level 17; the hemmings family
LEVEL SEVENTEEN
multiplayer
(wybierz postać)
odblokowałeś nową postać: JACK
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
CALUM JACK
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Jack był ostatnią osobą, którą Michael spodziewał się spotkać. Stella przecież powiedziała, że jest w Nowym Jorku, więc po co miałby przyjeżdżać tutaj?
– Ta, Luke, super cię widzieć, ale gdzie jest Michael?
Clifford szedł w stronę głosów, aż dotarł do salonu i zobaczył braci Hemmings, odwracających się w jego kierunku. Mimo różnic w wyglądzie, takich jak wzrost (Luke był wyższy), budowa ciała (Jack był lepiej zbudowany, Luke wyglądał przy nim jeszcze szczuplej), czy fryzura (włosy Luke'a były lekko rozczochrane i postawione do góry, a Jack'a krótko przycięte), to ich ruchy były tak podobne, że nie dało się wątpić w ich więzy krwi. Michael mimowolnie uśmiechnął się na ich widok.
– Cześć, Jack.
– Mikey! Cholernie długo się nie widzieliśmy, co? – po tych słowach Jack podszedł do niego i ku zdziwieniu Michaela, najzwyczajniej w świecie go przytulił. – Cieszę się, że znów cię widzę. Luke'a nie dało się znieść, chyba przez te pięć lat nikt mu po prostu dobrze nie obciągnął i już zastanawiałem się nad kupieniem mu gromadki kotów i bujanego fotela, bo na bank zostałby starą panną...
– Woah, woah. Jeśli już w ogóle, to chyba starym kawalerem – przerwał mu Luke z zażenowaniem. Właśnie dlatego nie chciał, żeby Jack zbliżał się do Mike'a. Ten chłopak po prostu nie potrafił kontrolować małej fanki Michaela, którą miał w sobie.
– Czy ja się zająknąłem? – spytał Jack, na moment zwracając uwagę na swojego brata, po czym znów skupiając się na Michaelu, który był trochę zbyt przytłoczony szybkim sposobem mówienia Jack'a i po prostu stał, wpatrując się w niego. – Ale teraz już będzie okej i kiedy Stella do mnie zadzwoniła, od razu się spakowałem i jestem.
Luke zmrużył oczy, zastanawiając się przez chwilę, po czym stanął obok Michaela i spojrzał na swojego starszego brata.
– Czekaj, bo nie wiem, czy dobrze rozumiem. Masz dwadzieścia sześć lat i zostawiłeś swoją narzeczoną w Nowym Jorku tylko dlatego, że Stella zadzwoniła i powiedziała ci, że znów jestem z Michaelem?
Jack wzruszył ramionami ze śmiertelnie poważną miną.
– Cóż, są priorytety i prioryteciki.
– Nie powiedziałeś tego – rzucił Luke, śmiejąc się i łapiąc Michaela za rękę. Tamten ścisnął lekko jego palce, po chwili podskakując w miejscu. Luke spojrzał na Mike'a ze zdziwieniem, a widząc ekscytację na jego twarzy, był tylko bardziej zdezorientowany.
– TY MASZ NARZECZONĄ?! – pisnął (dosłownie pisnął) Mike, a Luke wybuchnął śmiechem, zostawiając ich samych i postanawiając zrobić coś do jedzenia, bo po całym dniu zajęć Michael na pewno był głodny.
Z salonu co chwilę dobiegały do niego wybuchy śmiechu, a on w tej jednej chwili czuł się wspaniale. Nagle zaczął zastanawiać się, jak by to było mieszkać z Michaelem. Budzić się przy nim każdego ranka, wracać po południu do domu i zastawać go siedzącego na kanapie, albo grającego w League Of Legends na laptopie ze słuchawkami na uszach. Móc jeść razem śniadania i kolacje, być pierwszym, któremu Michael będzie życzył miłego dnia. Brać razem prysznic, wymieniać się ubraniami, albo wrzeszczeć na niego, kiedy weźmie coś bez pozwolenia. Kłócić się o to, czyją ulubioną płytę mają teraz puścić.
