8 • You promise to wait here for me? •

Moje zmysły są rozpalone do czerwoności. Czuję, że serce bije mi jak szalone, kiedy gnamy przed siebie. Trzymam w rękach wodze, mocno je ściskając, gdy nabieramy tempa. Na mojej twarzy rozpościera się uśmiech i czuję się jak młody Bóg, kiedy obserwuję piękno natury, któro mnie otacza. Widzę czerwone, zachodzące słońce, muskające swoimi promykami zarówno wzgórza jak i doliny, które mijamy. Wygląda to przepięknie - tak, jakby w nim tonęły... Uśmiecham się do siebie kiedy porównuję do nich siebie, w chwilach gdy tonę w oczach Harrego. Tak... Jego ślepia są zdecydowanie najgłębszym zakamarkiem tego tajemniczego świata.

Wiatr rozwiewa moje włosy, które wirują w powietrzu, tworząc jeden wielki nieład. Nie staram się jednak ich ogarnąć czy też przygładzić, gdyż jest to po prostu bez sensu. I tak po chwili wyglądałyby one tak samo, dlatego moją twarz ogarnia wielkie zdziwienie, kiedy zerkam kątem oka na Harrego, którego włosy są w idealnym stanie. Wyglądają po prostu tak, jakby przed chwilą je sobie ułożył, gdy prezentują się idealne. Po chwili jednak zdaję sobie sprawę, iż może wcale to nie takie dziwne, bo Harry zawsze jest perfekcyjny i na pewno musi to być jakaś siła nadprzyrodzona, której nie jestem w stanie zrozumieć.

Siedzę na Belli i rozkoszuję się chwilą.
Nawet w marzeniach jazda konna wydawała mi się mniej malownicza i niezwykła, niż ta której mam okazję doświadczyć. Rytmiczny stukot kopyt o powierzchnię ziemi cały czas rozbrzmiewa w moich uszach, przeplatając się na zmianę z rżeniem zwierząt. Już od pierwszego razu kiedy usłyszałem te dźwięki, pokochałem je i stwierdziłem, że są na drugim miejscu w rankingu piękna, oczywiście od razu po głosie Harrego.

Otula nas chłodne powietrze, a my podąrzamy przed siebie. I tak jak Harry mówił - jedziemy tam, gdzie zaniesie nas horyzont.

Na początek przemierzamy polanę, której zapach niezmiernie cieszy moje nozdrza i dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo za nim tęskniłem. Odkąd zacząłem chodzić do Harrego, do zamku, nie miałem okazji ani razu się tam pojawić. Co prawda codziennie ją obserwowałem przez okno, gdyż nikt nie raczy zaprzeczyć, że jest to jeden z najpiękniejszych widoków jakie miałem okazję kiedykolwiek zobaczyć. Jendak ten zapach... On okazuje się być jej nieodłącznym towarzyszem. I odkrywam, iż bez niego polana traci dużą część swojej niesamowitości. Dlatego postanawiam, że będę spędzał tam więcej czasu, w zamian za bazgranie w swoim pamiętniku, próbując nieustannie namalować Harrego, uchwycając jak najdokładniej rysy jego idealnej twarzy, które pojawiają mi się przed oczami gdy tylko je zamknę.

Ewentualnie będę nadal to robił. Tyle, że na polanie.

Przed moimi oczami przelatuje stado czarnych ptaków. Słyszę trzepot ich skrzydeł i po raz pierwszy w życiu nie pragnę znaleźć się na ich miejscu, gdyż chwila, którą przeżywam jest wyjątkowa i nie potrzebuję już niczego więcej. Siędząc na Belli, jadąc z Harrym w nieznane... Czyż to nie spełnienie marzeń?

Nie. To nawet nie marzenie, a coś co przekracza moją wszelką wyobraźnię, bowiem nigdy nieśmiałbym nawet zamarzyć sobie czegoś tak cudownego. I nadal w to nie dowierzam, że to co sprawia, iż czuję się jak w raju jest prawdziwe i że jakimś cudem mogę doświadczyć tego już na ziemi. A może to tylko sen?

