level 16; muke

LEVEL SIXTEEN

multiplayer

(wybierz postać)

MICHAEL          LUKE

ASHTON          STELLA

CALUM

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Było poniedziałkowe popołudnie. Michael siedział na ostatnich zajęciach na uczelni, co chwilę zerkając na duży zegar zawieszony nad tablicą multimedialną. Minuty zdawały się wlec niemiłosiernie, czasami wydawało mu się, że wskazówki w ogóle się nie poruszają. Zawsze tak jest, gdy człowiek niecierpliwie na coś czeka.

Michael wziął sobie dzisiaj wolne w pracy, na co oczywiście nie mógł sobie pozwolić, jednak Luke umówił się z Emily i poprosił, by Mike poszedł z nim. W takiej sytuacji Clifford przecież nie mógł mu odmówić, prawda? Szef jakoś przeboleje jego nieobecność.

Gdy w końcu wybiła godzina trzecia, Michael zerwał się z miejsca i niemal wybiegł z sali, następnie udając się na dziedziniec. Przed budynkiem czekał na niego Luke. Stał oparty o swój czarny samochód, ubrany w białą koszulkę i czarne jeansy z dziurami na kolanach, z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i okularami przeciwsłonecznymi. Nic dziwnego, że każda przechodząca obok dziewczyna musiała dwa razy się obejrzeć. Michael sam miał problem z tym, by uwierzyć, iż Luke jest prawdziwy.

Jego serce zabiło szybciej na widok tego idioty, który mimo wiszących nad nim problemów uśmiechnął się do Michaela tak szeroko, że zepsuł swój wizerunek dupka z gangu motocyklistów.

Mike szybko przemierzył dzielącą ich odległość, nie bardzo wiedząc, jak przywitać się z Lukiem w otoczeniu tych wszystkich studentów, ale na szczęście Hemmings zadecydował za niego. Chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w czułym pocałunku, który nie trwał zbyt długo, ale Michaelowi wystarczył. Nie wstydził się okazywania swoich uczuć w miejscach publicznych, chyba po prostu już z tego wyrósł.

Poza tym, hej, Luke wyglądał zbyt dobrze, żeby było się czego wstydzić. Inni mogli mu tylko zazdrościć.

– Gotowy? – spytał Mike, kiedy odsunął się od blondyna i spojrzał w jego jasne oczy. Luke przełknął ślinę i skinął głową, a następnie oboje wsiedli do samochodu i szybko odjechali spod uczelni.

– Kupiłem ci zieloną farbę do włosów – rzucił Luke z zadowoleniem, skupiając wzrok na drodze. Jedną ręką sięgnął między przednie siedzenia i wyjął reklamówkę z opakowaniem farby. Michael wziął ją od niego i wyjął czarne pudełko, unosząc brwi ku górze.

– Dlaczego akurat zielona?

– Miałeś zielone włosy na koncercie Mayday Parade, zatęskniłem za tym kolorem – odpowiedział chłopak, a Michael uśmiechnął się szeroko. Fakt, że Luke pamiętał takie szczegóły uszczęśliwił go.

– Pomożesz mi później z farbowaniem?

– Jasne, skarbie.

Tak, Michael czuł się jak zakochana piętnastolatka. Nie, wcale mu to nie przeszkadzało.

Jednak im bliżej domu rodziców Emily byli, tym bardziej Luke się spinał i Michael widział to wystarczająco wyraźnie, by również poczuć zaniepokojenie. Chciał jakoś uspokoić blondyna, więc położył dłoń na jego udzie w celu dodania mu otuchy. Luke spojrzał na niego z wdzięcznością.

Po dwudziestu minutach jazdy blondyn zaparkował na podjeździe i odchylił głowę na oparcie fotela.

– Wszystko będzie dobrze, Luke. Jestem tu z tobą, tak? – Michael odpiął pas bezpieczeństwa i przysunął się bliżej do Luke'a, ujmując jego twarz w dłonie i odwracając w swoją stronę. – Poradzimy sobie, nie mam zamiaru zostawiać cię z tym samego – powiedział powoli, chcąc, żeby to dotarło do Luke'a. Podniósł się nieco i pocałował blondyna w czoło.

Jeśli chodziło o Luke'a, Mike mógł być nawet ckliwy, rezygnując ze swojego "punk rockowego ja." Wszystko, byle tylko go uszczęśliwić.