Luke nie chciał wiele, nie oczekiwał fajerwerków w życiu. Chciał tylko dzielić codzienność z Michaelem i to by mu wystarczyło.
Rozmyślania Luke'a zostały przerwane przez dźwięk telefonu, znajdującego się w kieszeni jego jeansów.
– Luke, to twój! – krzyknął Michael, zaś blondyn przewrócił teatralnie oczami.
– Poważnie? – spytał ironicznie, wyciągając dzwoniące urządzenie z tylnej kieszeni. – Myślałem, że Amerykę odkrył Kolumb.
– Tak, ale myślałeś też, że Waterloo to nazwa wody niegazowanej – dogryzał mu Mike, a Luke przysiągł sobie, że kiedyś go udusi.
– Luke, czy mama o tym wie? Chyba miałbyś szlaban do końca życia – dodał Jack.
Skoro o niej mowa... pomyślał Luke, kiedy spojrzał na wyświetlacz.
– Michael, zmieniłeś nazwę kontaktu mojej mamy na mamdzilla?
– Pierwsze słyszę. To trochę zboczone, jeśli spojrzeć na to z innej strony. – Michael teraz opierał się o framugę drzwi kuchennych, z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Na jego twarzy błąkał się uśmieszek, który Luke ostatnio zaczął lubić coraz bardziej.
Luke pokręcił głową z dezaprobatą i odebrał, nim jednak miał szansę się odezwać, usłyszał głos Liz.
– Luke, skarbie, czy Jack jest u ciebie?
– A ty skąd niby wiesz? Przysięgam, jeśli zainstalowaliście u mnie kamery, to was pozwę i nieważne, że jesteście moimi rodzicami... – zaczął Luke, nie odrywając wzroku od Mike'a, który z trudem powstrzymywał śmiech.
– Luke Robert, nie tym tonem – w głosie Liz dało się wyczuć irytację, ale również rozbawienie. To dość ironiczne, że Luke w jednej chwili mógłby zepsuć jej radość z przyjazdu syna wiadomością o ciąży Emily, lub o związku z Michaelem. – Poza tym myśl realnie, w procesie przeciwko mnie nie masz szans. W każdym razie dzwoniła Celeste i pytała, czy Jack już u nas jest, bo nie odbiera od niej telefonów. Założyłam, że najpierw wpadł do ciebie, więc teraz chciałabym zobaczyć moich synów u nas.
Luke bezgłośnie spytał Michaela gdzie jest Jack, zaś ten odpowiedział w ten sam sposób, że poszedł do łazienki. Blondyn kiwnął głową i odwrócił się, opierając jedną dłoń na krawędzi blatu.
– W porządku, mamo. I tak chciałem z wami porozmawiać, więc będziemy za jakieś dwadzieścia minut – odparł niebieskooki, a wtedy poczuł, jak ramiona Michaela owijają się wokół jego pasa. Luke się tego nie spodziewał, więc mimowolnie wciągnął powietrze w płuca, niemal upuszczając komórkę. Michael pocałował go w ramię, następnie przejeżdżając nosem po jego szyi.
– Luke, wszystko w porządku? – spytała Liz, kiedy chłopak jęknął cicho, ponieważ właśnie w tej chwili Mike dmuchnął mu chłodnym powietrzem w kark. Blondyn spróbował się wyswobodzić, bo nie chciał, żeby jego mama pomyślała sobie nie wiadomo co, lecz Michael tylko pozwolił mu się obrócić i przycisnął jego plecy do krawędzi blatu, opierając dłonie po obu stronach jego ciała.
– Tak, mamo. Będziemy za niedługo, kocham cię, na razie – rzucił Luke najszybciej jak umiał, a następnie się rozłączył, patrząc w zielone oczy Michaela, który w sekundę zmniejszył dystans dzielący ich twarze i pocałował Luke'a, napierając na niego swoim ciałem.
Hemmings wplótł jedną dłoń w fioletowe włosy swojego chłopaka i po chwili lekko pociągnął do tyłu, odchylając głowę Michaela tak, by mieć swobodny dostęp do jego szyi. Niemal zapomniał o tym, że w domu znajduje się jeszcze Jack. Przeszedł pocałunkami od szczęki Mike'a do wgłębienia nad obojczykiem i przejechał zębami po skórze, wciąż pamiętając najwrażliwsze miejsce Michaela.