Uśmiecham się do siebie szeroko, gdy uświadamiam sobie jakim jestem szczęściarzem i zastanawiam się czy Harry też się tak czuje. Z jednej strony uważam to za niemożliwe. Jak już mówiłem kilka razy, to, że książe zauroczyłby się w takim prostaku jak ja, oceira się o cud. Dlatego chwilami wątpię w to, iż mogłoby być to prawdą. Jednak teraz zerkam na niego i widzę jego uśmiech na twarzy, któremu towarzyszą dwa, małe dołeczki w policzkach. I myślę, że w jakimś małym stopniu się do niego przyczyniłem... Dlatego sam też się uśmiecham, a moje myśli stają się coraz bardziej niepoukładane. Jednak zaczynam coraz bardziej wierzyć w to, iż Harry naprawdę mnie lubi. A ja jeszcze bardziej lubię jego, dlatego czuję teraz ciepło rozlewające się w moim podbrzuszu. I marzę o tym, aby już zawsze tak było. Aby to uczucie nigdy nie wygasło i by poprostu nas nie rozdzielono. I marzę, aby już codziennie móc szukać wspólnie nowego horyzontu na naszych kochanych rumakach.

Zaczynamy zbliżać się w stronę lasu. Widzę dużą ilość drzew, zarówno tych iglastych jak i liściastych, a do moich nozdrzy dobiega zapach świerzej kory i soczystych liści. Zaciągam się nim wzdychając głęboko, czując jak konie pod nami zwalniają tempa.

- Harry. - Mówię z zaciekawioną miną. - Co my robimy w lesie? - Pytam, unosząc wysoko brwi. Spoglądam na niego i na to jak przygryza swoją dolną wargę, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa.

- A jak myślisz? - Pyta z zadziornym uśmieszkiem, a do mnie wszystko zaczyna docierać i moja twarz oblewa się rumieńcem.

- Och... - Jękam, spuszczając swój zawstydzony wzrok. Przełykam nerwowo gulę w gardle i nie wiem co odpowiedzieć, kiedy pomimo to jak bardzo pragnę Harrego i to jak bardzo chcę z nim to zrobić, nigdy nie przypuszczałbym, że stanie się to tak szybko, na dodatek w lesie. Swój pierwszy raz z chłopakiem wyobrażałem sobie znacznie bardziej poetycko... Przy rozpalonych świecach, lampce wina i tematycznej muzyce... Nigdy nie przypuszczałbym, iż on chciałby zrobić to w ten "dziki" sposób na łonie natury.

Po chwili jednak do moich uszu dobiega parsk śmiechu, na co robię się zdezorientowany i natychmiast zerkam na Harrego, chcąc rozszyfrować co tak bardzo go rozśmieszyło.

- Lou, ty naprawdę myślałeś że!? - Krzyczy, dławiąc się powietrzem, a ja rumienię się jeszcze bardziej, kiedy wiem, że wychodzę przed nim po raz kolejny na idiotę. Spuszczam wzrok i chcę zapaść się pod ziemię uświadamiając sobie jaki jestem głupi. - Naprawdę myślałeś, że chciałbym aby nasz pierwszy raz wyglądał tak? - Pyta, rozkładając ręce i rozglądając się do okoła, a ja prawdę mówiąc nie wiem co mu na to odpowiedzieć będąc tak zażenowanym, więc tylko kręcę głową.

Spogląda na mnie, unosząc wysoko brwi, co mogę powiedzieć mimo to, iż patrzę na niego tylko kątem oka.

- Zabrałem Cię tu aby Ci coś pokazać. A teraz nie myśl za dużo tylko podążaj za mną. - Oznajmia, na co kiwam głową i robię to o co mnie prosi.

Widzę sylwetkę bruneta na koniu, która wysuwa się na prowadzenie i tylko przez chwilę próbuję odwrócić swój wzrok od jego gorących pośladków, okrytych opinającymi się na nich spodniami. W momencie orientuję się, iż to nie możliwe, bo za bardzo przyciągają mój wzrok, pozatym dlaczego miałbym marnować takie widoki? I dobra, może wyjdę teraz na zboczeńca, ale zaczynam żałować, iż nie będę miał okazji ich dzisiaj pocałować, albo choćby dotknąć...

Po raz kolejny karcę się w myślach, bo pomimo tego, że wiem, iż tego pragnę i że Harry chwilę temu sam to zasugerował, to jednak jest to nieco krępujące aby się do tego przyznawać...

