level 19; dream team
LEVEL NINETEEN
group quest
(wybierz postać)
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
CALUM JACK
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Czas mijał niesamowicie szybko, Michael nawet się nie zorientował, kiedy rozpoczął się październik. Ten miesiąc przeładowany był różnorakimi wydarzeniami, a chłopak nawet nie chciał myśleć, że za miesiąc skończy dwadzieścia trzy lata. To wydawało się być wręcz nierealne, jednak taka była kolej rzeczy. Przeżył już ponad dwie dekady i, cholera, według niego był to powód do dumy, zważywszy na to jak gówniane życie wiódł, przynajmniej do pewnego czasu.
Teraz też nie wszystko jeszcze było w porządku. Właściwie lepiej byłoby powiedzieć, że wiele rzeczy leciało na łeb na szyję, ale w ostatecznym rozrachunku Michael miał Luke'a, więc wszystko inne mogło poczekać, albo ewentualnie zwalić mu się na głowę w najmniej oczekiwanym momencie. Mike nie był optymistą, jednak miał swoje pozytywne momenty.
Do rzeczywistości przywrócił go lekko zirytowany głos Ashtona, który starał się coś im wytłumaczyć. Usadził całą czwórkę na kanapie, postawił przed nimi białą tablicę na kółkach i bazgrał po niej czarnym mazakiem, gestykulując przy tym dłońmi. Irwin miał tydzień wolny od praktyk, więc go nosiło. Nie potrafił usiedzieć w miejscu dłużej niż minutę, poza tym uważał, że jego przyjaciele nie są wystarczająco odpowiedzialni, by zaplanować cały miesiąc, a wyjątkowo musieli to zrobić.
– W porządku. Michael, Luke... Wy musicie zorganizować się najbardziej, ponieważ najwięcej spada na was. Dzisiaj o czternastej jedziecie z Emily do kliniki, żeby zrobić testy na ojcostwo – ciągnął Ash, zaś Luke skrzywił się lekko, nerwowo zaczynając wybijać rytm palcami na udzie Michaela, który obejmował go ramieniem. – Jeżeli wyjdą pozytywnie, to po otrzymaniu wyników, pewnie za jakieś trzy tygodnie, pojedziecie do rodziców Luke'a...
– Co? – przerwał mu Michael, niemal krztusząc się napojem energetycznym. Odstawił prawie pustą puszkę na stolik do kawy i wyprostował się, patrząc to na Luke'a, to na Ashtona. – O tym wcześniej nie było mowy. To znaczy... Jasne, jeżeli wyjdą pozytywnie, to jego rodzice powinni wiedzieć, ale czy to my musimy im mówić?
– A ja mam to zrobić? – spytał ironicznie Calum. Jego wzrok utkwiony był w punkcie, który na tablicy Ashtona znajdował się na samym dole. Były to tylko cztery wyrazy: Stella, Calum, Sydney - Tommy. Na samą myśl o tym czuł się tak, jakby miał dostać ataku paniki, a Stelli na pewno wcale nie było łatwiej. Cal odruchowo sięgnął po dłoń blondynki, która momentalnie splotła razem ich palce i oparła głowę o jego ramię. Miała szczęście, że Calum tak stracił dla niej głowę, bo w przeciwnym razie już dawno by stąd uciekł.
– Mama Luke'a by cię nie polubiła – stwierdził Mike po chwili, tym razem bardziej zwracając na siebie uwagę czarnowłosego, który uniósł brwi ku górze.
– Niby dlaczego?
– Bo jesteś dupkiem.
– Ha, więc już mamy powód, dlaczego nie lubi ciebie.
– Wcale...
– Cisza! – krzyknął Irwin, przez co cała czwórka podskoczyła na miejscach, obracając głowy w jego stronę. – Michael, Calum nie może powiedzieć rodzicom Luke'a o ciąży Emily, bo po pierwsze: jak sam zauważyłeś, jest dupkiem i prawdopodobnie powiedziałby coś w stylu "joł, wasz syn przeleciał Emily i zmalował jej dzieciaka..."
