4. • Ain't that real •

Droga do zamku na piechotę zajęła mi niespełna godzinę. Trasa nie była najkrótsza, ale udało mi się ją przebyć bez większego problemu...
No dobra, a nawet jeśli, to napewno mi to nie zaszkodziło, gdyż miałem przy okazji możliwość obejrzenia domów szlachty, których piękno uważam za niezwykłe.
Kolorowe kamieniczki, zdobione różnorakimi rodzajami przyozdobień, od marmurowych kolumn, po malownicze witrażyki dotknęły moją duszę w osobliwy sposób i sprawiały, iż zyskałem nowe marzenie, a mianowicie zamieszkanie w przyszłości w jednej z nich.

Przyglądałem się każdej z osobna i co ciekawe, pomimo podobnych schematów i identycznego ułożenia, nie znalazłem dwóch, które były by do siebie choć trochę podobne. Piękno co do jednej, pojedynczej budowli uważałem za jedyne w swoim rodzaju i pragnąłem napwać się ich widokiem, zapamiętując każdy drobny szczegół ich niezwykłych zdobień.

Najbardziej jednak zachwyciła mnie szmaragdowa kamieniczka otoczona marmurowym ogrodzeniem, w którym każda kolumna wykonana była na wzór spirali, kręcącej się do okoła własnej osi.
Przy każdym z okien miała ona umocowane białe, porcelanowe krążki na daszku, przypominające swoim wyglądem wykonane z masy perłowej muszle, połyskujące i zapierające dech w piersiach. Ale najbardziej urzekły mnie balkoniki, nad którymi znajdywały się płócienne baldahimy, wyszywane w zielono- różowe paski. Ich balustrada była zawsze minimalistyczna, marmurowa i zapierająca dech w piersiach. I tylko trochę jest mi przykro, że nie jestem godzien w niej mieszkać.

Wiem, że te okolice są stworzne dla mnie. Nie umiem poprostu nie zachwycać się pięknem Londynu, stojąc teraz przed ogromną, czarną bramą wykonaną z metalowych prętów, prowadzącą na dziedziniec zamku.
Podchodzę do niej, napotykając na swojej drodze dwóch żołnierzy, którzy natychmiast kierują się w moją stronę.

Przełykam gulę w gardle, bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak się zachować, gdyż nigdy nie miałem okazji aby znaleźć się w podobnej sytuacji. Nie sądziłem też, że kiedykolwiek będę mieć szansę na zagoszczenie w zamku królewskim. Dlatego jestem teraz dumny i gdy żołnierze mnie przeszukują i pytają w jakiej sprawie przychodzę, a ja natychmiast im oznajmiam, że przyszedłem do księcia Harolda, w celu czytania mu książek, o co sam mnie poprosił. Na ich twarzy od razu pojawia się błysk i przepraszają mnie za zamieszanie, kiedy jak widać uświadamiają sobie kim jestem i otwierają przede mną bramę, wprowadzając mnie do środka. Wnioskuję z tego, iż Harry powiedział im o mnie i kazał im zaprowadzić mnie pod swój pokój.

Na początku przemierzamy dziedziniec. Obserwuję z niesmakiem grupkę szlachciców kłaniających się przy ogródku różanym z flaszką w ręku i zastanawiam się jak można tak się upić w biały dzień.
Jednak sam w sobie ogródek jest piękny. Widzę setki krzaczków róży, sadzanych rzędami w szachownicę tak, aby czerwone róże miały swoje miejsce przy tych białych i na zmianę. Zapiera to mój dech w piersiach, podobnie jak zasiadające na nich, kolorowe motyle, które rozkładają swoje skrzydła na rozcież, ukazując tym samo swoje samoistne piękno i swoją delikatność. Wszystko dopełnia cudowny zapach kwiatów, dobiegający do moich nozdrzy i jeszcze bardziej rozpalający moje i tak już nad wymiar pobudzone zmysły. Mrugam szybciej, przyglądając się ogródkowi jeszcze raz, żeby po chwili go z przykrością wyminąć, kierując się dalej.

