level 12; michael + calum
LEVEL TWELVE
(wybierz postać)
odblokowałeś nową postać: CALUM
MICHAEL LUKE
ASHTON STELLA
CALUM
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Stary, zawsze myślałem, że to ja jestem największym idiotą na świecie, ale w tym momencie mnie przebiłeś – stwierdził Calum, podpalając sobie jointa. Zaciągnął się i zatrzymał dym w płucach najdłużej, jak potrafił.
Michael patrzył na niego z fascynacją, a kiedy Calum podał mu coś wyglądającego jak papieros, Mike po prostu to przyjął. Nigdy nie palił marihuany, ale stwierdził, że już nie ma nic do stracenia, bo niżej się chyba nie stoczy.
– A co niby miałem mu powiedzieć? – spytał, kiedy już dmuchnął Hood'owi w twarz chmurą dymu. – Nie po to poświęciłem wszystko pięć lat temu, żeby teraz to spieprzyć, Calum.
– Ale to nie ma sensu. Katujesz siebie i jego. Myślałem, że twoje zgrywanie Romea ma na celu uszczęśliwienie Luke'a. Powiem ci, że na zachwyconego życiem to on mi nie wygląda.
Siedzieli w pokoju Michaela już od jakiejś godziny. Z Sydney wrócili wczoraj i od tamtej pory Mike nie miał motywacji do wyjścia z łóżka. Nie chciał być sam, ale nie miał ochoty na filozoficzne wywody, dlatego zadzwonił do Caluma, który zjawił się u niego piętnaście minut po jego telefonie.
Michael nie sądził, że właściwie postąpił z Lukiem, ale zawsze dochodził do takich wniosków za późno. Racjonalna część jego umysłu wiedziała, że powiedział prawdę – nie byli już tymi samymi osobami i mogli nie znaleźć w sobie tego, za co kiedyś się kochali. Jednak ukryty bardzo, bardzo głęboko romantyk krzyczał: pieprzyć to! Nie kochałem Luke'a za coś, tylko pomimo i to się nie zmieniło!
Mike chciałby w to wierzyć.
– W ogóle to skąd masz marihuanę? Stella o tym wie? – spytał Michael, mistrz w unikaniu niewygodnego tematu.
Calum wyjął komórkę z kieszeni i przejrzał swoje kontakty, następnie podsuwając Michaelowi wyświetlacz pod oczy.
– Stella wie wszystko. Ja jej nie mówiłem, bo nie lubi, kiedy palę. Chociaż, jak sama mówi, w moim mózgu nie ma już żadnych szarych komórek, które mogłyby zostać zniszczone.
– Czekaj, poważnie zapisałeś swojego dilera "not the drug dealer"? – Michael z całej siły powstrzymywał wybuch śmiechu. – Wiesz, Stella chyba ma rację z tymi szarymi komórkami.
– Bracie, najważniejszy jest spryt. Kiedy ktoś będzie przeglądał mój telefon i to zobaczy, pomyśli, że to mój diler, ale potem dojdzie do wniosku, że wiedziałem, że tak pomyśli, więc zapisałem pod tą nazwą kogoś innego, na przykład moją mamę – tłumaczył Calum, kładąc się na łóżku z zapalniczką w ręce. Michael przez moment przyglądał mu się ze zmarszczonym czołem, po czym westchnął i położył się obok.
– Jesteś chory – podsumował, zastanawiając się, gdzie jest Ashton i co zrobiłby, widząc ich palących w mieszkaniu.
– Ale wróćmy do tematu blond kochasia. Pięć lat temu to ty biegałeś za nim jak piesek, a teraz jest na odwrót. Dlaczego? Przeszło ci? Tylko szczerze.
Calum był dobrym przyjacielem i Mike wiedział, że ten chce jego szczęścia, jednak nie był pewien, czy chce rozmawiać z nim o poważnych sprawach, kiedy Cal jest tak upalony. Clifford w ogóle nie lubił rozmawiać o swoich prywatnych problemach. Z drugiej strony Michael znał Caluma już cholernie długo i sądził, że należy mu się coś więcej.
