3 • Do you belive in God? •
Obserwuję starszego mężczyznę gdy przeżuwa kromkę chleba.
Kiedy książe wczoraj odjechał na swoim przepięknym koniu, nie stawiłem się od razu do domu. Byłem załamany i potrzebowałem chwili oddechu.
Powoli zaczynałem rozumieć, że byłem inny niż wszyscy normalni ludzie...
A dokładnie zboczonym pośmiewiskiem...
Wynaturzeniem...
I gejem, których ścinali dla zabawy przy publiczności.
Wiedziałem też, że taka już moja marna natura i że nie mogłem nic na to już poradzić.
Nic, poza zachowaniem tego w tajemnicy.
Musiałem zrobić przecież cokolwiek, żeby nie ponieść kary za to kim naprawdę byłem.
Dlatego udałem się z powrotem na polanę i szukałem...
Szukałem tego cholernego pamiętnika licząc na to, że nie było na to jeszcze za późno...
Gdyby tylko ktoś go znalazł i zobaczył co się w nim znajdywało...
Zaczeliby snuć różne podejrzenia i mogłoby doprowadzić ich do mojego sekretu.
Do tak zwanego "grzechu".
I może ja tak nie uważałem. Bo dla mnie miłość od zawsze była miłością.
Ja sądziłem, że człowiek zakochuje się w człowieku.
Że nie stawałeś się gejem, lesbijką, czy też osobą biseksualną lecz zakochiwałeś się w drugiej osobie za to kim była i za to jaka łączyła was więź...
Być może gdybym znalazł się w innym miejscu, innym czasie i innych okolicznościach, ludzie by to zrozumieli i pozwoliliby mi na szczęście.
Jednak był rok 1498 i moje zdanie nie miało nic do rzeczy.
Gdyby ludzie się o tym dowiedzieli, uważaliby mnie za zwierzę i w ramach rozrywki uśmiercili na oczach całego królestwa.
Szukałem go naprawdę długo. Przeszłoby trzy godziny po zmroku...
A pamiętnik zaginął niczym igła w stogu siana. Nigdzie go nie było. Dosłwonie.
Z przykrością musiałem zniszczyć poletko bławatków, rozginając je i sprawdzając, czy oby napewno nie wpadł akurat tam. Połamałem ich biedne liście, a notatnik trafił szlag, a sam miałem jeszcze większe wyrzuty sumienia, czując się coraz gorzej.
Wróciłem do domu późnym wieczorem i bezszelestnie udałem się do łóżka. Nie przebrałem się nawet w piżamę, a rzuciłem się na nie tak jak stałem. Kompletnie bezwładnie.
Mój ojciec już spał. Miałem tylko nadzieję, że nie denerwował się o mnie za bardzo gdy mnie nie było, bo rzeczywiście głupio wyszło z mojej strony. Mogłem mu przecież przynajmniej coś wspomnieć.
Nie chciałem go budzić, bo zapewne był zmęczony pracą. Pozatym z bezsilności sam nie dałem rady podnieść się z łóżka, zapadając po chwili w głęboki sen.
- Gdzie się wczoraj podziewałeś? - Pyta mnie z pełną buzią. Patrzę na mleko znajdujące się w szklance przede mną, w chwili gdy zostaję wyrwany z zamyślenia. Unoszę smutno wzrok, pociągając nosem.
- Tęsknie za domem. - Grymaszę, kiedy on unosi wysoko brwi, biorąc kolejny kęs swojego śniadania.
- Nie o to się pytam. - Mówi ostrym tonem, a ja unoszę zaszklone oczy patrząc się w bliżej nieokreślony punkt na suficie. Jest mi naprawdę głupio i przytłacza mnie myśl, że nie mogę wyznać mu prawdy. On też z pewnością by tego nie zrozumiał.
- Obserwowałem przyrodę na polanie. - Mówię, na co mężczyzna się na mnie spogląda z niedowierzaniem.
- Książe Cię nie znalazł? Wysłałem go tam po Ciebie. - Oznajmia, na co udaję zdziwienie, otwierając szerzej oczy.
- Leżałem w wysokiej trawie. - Wzruszyłem ramionami i miałem nadzieję, że mężczyzna nie przyłapie mnie tym samym na kłamstwie, bowiem nie wiem gdzie był wczoraj w momencie, w którym wróciłem z Harrym pod dom. Mógł przecież równie dobrze widzieć to wszystko przez okno, o czym za wczasu nie pomyślałem, dlatego czuję teraz jak serce szybko bije mi w klatce piersiowej, gdy czekam na jego odpowiedź, a ten przeszywa mnie srogim spojrzeniem.
- Zapominasz o swoich obowiązkach chłopcze. - Mówi na co udaję znudzonego, wywracając oczami. Staram się być wiarygodny, kiedy tak naprawdę od środka zżerają mnie wyrzuty sumienia i współczuję ojcu, że ma takiego syna.
