level 2; luke
LEVEL TWO
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Luke próbował, prosił, błagał, dzwonił, pisał, nawet kilka razy był w Sydney. Jednak zdało się to na nic. Michael zawsze udawał, że go nie ma, albo po prostu nie otwierał. Zmienił numer, adres e-mail, usunął profil na Facebook'u i Twitterze. Usunął Luke'a ze swojego życia i chociaż Luke nie odpuszczał przez calutkie dwa lata, nic się nie zmieniło. Luke z trudem przetrwał pierwszy rok. Nowa szkoła, nowi znajomi, nowe wymagania. Wszystko to początkowo go przerastało. Stracił najważniejszą osobę w swoim życiu i był zagubiony, nieszczęśliwy, załamany. Nienawidził całego tego przepychu, całej tej eleganckiej otoczki wokół Uniwersytetu w San Francisco. Nienawidził swojego idealnego mieszkania, nowego samochodu.
Brakowało mu zapachu fast foodów i Michaela, ich wspólnych wyjść do tanich barów i kin samochodowych, głupich żartów, kłótni o to, który serial jest najlepszy i tego, jak Michael śmiał się, że "Wredne dziewczyny" to ulubiony film Luke'a. Brakowało mu ich dotyków, pocałunków, odczuwania miłości Michaela. Bo tego już nie było, teraz była tylko świadomość, że wszystko jest skończone i prawdopodobnie nie wróci.
Drugi rok był nieco lepszy, ale Luke wciąż jakby trwał w odrętwieniu, nie wszystko do niego docierało. Nie mógł i nie chciał zaakceptować rzeczywistości, bo każda sekunda z Michaelem była autentyczna, a każda chwila w San Francisco fałszywa. To nie było dla niego, jego życie zostało w Sydney.
Kolejne trzy lata zajęło mu dochodzenie do siebie i ruszanie swojego życia do przodu, by jakoś przetrwać każdy następny dzień. Wciąż myślał o Michaelu, ale teraz już rzadziej, jakby chłopak po prostu był stałą częścią jego życia. W najmniej oczekiwanych sytuacjach Luke zastanawiał się, co Michael teraz robi, albo czy kupiłby tę koszulkę, na którą Luke właśnie patrzy. Tak chyba musiało być i Luke się przyzwyczaił. Tęsknił, ale wciąż żył. Michael również. I to było najważniejsze.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Skoro to tylko trzy przecznice dalej, to dlaczego nie możesz wziąć swojego samochodu, albo po prostu pójść na nogach? Nie widzisz, że próbuję nadrobić zaległości? – spytał Luke z irytacją, przeglądając notatki koleżanki z zajęć, która była tak miła, że pożyczyła je Luke'owi na jedną noc.
– Boże, jak ty niczego nigdy nie rozumiesz – warknęła Emily (dosłownie warknęła, Luke nie miał pojęcia, jak inaczej określić to, co wydobyło się z jej ust). – Jestem już spóźniona, a mój samochód stoi w garażu. Twój jest na podjeździe, więc będzie szybciej nim wyjechać – wytłumaczyła mu takim tonem, jakby rozmawiała z idiotą, a nie studentem o niemal najwyższej średniej na swoim roku. Zawsze tak do niego mówiła, bo uważała się za lepszą, chociaż Luke wiedział, że jej wiedza ograniczała się do rozpoznawania wszystkich odcieni kolorów lakieru do paznokci. Nie, żeby było w tym coś złego, po prostu Luke nie sądził, że Emily ma prawo patrzeć na niego z góry.
– W czasie, w którym mi przeszkadzasz, dojechałabyś do Allison trzy razy – odpowiedział jej Luke, w końcu podnosząc wzrok znad zeszytu i lustrując Emily wzrokiem. Miała na sobie sukienkę w okropnym różowym kolorze, jej ciemne włosy związane były w warkocz zapleciony wokół głowy, a buty na obcasie dodawały jej jakieś dziesięć centymetrów, chociaż i bez tego była dość wysoka.
– Lucas, jeżeli teraz sama stąd wyjdę, to nie zobaczysz mnie przez następny tydzień – ostrzegła, buntowniczo krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Luke już miał jej powiedzieć, żeby nawet nie obiecywała mu takich rzeczy, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Często zastanawiał się, dlaczego w ogóle ją znosił, bo jej nie kochał, ciągle go irytowała i przez osiemdziesiąt procent spędzanego z nią czasu miał ochotę zakleić jej usta taśmą. Odpowiedź zawsze była jedna: rodzice Luke'a akceptowali Emily, teoretycznie to oni ją dla niego wybrali, bo była córką przyjaciela ojca Luke'a w interesach. Luke był z Emily już niemal pół roku i był to najżmudniejszy czas w jego życiu, ale ojciec w końcu był zadowolony i Luke miał spokój. Plusem było to, że Emily była piękna i naprawdę dobra w łóżku. Inaczej Luke już dawno by zwariował.