Naszczęście już po chwili mijamy piękną, kamienną fontannę w kształcie okręgu z wielokrotnymi, cudownymi, pnącymi się do góry misami, przypominającymi rozłożone muszle. Na samej górze znajduje się szpic w kształcie ozdobnego dzbanu, z którego tryska woda, spływająca do coraz to niższych platform. Moje serce na jej widok zaczyna bić szybciej i uznaję, że nigdy jeszcze nie miałem doczynienia z żadnym tak pięknym elementem architektury i chciałbym mieć kiedyś taką u siebie w ogrodzie, przy swojej seledynowej kamieniczce z balkonami z baldahimem.

Przechodzimy do końca cały dziedziniec, wkraczając na teren królewskiego zamku. Stojąc u jego wrót i patrząc na jego rozmiar, uświadamiam sobie jaki jestem mały i nikły. I w tym momencie czuję się jak jedno, miniaturowe ziarenko piasku na pustyni. Monotonne i niezauważalne. Pociągam ze smutkiem nosem i podążam jednak do przodu.

W moim podbrzuszu wszystko lata kiedy widzę pod swoimi nogami ogromny, czerwony, królewski dywan, wyszywany po bokach złotą nitką. Mam poważne wahania nastroju, bo będąc tu czuję się w tym momencie jak ktoś naprawdę ważny. Patrze się na kamienne ściany, na których widzę podobizny różnych, nieznanych mi osób, oprawione w złote, zdobieniowe w kwieciste wzory ramy. Nie każda postać mi się podoba, ale obrazy same w sobie robią na mnie ogromne wrażenie.
Zauważam, że są one ułożone w kolejności chronologicznej i idą od najstarszego do najmłodszego pokolenia. Zastanawiam się przez chwilę czy na samym końcu ujrzę cudowny portret Harrego i kiedy go widzę na mojej twarzy maluje się szok.

Zaciskam mocno dłonie w pięści kiedy się mu przyglądam i nie dowierzam, że ktoś tak bardzo nie doceniał piękna chłopaka, aby namalować go w tak okropny sposób!
Jego żuchwa w rzeczywistości wcale nie jest taka pulchna i okrągła, nie ma kartoflowatego nosa i do cholery jasnej jego oczy wcale nie są brązowe tylko zielone!!!
Mam ochotę wykrzyczeć to na głos, kiedy patrzę ze złością na szlachtę prowadzącą mnie do komnaty księcia, którzy jak widać nie przejmują się wcale tą zniewagą w jego stronę, którą prezentował sobą ten paskudny portret! Mam ochotę zerwać go ze ściany, a w jego miejsce przykleić mój skromny rysunek z pamiętnika, który może i nie był idealny ale przedstawiał Harrego we własnej osobie. Jako kogoś kim był, bez żadnej maski na twarzy.

I ledwie co udaje mi się powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego.
Ratuje mnie jedynie korytarz, w który skręcamy.

Pod moimi nogami nadal ciągnie się dywan w krwistym kolorze. Spoglądam na ściany, na których udaje mi się dostrzec wiele różnego rodzaju szabli i mieczy słynnych, poległych żołnierzy i robi mi się z ich powodu trochę smutno.

Już po chwili wchodzimy po okazałych, kremowych schodach, rozciągających się na długość czterech metrów, rozwidlających się na końcu w dwie strony. Na ścianie przed sobą widzę ogromny portret króla, zdecydowanie większy od tego należącego do Harrego i moja irytacja sięga zenitu, kiedy dostrzegam, że namalowali go w zdecydowanie lepszej wersji siebie, niż tą jaką sobą naprawdę reprezentował. Dlaczego w takim razie Harry musi mieć taką, a nie inną podobiznę? Może jest to spowodowane przez to, że jest idealny do granic wszelkich możliwości. Każda poprawka w jego przypadku jest tak naprawdę przedobrzeniem na gorsze i jest zniewagą dla jego nieziemskiej urody.
Nie zdąrzam jednak się nad tym szczególnie dobrze zastanowić, gdy już po chwili skręcamy w prawo.