Wjeżdżamy w głąb lasu, a do moich uszu zaczyna dobiegać ćwierkanie ptaków. Nie mogę opędzić się od wszechotaczającej mnie zieleni i żałuję, że nie płynie ona z tęczówek chłopaka o brązowych, lokowanych włosach. Słyszę także rytmiczne stukanie dzięcioła po raz pierwszy w swoim życiu, co sprawia, że mimowolnie się sam do siebie uśmiecham, nie odwracając jednak swojego wzroku od miejsca... A z resztą! Sami się domyślcie!

Pomimo tego, iż większość drogi jedziemy w ciszy, nie jest między nami niezręcznie, a wręcz przeciwnie. Wiem, iż Harry nie odzywa się aby dać mi nacieszyć się otaczającymi nas widokami i dźwiękami, gdyż zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo to kocham. I doceniam jego gest mimo to, iż jadąc za nim mój wzrok mam skierowany tylko w jedno miejsce. Przynajmniej moje uszy cieszą się poznawaniem nowych odgłosów natury, kiedy oczy zaspokajają swoje potrzeby na swój własny, znacznie ciekwaszy sposób.

Moment później słyszę jednak rżenie konia Harrego, który po chwili wierzga swoimi okazałymi kopytami. Unoszę swój wzrok do góry, a moje usta szeroko się otwierają, kiedy przed moimi oczami pojawia się mała, chatka, znajdująca się w samym środku lasu. Jej ściany zrobione są z bali i posiada dwa małe okienka. Drzwi są raczej rozmiaru normalnych drzwi wejściowych i cały design przypomina mi mój dom w Londynie.

Przyglądam się temu jak Harry zeskakuje swobodnie z konia, zarzucając swoje włosy na ramiona. Ten gest sprawia, że głęboko wzdycham i robi mi się gorąco. A w chwili kiedy Harry się odwraca i zaczyna podąrzać w moją stronę do tego wszystkiego dochodzą motylki w brzuchu i zastanawiam się czy nie wefrunęły one przypadkiem do mojego żołądka, kiedy pędziliśmy przez polanę.
Tak to na pewno to.

Harry jest coraz bliżej, a ja jeszcze bardziej zapominam jak się oddycha. Kiedy jest już przy mnie dotyka swoją dłonią mojej nogi, a ja przełykam nerwowo ślinę, nieśmiało na niego spoglądając.

- Zeskakuj. - Mówi, rozkładając szeroko ramiona, a ja po prostu się rozpływam. Moje serce zaczyna bić kilka razy szybciej, kiedy przekładam powoli nogę na drugi bok konia tak, aby być w stanie z niego zejść. I fakt, że znajdę się za chwilę w objęciach Harrego, sprawia, że przestaję w ułamku sekundy myśleć trzeźwo.

Wstrzymuję oddech kiedy ssuwam się z konia, a już po chwili obejmują mnie ramiona chłopaka. I będąc niezmiernie zawstydzonym, próbuję się odsunąć od bruneta. Nie chcę się narzucać. Wycofuję się, jednak ten mi na to nie pozwala, przytrzymując mnie i przyciągając mnie jeszcze mocniej do siebie. Wtedy moje serce bije jeszcze szybciej, a ja daję się ponieść emocjom, odwzajemniając uścisk i wtulając się w jego ciepły tors. I dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo za tym tęskniłem. Za jego zapachem, dotykiem, bliskością... Po prostu za nim samym. I to nie tak, że wczoraj się wcale nie całowaliśmy, ale jak już mówiłem Harry to Harry. On uzależnia i w jego obecności jedyne czego można pragnąć to to, aby sięgnąć po więcej.

- Serce Ci wali. - Szepcze mi do ucha, po czym przejeżdża po nim czubkiem swojego nosa, rozsyłając dreszcze po całym moim ciele. Mój policzek oblewa rumieniec i wstydzę się tego, że Harry zauważył to jak mój organizm reaguje na jego obecność.

- Brawo Harry. Gdyby mi nie waliło to prawdopodobnie, a raczej napewno oznaczało by, że jestem martwy. - Śmieję się, próbując się jakoś wytłumaczyć, jednak zdaję sobie sprawę z tego, iż brunet nie jest na tyle głupi, aby w to uwierzyć. Czuję jego oddech na mojej szyji i cicho wzdycham, tak aby tego nie usłyszał, ale niestety nie umyka to jego uwadze.

