o tym, jak nic nie warte jest jego życie i jak łatwo byłoby je skończyć. Obok Luke'a myślał o tym, że każdy ma na Ziemi powód, dla którego tu jest. Ashton wiele mówił o lekarstwach, które mogłyby mu pomóc, ale najlepszym lekarstwem dla niego był Luke, bo wyciągał z niego to, co Mike miał w sobie najlepszego.

Skoro Luke nie poddał się przez calutki rok, chociaż Michael wyraźnie dał do zrozumienia, że to koniec, to on nie miał zamiaru poddać się po ośmiu dniach.

Michael naprawdę tęsknił za swoją lepszą połową i miał zamiar ją odzyskać.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

LEVEL COMPLETE

SAVE THE GAME

(teraz coś ważnego:

~ błagam, nie piszcie, że Ashton/Calum/Jack przesadzają z tym, jak źle postąpił Luke,
~ nie piszcie, że Luke nie powinien czuć się aż tak źle i nie zasłużył na karę,
~ nie piszcie, że Michael nie powinien być zły na Luke'a i nie piszcie, że powinni od razu wszystko sobie wybaczyć, bo "to był jeden raz".
Ja doskonale wiem, że to co zrobił Luke było złe. Nie mam zamiaru promowania przemocy, czy robienia z niej czegoś romantycznego. Bardzo zależy mi na tym, żebym nie została zrozumiana źle. Przemoc nigdy nie jest czymś dobrym/romantycznym i w żaden sposób nie chcę jej tak przedstawiać. Luke nie miał żadnego prawa, by uderzyć Michaela i nie ma na to usprawiedliwienia. Napisałam to, bo chciałam pokazać, że wszyscy popełniamy błędy, niektóre gorsze od innych, ale to nie znaczy, że już do końca życia będziemy źli. Jeśli wiemy, że zrobiliśmy coś niedopuszczalnego i mamy szczerą chęć poprawy, to zasługujemy na drugą szansę, ale musimy mieć świadomość swojej winy i ponieść za to odpowiedzialność. Luke nie chciał skrzywdzić Michaela, ale to zrobił i żałuje, dlatego wyznaczył sobie karę, bo wie, że przekroczył granicę. Może reakcja Michaela nie jest najodpowiedniejsza, bo prawdopodobnie powinien skląć Luke'a, ale fakt, że tego nie zrobił świadczy o charakterze bohatera, który zmienia się w trakcie historii i też chcę, żebyście to dostrzegli.
Jest po trzeciej nad ranem i to wszystko nie ma sensu, wyszło trochę dłuższe niż mini notka, ale musiałam to napisać, bo niektórzy źle mnie zrozumieli. Główny cel tej wypowiedzi - nie promuję/nie romantyzuję przemocy w związku. To tyle.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top