– W tym jest problem. Nie przeszło mi i wątpię, że przejdzie, a przecież nie widziałem go od pięciu lat. Uważasz, że to głupie?
– Tak. Ja nigdy bym tyle nie wytrzymał, ale wy wytrzymaliście i jeśli według ciebie nie jest to dowód, że ta miłość to ta miłość, to nie wiem, czego jeszcze potrzebujesz. – Calum zgasił niedopalonego jointa i wrzucił go do plastikowej torebki, którą wsunął do kieszeni czarnych jeansów. – Wystarczy, nie chcemy widzieć aligatorów i jednorożca w kuchni. Ash nie byłby zachwycony.
– Mów za siebie, może ja chciałem zobaczyć jednorożca – mruknął Mike, obracając się na bok i patrząc na bruneta. Po chwili jednak spoważniał. – Naprawdę myślisz, że ja i Luke to ta miłość?
Calum usiadł i skrzyżował nogi, podpierając się rękami. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Oczywiście. A jeśli moje słowo ci nie wystarczy, spytaj brata Luke'a, Jack'a.
– Zaraz, a co on ma do tego?
– Myślę, że on, razem ze Stellą, już wprosił się na wasz ślub. – Po tych słowach oboje wybuchnęli śmiechem.
Michael stwierdził, że tęskni za Jack'iem. On jako jedyny z rodziny Luke'a go lubił i wspierał ich związek. Mike chciałby z nim porozmawiać, ale najpierw musiał dojść do ładu z jego młodszym bratem, a to mogło być trudne.
– Chyba powinienem przeprosić Luke'a za wszystko, co? – to było raczej pytanie retoryczne. Michael tak bardzo namieszał w ich związku, że teraz żadnego związku nie było. Usprawiedliwieniem nie był fakt, że Mike chciał dobrze, bo kiedy dostrzegł, że tak nie jest, powinien zmienić postępowanie, a jednak tylko bardziej odpychał od siebie Luke'a. I dlaczego? Bo się bał? Bo przerażała go perspektywa odrzucenia? Odraza ze strony rodziców Luke'a? Ale jakie to miało znaczenie wobec faktu, że Luke wciąż go chciał?
Skoro Michael był w stanie zasłużyć na miłość kogoś takiego, to nie mógł być całkowicie bezużyteczny.
– Michael, to jest bardzo prosta sprawa, bez względu na to, co myślisz – odezwał się Calum po kilku chwilach milczenia. Błądził wzrokiem po niewielkim pokoju Mike'a; po szafce pod ścianą i biurku pod oknem, po gitarze opartej w kącie, po ubraniach na podłodze i kartkach z nutami, oraz tekstami napisanymi przez Michaela. To był pokój artysty, bez dwóch zdań i Calum uwielbiał to w Michaelu. Chłopak potrafił zaznaczyć swoją obecność, nawet się nie starając. Ludzie go zapamiętywali, chociaż Mike o tym nie wiedział. Miał wpływ na wiele innych osób i Calum chciałby, żeby któregoś dnia Clifford to zrozumiał. – Kochasz go, albo go nie kochasz. Nie ma żadnej filozofii. Tylko to jedno pytanie. Więc jak jest?
– Ja... – zaczął niepewnie Michael, nagle spłoszony tak bezpośrednim wyłożeniem sprawy.
– Przestań. Tak, albo nie – niecierpliwił się Calum. Mike od początku widział, że coś jest nie tak, ale wiedział również, że Calum mu nie odpuści i jeśli spyta, co go gryzie, to Hood uzna to za próbę zmiany tematu.
– Tak – powiedział w końcu i zamknął oczy, kiedy pozwolił swoim myślom oswoić się z tym słowem. Tak, wciąż kochał Luke'a. Kochał, kochał, kochał. I teraz już wiedział, że nie ma w tym niczego złego.
– No i pięknie, Muke na zawsze. Więc teraz do niego zadzwoń.
– Co to, do cholery, jest Muke? – Michael naprawdę czasem nie mógł nadążyć za swoim najlepszym przyjacielem.