- Lubisz mnie. - Mówi, zjeżdżając swoimi dłońmi nieco niżej, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa. Powietrze w okół nas robi się gęste, a ja nie wiem jak długo dam radę jeszcze w takim stanie oddychać.

- Nie... - Przeciągam, kiedy czuję jak jego wargi dotykają mojej skóry na szyji, lekko ją muskając. I po raz kolejny zastanawiam się jak długo jestem jeszcze w stanie to wytrzymać.

- Bardzo mnie lubisz. - Powtarza pewnym siebie tonem, przygryzając po chwili moją skórę. Z moich ust wydobywa się cichy jęk, który jednak udaje mi się stłumić wolną ręką, za co dziękuję Bogu, w którego nawet nie wierzę. Nie chcę bowiem po raz kolejny wyjść na napalonego. W końcu nie jestem napalony! No dobra... A jak tak, to tylko troszeczkę...

- Nie! - Powtarzam ironicznie, jednak wiem, iż oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że prawda jest zupełnie inna.

Naglę czuję jak jego usta odrywają się od mojej skóry, a jego wzrok unosi się na mnie. Widzę błysk w jego szmaragdowych oczach i zadziorny uśmieszek na jego twarzy i jedyne co mogę zrobić to w nich utonąć, a nie da się tego nie zrobić. I naprawdę tonę, kiedy jego wargi napotykają te moje, a ja bez zastanowienia, nie mogąc już dłużej się opierać przyciągam go zaborczo do siebie.
Od razu czuję na sobie jego ciepły język proszący o większy dostęp, który natychmiast otrzymuje. I wiem, że Harremu mógłbym dać wszystko o co by tylko mnie poprosił. A kiedy czuję jego ręce na swoich biodrach, wplatam palce w jego włosy, chcąc mieć go jeszcze bliżej. Nasze języki się splatając nadając całemu pocałunkowi rytm, który sam mu nadajemy całkowicie się ze sobą synchronizując. I przestaję wątpić w to, iż nasze usta są dla siebie stworzone, kiedy tak idealnie ze sobą współgrają. Do moich nozdrzy po raz kolejny dobiega zapach jego perfum, któym natychmiast się zaciągam, a wszytko do okoła przestaje się liczyć. Teraz jest dla mnie ważny tylko Harry i ta chwila.
Chwila, która przenosi mnie do innej galaktyki i upewnia w tym, iż to coś więcej niż zwykła przyjaźń. I może nawet jest to obustronne.

Dopiero po kilku minutach się od siebie odrywamy, choć z mojej strony jest to bardzo niechętne, gdyż czuję się jakby trwało to zaledwie kilka sekund.
Z resztą jak każda chwila z Harrym. Ledwo co się z nim witam, to już go opuszczam. A każda z chwil, którą spędzam bez niego, dłuży mi się w nieskończoność i jet przepłniona pustką i tęsknotą. Czy to już przywiązanie?

Podąrzam za Harrym, który nagle zaczyna iść w stronę drewnianego domku. Wyciąga z kieszeni mały kluczyk, po czym go otwiera. I nie wiem z jakiego dokładnie powodu moje serce zaczyna bić szybciej, gdy przed moimi oczami ukazuje się jego wnętrze. Wchodzę powolnym krokiem do środka i zaczynam się rozglądać.

Podłoga wykonana jest oczywiście z drewna, jak ściany i sufit. Na środku stoi mały, dwuosobowy stolik wykonany również z drewna, a przy nim dwa krzesła. Pod nim leży mały, jedwabny dywanik, wyglądający bardziej jak serwerka, ale dodający całemu wnętrzu swojego własnego uroku. Uważam, że wyróżnia się on zupełnie jak Harry, dlatego nawet jego domek będzie mi o nim przypominać.

