level 21; muke
LEVEL TWENTY-ONE
multiplayer
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
CALUM JACK
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke, LukE, LUKE. Kurwa, nie, nie, nie, ręka stop. Patrz, przecież to śliczna twarz Michaela, gdzie z tą ręką? NO I CO ROBISZ?! PIERŚCIONEK, PIERŚCIONEK, UWAŻAJ.
Może to dziwne, ale wszystkie te myśli przebiegły przez jego głowę w mniej niż pół sekundy. Luke do końca życia dziękował za wrodzony refleks, ponieważ chyba tylko on uratował Michaela przed złamanym nosem.
Niestety nie uchronił go przed uderzeniem, mimo iż Luke zamortyzował spotkanie pięści z twarzą najbardziej, jak mógł i obrócił dłoń tak, by srebrny pierścionek na serdecznym palcu nie pokiereszował buzi Mike'a. Uderzył niżej niż zamierzał, zaś głowa Michaela odskoczyła w tył. Zielonowłosy tak bardzo się tego nie spodziewał, że cios przewrócił go na piasek. Luke z niedowierzaniem spojrzał najpierw na swoją rękę, na której pozostały ślady krwi, a potem na rozwaloną górną wargę Mike'a i jego krwawiący nos.
Blondyn odruchowo chciał kucnąć przy swoim chłopaku i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ale zamiast tego cofnął się o krok, trzymając obie ręce przy klatce piersiowej, ponieważ nie ufał samemu sobie. Właśnie dotarło do niego to, co zrobił.
Michael usiadł i drżącymi dłońmi dotknął czubka nosa, krzywiąc się z bólu. Rozejrzał się z dezorientacją, zauważając Emily, która zasłoniła usta rękami, a następnie Luke'a, który patrzył na niego ze łzami w oczach.
– Mike, ja nie... Ty wiesz, że ja nigdy bym... O Boże, przecież ja... – Luke z każdym słowem coraz bardziej się zacinał, ponieważ z trudem przychodziło mu oddychanie. Zrobił to, czego zawsze najbardziej się obawiał. Skrzywdził Michaela nie tylko psychicznie, ale również fizycznie i dosłownie widział w wielkich zielonych oczach to, że spieprzył całe dwa miesiące, na które tak ciężko pracował.
Michael spanikował. Nos bolał go tak, jak wtedy, gdy w wieku ośmiu lat Calum przez przypadek uderzył go kijem baseballowym, ale dodatkowo czuł krew w ustach, spływającą z pękniętej wargi, w którą uderzył pierścień Luke'a.
Mike był w szoku. Gdyby miał zrobić listę prawdopodobnych rzeczy, porwanie przez kosmitów znalazłoby się wcześniej niż to, że Luke użyje wobec niego przemocy. Ale czy nie tego chciał? Czy kiedy prowokował Luke'a, nie chciał, żeby blondyn udowodnił mu, iż Michael nie zasługuje na szczęście? Clifford wiedział, że Luke ma słabe nerwy i minimalną cierpliwość, więc po prostu nie był w stanie go obwiniać. Teraz jedyne czego się bał to to, że Luke naprawdę go zostawi.
I zgodziłby się z każdym, kto powiedziałby, że ich związek jest toksyczny.
– Nie, Luke, to moja wina. Proszę, posłuchaj, wszystko jest okej, widzisz? – spytał, powoli stając o własnych siłach i podnosząc ręce do góry w geście kapitulacji. Próbował zbliżyć się do Luke'a, ale tamten pokręcił przecząco głową.
– Emily, zawieź Michaela do szpitala. Proszę, zrób to dla mnie.
– Tak, jasne, oczywiście – powiedziała szybko dziewczyna i podeszła do samochodu, ale widząc spojrzenie Michaela zatrzymała się z dłonią na klamce. Była przerażona. Oczywiście wiedziała o tym, że Luke bywa nerwowy, ale szczerze? Prędzej spodziewałaby się, że uderzy ją, niż Michaela.
– Nie potrzebuję szpitala, Luke. Potrzebuję usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Powiedz, że będzie. Powiedz, że to nie koniec. Ty wiesz, że to moja wina. Wiesz o tym – powtarzał się Mike, próbując jakoś przekonać Luke'a do swoich racji. Kogo obchodziło to, co powiedział przed chwilą? Na pewno nie jego. Chciał Luke'a, tylko Luke'a.