- Przepraszam tato. - Mówię skruszonym tonem, błagalnie na niego patrząc, na co jego mina łagodnieje. - To się więcej nie powtórzy. Obiecuję. - Dodaję, popijając ze szklanki mleko.
Mężczyzna przeżuwa w tym czasie pieczywo.
- Już dobrze. - Oznajmia przełykając kęs. - Poprostu się martwię. - Dodaje łagodnie, wywołując u mnie kolejny przypływ wyrzutów sumienia. Gdybym tylko mógł coś zmienić, żeby podnieść go na duchu... Jednak nie mogę i myśląc o tym jedynie dołuję sam siebie. Bardzo źle się z tym czuję.
- Jakieś listy od mamy? - Pytam, pragnąc uciąć temat, jednak mężczyzna od razu zaprzecza skinięciem głowy.
- Żadnych wieści. - Oznajmia, popijając mleko. - Pod koniec miesiąca pojedziemy na kilka dni do domu, żeby przekazać in część zarobków. - Mówi na co się uśmiecham, lekko kiwając głową.
I mówiąc wcześniej, że tęsknie za domem mówiłem tylko po części prawdę.
Bo tęskniłem jedynie za członkami rodziny. Za mamą, siostrami, psem Nelly...
Ale tak naprawdę dopiero tu w Londynie czuję prawdziwe życie i swoją przynależność. Okolice tutaj mnie urzekały i docierały do mojej duszy w szczególny sposób.
Zostałem stworzony do przebywania tutaj i wcale nie chcę stąd wracać. Nawet kilka dni z dala od tych pięknych krajobrazów sprawia, że na samą myśl mam ochotę ukryć się na polanie i być niezauważonym, mając możliwość zostania tutaj na dobre.
- Muszę iść do pracy. - Mówi mężczyzna, wstając od stołu i zasuwając po sobie krzesło. Podąrzam za nim wzrokiem, gdy kieruje się do wyjścia.
- Pomóc Ci? - Pytam ochoczo, na co mężczyzna od razu zaprzecza ruchem głowy.
- Lepiej wypatruj księcia. Powinien niedługo przyjechać i dać Ci odpowiedź w sprawie pracy. - Oznajmia, a ja tylko zaciskam mocno wargi.
Kiedy wychodzi, rzucam się na łóżko i uświadamiam sobie, że nie powinienem widywać się z księciem.
Nie, jeśli mam zachować swoją tajemnicę w sekrecie. W jego obecności prędzej czy później on lub jego poddani zorientują się, że coś jednak nie gra i będąc obrzydzonym moim zachowaniem, doniosą na mnie królowi, który mnie ukara.
Nie. Książe taki nie jest.
On by mi tego nie zrobił.
Był przecież taki przyjazny i wyrozumiały.
Taki łagodny... A przede wszystkim piękny.
I nie mogę nic poradzić na to, że już teraz wiem, że trzymanie się od niego z daleka, pimimo moich wszelkich prób i starań, jest niemożliwe, bo czuję z nim jakąś wewnetrzą, głęboką więź, której nie umiem opisać słowami i której na razie nie rozumiem. Czuję, że ta więź między nami się pogłębi i dopiero po jakimś czasie nauczymy się tego co tak naprawdę oznacza. Jedyne co wiem już teraz to to, że Harry jest dla mnie najpiękniejszą i najcudowniejszą osobą na świecie. I nie sądze, że kiedykolwiek mogłoby się to zmienić.
Po chwili z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi. Wywracam oczami, bo nie chce mi się wstawiać. Zaczesuję ręką grzywkę na bok i leniwie podrywam się z łóżka, podrywając się na równe nogi. Lekko kręci mi się w głowie więc mróżę oczy, kierując się do drzwi.
Otwieram je i dopada mnie zdziwienie, gdy nie widzę nikogo przed sobą. Rozglądam się przez chwilę na prawo i lewo.
Nic.
Decyduje się wyjrzeć troche głębiej i sprawdzić czy ktoś nie chowa się za kolumną, jednak kiedy stawiam krok, potykam się i przewracam.
Marszcze czoło w grymasie kiedy pocieram ręką o obolałą od kolejnego upadku kość ogonową. I dopiero wtedy zauważam przyczynę mojego potknięcia.
Biorę go w dłonie i dokładnie przeglądam czy żadna ze stron nie została naruszona.
Mój pamiętnik.
Wzdycham z ulgą gdy stwierdzam, że wszystko łącznie z portretem Harrego jest w nieskazitelnym stanie.
Szybko się podnoszę i wstaję, kierując się do środka.
Wchodzę do pokoju i idę do szafki znajdującej się przy moim łóżku. Wkładam do niej pamiętnik i żałuję, że nie ma ona zamka, gdyż najbezpieczniej dla mnie byłoby zamknąć ją na klucz. Tylko wtedy mój sekret byłby w pełni bezpieczny.
Ale zaraz zaraz...