Korytarz jest prosty, a na jego końcu znajdują się pojedyncze, białe drzwi ze złotą klamką i zamkiem. Kiedy go przemierzam, po lewej stronie dostrzegam rząd owalnych okien, przez które wyglądam, mając okazję zobaczyć ponownie piękny dziedziniec. Podziwiam jego widok z góry, Patrząc jeszcze przez chwilę na ogródek różany, który z tej perspektywy jak stwierdzam, wygląda jeszcze lepiej, aby już po chwili znaleźć się pod drzwiami na końcu korytarza.

Do moich uszu dobiega pukanie do drzwi, więc gwałtownie odwracam wzrok.
Dopiero teraz zauważam, że jesteśmy prawdopodobnie pod komnatą Harrego, a moje serce automatycznie skacze mi do gardła, czując narastające we mnie emocje. Wyjmuję ręce z kieszeni i po raz ostatni poprawiam fryzurę. Chrząkam i już po chwili do moich uszu dobiega dźwięk przekręcanego zamka.

Czuję łaskotanie w podbrzuszu, kiedy go widzę. Dzisiaj ubrany jest w inny sposób niż zwykle. Nie ma na sobie szaty, a zamiast tego, jego klatka piersiowa osłonięta jest białą, jedwabną koszulą z szerokimi rękawami, która idealnie opina się na jego klatce piersiowej, uwydatniając tym samym jego mięśnie brzucha. Na ramiona opadają mu lśniące loki i marzę o to, aby móc napawać się ich zapachem. Czuję, że jest mi gorąco, zjeżdżam wzrokiem niżej, napotykając się na brązowe spodnie z podwijanymi nogawkami, zapinane na złoty guzik i czarne, połyskujące pantofle. Uważam, że wygląda nawet piękniej niż zwykle. Wygląda bardziej jak normalny chłopak niż jak książe, a właśnie za takiego przecież chce być postrzegany. Ta odsłona strasznie mi się podoba i sprawia, iż zapominam jak się oddycha. Unoszę wysoko brwi, nie mogąc się na niego napatrzeć.

- Książe. - Mówi szlachta kłaniając się, a ja czuję się zmieszany, nie wiedząc czy powinienem do nich dołączyć. Unoszę brwi i w końcu decyduję się to zrobić, więc lekko się pochylam. Po naszej wczorajszej rozmowie, nie jestem wcale tego taki pewien czy Harry jest z tego zadowolony, ale nie chcę wyjść przy jego poddanych na niewychowanego człowieka bez manier. Pomimo tego, że moje oczy skierowane są na buty, mogę przysiąc, że czuję jego spoczywający na mnie wzrok i nie mogę opanować ekscytacji, która dopada mnie gdy myślę o tym, iż już za chwilę znajdziemy się w jego komnacie sam na sam.

- Dobrze. - Mówi spokojnie Harry. Jego głos jest zachrypnięty i brzmi cholernie cudownie, dlatego przygryzam z porządania dolną wargę kiedy unoszę się z powrotem do góry. Nasze spojrzenia się spotykają, a ja tonąc w jego szmaragdowych tęczówkach, czuję mrowienie w podbrzuszu i uświadamiam sobie, iż mój organizm musiał wyrobić sobie na jego widok ten specyficzny bodziec, który wprowadzał mój umysł i ciało w stan melancholii.

Dopiero teraz kiedy Harry odsyła swoich poddanych gestem dłoni, uświadamiam sobie, iż się na niego zapatrzyłem i jestem pewien, że musiał mnie na tym przyłapać, gdyż na jego policzkach mogę dostrzec jasny rumieniec, kiedy jego kąciki ust unoszą się lekko do góry.

- Zapraszam. - Mówi Harry, po czym przepuszcza mnie przez drzwi do swojej komnaty. Zachowuje się jak prawdziwy gentelman, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w moim przekonaniu o jego idealności.

Moje serce bije szybciej kiedy tylko uświadamiam sobie, iż stoję w pierdolonej komnacie u Harrego Stylesa.