Starał się zapomnieć o pulsującym bólu, miał tylko nadzieję, że nos nie jest złamany, ale wtedy chyba bolałoby go bardziej.
– Nie, Michael, nie mogę... Nie dam rady...
Oddech Luke'a stał się urywany, wysoki chłopak dotknął dłonią gardła, próbując złapać powietrze do płuc, ale nie dał rady. Czuł się jak dziecko zgubione we mgle.
– Emily, w schowku mam inhalator. Podaj mi go – rzucił Mike gorączkowo, a brunetka bez namysłu spełniła jego polecenie. W co ona się wpakowała? – Luke, stój w miejscu – poprosił i podbiegł do starszego mężczyzny, potrząsając inhalatorem. Odkąd dowiedział się o astmie Luke'a, zawsze miał przy sobie ten przedmiot. Zadziwiało go, jak chłopak był w stanie kierować drużyną futbolową, ale zdążył już się przekonać, że z uporem Hemmingsów nie wygrasz. Teraz kompletnie nie obchodził go własny stan zdrowia, chciał tylko pomóc Luke'owi. – Musisz wziąć oddech. Uspokój się i zrób to dla mnie.
Michael wsunął czubek inhalatora do ust wyższego blondyna i nacisnął na górną część, wpuszczając powietrze do ust Luke'a, który z trudem wciągnął je do płuc. Mike powtórzył to raz jeszcze, aż upewnił się, że z Lukiem wszystko jest w porządku, po czym odsunął się od niego.
– Michael, musisz mnie zostawić – mruknął cicho blondyn, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Wstydził się samego siebie. Ba, brzydził się sobą.
– Nie mam takiego zamiaru – zadeklarował Mike, ale jedyne, co Luke widział to krew, która nie przestawała płynąć z rozwalonego nosa. Ten widok miał zostać z nim do śmierci.
– Michael, nie słuchasz mnie. Musisz odejść. To jest koniec, przekroczyłem granicę i zrobiłem coś niewybaczalnego. Jeżeli mnie nie zostawisz, ja nie zostawię ciebie, bo nie mam na tyle samokontroli – szeptał Luke z takim bólem w głosie, że Michael niemal fizycznie go czuł. W którym momencie to wszystko tak bardzo się odwróciło? Gdzie wszystko poszło tak przerażająco źle? – Nie możemy być razem. Nie chcę być tym, kto cię zniszczy...
– Kochanie, przepraszam za wszystko, co powiedziałem. Nigdy nie miałem tego na myśli.
– Uderzyłem cię. Prawie złamałem ci nos – wypluł z siebie Luke, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. – Michael, ty dalej krwawisz, potrzebujesz pomocy medycznej i wciąż przepraszasz mnie? I nie widzisz w tym niczego złego? To nie jest normalne. Nie miałem prawa podnieść na ciebie ręki, niezależnie od tego, co zrobiłeś. Masz prawo mnie zaskarżyć!
– Michael, jedźmy do szpitala – pisnęła Emily, zaniepokojona ilością krwi, której Michael zdawał się nie zauważać.
Luke popatrzył na nią nad ramieniem zielonowłosego chłopca i nerwowym ruchem otarł łzy z policzków. Miał ochotę wskoczyć do oceanu i się utopić. Chyba pierwszy raz żałował, że umie pływać.
– Jedź z nią, Mike. I nie waż się mi wybaczać, bo nigdy na to nie zasłużę.
Dwudziestodwulatek pociągnął nosem i skrzywił się z bólu. Miał w ustach metaliczny posmak, warga zaczęła mu puchnąć.
– Nie zrywasz ze mną, prawda? Nie o to ci chodzi?
– Na litość boską, Michael! Ty powinieneś zerwać ze mną. Dlaczego nie chcesz tego zrozumieć? Skąd możesz wiedzieć, że nie zrobię tego ponownie?
– Po prostu wiem – szepnął Michael z taką ufnością i miłością w głosie, że Luke zdał sobie sprawę, iż do tej pory nie miał pojęcia, co oznacza złamane serce.