– Boże, jeśli kiedykolwiek po pijaku powiedziałem do was "joł," zastrzelcie mnie od razu – mruknął Hood, a Stella wybuchnęła śmiechem i pocałowała swojego bezradnego chłopaka w policzek.
– A po drugie: to nie Calum będzie miał dziecko, tylko Luke, który ma dwadzieścia trzy lata. Myślę, że jesteście na tyle dorośli, by sobie z tym poradzić – rzucił, a Michael skrzywił się, ponownie opadając na oparcie kanapy i odchylając głowę do tyłu. Luke obrócił się tak, by jego głowa znajdowała się na kolanach Michaela, a swoje nogi przerzucił przez uda Stelli i Caluma. – Okej, może z tymi dorosłymi, to trochę przesadziłem.
– Michael prawie pobił mojego ojca, kiedy ostatnio u mnie byliśmy. Sądzicie, że to dobry pomysł, by znowu go tam zabierać? – spytał Luke, patrząc w górę na Mike'a. Tamten również na niego popatrzył, ale intensywnie niebieski kolor sprawił, że Michael nawet nie pomyślał o tym, by bronić się w tej sprawie.
Stella rzuciła im zaskoczone spojrzenie, z kolei Ashtonowi opadły ręce. Naprawdę nie wiedział, jak z nimi postępować. A może po prostu za bardzo się starał.
– Michael zrobił co? – spytała Stella, ale Clifford nawet nie zaszczycił jej skinieniem głowy. Był zbyt zajęty bawieniem się włosami Luke'a. Dopiero kiedy Hemmings lekko go szturchnął, Mike podniósł głowę.
– Nic nie zrobiłem! Nie uderzyłbym go, Luke – dodał zielonowłosy z naciskiem, mrużąc lekko oczy.
– Nie, żebym miał coś przeciwko – odpowiedział Luke i uśmiechnął się.
Ashton wywrócił teatralnie oczami, spoglądając na swoją tablicę i odhaczając załatwienie kolejnego problemu.
– W porządku, koniec dyskusji. Luke i Michael pójdą do rodziców Luke'a, jeżeli testy wyjdą pozytywnie. A jeżeli nie, sami zadecydujecie, co chcecie zrobić. Przejdźmy dalej. Ślub Jack'a i Celeste, który jest za dziewięć dni. W Nowym Jorku musimy być jakiś dzień, albo dwa wcześniej. To już jak wolicie i jak ustalicie sobie wolne. Mike, przede wszystkim zadzwoń do szefa...
– Porozmawiam z nim dzisiaj w pracy – wtrącił Michael, zadowolony z tego, że chociaż raz pomyślał o czymś wcześniej niż Ashton. Lubił czasami nie być tym bezradnym, mimo iż przeważnie tak właśnie się czuł. Spojrzał na zegarek, a widząc, że do czternastej zostało czterdzieści minut, poruszył się niespokojnie, zwracając tym uwagę Luke'a. Jednak kiedy blondyn posłał mu pytające spojrzenie, Mike tylko się uśmiechnął.
– W porządku. Stella, musisz załatwić sobie wolne w redakcji, trochę dłuższe, zważywszy na to, że z Nowego Jorku wracamy szesnastego, a rozprawa jest dwudziestego. Tutaj nie zmieniliście zdania, prawda? – spytał Ash dla pewności, a kiedy Calum i Stella pokręcili przecząco głowami, mężczyzna posłał im uspokajający uśmiech. Nie chciał sobie nawet wyobrażać przez jaki stres przechodzą.– I... to chyba wszystko.
Stella jeszcze raz przebiegła wzrokiem po liście nadchodzących wydarzeń i zmrużyła swoje jasne oczy, następnie patrząc na wysokiego chłopaka, który właśnie odgarniał z oczu miodowe kręcone włosy.
– A co ty masz do zrobienia w tym miesiącu, poza zabawą na ślubie Jack'a?
Nagle wszyscy z zainteresowaniem popatrzyli na przyszłego psychologa, który skrzyżował umięśnione ramiona na klatce piersiowej, jakby zastanawiał się, co im powiedzieć, by dali mu spokój.