– Kocham cię – mruknął Luke, przejeżdżając opuszkami palców po policzku Mike'a. Luke wiedział, że dla niego to też musi być trudne, ale fakt, iż Michael wciąż był tutaj z nim znaczył dla Luke'a więcej niż cokolwiek innego. Sam na pewno by sobie nie poradził, to wszystko po prostu go przerastało, ale świadomość posiadania Michaela po swojej stronie niemal równoważyła strach przed czekającą go przyszłością.

– Kocham cię – odpowiedział Michael i uśmiechnął się. Nie chciał odpowiadać "ja ciebie też," to zawsze wydawało mu się dość zdawkowe, chociaż niemal wszystkie pary tak mówiły. On wolał głośno powiedzieć słowo kocham, nawet jeśli nie miało to większego znaczenia. Mike zdawał sobie sprawę z tego, że Luke lubi to słyszeć, co było wystarczającym powodem do wyznawania miłości w ten sposób.

Wysiedli z samochodu i wspólnie podeszli do drzwi, w które zapukał Luke. Michael po raz ostatni lekko ścisnął dłoń swojego chłopaka, a kiedy otworzyła im mama Emily, oboje starali się zrobić w miarę dobre wrażenie.

Cóż, Luke prawdopodobnie zapłodnił ich jedyną córkę, więc na pewno nie byli zachwyceni, ale spróbować zawsze można. Przecież to, że jej ojciec mógł już mieć dla Luke'a wykopany grób w ogródku nie oznaczało, iż musieli nienawidzić również Michaela. Chociaż tak właściwie Mike nie wiedział, dlaczego miałby się tym przejmować.

Czasami jego umysł wędrował dziwnymi ścieżkami.

– Dzień dobry, zastałem Emily? – spytał Luke niepewnie, zaś kobieta zmierzyła go spojrzeniem, następnie zwracając oczy na Michaela i trochę za długo przyglądając się jego fioletowym włosom.

– Owszem, jest w salonie. Wejdźcie – odparła i odsunęła się z przejścia. – Luke, kim jest twój... um, przyjaciel?

– Och, to... To jest M-Michael.

Luke się jąkał. Luke się jąkał. Ci ludzie sprawili, że jego Luke się jąkał. Michael nie mógł nic poradzić na rosnącą niechęć. Luke nie bywał nieśmiały, pewność siebie zawsze była jego atutem, a przez Emily zaczynał to tracić.

Szczęśliwie dla Luke'a okazało się, iż ojca Emily nie ma aktualnie w domu, więc jeden kłopot miał z głowy. Jej mama zaprowadziła ich do salonu i usiadła na kanapie obok córki, Michaelowi i Luke'owi wskazując dwa fotele po przeciwnej stronie stolika do kawy. Wyglądało to tak, jakby zaplanowali sobie to spotkanie i Luke trochę obawiał się, że mieli już gotowy scenariusz co do przebiegu rozmowy i on nie będzie miał tu nic do gadania.

– Myślę, że ta sprawa jest dość poważna i lepiej załatwić wszystko od razu, prawda? – zaczęła pani Fisher, kiedy nikt inny się nie odezwał. Emily wpatrywała się w swoje dłonie ułożone na udach, Luke rozglądał się po pokoju, a Michael miał ochotę wsiąknąć w fotel.

– Zgadzam się – mruknął w końcu Luke, zbierając się na odwagę. Miał dwadzieścia trzy lata, przecież nie będzie tu siedział jak kołek. – Ale najpierw wolałbym... upewnić się, że dziecko faktycznie jest moje. Chyba to rozumiecie.

Emily w końcu spojrzała na swojego byłego chłopaka, zaś na jej twarzy malowało się oburzenie. Luke widział, że dziewczyna chciała na niego krzyczeć, lecz jej mama przyjęła to spokojnie i powstrzymała córkę. 

– Oczywiście, że rozumiemy. Emily jest w czwartym tygodniu ciąży, więc...

– Więc test będzie można wykonać w dziesiątym – dopowiedział Michael, a kiedy Luke spojrzał na niego zaskoczony, Mike się uśmiechnął. – No co? Czytałem.

Gdyby ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości, co do tego, czy Michael kocha Luke'a, blondyn opowiedziałby mu tę sytuację.

– Owszem, ale... – zaczęła mama Emily, jednak wtedy przerwała jej córka.

– Ale ja nie chcę tego dziecka.