Uśmiecham się do siebie, gdy mój wzrok skupia się na kominku. Zawsze chciałem mieć kominek, szczególnie w zimie, bo jestem dużym zmarźluchem, dlatego na sam jego widok poprawia mi się chumor.
Następnie patrzę na dwuosobowe łóżko, nakryte jedwabną pościelą i zastanawiam się dlaczego wszystko tytaj urządzone jest zupełnie jakby miało być dla mnie i Harrego.
Zawsze marzyłem o tym, aby po swojej ucieczce w nieznane zamieszkać w miejscu dokładnie jak to. Ono wydawało się naprawdę idealne. Zdala od wszelkich zmartwień. I będąc tutaj z Harrym czułem się jak w domu. Tym, do którego naprawdę przynależałem. I w którym odgórnie pisane mi było być.

- Podoba Ci się? - Pyta, a ja zwracam ku niemu swój wzrok, kiwając twierdząco głową, kiedy na mojej twarzy widnieje szeroki uśmiech i prawdopodobnie wyglądam jakbym został oświecony.

- Jest pięknie. - Mówię, nie mogąc jeszcze otrząsnąć się klimatem tego miejsca. Na twarzy Harrego pojawia się uśmiech satysfakcji. Jednak po chwili jego mina staje się zamyślona, dezorientując mnie.

- Lou... - Mówi nagle, patrząc w nieokreślony punkt na ścianie. - Gdyby coś się kiedyś stało... Ucieknij i ukryj się tu. - Oznajmia poważnym tonem, po czym zwraca na mnie swój wzrok, który tym razem wydaje się być chłodny. Na jego wiodok przechądzą mnie ciarki, a ja przełykam nerwowo gulę w gardle, wiedząc doskonale co chłopak ma na myśli.

- Jaaa... - Zaczynam, ale nie do końca wiem co powiedzieć. Przez moją głowę przechodzi tysiące różnych myśli, a sam nie wiem co powinienem w tej chwili zrobić. - Harry, a co z Tobą? - Pytam, będąc cholernie przygnębionym całym tym zajściem i denerwując się tym samym co stanie się z brunetem kiedy tak po prostu ucieknę, zostawiając go na pastwę losu.

- Zrobię to co będę musiał. - Mówi, a do moich oczu napływają łzy. Zaczynam kręcić głową i czuję ucisk w sercu, gdy nie mogę tego słuchać. Cholernie się boję, stresuję i nie chcę nawet myśleć o tym co może się stać gdyby...
Siadam bewładnie na podłoge, chowając twarz w dłoniach i czuję, że ciało Harrego podąrza na ziemię za tym moim.

- Lou... - Mówi czule, chwytając mnie za nadgarstek. Nie panuję już nad łzami, które spływają po moich policzkach, gdy chcę po prostu zapomnieć o całej rzeczywistości, która mnie otacza. - Heej... Jestem synem króla. Poradzę sobię na pewno lepiej niż ty, dlatego to właśnie ty musisz uciec. - Mówi, wplatając rękę w moje włosy, na co pociągam nosem ze smutkiem i unoszę wzrok, spoglądając na niego przez zamazany obraz.

- Ja nie chcę, żeby tak było Harry... - Łkam, czując na ustach swoje słone łzy. - Nigdy nie karz mi odejść. I nigdy mnie nie opuszczaj. - Mówię błagalnie, patrząc ze smutkiem w jego oczy, którę lustrują mnie z czułością i powodują jeszcze mocniejszy ucisk w mojej klatce piersiowej, gdy uświadamiam się w tym, iż nie jestem w stanie bez niego normalnie funkcjonować.

- Zawsze będę przy tobie. - Mówi po czym się nade mną pochyla i składa lekki pocałunek na czubku mojego nosa. Ten gest sprawia, że czuję się kochany i się rozpływam pod jego dotykiem, dlatego bez dłuższego namysłu rzucam mu się w ramiona. Obejmuję jego tors, wycierając łzy w jego białą koszulę i ściskam go najmocniej jak potrafię, wiedząc, że prędzej czy później nie będę mógł tego zrobić.

- Harry... Ja naprawdę bardzo Cię lubię. - Wyznaję i oboje wybuchamy śmiechem, ponieważ przyznaję mu to dopiero po tak długiej chwili, od czasu gdy to stwierdził.  Ten moment jednak nie trwa długo, gdyż panuje między nami raczej smutny nastrój. Chwilę później Harry chrząka.

