level 10; muke

LEVEL TEN

multiplayer

(wybierz postać)

MICHAEL          LUKE

ASHTON          STELLA

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Luke był w szoku. Oczywiście od początku wiedział, że coś jest nie tak, ale myślał, że Michael po prostu zadarł z niewłaściwą osobą, przypadkowo kogoś zdenerwował, albo pożyczył od kogoś pieniądze i nie mógł ich oddać. Jego ojciec nie był nawet na samym końcu listy prawdopodobnych scenariuszy.

Luke musiał przyznać, że nienawidził tego człowieka tak bardzo, jak można nienawidzić kogoś, kogo nigdy się nie spotkało. Jednak mimo wszystko to wciąż był ojciec Michaela i reakcja chłopaka była całkowicie zrozumiała.

Blondyn pomógł mu wyjść z wanny i rozłożył przed nim duży i miękki ręcznik. Michael po prostu zrobił kilka kroków do przodu z rękami opuszczonymi wzdłuż boków, zaś Luke szczelnie owinął go puchowym materiałem i przytulił do siebie, pozwalając Mike'owi oprzeć głowę na jego ramieniu.

Michael drżał z zimna, więc Luke dał mu bokserki, koszulkę i szare dresy, które mogłyby na niego pasować, po czym zostawił go samego, dając mu chwilę prywatności. On z kolei udał się do kuchni, by przygotować herbatę.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

Mike nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Ubrał się w rzeczy Luke'a i powąchał koszulkę, która wciąż nieco pachniała blondynem. Patrząc w lustro zastanawiał się, o czym właściwie myślał, kiedy prowokował drużynę lacrosse'a.

Może po prostu chodziło o to, żeby ból emocjonalny zagłuszyć fizycznym. Cóż, przynajmniej na chwilę się udało. Michael nie widział ojca od prawie roku, nie kontaktowali się w żaden sposób i jemu to nie przeszkadzało. Wyjechał z Sydney między innymi po to, by się od niego uwolnić. A mimo tego wiadomość o jego śmierci spadła tak nagle...

Fioletowowłosy chłopak zszedł do salonu i usiadł na kanapie, gdzie Luke już na niego czekał. Z wdzięcznością przyjął kubek gorącej herbaty i zaczął ogrzewać sobie dłonie.

To zabawne, że jakimś cudem Luke był osobą, która zawsze go ratowała, zapewne nawet nie mając pojęcia, że to robi.

– Chcesz o tym porozmawiać? – spytał blondyn, odwracając się przodem do Michaela. Nie miał zamiaru naciskać, bo mógł się tylko domyślać, jakie to musiało być trudne.

– Jakaś kobieta zadzwoniła do mnie w nocy – zaczął Michael cicho, patrząc w ścianę gdzieś za Lukiem. Przestał już płakać, ale jego głos nadal drżał. – Powiedziała, że nie mogła znaleźć innego krewnego. Tylko ja jestem jedynym krewnym, jakiego mój ojciec jeszcze miał. Od początku wiedziałem, że stało się coś złego, ale nie sądziłem, że... – pokręcił głową, jakby to, o czym mówił nie do końca do niego docierało.

– Jak to się stało? – głos Luke'a był delikatny, chłopak nie odrywał wzroku od Michaela.

– Zabił go alkohol. Upił się i w drodze do domu wszedł na jezdnię przy czerwonym świetle. Kierowca nie zdążył zahamować – wyjaśnił Mike i zaśmiał się sarkastycznie. Pamiętał, jak nieraz mówił ojcu, że picie w końcu wpędzi go do grobu. Czuł się tak, jakby wydał na niego wyrok, chociaż może i było to głupie. – Pogrzeb jest za trzy dni, a ja nie mam pieniędzy na samolot.

Luke słuchał go w skupieniu, zastanawiając się, co mógłby zrobić dla Michaela, by jakoś ulżyć mu w cierpieniu. Nienawidził patrzeć na niego w takim stanie, bo wiedział, że sam kilkakrotnie doprowadził do niego Mike'a.

– Chcesz wziąć udział w tym pogrzebie?

Michael w końcu na niego spojrzał, przygryzając dolną wargę. 

– Widzisz, mój ojciec nie miał zbyt wielu przyjaciół, a krewnych nie miał wcale. To oznacza, że może tam nikogo nie być.

Luke ze zrozumieniem pokiwał głową, ale powstrzymał komentarz, że pan Clifford sam zgotował sobie ten los i nie było w tym winy Michaela.