W pokoju zapadła cisza. Teraz wszyscy skupili swoją uwagę na Emily, która z kolei nie patrzyła na nikogo. Już nie wyglądała na złą, tylko raczej... zrezygnowaną. Przeczesała długie włosy dłonią i westchnęła.

– Nie chcę go, chcę usunąć ciążę – kontynuowała. Michael popatrzył na nią z niedowierzaniem. Luke nie spodziewał się takiego obrotu sprawy i nie miał pojęcia, co powiedzieć. To wydawało się... Złe.

– Jak to "chcesz usunąć ciążę"? – spytał Michael, zupełnie tak, jakby dziecko znajdowało się w jego brzuchu i Emily decydowała za niego, a nie za siebie. Pani Fisher i jej córka popatrzyły na niego ze zdziwieniem.

– Kim ty właściwie jesteś, co? – spytała Em, lecz po chwili w jej oczach zaświeciło zrozumienie. – To z tobą Luke...

– Z nim Luke co? – zainteresowała się jej mama. Luke poczuł rumieniec wypływający na jego twarz. Emily przez chwilę patrzyła mu w oczy, zaś blondyn był pewien, że teraz się na nim zemści i powie swojej mamie prawdę, a ta z kolei pobiegnie do mamy Luke'a.

– Nieważne, mamo – mruknęła zamiast tego i przygryzła dolną wargę. – Ważne, że to moja decyzja, a ja nie chcę dziecka.

Mike nie miał pojęcia, czy to Luke jest ojcem, ale była na to szansa, więc Michael nawet nie chciał myśleć o tym, że dziecko mogłoby umrzeć. 

– Jestem jak najbardziej za tym, by kobieta mogła sama decydować czy chce zatrzymać dziecko, czy nie, ale moim zdaniem Luke też powinien mieć coś do powiedzenia – zauważył spokojnie.

– Jeżeli dziecko jest moje, to sam się nim zajmę – zdecydował Luke i uśmiechnął się lekko, widząc minę Michaela, wyrażającą czysty zachwyt. Nie zastanawiał się nad tym, po prostu powiedział to, co musiał powiedzieć. Jeśli kiedykolwiek chciał stać się odpowiedzialny, musiał faktycznie brać tę odpowiedzialność, poza tym nie mógłby żyć z myślą, że gdzieś tam żyje jego dziecko, które nie ma pojęcia o istnieniu kogoś takiego jak Luke Hemmings.

Owszem, to dziecko jest twoje – odparła Em z lekką irytacją w głosie. – Ale nie o to chodzi. Chodzi o sam poród.

Michael powoli zaczynał rozumieć. Emily naprawdę nie chciała tego dziecka, a co za tym szło – nie oczekiwała od Luke'a pieniędzy na utrzymanie. To świadczyło na jej korzyść, byłaby skłonna oddać dziecko do adopcji, ale ona po prostu bała się bólu związanego z wydaniem na świat potomka. Mike zaczął trochę jej współczuć.

– Emily, jestem pewien, że...

– Nie, Luke, nie wciskaj mi swojego gówna – przerwała mu brunetka, zaś jej mama spojrzała na nią z dezaprobatą. – To nie z ciebie za dziewięć miesięcy wyjdzie żywa istota. Wyobrażasz to sobie? Byłam przy porodzie kuzynki i to nie jest przyjemne. Poza tym jestem na to za młoda...

Luke na moment ukrył twarz w dłoniach, próbując na spokojnie przemyśleć całą sytuację. Emily miała swoje racje, nie mógł jej zabronić wypowiadania się na ten temat. Oboje stworzyli tę istotę, o której mówiła i oboje musieli podjąć jakąś decyzję. Tylko, że tak naprawdę oboje byli jeszcze dzieciakami, zbyt przestraszonymi w świecie dorosłych. Gdyby Luke nie pamiętał, jak Emily go traktowała, kiedy byli w związku, to czułby się źle przez wzgląd na nią. Ale teraz... Myślał tylko o dziecku i o tym, jak wiele zmieniłoby jego pojawienie się.

Pozostawało pytanie: na lepsze, czy wręcz przeciwnie?