– O mój Boże, Michael i Luke, to razem Muke. Jack to wymyślił, czasem straszny z niego dzieciak. Wiesz, często chciał do ciebie dzwonić, ale Luke prosił go, żeby tego nie robił. Odezwij się do niego czasem, ty i Luke to jego OTP* – trajkotał Calum i teraz Michael już miał pewność, że Cal coś zrobił, bo nigdy nie był aż tak rozmowny. – OTP to...
– Wiem, co to jest – prychnął Michael. Może nie miał na to zbyt wiele czasu, ale przeglądał internet w wolnych chwilach. Chociaż szczerze powiedziawszy, to robiło mu się niedobrze od tego całego gówna w sieci. – Calum, coś się stało? – spytał po kilkunastu sekundach. Przecież nie mógł ciągle rozmawiać o sobie, inni też mieli swoje życie i coś mogło im się nie układać, nawet jeśli Michael bardzo by chciał, żeby wszystko było u nich dobrze.
– Hm? Nie, wszystko jest okej – odparł Hood z roztargnieniem, unikając wzroku Mike'a.
– Calum...
– Michael...
– Nie wciskaj mi tego gówna, idioto. Za długo cię znam.
Calum zaśmiał się i znów opadł na poduszki, jakby nie mógł zebrać się w sobie. W końcu popatrzył na Michaela kątem oka i westchnął.
– Myślę, że Stella chce ze mną zerwać.
Michael poczuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował. Wybicie szyby w sklepie? Okej. Kradzież samochodu? Pewnie. Morderstwo? Jakoś by uszło. To według Mike'a mogłoby gryźć Caluma, ale to, że Stella mogła chcieć z nim zerwać było po prostu... Niemożliwe.
– Wow, tego się nie spodziewałem – przyznał, uważnie przyglądając się Calumowi.
– Ta? No widzisz, ja też nie – odpowiedział ironicznie i położył sobie poduszkę na twarzy.
Michael przez chwilę się nad tym zastanawiał. Gdyby Stell faktycznie chciała to zrobić, to przecież komuś by powiedziała, prawda? Michael był jej przyjacielem, porozmawiałaby z nim.
– Po czym to wywnioskowałeś?
– Ostatnio mnie unika; kiedy ja jestem w domu, to ona nagle musi wyjść. Późno wraca, a gdy pytam o to, gdzie była, to się wścieka. Myśli, że próbuję ją kontrolować, chociaż tylko się martwię. Poza tym wydaje się być jakaś taka... Bardziej... Ugh, krucha? Podatna na zranienie? – Calum próbował znaleźć odpowiednie słowa, ale Michael widział, że trudno mu się o tym rozmawia. Calum nienawidził mówić o uczuciach chyba jeszcze bardziej niż on, ale najwyraźniej miał dość duszenia wszystkiego w sobie. – Michael, ja wiem, że jestem dupkiem i wiem, że ona zasługuje na kogoś lepszego, ale... Kurwa, nie poradzę sobie bez niej.
Brunet przetarł twarz dłońmi. Michaelowi zrobiło się go żal. Nie sądził, by Stella znalazła sobie kogoś lepszego, bo pomimo tej całej otoczki luzaków, Stella i Calum kochali się jak nowożeńcy. Dlatego tym bardziej zaniepokoiły go słowa Caluma.
– Jestem w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewny, że nie o to jej chodzi. Może ma problemy w pracy? Może ktoś jej się naprzykrza? Może chodzi o rodzinę? – sugerował Clifford, przeczesując włosy dłonią. Były fioletowe i już nieco za długie. – Cal, prędzej czy później będziecie musieli porozmawiać i Stella na pewno też to wie. Zmuś ją do tego, bo jeśli faktycznie ma poważny problem, to potem będzie tylko gorzej. Pokaż jej, że naprawdę ci zależy. Chociaż po pięciu latach jestem pewien, że zdążyła to zauważyć.
Calum uśmiechnął się lekko i przemyślał słowa Mike'a. To dość ironiczne, jak niektóre osoby potrafią pomóc innym, ale nie sobie.