– Przepraszam, skarbie. Boże, tak cholernie cię przepraszam.
Ale to nic nie zmieniało.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Jak to się stało? – spytał lekarz, kiedy pielęgniarka delikatnie wycierała krew z twarzy siedzącego na kozetce Michaela.
– Upadłem – odparł obojętnym tonem.
Mężczyzna spojrzał na rozciętą wargę, stłuczony nos, opuchnięte oczy. Nie zliczyłby ile razy w swojej karierze słyszał słowo "upadłem."
– Na twarz?
Michael leniwie przeniósł na niego spojrzenie i uniósł brwi ku górze.
– Jestem niezdarny.
Doktor już miał rzucić jakąś sceptyczną uwagę, jednak przeszkodził mu hałas w poczekalni.
– Rusz się, kobieto, bo nie ręczę za siebie!
I po co ja dzwoniłem do Caluma? To pytanie Mike zadawał sobie zdecydowanie zbyt często.
– Grozi mi pan? Uderzyłbyś kobietę? – prychnęła starsza pani, która wcześniej siedziała w recepcji, a teraz najwyraźniej blokowała Hoodowi wstęp do sali.
– Nie, ale jak matkę kocham, a kocham ją bardzo, przywalę pierwszemu facetowi, który nawinie mi się pod rękę i to będzie pani wina – odpyskował Calum i faktycznie już po kilku sekundach znalazł się przy swoim najlepszym przyjacielu. – Które ścierwo ci to zrobiło? Wystarczy rysopis, sam go znajdę.
Michael przewrócił teatralnie oczami. Zaczynał odczuwać zmęczenie. Cała jazda z Emily zeszła mu na wypłakiwaniu sobie oczu, a teraz już po prostu nie miał łez. Był pusty.
– Nikt mi tego nie zrobił, Cal – rzucił Michael z naciskiem, patrząc w stronę lekarza. Mężczyzna patrzył właśnie na prześwietlenie.
– Nie denerwuj mnie. Sam nie złamałeś sobie nosa...
– Właściwie nie jest złamany. Chrząstka jest trochę stłuczona, jednak górna warga przyjęła na siebie połowę siły uderzenia. Czy ten, kto ci to zrobił, nosił jakąś biżuterię? – zapytał lekarz, kompletnie nie wierząc w słabe wytłumaczenie Michaela. Zielonowłosy spojrzał na Caluma, po czym spuścił wzrok na swoje dłonie.
A Hooda oświeciło, jak zawsze wtedy, gdy nie było to konieczne. Brunet westchnął i przetarł twarz dłońmi.
– Tak, miał pierścionek na palcu.
– Cóż, obawiam się, że może zostać niewielka blizna tuż pod nosem, ale poza tym wszystko powinno wrócić do normy. Zaraz założę opatrunek i będziesz wolny. O ile, oczywiście, nie chcesz zgłosić napaści.
Calum już otworzył usta, prawdopodobnie by powiedzieć, że sam się zajmie "napastnikiem," ale Michael szybko zaprzeczył i pozwolił lekarzowi na skończenie jego pracy. Nie miał zamiaru zaskarżać Luke'a.
– Złamię mu rękę – zaproponował Calum, kiedy razem z Michaelem siedzieli w samochodzie bruneta. – Albo chociaż połamię palce. Ten chuderlak nie ma ze mną szans – dodał, kiedy Michael posłał mu zirytowane spojrzenie. – Mike, on cię uderzył! Musi ponieść za to karę, nawet jeśli jest moim przyjacielem. Chociaż raz to on zachował się jak dupek, a nie ja.
– Nie napalaj się tak. Tytuł dupka numer jeden wciąż należy do ciebie – stwierdził Mike, dotykając niewygodnego opatrunku na nosie. – Poza tym to bez znaczenia, bo Luke ze mną zerwał.
Calum przez przypadek nacisnął klakson i przeraził przechodzącą obok samochodu starszą panią, która pogroziła mu laską.
– Przepraszam! – rzucił brunet przez otwarte okno, po czym odwrócił się w stronę Michaela. – Poważnie? Nie dość, że uszkodził twoją śliczną buźkę, to jeszcze z tobą zerwał?
– Zerwał ze mną właśnie dlatego, że uszkodził mi buźkę.