– Ja? Was nigdy nie interesuje, co ja robię.
Właśnie kiedy Michael miał powiedzieć, że wręcz przeciwnie, wszyscy usłyszeli dźwięk domowego telefonu. Ashton odebrał i włączył głośnik, informując o tym dzwoniącego.
– Zgadnijcie kto to! Wasz ulubiony Hemmings!
– Error, ja jestem tutaj – rzucił Luke, po czym sturlał się z kolan przyjaciół i podniósł się z ziemi, poprawiając przy tym swoje włosy, by odpowiednio stały do góry. Luke wyszedł do pokoju Michaela, chcąc zabrać kluczyki do samochodu.
– Cześć, Jack – przywitała się Stella. – Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt, przyszły panie młody?
– Chciałem tylko się upewnić, że wszyscy będziecie na ślubie. Celeste świruje...
– Wcale nie! – pisnęła kobieta w tle, zaś Michael się zaśmiał. Bardzo chciał poznać Celeste, bo już dość dużo o niej słyszał i wydawała się być naprawdę sympatyczną osobą, poza tym z tego co mówił Luke, była idealna dla Jack'a.
– Jasne. No, w każdym razie... Ktoś odwołuje swój przyjazd? Jeśli powiecie, że tak, to udam, że was nie słyszałem – kontynuował starszy Hemmings z rozbawieniem w głosie. Luke wrócił i oparł się o framugę, spoglądając na Michaela, który z kolei patrzył na telefon.
– Nie, Jack, wszyscy będziemy. Tylko mam jedno pytanie. Powinniśmy przyjechać dwa dni wcześniej, czy dzień wam wystarczy? – spytał Irwin, kucając po przeciwnej stronie stołu.
– A może mamy być modnie spóźnieni... – zaczął Calum.
– ...I przyjechać dzień później? – dokończył Mike, zaś Stella szturchnęła go łokciem w ramię.
– Dzień później może przyjechać Luke...
– Ja tutaj jestem, tak? – wtrącił blondyn. – Michael, musimy już iść. Chyba, że się rozmyśliłeś.
Michael popatrzył na niego i pokręcił głową, następnie wstając.
– Tak, Jack, musimy iść. Na ślubie na pewno będziemy, na razie.
– Na razie i powodzenia, młody! – rzucił Jack do Luke'a, następnie kontynuując rozmowę z pozostałą trójką.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Emily czekała na nich przed kliniką, a razem z nią przyjechała jej mama. W tym momencie Luke już nawet nie przejmował się tym, że kobieta może uznać za dziwne, iż znowu pojawił się w towarzystwie Michaela. Podejrzewał, że już domyśliła się o co chodzi, a on przecież nigdy nie ukrywał swojej orientacji. Ich po prostu to nie obchodziło.
Michael jednak zachował dystans i mimo tego, że chciał, nie złapał dłoni Luke'a, a spokojnie szedł obok niego, przyglądając się dwóm podobnym kobietom w poczekalni. Emily była szczupła, więc teraz jej brzuch był lekko zaokrąglony, ale to był już dziesiąty tydzień, dlatego nie było w tym nic dziwnego.
Dziewczyna wyglądała na bardzo zestresowaną, jednak wyglądała zdrowo i nawet lekko się do nich uśmiechnęła, kurczowo ściskając dłoń mamy. Michael czuł, jak jego oddech przyspiesza i uświadomił sobie, że nie jest na to gotowy. Nie był gotowy na zobaczenie dziecka na USG, nie był gotowy na poznanie prawdy. Myślał, że proces akceptacji ma już za sobą, ale wmawianie sobie, że jakoś to będzie, gdy faktycznie nie widzi się dziecka to co innego, niż kiedy ma się dowód na to, że ono istnieje.
– Emily Fisher? – powiedziała pielęgniarka głośno, rozglądając się wśród obecnych. Emily odwróciła się i nieśmiało podniosła rękę w górę. Kobieta podeszła w jej stronę i spojrzała w trzymane dokumenty. – Zapraszam do gabinetu... Państwo wszyscy są razem? – spytała, patrząc kolejno na młodą dziewczynę, podobną do niej kobietę, blondyna z kolczykiem w dolnej wardze i, chyba najbardziej fascynującego, zielonowłosego chłopaka z kolczykiem w brwi.