– Nienawidziłem go – wyznał Clifford, odstawiając kubek na szklany stolik. – Nie był wspaniałym ojcem, bił mnie i poniżał, parę razy prawie mnie zabił. Ale to nie zmieni faktu, że był moim ojcem i bez niego nie byłoby mnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wcale nie jest mi tak przykro, jak powinno być. Mój ojciec nie żyje, zostałem sam na świecie, a ja nie czuję tej pustki, która pojawiła się, gdy umarła moja mama – tutaj jego głos nieznacznie się załamał. – Jednak mimo tego chciałbym być na jego pogrzebie. Pożegnać się jak należy.

– Zabiorę cię do Sydney – oznajmił Luke bez głębszego namysłu. Michael otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. – Jeszcze dzisiaj zamówię nam bilety, a ty niczym się nie martw.

– Luke nie możesz tego zrobić. Twoi rodzice...

– Mam to gdzieś, Michael. Moi rodzice mnie nie kontrolują, a ja zarabiam już tyle, że mogę sobie na to pozwolić. Poza tym tu nie chodzi o jakiś kaprys. Chodzi o twojego ojca i chociaż osobiście nie darzyłem go żadną sympatią, to wiem, że na swój sposób był dla ciebie ważny – odparł Luke spokojnie, patrząc w jasnozielone oczy Michaela.

Luke faktycznie zarabiał, bo studenci jakkolwiek związani z informatyką bardzo łatwo znajdowali dobrze płatne prace. Może dla innych dziwnym będzie to, że Luke chciał zrobić coś takiego dla Michaela, zważywszy, że bilety lotnicze do Australii nie były tanie, ale oni nie rozumieli, jak wiele Mike dla niego znaczył i co Luke mu zawdzięcza.

Michael również nie rozumiał.

– Ale... Dlaczego, Luke? Nie zrobiłem nic, żeby zasłużyć na twoją pomoc.

– Mylisz się, Michael. Cholernie się mylisz.

Po tych słowach Luke niepewnie pochylił się do przodu. Znów czuł się jak zagubiony siedemnastolatek, który nie wiedział, jakiej jest orientacji i wręcz bał się, że mogą nie interesować go dziewczyny. Czuł, jak jego oddech przyspiesza, gdy wodził wzrokiem od oczu do ust siedzącego na przeciwko mężczyzny.

W końcu Michael oparł dłoń na tyle głowy Luke'a i przyciągnął jego twarz do swojej, łącząc ich usta w czułym pocałunku. Tym razem nie było między nimi tego ognia, który pojawił się w klubie, ale żaden z nich go nie potrzebował.

Luke zmienił nieco pozycję, by było mu wygodniej, po czym pogłębił pocałunek. Kiedy Michael lekko rozchylił usta, blondyn przejechał językiem po jego podniebieniu, otrzymując w zamian pomruk zadowolenia.

Michael położył dłoń na klatce piersiowej Luke'a, chcąc poczuć bicie jego serca. Uderzenia były szybkie, Mike czuł się tak, jakby pod opuszkami jego palców maleńki ptaszek trzepotał skrzydłami, próbując się uwolnić. Luke miał miękkie wargi, które powoli odnajdowały swój rytm z ustami Michaela, dostarczając mu ogromnej rozkoszy i łagodząc ból.

Z każdą kolejną sekundą, podczas której nie odrywali się od siebie, zamęt w głowie młodszego chłopaka znikał. Wszystko zaczęło się wyciszać, świat Michaela zawężał się do osoby Luke'a i po raz pierwszy od pięciu lat coś miało dla niego sens. Michael chciał na chwilę zapomnieć o tragedii, która go spotkała i nikt nie mógł pomóc mu tak, jak Luke.

Luke wiedział, że właśnie dla tego momentu udało mu się przetrwać wszystko, przez co przeszedł. Kilka miesięcy po wyjeździe z Sydney zaczął spotykać się z terapeutką, ponieważ jego mama stwierdziła, że właśnie tego mu potrzeba. Kobieta powiedziała, że jeżeli Luke naprawdę tak bardzo kocha Michaela, to nie powinien jeszcze się poddawać, bo jest ta­ka miłość, która nie umiera, choć za­kocha­ni od siebie odejdą. Luke święcie wierzył, że Michael wciąż go kocha.

A teraz przynajmniej był pewien, że i on nigdy nie przestał kochać Michaela.

Kiedy brakło im tchu, odsunęli się od siebie i przez moment po prostu patrzyli sobie w oczy. Następnie Michael przesunął się jeszcze bliżej i wtulił się w Luke'a, zamykając oczy. Żaden z nich się nie odzywał, bo słowa nic by tu nie dały. Luke trzymał Michaela w ramionach, dopóki ten nie zasnął.

Mając pewność, że tak właśnie się stało, Luke pocałował Mike'a w czubek głowy i szepnął:

– Nie zostałeś sam na świecie, Michael. Nigdy nie byłeś sam.

─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

LEVEL COMPLETE

SAVE THE GAME


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top