I zapiera mi dech w piersiach kiedy rozglądam się po tym przepięknym pomieszczeniu o jasno różowych ścianach z kremowe paski. Dywan w kolorze pudrowego różu, kryształowy żyrandol, ogromne łóżko z pastelowym baldahimem, kolorowe, jedwabne firanki... Na przeciwko okien stoi fortepian ze stołkiem, a obok niego szklana biblioteczka, w której mogę dostrzec bogatą kolekcję książek Harrego.
To wszystko sprawia, że czuję się tu jak w raju, jednak dopiero kiedy widzę pojedynczego bławatka, stojącego w wazonie na stoliku nocnym moje nogi miękną, a serce niemalże wyskakuje mi z piersi.

- Myślałem, że go wyrzucisz. - Mówię, odrywając wzrok od jednego, żeby przenieść go na to drugie, niepowtarzalne piękno, które nie równa się z nikim ani niczym innym i widząc jego idealne proporcje, grację oraz wdzięk, zaczynam żałować, że choć na chwilę odwróciłem od niego spojrzenie.

- Nigdy bym go nie wyrzucił. - Oznajmia i przeszywając mnie wzrokiem sprawia, że moje serce i zmysły szaleją na słowa wypływające z jego ust. Czuję jak na moją twarz wkrada się zdradliwy rumieniec, więc spuszam wzrok, lekko się zawstydzając. I jest mi teraz naprawdę miło, kiedy wiem, że książe pokochał kwiatka, którego mu wręczyłem. Sprawia to, iż czuję się doceniony i ważny. I sprawia to też, że jeszcze bardziej utwierdza mnie w tym, iż nie da się być bardziej uprzejmym. Poprostu jest chodzącym ideałem.

Poprawiam grzywkę, ponownie się na niego spoglądając.
- Gdzie mogę usiąść? - Pytam, rozglądając się po wnętrzu, na co Harry wskazuje mi gestem dłoni swoje łóżko. Podchodzi do mnie, kładąc rękę na dole moich pleców i prowadzi mnie w jego stronę. Moje gardło mocno się zaciska, gdy moje serce, któro w tym momencie oszalało, pod wpływem podniecenia przez bliskości bruneta, próbuje przez nie wyskoczyć. W podbrzuszu czuję stado trzepoczących motyli i zastanawiam się tylko czy są tak piękne, jak te, które miałem dziś okazję zobaczyć w ogrodzie różanym.

Gdy znajduje się przy łóżku, Harry daje mi znak skinieniem głowy, że mam siąść więc to robię. Obserwuję go, kiedy ten podchodzi do biblioteczki i wyciąga z niej grubą, zakurzoną książkę.
I przysięgam, że właśnie oszalałem, kiedy chuchnął na nią, powodując, że gruba warstwa pyłku unosi się w powietrzu, sprawiając to, że chłopak słodko kicha, krzywiąc przy tym swoją twarz.

- Na zdrowie. - Mówię nieśmiało i karce się w myślach przez to, że jestem święcie świadomy swojego porządania skierowanego w jego stronę. Śledzę wyraz twarzy chłopaka, który rozchmurza się na moje słowa i jestem szczęśliwy, że mogę być przyczyną jego uśmiechu.

- Dziękuję Louis. - Mówi pogodnie, kierując się w moją stronę. Sprawia to, iż czuję się z siebie dumny i gdybym mógł, sam przybiłbym sobie piątke. Tak trzymaj Louis!

Już po chwili Harry jest przy mnie na łóżku i siadając obok potrąca mnie nogą, sprawiając, iż po moim ciele przechodzą przyjemne ciarki.

- A więc co dziś czytamy? - Pytam, zerkając na niego kątem oka, udając, że obserwuję okładkę książki, na której nie znajduje się jednak żaden napis. Mogę jednak napewno powiedzieć, iż nie jest to Biblia, bo pomimo tego, że jest gruba, zdecydowanie brakuje jej na to objętości. Czuję na sobie cwaniacki wzrok bruneta, który sprawia, iż automatycznie robi mi się gorąco. I zastanawiam się jak to w ogóle możliwe, aby ludzka istota była w stanie tak na mnie oddziaływać. Sprawiając, że czułem się jakbym to ja znajdywał się w innej galaktyce, będąc w swoich najpiękniejszych snach...