Młodszy chłopak zamruczał cicho z rozkoszy, przymykając oczy i błądząc dłońmi po torsie Luke'a, aż w końcu powoli wsunął je pod jego białą koszulkę i dotknął opuszkami palców umięśnionego brzucha. Ciało blondyna zadrżało pod jego dotykiem, co podnieciło Michaela i sprawiło, że chciał pójść o krok dalej...
– MUKE!
Na dźwięk głosu Jack'a para odskoczyła od siebie jak oparzona. Ich oczy błyszczały, a na twarzach wykwitły czerwone plamy. Jack z kolei stał w progu z komórką uniesioną do góry.
– To była najlepsza chwila w moim życiu, a do tego mam zdjęcie.
– Jack, to chore jest – stwierdził Luke, poprawiając koszulkę i próbując ochłonąć. Michael musiał wybrać najbardziej nieodpowiedni moment, by sprawić, że mu stanął. Inaczej nie nazywałby się Michael Clifford. – Mama chce nas widzieć.
Mike splótł swój mały palec z palcem Luke'a, nie mogąc zbyt długo wytrzymać bez jego dotyku. Kończyny Mike'a zdawały się automatycznie wyczuwać, kiedy Luke był w pobliżu.
– Powiesz jej o Emily? – spytał Jack, nagle poważniejąc. Do tej chwili temat ciąży nie był poruszany i Luke miał nadzieję, że tak zostanie, chociaż z drugiej strony trochę chciał usłyszeć poradę brata, bo może i Jack był walnięty, ale umiał pomóc, kiedy było to potrzebne.
– Zastanawiałem się, czy nie poczekać, aż sam będę pewny, że dziecko jest moje – mruknął Luke, spuszczając wzrok na swoje skarpetki. Nagle bardzo zainteresowało go to, jak czarne są.
– W samochodzie powiedziałeś, że jesteś tego coraz bardziej pewien. Chcesz czekać sześć tygodni? – spytał Michael, przysuwając się bliżej do Luke'a i opierając głowę na jego ramieniu. Czasami cieszył się, że Luke jest od niego wyższy, chociaż przez większą część czasu było to irytujące.
– A może w ogóle jej nie mówić? – zasugerował nieśmiało. Jack uniósł brwi ku górze, po czym przeniósł wzrok z Luke'a na Michaela i próbował się nie uśmiechać.
– Myślę, że przede wszystkim powinieneś powiedzieć jej o swoim narzeczonym.
– O czym? – spytał zdezorientowany Luke, zaś Michael odsunął się od niego i spojrzał w górę.
– Luke, dlaczego dowiaduję się ostatni? – Michael zaśmiał się, widząc rumieńce na twarzy blondyna. – Ale Jack ma rację. Z ciążą ostatecznie możemy poczekać, aż Emily zrobi badania, jednak jeśli mamy być razem...
– Jeśli? – wtrącił Luke z urazą w głosie.
– Skoro mamy być razem – poprawił się Mike – to wolałbym, żeby twoi rodzice o tym wiedzieli.
Luke westchnął z rezygnacją, kiwając głową. Po chwili cała trójka znajdowała się w samochodzie Luke'a, lecz Jack prowadził, a swojego brata przegonił na tylne siedzenie, dlatego teraz Luke wtykał głowę między fotele z przodu, by uczestniczyć w rozmowie. Zastanawiał się, jaka będzie reakcja Liz, bo wciąż pamiętał jej słowa o tym, że Michael owinął go sobie wokół palca. Nie wierzył w to, oczywiście, ale nie mógł przestać myśleć o tym, z jakiego powodu jego mama doszła do tego wniosku.
Patrzył teraz na Michaela i wiedział, że wystarczyłoby jedno jego słowo, a Luke zrobiłby wszystko, czego chłopak od niego chciał. I może właśnie to było niebezpieczne? Luke tak bardzo pokochał Michaela, że nie wyobrażał sobie, jak mogłaby wyglądać jego miłość do kogokolwiek innego.