– Um... – zaczęła pani Fisher, spoglądając niepewnie na Michaela.
– Tak, wszyscy jesteśmy razem – wtrącił Luke i dyskretnie splótł swój mały palec z palcem Mike'a, który momentalnie przysunął się bliżej. Nie chciał, żeby pielęgniarka kazała mu zostać i chyba zobaczyła to w wyrazie jego twarzy, ponieważ tylko zacisnęła wargi w wąską linię i poprowadziła ich do biura pani doktor, która już na nich czekała.
– W porządku, panno Fisher. Dzisiaj tylko test, czy chcieliby państwo zobaczyć dziecko? – spytała starsza kobieta, uprzejmie się do nich uśmiechając. Emily siedziała na krześle na przeciwko niej, zaś Luke i Michael stali nieco dalej, bojąc się podejść bliżej. Dziewczyna odwróciła się w stronę Luke'a, nie będąc w stanie podjąć samodzielnej decyzji. Cóż, po związku z nią Luke wiedział, że Em ma z tym problem.
Sam szybko zastanowił się i przemyślał wszystko, po czym westchnął i uśmiechnął się lekko.
– Chcielibyśmy... Chcielibyśmy je zobaczyć.
Pielęgniarka zabrała najpierw Luke'a do osobnego pokoju, gdzie pobrała próbkę jego DNA i oznajmiła, że wyniki będzie można odebrać osobiście lub poznać je telefonicznie dopiero za dwa tygodnie, po czym wprowadziła go do sali, w której Emily właśnie układała się na łóżku szpitalnym. Michael stał niezręcznie w kącie i wydawał się tak mały, że Luke'owi zrobiło się go żal. Nie powinien był ciągnąć go w to miejsce, w końcu wszystko to było jego sprawą, nie Michaela. Mike był po prostu na tyle miły, by nie zostawić mu tego gówna na głowie, bo wiedział, że Luke by stchórzył. Cóż, taka była prawda.
Lekarka podwinęła bluzkę Emily do góry, ukazując jej większy brzuch, po czym osłoniła ubranie papierową chustką, żeby nie ubrudzić jej płynem. Pani Fisher przez cały czas trzymała córkę za rękę, zaś dwójka mężczyzn powoli zbliżała się do łóżka, już wpatrując się w ekran, na którym jeszcze niczego nie było.
– W porządku. Wiem, że to zimne i niezbyt przyjemne, ale potrwa tylko chwilę – zapewniła doktor Evans, przykładając urządzenie do skóry dziewczyny, która lekko się wzdrygnęła, ale momentalnie skupiła wzrok na czarnym ekranie, na którym zaczęły pojawiać się obrazy. Początkowo było to niezbyt wyraźne, jednak po chwili wszyscy ujrzeli szary zarys dziecka, jeszcze mało rozwiniętego, ale jednak. Tylko... Coś było nie tak.
– Dlaczego to wygląda zupełnie jakby dziecko... – zaczął Michael niepewnie, nagle mocno ściskając dłoń Luke'a, który wpatrywał się w obraz z szeroko otwartymi ustami i oczami. Skanował każdy centymetr niewielkiego ekranu i nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
– Spokojnie, nie ma się czym martwić. Dziecko nie ma żadnej dodatkowej kończyny – zapewniła szybko kobieta, przesuwając nieco głowicę USG na bok brzucha Emily, by pokazać obraz z innej strony. Wtedy dziewczyna zaczęła płakać, jej mama zasłoniła usta dłońmi, zaś Luke poczuł się tak, jakby grunt usuwał mu się spod nóg. – To po prostu ciąża bliźniacza.
Przez moment w sali zapadła pełna niedowierzania cisza, ale Michael miał ochotę wybuchnąć sarkastycznym śmiechem.
Faktycznie, nie ma się czym martwić.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top