- ,,Przeminęło z wiatrem''. - Oznajmia swoim gładkim głosem Harry, a tytuł z jego ust brzmi jak czyste błogosławieństwo. Jestem szczęśliwy i podekscytowany z jego wyboru, bowiem doskonale znam tę książkę i uważam, że jest naprawdę piękna.

Przyglądam się brunetowi, który otwiera książkę na wybranej przez siebie stronie, wyszukując fragment, po czym podaje mi ją i ruchem głowy daje znak, by czytać.

-Wiedział, że w słowniku Scarlett nie istnieje słowo „męstwo", wiedział, że spojrzałaby na niego w zdumieniu, gdyby jej powiedział, że jest najbardziej mężną istotą, jaką w życiu swoim spotkał. - Czytam na głos i zastanawiam się, dlaczego Harry wybrał fragment ze środka lektury. Spoglądam na niego, widząc jak mocno jego twarz jest skupiona. Wygląda to tak, jakby doskonale znał już tę książkę i chciał usłyszeć z moich ust tylko ten wybrany cytat. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, czytam dalej. - Wiedział, że nie zrozumiałaby wcale, ile
prawdziwie cennych zalet przypisywał jej nazywając ją mężną. Wiedział, że brała życie, jak szło, że przeciwstawiała się rogatą duszą wszystkim przeszkodom, jakie napotykała, że walczyła z uporem, który nie przewidywał klęski, i nie przestawała walczyć nawet w chwili,
gdy klęska była nieunikniona.

- Męstwo to piękna cecha. - Zauważa ze spokojem, przerywając mi nagle, więc lekko unoszę wzrok. Widzę jak krzyżuje ze sobą ramiona, trzymając jeden palec na podbródku, co uważam za cholernie urocze.
Rozmarzony Harry... Ahh czy istnieje coś piękniejszego. - Chciałbym być mężny. - Dodaje po chwili, a ja zdaję sobie sprawę z tego, iż nie odpowiedziałem mu nic na jego poprzednie słowa, będąc zbytnio zapatrzonym w jego cudowne oblicze.

- Jesteś mężny Harry. - Mówię i głęboko wierzę w to, że mam rację. Harry jest mężny. Jest przecież idealny. I nie wątpie to ani przez chwilę.

- Rzecz w tym, że czasami boję się postawić czoła przeszkodom tak jak robi to Scarlett. - Wyznaje zamyślonym tonem, patrząc się w nieokreślony punkt na ścianie. Natychmiast dociera do mnie, iż tak naprawdę to ja nie jestem mężny. Gdybym taki był, nie przejmowałbym się opinią innych na temat tego kim naprawdę byłem i zaryzykowałbym wszystko walcząc o miłość. Walcząc o Harrego. Przełykam gulę w gardle, uświadamiając sobie to jaki jestem słaby i beznadziejny.

- Każdy się czegoś boi. Nie ma w tym nic złego Harry. - Mówię, zerkając na niego, a już po chwili nasze spojrzenia się krzyżują. Patrząc w jego szmaragdowe tęczówki, czuję mrowienie w podbrzuszu, ale nie tylko. Czuję się szczęśliwy, iż mogę obcować z tak cudowną osobą jaką jest Harry i zastanawiam się czym sobie na to zasłużyłem, że jestem teraz w jego łóżku czytając mu fragment ,,Przeminęło z wiatrem" i próbując go pocieszyć. Lekko się do niego przybliżam i kładę swoją dłoń na jego ramieniu. - I dopóki starasz się przezwyciężyć ten strach, jesteś mężny Harry. - Dodaję, pocierając kciukiem o materiał jego jedwabnej koszuli, która jest w dotyku niesamowicie gładka. Moje myśli wędrują jednak za daleko, gdy uświadamiam sobie, iż jego naga skóra musiała być jeszcze delikatniejsza od najlepiej wykonanej tkaniny i mam ochotę jej dotknąć i się o tym przekonać. I jest to moment, w którym zaczynam być pewny tego, że oszlalałem.