Czy Liz mówiłaby tak o każdym? Czy Michael faktycznie miał go w garści?
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Jack, no powiedz, czy to przyzwoite odwiedzać swoją matkę tylko kilka razy w roku? – spytała Liz, otwierając drzwi.
– To wam się zachciało niańczyć Luke'a i wyjechać aż do Kalifornii – odpowiedział Jack z uśmiechem, następnie całując mamę w czoło.
– Cześć, mamo – rzucił jej młodszy syn, a Liz dopiero wtedy zauważyła Michaela i uśmiech zamarł na jej twarzy. Nie dlatego, że to był Michael. Nawet nie dlatego, że Luke trzymał go za rękę.
Dlatego, że Andy był w domu.
– Dzień dobry, pani Hemmings – powiedział niepewnie Mike, odruchowo mocniej ściskając dłoń Luke'a, który najwyraźniej również się denerwował.
– Dzień dobry, Michael. Spodziewałam się, że Luke przyprowadzi cię wcześniej – przyznała, zamykając za nimi drzwi.
– Jest ojciec? – spytał Jack. Kobieta uśmiechnęła się nerwowo, a Luke poczuł, jak jego serce spada do żołądka. Z mamą jeszcze mógł sobie jakoś poradzić, ale nawet nie chciał myśleć o ojcu, który nawet nie wiedział, że Luke już nie jest z Emily.
– Luke, może lepiej stąd chodźmy... – szepnął Mike, ciągnąc blondyna w stronę drzwi.
– Nie, nie! Zostańcie, proszę. Luke, mówiłeś, że chcesz porozmawiać. Usiądźcie sobie. Jack, jak tam u ciebie i Celeste? – paplała Liz, niemal wpychając ich do salonu. Jak mogłaby znieść to, że pierwszym odruchem jej syna na wieść o tym, iż jego ojciec jest w domu, była ucieczka?
– Właściwie to przyjechałem po części po to, żeby... – zaczął Jack, robiąc na kanapie miejsce dla Luke'a i Michaela. Nie pozwolił mu jednak skończyć głos Andy'ego, dochodzący ze schodów na piętro. Jack zauważył, jak Luke się spiął i postanowił, że nie pozwoli ojcu na to, by znów poróżnił ich rodzinę.
– Przyjechali już?
– Tak, są tutaj – odparła Liz wystarczająco głośno, by mąż ją usłyszał. Po chwili mężczyzna wszedł do salonu, lecz na widok chłopaka z fioletowymi włosami zatrzymał się w progu. – Luke przyprowadził Michaela i...
– Co on robi w moim domu? – spytał mężczyzna, patrząc prosto na Michaela.
Mike początkowo się przestraszył, jednak po chwili uderzyło go to, w jaki sposób pan Hemmings wypowiedział słowo "on." Jakby Michael nie był człowiekiem, a zwierzęciem, którego się nie chce, ale które trzeba tolerować. Chłopak zbyt często doświadczał takiego zachowania od ludzi, którzy jakoś dowiadywali się o jego orientacji. Dlatego wyprostował się i spojrzał na ojca Luke'a z uniesionymi brwiami, ostentacyjnie kładąc dłoń na udzie swojego chłopaka.
Zdawało się, że przypływ odwagi Michaela podziałał również na Luke'a.
– On ma na imię Michael i jest tutaj, ponieważ chciałem wam powiedzieć, że zerwałem z Emily jakiś czas temu i... i chciałbymzamieszkaćzMichaelem – wyrzucił z siebie tak szybko, że wątpił, by ktokolwiek go zrozumiał. Ktokolwiek poza Michaelem, którego twarz wyrażała czysty szok. Luke podjął tę decyzję dość spontanicznie, ale wiedział, że nie będzie żałował, jeśli tylko Mike się zgodzi. Zdecydowanie był na to gotowy.
– Przepraszam, co? – spytała zdezorientowana Liz, zwracając się w stronę Jack'a z bezradną miną.