– Może masz rację, może za szybko skaczę do błędnych wniosków. Ale ona jest takim moim... Hm, takim moim Lukiem, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Michael wiedział i wcale w to nie wątpił. Nim jednak miał szansę odpowiedzieć, usłyszał drzwi frontowe i głosy.
– Michael, czy ty już całkiem ogłuchłeś od tej muzyki, którą twoja świętej pamięci babcia określiłaby jako pomiot szatański?! – krzyczał Ashton z holu.
– Stary, co ty masz do jego babci? Ostatnio często ją wspominasz – wtrącił się Calum, kiedy on i Michael wstawali z łóżka.
– Hood, nie przypominam sobie, żebyś dokładał się do czynszu, a ostatnio widuję cię tu zbyt często.
– To dlatego, że podświadomie wyczuwam, że beze mnie żyć nie możesz – słodził mu Calum, a Michael wybuchnął śmiechem. Cieszył się, że udało mu się poprawić Calumowi humor, a sam też czuł się o niebo lepiej.
– Ta, dziękuję za troskę. A w ogóle to co robiliście w łóżku o tej porze? I dlaczego wyczuwam marihuanę? Clifford, to, że jestem twoim przyjacielem nie znaczy, że nie zaciągnę twojego żałosnego tyłka na odwyk. A ty będziesz drugi – dodał Ash, widząc, jak Calum się śmieje.
– Skąd wiesz jak pachnie marihuana? Może sam potrzebujesz odwyku? – spytał Mike, lekko szturchając Ashtona.
– Nie odwracaj kota ogonem. Och, poza tym masz gościa. Nie wiem ile stał pod drzwiami, kiedy wy się tu inhalowaliście. Przysięgam, Arabella Clifford przewraca się w grobie – lamentował Ashton, jednak teraz już ewidentnie robił sobie żarty z dwójki przyjaciół.
– Michael, on chce przelecieć twoją martwą babcię – szepnął konspiracyjnie Calum, za co Ash pokazał mu środkowy palec, wychodząc z pokoju.
– Kurwa, nie chcę wiedzieć... O Jezu, tego się nie da odzobaczyć – jęknął i wszedł do holu, kręcąc głową z obrzydzeniem. Towarzyszył mu głośny śmiech Caluma.
W holu stał Luke, co kompletnie wybiło Michaela z rytmu. Chłopak miał na sobie czarne dopasowane do ciała jeansy, tego samego koloru vansy i białą koszulkę. Do brzucha przyciskał jakieś książki i wyglądał uroczo z lekko rozczochranymi włosami i zagubionym wyrazem twarzy.
– Cześć – rzucił niepewnie, przechylając głowę w bok. Michael nie mógł oderwać od niego wzroku, jego serce zdawało się rosnąć z każdym ruchem blondyna. I Mike miałby spędzić bez niego resztę życia? Chyba w zakładzie psychiatrycznym.
Cóż, od razu mógłby zabrać Caluma. Temu by się przydał pokój bez klamek.
– Cześć, Luke. Coś się stało? – spytał. To było dość dziwne. Rozstali się po poważnej rozmowie, która w sumie niewiele wniosła, ale Michael wiedział, że zranił Luke'a. Dlaczego więc teraz widział go w swoim mieszkaniu?
– Nie. To znaczy tak... To znaczy... Uch, mógłbyś pomóc mi z historią?
Na twarzy Luke'a pojawił się bezradny uśmiech, a Mike znów czuł się, jak w szkole, w sali pani Mercer. Różnicą było to, że już nie bał się, że zostanie skrzywdzony przez kapitana drużyny futbolowej.
– Tak, oczywiście. Calum już wychodził.
– Wcale nie, kutasie – oburzył się Hood, jednak widząc minę Mike'a uniósł dłonie w górę. – Okej, idę. Ale pamiętajcie, co Michael kiedyś mówił: od tyłu to nie po bożemu.
Po tych słowach wyszedł, zostawiając ich samych. Luke przez chwilę stał w bezruchu, po czym zaczął się śmiać. Michael mógł tylko go podziwiać.
I, Boże, jak on kochał tego chłopaka.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
LEVEL COMPLETE
SAVE THE GAME
*OTP - one true pair, taka para, którą najbardziej shippujesz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top