– Posłuchaj, wiem, że teraz się boisz, ale to dopiero czwarty tydzień, nie możesz tak pochopnie podejmować decyzji, bo rozmawiamy tu o czyimś życiu. Przemyśl sobie to wszystko i wtedy daj mi znać, co zdecydowałaś, w porządku? Jeśli nadal będziesz chciała usunąć ciążę... Cóż, to twoje ciało i nawet jeśli jestem ojcem, to nie mam prawa decydowania o tobie, ale mam nadzieję, że weźmiesz pod uwagę fakt, iż nie chcę pozbywać się tego dziecka – mówił powoli Luke. Michael wpatrywał się w niego jak w obrazek. Blondyn podjął dobrą decyzję, reszta zależała od Emily. – Oczywiście jeśli je zatrzymasz, to postaram się, by twoja ciąża była jak najbardziej znośna.

Emily milczała, chyba przyswajając sobie słowa Luke'a. Dla Michaela to wszystko miało sens. Luke nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić (no, może z wyjątkiem Caluma od czasu do czasu), a już na pewno nie chciał skrzywdzić swojego może-własnego-przyszłego-dziecka.

– Dobrze, ja... Daj mi trochę czasu do namysłu. Wszystko dzieje się o wiele za szybko i wciąż trudno mi w to uwierzyć. Muszę oswoić się z myślą, że rośnie we mnie inny człowiek.

Luke doskonale wiedział, jak przytłaczające to jest. On sam starał się nie wypowiadać w myślach bezpośredniego stwierdzenia, że Emily jest w ciąży, ponieważ bolało go to psychicznie.

– Ustalimy termin testów na ojcostwo i damy ci znać, Luke – oznajmiła pani Fisher, dając im tym samym do zrozumienia, że rozmowa jest skończona. Luke i Michael podnieśli się ze swoich miejsc, tak samo jak zrobiły to obie kobiety. Cała czwórka podała sobie ręce na pożegnanie.

Luke odetchnął dopiero wtedy, gdy znów znalazł się w samochodzie z Michaelem i jechał w stronę swojej ulicy. W głowie odtwarzał na nowo rozmowę, którą właśnie odbył i zastanawiał się, czemu po prostu nie zgodził się z Emily? Mogła usunąć ciążę, a oni po jakimś czasie by zapomnieli. Lecz z drugiej strony szali pojawił Michael. Tutaj chodziło o dziecko Luke'a, a Mike niczego nie chciał bardziej niż jego szczęścia. Może lepiej niż Luke wiedział, iż aborcja nie dałaby mu satysfakcji i ta decyzja męczyłaby go do końca życia?

Luke'owi wydawało się, że Michael zna go lepiej niż on sam znał siebie.

– Nie było aż tak źle, prawda? – spytał zielonooki po kilku minutach ciszy. – Świetnie dałeś sobie radę.

– Myślałem, że będzie gorzej – przyznał i uśmiechnął się do Michaela. – Chociaż wciąż jest dużo spraw, które muszę sobie przemyśleć. Wiesz, mama Emily powiedziała, że to czwarty tydzień i gdy teraz o tym myślę... Jest jakieś osiemdziesiąt procent szans, że naprawdę będę ojcem.

Michael przygryzł dolną wargę, bezmyślnie bawiąc się kolczykiem w brwi i myśląc nad słowami partnera. Osiemdziesiąt procent to dużo. Bardzo dużo. 

– No dobrze, ale to jeszcze nic pewnego. Dowiemy się za sześć tygodni, a tymczasem pozwól Emily zastanowić się nad tym, co chce zrobić. Ta dziewczyna boi się bardziej, niż ty – zauważył Mike. Wyjrzał za okno i dostrzegł, że Luke przywiózł ich pod swój dom.

– Masz rację, ja sam muszę porządnie wszystko przemyśleć. O rany, Michael, jestem idiotą, prawda? – spytał z rezygnacją i uśmiechnął się lekko, patrząc w oczy młodszego chłopaka. Tamten wzruszył lekko ramionami.

– Nie będę się z tym kłócił, kotku – odparł prosto, zaś serce Luke'a zatrzepotało na to pieszczotliwie określenie.

– Jesteś uroczy.

– Nie prawda, jestem punk rockowy.

– Kiciuś.

– Hemmings, grabisz sobie – ostrzegł Michael, wysiadając z samochodu i idąc za Lukiem. Okazało się, że drzwi wejściowe są otwarte, co nieco zaskoczyło Luke'a, ale chyba nie tak bardzo jak powinno. Blondyn wszedł do salonu, a Michael został w holu, zdejmując buty. Po chwili dotarł do niego zaskoczony głos Luke'a.

– Jack? Co ty tutaj robisz?

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

LEVEL COMPLETE

SAVE THE GAME


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top