– Nie patrz na mnie. Jeśli sądzisz, że "przemówię mu do rozumu," to nie ma na co liczyć. Ja ewentualnie mogę im pomóc w przeprowadzce – stwierdził Jack, odchylając się na oparcie kanapy.
– Nie o to mi chodzi, po prostu... Luke, przemyślałeś to w ogóle?
– A co za różnica, czy to przemyślał?! – donośny głos Andy'ego sprawił, że Liz podskoczyła na miejscu, momentalnie milknąc. – Nie po to płacimy za jego naukę, żeby robił nam coś takiego po raz drugi. A co do ciebie, Clifford, to nie powinieneś czasem być w Sydney ze swoim żałosnym ojcem?
Michael doskonale wiedział, że nie uderzyłby Andy'ego. Miał zbyt dużo szacunku dla Luke'a i jego mamy. Jednak mimo wszystko poderwał się z miejsca i ruszył w kierunku ojca Luke'a, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. Dopiero Jack pociągnął go do tyłu za materiał koszulki.
– Mike, on nie jest tego wart.
– Należy mu się – mruknął Luke z wściekłością, również wstając i podchodząc do Michaela.
– Uważaj jakim tonem mówisz do ojca – powiedział chłodno pan Hemmings, mierząc wzrokiem trójkę młodych mężczyzn. Na jego twarzy pojawiło się obrzydzenie i rozczarowanie. Nigdy nie sądził, że synowie mogą przynieść mu taki wstyd. Do tego ten Clifford... – Naprawdę nie mogłeś wybrać lepiej?
– Nieważne kogo bym wybrał, zachowywałbyś się tak samo, dopóki nie byłbym z kimś, kogo wybrałeś ty – splunął Luke, następnie pociągnął Michaela za rękę i wyszedł z salonu.
Liz płakała, Jack jeszcze przez chwilę patrzył na ojca, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki kopertę i rzucił ją na stolik.
– To zaproszenie na mój ślub z Celeste. Ale z taką postawą nawet nie chcę cię tam widzieć.
Po tych słowach wybiegł za młodszym bratem.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Wyszło dość niezręcznie... Znów – mruknął Michael, siedząc obok Luke'a na tylnym siedzeniu samochodu. Blondyn wyglądał tak, jakby za moment miał się rozpłakać, a Mike nie miał pojęcia, jak temu zapobiec. Starał się zapomnieć o słowach Andy'ego, któremu chodziło tylko o to, żeby go zranić. Ale jeśli myślał, że Michael przez to ucieknie, to się pomylił. – Poważnie mówiłeś o wspólnym mieszkaniu?
Mike wtulił głowę w zagłębienie szyi Luke'a, łaskocząc go włosami i wywołując na jego twarzy uśmiech.
– Mhm, chciałbym tego, jeśli jeszcze nie masz mnie dość.
– Trochę mam – stwierdził Michael i zaśmiał się, kiedy Luke uderzył go pięścią w ramię.
– Ten człowiek jest niemożliwy – westchnął Jack, dołączając do nich po kilku minutach i siadając za kierownicą. Spojrzał we wsteczne lusterko i uśmiechnął się na widok Michaela, opierającego się o Luke'a i najwyraźniej usypiającego. Robiło się coraz później, więc oboje musieli już być zmęczeni, szczególnie po niespecjalnie udanym dniu. – Luke, chciałbyś zostać moim świadkiem?
– Hm? – spytał sennie blondyn, obejmując Michaela ramieniem i wygodniej układając się na siedzeniu. – Świadkiem? Ustaliliście już datę? – radość w jego głosie była autentyczna i Michael uśmiechnął się tak szeroko, jak jeszcze nigdy. Luke był najcudowniejszym człowiekiem na świecie.
– Bierzemy ślub za miesiąc, ale będziecie musieli przyjechać do Nowego Jorku. Zabierzesz go ze sobą? – spytał dwudziestosześciolatek, kiwając głową w stronę Michaela. Odpalił silnik i odjechał spod domu Hemmingsów, starając się jechać tak, by nie obudzić Mike'a.
Luke uśmiechnął się, opierając policzek na czubku głowy Michaela.
– Jeśli mnie teraz poślini, to nie.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top