– Ja nawet nie mam na imię Lucas – westchnął z rezygnacją i podniósł się z kanapy.
Emily uznała swoje zwycięstwo i z zadowoloną miną chwyciła torebkę, następnie wychodząc i czekając na Luke'a przy samochodzie. Jazda do domu Allison, przyjaciółki Emily, zajęła im jakieś dziesięć minut i Luke irytował się coraz bardziej. Emily spokojnie mogłaby przejść to na nogach, a on musiał się uczyć, chociaż dzisiaj był piątek. W dwa dni weekendu za nic nie nadrobi wszystkich zaległości, ale co to obchodziło jego dziewczynę? Najważniejsze, żeby ona była szczęśliwa.
– Możesz się na chwilę zamknąć? Próbuję się skupić – poprosił Luke. Rzadko odzywał się do niej w taki sposób, bo kłótnie z Emily zawsze były męczące i pełne wrzasków, ale niekiedy po prostu nie dało się inaczej.
– Byłabym wdzięczna, gdybyś tak do mnie nie mówił – rzuciła chłodno Em, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Luke wywrócił teatralnie oczami i skręcił w prawo, przyspieszając nieco, by jak najszybciej się jej pozbyć.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś chociaż raz mnie posłuchała – odparował, mając zamiar włączyć radio, żeby ją zagłuszyć, ale dziewczyna uderzyła go w rękę i powstrzymała go przed tym.
– Masz jakiś problem?
– Ty jesteś problemem – stwierdził najspokojniej, jak potrafił. Naprawdę powinien z nią zerwać, ale jego ojciec dostałby świra, a w ostatnich latach to nie kończyło się dobrze. Luke chciał od życia tylko świętego spokoju, ale to było niemożliwe. Bez Emily rodzice ciągle siedzieliby mu na głowie, żeby się upewnić, że Luke nie zostawił jej z powodu "powrotu swoich dziwnych skłonności," a z Emily... cóż, Emily była niewiele lepsza od Andy'ego.
Luke wolał chłopców. Zawsze będzie wolał chłopców i żadna długonoga Emily tego nie zmieni. Ale rodzice woleli tego nie słyszeć, więc Luke ją tolerował. Przynajmniej na razie. Na początku zdziwiło go, że dziewczyny w ogóle jeszcze interesują go pod tym względem, ponieważ w wieku osiemnastu lat był pewien, że jest gejem. Ale może nie chodziło o płeć, a o partnera. Luke nie był emocjonalnie zainteresowany nikim poza swoim pierwszym chłopakiem.
Luke'a zaskoczył nagły ucisk w piersi. Zaczął zastanawiać się, czy Michael kogoś sobie znalazł. Minęło pięć pieprzonych lat i blondyn byłby naprawdę wdzięczny, gdyby jego mózg przestał być tak zacofany. To już nie była jego sprawa. Skoro on był z Emily, to Michael mógł być z kimkolwiek chciał.
– Słucham? Luke, naprawdę staram się być wyrozumiała, ale to, co robisz przechodzi wszelkie granice – powiedziała Emily, zaś jej twarz przybrała kolor niemal identyczny do wściekłego różu jej sukienki. Luke z trudem powstrzymywał śmiech.
– Ty? Wyrozumiała? Wiesz w ogóle, co to znaczy? Nigdy, nigdy nie słuchasz tego, co do ciebie mówię, jeśli nie powtórzę moich słów przynajmniej trzy razy. Zawsze chodzi tylko o ciebie i mam tego dość. Dlatego chcę, żebyś na moment się zamknęła i pozwoliła mi pomyśleć. Wiem, że ty na ogół tego nie robisz, ale...
– Dość! Natychmiast zatrzymaj samochód – zażądała. Luke'owi nic nigdy nie sprawiło większej przyjemności. Cieszyłby się bardziej, gdyby od domu Allison dzieliło ich więcej niż kilkanaście metrów, bo wtedy Emily musiałaby iść na nogach w niebotycznych szpilkach, ale wszystko lepsze niż nic. – Zostaję na noc u Allison, a ty myśl sobie ile chcesz. Zadzwoń, jak znormalniejesz.