- Czego zatem ty się boisz, Lou? - Pyta przeszywając mnie na wylot swoim wzrokiem, a w jego oczach mogę ujrzeć mnóstwo niepoukładanych emocji, których nie jestem w stanie poprawnie rozszyfrować. W moim gardle pojawia się gula, gdy nie wiem co mam mu odpowiedzieć. Nie mogę wyznać mu prawdy związanej z tematem, który najbardziej mnie męczy dlatego muszę ruszyć swoimi szarymi komórkami i wymyślić coś na szybko.

- Jaaa... - Jąkam się kiedy nic nie może przyjść mi do głowy. - Boje się pajkąków! - Mówię lekko się rumieniąc zażenowany swoją wypowiedzią, ale pocieszam się tym, iż przynajmniej nie musiałem kłamać. Widzę rozbawiony wyraz twarzy Harrego i dołeczki w jego policzkach i przestaję żałować tego, iż po raz kolejny wyszedłem przed nim na idiotę, bo dla tak pięknego widoku było warto i bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz. Przyglądam się mu jeszcze przez chwilę, rozkoszując się tym perfekcyjnym widokiem i staram się zapamiętać każdy jego szczegół, aby mieć co odrwarzać sobie przed oczami układając się do snu.

- Lou jesteś naprawdę słodki. - Zauważa, wywołując tym samym w moim ciele przypływ ciepła. I przy nim czuję, że chcę być mężny. Ja autentycznie chcę przełamać swoje wszelkie bariery, które blokują mnie przed tym, żeby się na niego nie rzucić i nie wpić w jego rozpalone od czerwieni usta. Ale wiem, że byłoby to nieodpowiednie, ze względu na to, iż wcale nie podobam się Harremu i uznałby to pewnie za zniewagę i za robienie z niego geja. Mimo to, że był tolerancyjny, nie sądzę, że uśmiechałoby mu się mieć okazję pocałowania kogoś takiego jak ja. Jestem przecież brzydki i beznadziejny. Do tego nie zasługuję na nic. I z przykrością po raz kolejny muszę uciszyć swoje porządanie, które w jego obecności nie daje mi o sobie zapomnieć.

Po chwili książe wyszukuje mi kolejny fragment, który karze mi przeczytać.

I tak spędzamy kolejne trzy godziny, szukając kolejnych cytatów, wypowiadając ich na głos, a potem rozmyślanie nad ich sensem i głębszym znaczeniem. Niestety zlatują mi one jak zaledwie kilka sekund, bądź pstryknięcie palcem.

Zauważyłem, iż Harry lubi porównywać się do postaci i stawiać się w ich sytuacji. Bardzo intryguje mnie to, jak potrafi wczuć się w rolę jakiegoś bohatera i przeżywać coś tak mocno, jak dana osoba w powieści. Uważam, że czyni go to jeszcze bardziej perfekcyjnym, ale po chwili uświadamiam sobie, że być bardziej idealnym się już nie da.

Z przykrością wracam do domu, pocieszając się jedynie tą myślą, że jutro o tej samej godzinie jestem ponownie zaproszony na wspólną lekturę z księciem.

I zasypiając odtwarzam sobie w głowie jego obraz. W tym magicznym momencie wszystko staje się dla mnie nieistotne, gdy przed moimi oczami pojawia się Harry i jego dwa, cudowne dołeczki. I uświadamiam sobie, że jego wizerunek już dawno stał się dla mnie moją własną ekstazą.

***************************************

Hej kochani ❤️

Witam w rozdziale o numerze 4 🖤

Jak wrażenia? Piszcie co sądzicie!

Mam napisane jeszcze dwa rozdziały na zapas, ale ostatnio nie mam w ogóle czasu na pisanie :/ Dlatego nie wiem ile zajmie mi dokończenie książki:( Musicie być cierpliwi...

Życzę Wam miłego weekendu ❤️

Zachęcam też do zostawienia po sobie gwiazdek i komentarzy zachęcających mnie do dalszego pisania 🌸

Do usłyszenia w next rozdziale, który nadejdzie za jakiś czas 😽

Buziaki misiaki 💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top