– Palant. Mogę chociaż wybić mu zęba? – zapytał, włączając silnik i zastanawiając się, gdzie zabrać Michaela, by poprawić mu humor. Klub z męskim striptizem? Uch, gdyby tylko wiedział, gdzie taki znaleźć.
– Uważasz, że to śmieszne? – zdenerwował się Clifford, zapinając pas bezpieczeństwa. Calum czasem bywał takim idiotą, ale Michael nie chciał dzwonić po Ashtona. Nie po ich ostatniej rozmowie.
– Oczywiście, że nie. Uważam, że to ty powinieneś zostawić jego żałosny tyłek. Co teraz będzie? To już naprawdę koniec?
– A powinienem myśleć inaczej? Po tym, co się stało?
Calum przygryzł na chwilę dolną wargę, skręcając w lewo i wyprzedzając kilka samochodów.
– Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, jakbym uważał, że Luke zasługuje tu na pobłażliwość... To co zrobił było cholernie nie w porządku, ale on jest ostatnio w ciągłym stresie... Kurwa, nie. Nie będę go tłumaczył. Po prostu sądzę, że w innych okolicznościach Luke nigdy by cię nie skrzywdził. Przecież wszyscy wiemy, że wy żyć bez siebie nie umiecie – zauważył Calum, czując się wyjątkowo głupio. – Jezu, jestem beznadziejnym przyjacielem.
Mike zaśmiał się cicho i poklepał Caluma po ramieniu. To, że on nie czuł kompletnie niczego nie oznaczało, że inni mieli tak samo. Michael doceniał starania Caluma, nawet te dość nieudolne.
– Sam nie wiem, Cal. Luke nienawidzi się za to, co mi zrobił. Wiem, że ja też powinienem być zły, ale... Cholera, to był jeden jedyny raz. Luke nigdy wcześniej mnie nie skrzywdził. Wiem, że tego nie chciał. Czy to, że wciąż go kocham i chcę z nim być czyni mnie złą osobą?
Calum spojrzał na Michaela swoimi ciemnymi oczami, skanując wzrokiem jego twarz. Luke wyrządził mu taką krzywdę i chociaż Cal wiedział, że Hemmings na pewno faktycznie tego nie chciał, to brunet nie mógł powstrzymać złości. Przed konfrontacją z Lukiem obroniło blondyna tylko to, że Calum nie był ślepy i widział, jak bardzo Luke kocha Michaela.
– Nie, Michael, to nie czyni cię złą osobą. Tylko ciebie zawsze ciągnęło do tego, co może sprawić ci ból.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke klęczał przy linii brzegowej, zdrapując z prawej dłoni krew Michaela i własną skórę. Chciał pozbyć się wszystkich śladów najgorszego uczynku w swoim życiu. Szkoda, że równie łatwo nie mógł wyrzucić obrazów z głowy. Poruszał się niemal maniakalnie, oddychając przez usta, by uspokoić bicie serca.
To był jakiś żart. Chory żart, a ktoś tam na górze najwyraźniej miał niezły ubaw, niszcząc mu życie.
Luke opadł na piasek, wytarł dłonie w koszulkę i wyjął komórkę z kieszeni, następnie wybierając numer. Musiał poczekać jakieś dwie minuty, ale w końcu usłyszał głos po drugiej stronie.
– Jack? Mógłbym przyjechać do was trochę wcześniej? Może jeszcze dzisiaj? – pytał Luke, starając się nie brzmieć desperacko.
– Coś się stało? Michael będzie z tobą?
Luke zacisnął mocno powieki, starając się nie myśleć o Michaelu.
– Nie, będę sam.
Znowu. Jakimś cudem Luke zawsze kończył sam. Cóż, za siedem miesięcy prawdopodobnie już nie będzie miał tego problemu.
Tylko nie był pewien, czy bez Michaela to ma jakikolwiek sens, bo wciąż pamiętał wszystkie plany, które wspólnie snuli na piasku w Santa Cruz.
A teraz Luke, będąc w tym samym miejscu, mógł tylko mówić sobie, że już nic nigdy nie będzie w porządku.*
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
(*wszystkie tego typu teksty są z WAYF,
bo ta piosenka jest przewodnią dla opowiadania.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top