Po tych słowach wysiadła, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Luke z frustracją uderzył dłońmi o kierownicę, po czym odjechał z piskiem opon, nie zastanawiając się nawet nad tym, co robi. W normalnych okolicznościach zadzwoniłby do Caluma, ale dziś czuł, że nie ma na to ochoty. Wciąż był zaskoczony tym, że Michael pojawił się w jego myślach tak nagle, chociaż nie było go tam już od kilku tygodni.
Michael zawsze słuchał tego, co Luke miał do powiedzenia. Nie przerywał mu i naprawdę przejmował się tym, o czym Luke z nim rozmawiał.
Chłopak uświadomił sobie, że często porównywał go do Emily i wtedy widział, jak wiele wad ma dziewczyna. Ale może Luke po prostu nie chciał być sam? Może udawanie szczęśliwego związku było łatwiejsze niż pokazanie wszystkim, że nawet pięć lat nie było w stanie wymazać z jego serca Michaela?
Luke jechał przed siebie w ciszy i pozwolił sobie na wspominanie. To nigdy nie było dla niego dobre, ale na moment uciszało ból i wypełniało pustkę w jego duszy. Z jakiegoś powodu wiedział, dokąd jedzie. W Sydney Luke miał klif, na który zabierał Michaela. W Kalifornii Luke miał plażę w Santa Cruz, na którą również chciałby go zabrać, chociaż było to niemożliwe. Jednak blondyn lubił tutaj przyjeżdżać, szczególnie wieczór, ponieważ wtedy było tu mniej osób, a dwadzieścia kilometrów to wcale nie tak daleko.
Dwudziestotrzyletni mężczyzna zaparkował czarny samochód i wysiadł, kierując się w stronę niewielkiego baru na plaży. Potrzebował alkoholu. Właściwie ostatnio potrzebował go nawet często, co mogło być niepokojące, ale Luke miał to gdzieś. Po trzech kolejnych piwach Luke już wcale nie uważał, że ma problem z alkoholem.
Zapłacił za butelkę Jack'a Danielsa i wyszedł z nią na zewnątrz, rozglądając się dookoła. Niebo robiło się ciemniejsze, wiatr chłodniejszy. Woda była spokojna i Luke stwierdził, że może tutaj trochę zostać. Nie bardzo obchodził go fakt, że nie będzie mógł prowadzić i wrócić sam do domu. Przeszedł kilkanaście metrów i usiadł na zimnym piasku, otwierając butelkę alkoholu. Kiedy opróżnił ją do połowy, świat wokół zaczął wirować, a Luke przypominał sobie coraz więcej szczegółów z przeszłości. Pamiętał, jak Michael uroczo marszczył nos, kiedy Luke nazywał go kolorowym świrem. Pamiętał, jak oczy Michaela błyszczały, gdy opowiadał Luke'owi o Napoleonie. Pamiętał, jak Michael cieszył się na koncercie Mayday Parade i jak Luke po raz pierwszy go pocałował.
Luke nienawidził tego, że pamiętał. A gdy butelka Jack'a Danielsa opadła pusta na piasek obok niego, Luke nienawidził również Michaela za to, że go zostawił. Nienawidził go z całego serca i zapragnął mu o tym powiedzieć, ale nie miał jego nowego numeru i to sfrustrowało go jeszcze bardziej.
Położył się i sypnął piaskiem gdzieś w bok, mówiąc do wiatru o tym, jak głupi jest Michael. Głupi i uroczy. Wyrzucał z siebie złość, aż w końcu poczuł zmęczenie i zamknął oczy. Nie miał pojęcia ile tak leżał, aż w końcu dotarł do niego głos.
– Przepraszam! Wszystko w porządku?
Słowa były wypowiadane niesamowicie wolno, albo coś z mózgiem Luke'a było nie tak. To bardzo możliwe, zawsze miał słabą głowę. Jednak akcent wydawał mu się znajomy, więc Luke zmusił się do tego, by usiąść, co było trudniejsze, niż się wydawało. Wszystko wokół wciąż wirowało, a woda zdawała się być jakby bliżej.
Luke powoli odwrócił głowę i zobaczył nieco rozmazaną postać, stojącą trochę dalej. Zamrugał kilka razy i zmrużył oczy, próbując się skupić. Niebieskie włosy.
Bardzo ładne, pomyślał Luke. Może to jakiś cyrkowiec?
– Barzo łade włossy. Prasuje pan w cyrku? – bełkotał Luke, a kiedy jego wzrok nabrał nieco ostrości, wyprostował się bardziej i posłał chłopakowi szeroki uśmiech. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym powiedział swoim najbardziej filozoficznym tonem:
– Wieesz, wyglądasz troch jak mój bły chłopak Miklee.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top