- Lou, obiecaj mi, że w razie potrzeby uciekniesz. - Mówi, unosząc delikatnie moją twarz za podbródek do góry, a moje oczy ponownie zaczynają się szklić. I wiem, że jeśli mu tego nie obiecam to nie odpuści. Dlatego przełykam gulę w gardlę i drżącym głosem mówię.

- Obiecuję. - A już po chwili czuje jego usta na swoich po raz kolejny. A ja wcale nie jestem pewny szczerości moich słów i czuje się okropnie musząc kłamać. Wiem, że nie byłbym w stanie opuścić Harrego. Nawet kosztem swojej śmierci.

Kiedy się od siebie odrywamy i podnosimy z podłogi, oboje otrzepujemy swoje spodnie, które ubrudziliśmy sobie od brudnej podłogi.

- Jest jeszcze drugi pokój. - Mówi Harry, wskazując ręką na prawo i rzeczywiście dostrzegam tam drewniane drzwiczki. - Musimy wracać więc pójdę przygotować konie do drogi, a ty możesz się rozejrzeć. - Oznajmia na co kiwam ochoczo głową.

Po obejrzeniu pomieszczenia również wychodzę na zewnątrz ze łzami w oczach i z niezadowoleniem na twarzy.

- Harry! Jak mogłeś powiesić głowę sarny i jelenia na ścianie! - Mówię z oburzeniem tupiąc nogą. Lustruję go wzrokiem, a on wzrusza ramionami i unosi wysoko brwi. - O nie! Jeśli mam tu przebywać choćby przez chwilę masz się ich pozbyć!

- Nie ma mowy! - Śmieje się Harry, co jednak wcale mnie nie bawi. - Co ci w nich przeszkadza? - Pyta, na co wytrzeszczam oczy i zastanawiam się w tej chwili czy jest poważny.

- Nie mogę patrzeć się na nie wiedząc, że ktoś odebrał im życie, kiedy nie zrobiły nikomu krzywdy! Były totalnie bezbronne i na to nie zasługiwały! Czy na prawdę to takie trudne do zrozumienia, że mi ich szkoda i nie chciałbym znaleźć się na ich miejscu? - Pytam, a po moich policzkach nieświadomie zaczynają płynąć łzy, gdyż w biednej sarence i jeleniu zobaczyłem siebie, Harrego i naszą przyszłość. Czuję ból w klatce piersiowej, a Harry słysząc moje słowa się spina, a jego twarz nabiera pochmurnego wyrazu.

- Dobrze. - Oznajmia, a ja czuję ulgę, mogąc nareszcie odetchnąć. Musiał zrozumieć mój przekaz, co wnioskuję z mimiki jego twarzy, która diametralnie zmieniła swój wyraz w tak krótkim momencie. I po raz kolejny robi mi się gula w gardle, bo wiem, że oboje jesteśmy świadomi tego, co może nas czekać. - Jutro ich już tu nie będzie. - Dodaje, po czym macha do mnie ręką, abym podszedł.

Pomaga mi wsiąść na konia, a kiedy wracamy do królestwa, przez moje myśli nie przestają płynąć czarne scenariusze.

Najbardziej jednak kurczę się w sobie przez to, że wiem, iż to kiedy się ziszczą, jest tylko kwestią czasu.

***************************************

Hej, hej ❤️

Witam Was razem z moim opuźnionym rozdziałem. Jednak ważne, że jest 💘

Piszcie co sądzicie!

Ja w sumie jestem z niego w sumie bardzo zadowolona i myślę, że jest słodki, sprośny i nieco zabawny ♥️ Żadko kiedy zdarza mi się docenić swoją pracę, ale tym razem jestem dumna, a to też dzięki waszym przemiłym komentarzom i gwiazdkom! Ogólnie Was kocham💗💗

Miało być coś extra, ale uznałam, że na to jeszcze za wcześnie. Co nie oznacza, iż nie wydarzy się w kolejnych rozdziałach😎

Kolejna część pojawi się... Ajajaj. Nie mam pojęcia kiedy. Może pod koniec tego tygodnia. Mam nadzieję, że wytrzymacie ❤️

Życzę spokojnego przeżycia reszty tygodnia szkolnego!

Hej! Jeszcze tylko 3 dni 💜💙💚💛❤️

A potem czeka Was weekend i rozdział.
Jakoś to przeżyjemy!

Buźka 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top