Łapię się za głowę, a moje serce zaczyna bić szybciej, gdy uświadamiam sobie, że wcale już taki nie był.
Ktoś podrzucił mi ten pamiętnik i jestem przekonany, że zaglądał do środka.
Ktoś wiedział kim naprawdę jestem i zapewne tylko czeka, że wykorzystać to przeciwko mnie.
Moje oczy zaszkliły się łzami i poczułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej, lecz już po chwili musiałem przestać się mazać, bo do moich uszu dobiegło kolejne pukanie.
Podszedłem do drzwi, czując jak serce podskakuje mi do gardła, gdy przed oczami wyrasta mi Harry.
- Hej. - Mówi łagodnym głosem i się uśmiecha. I pomimo tego, że jeszcze chwilę temu byłem kłębkiem nerwów, teraz czuję jak na widok księcia moje ciało ogarnia melancholia. Oddaje uśmiech, podziwiając jego nieskazitelną cerę i zielone ślepia, którymi czuje się jakby wywiercał mi dziurę w brzuchu.
- Hej. - Odpowiadam, szczerząc się jak głupi. Nadal stoimy w progu.
- Mogę wejść? - Pyta, a wtedy dopiero uświadamiam sobie, że chłopak musiał poczuć się niezręcznie i sam powinienem był zaproponować mu wejście do domu. Karzę się za to w myślach i chrząkam.
- Jasne. Rozgość się. - Mówię pogodnie, przesuwając się z progu i robiąc mu miejsce na to aby zdołał się przecisnąć. Zamykam za nim drzwi i obserwuję jego plecy, które zmierzają w stronę pokoju. Siada na krześle przy stole, a ja poprawiam ręką swoją fryzurę i dołączam do niego siadając na przeciwko.
Kiedy milczymy, Harry przyłapuje mnie na gapieniu się, na co szybko spuszczam wzrok się rumieniąc. Wtedy jednak on przejmuje pałeczkę i zauważam kątem oka jak mi się przygląda, nie odwracając ode mnie spojrzenia. Czuję się niezręcznie, kiedy w moim podbrzuszu zbiera się stado trzepoczących motyli i mam w duchu nadzieję, że ta żenująca chwila jak najszybciej się skończy. Nie chcę bowiem, aby Harry mi się przyglądał i dopatrywał się moich niedoskonałości, choć wiem , że tak naprawdę jedną największą niedoskonałość mógł w całości zobaczyć już na pierwszy rzut oka.
- Mam coś dla Ciebie. - Mówi, na co unoszę nieśmiało wzrok i dopiero teraz zauważam, że przez ten cały czas nosił w swojej kieszeni od seledynowej szaty podkreślającej kolor tęczówki jego oka, różowego tulipana.
Uśmiecham się lekko i drżącą ręką odbieram od niego kwiata, starając się nie patrzeć mu w twarz, gdy i tak czuję jak mocno wali moje serce w klatce piersiowej i zastanawiam się w tym momencie czy sąsiedzi też słyszą ten dźwięk.
I po raz kolejny czuję na sobie dotyk Harrego, który kiedy odbieram od niego kwiatka, łapie swoją drugą dłonią za mój nadgarstek, powodując, że niemalże mdleję z ekscytacji. Zerkam mu w oczy, w których widzę jasny błysk i jakiegoś rodzaju czułość, którą mnie ogarnia, rozlewając ciepło po każdym zakamarku mojego ciała.
- Podoba Ci się? - Pyta mocniej ściskając mój nadgarstek, a ja nie jestem pewien czy jestem w stanie mu odpowiedzieć, gdy moje gardło jest mocno zaciśnięte i czuję tylko wszechogarniającą mnie rozkosz związaną z jego bliskością.
Patrząc mu w oczy pragnę wpić się w jego kuszące usta, jednak wiem, że nie mogę, bo to złe i zakazane. W dodatku niemożliwe, że książe czuje to samo co ja, dlatego ze smutkiem spuszczam wzrok i mam nadzieję, że nie będzie mnie stawiał już w podobnych sytuacjach, kiedy mój umysł szaleje i nie umiem nad sobą zapanować.
- Dziękuję, jest piękny. - Odpowiadam, patrząc się wszędzie tylko nie na niego, bo czuję jak moje oczy zaczynają się szklić i jest mi strasznie przykro, gdy uświadamiam sobie jaki jestem żałosny.
Czuję jak puszcza mój nadgarstek, na co wyczuwam ulgę i ponownie mogę się rozluźnić, nieśmiało na niego zerkając.
- Czy coś się stało? - Pyta zmartwiony, na co natychmiast przeczę skinieniem głowy.
- Nie... - Jąkam się, próbując ukryć zmieszanie. Nie wiem do końca co powinienem odpowiedzieć, aby go nie zranić i nie dawać mu sprzecznych sygnałów. Przełykam gulę w gardle i pociągam nosem. - Po prostu... Nie powinieneś dawać mi prezentów Harry... - Mówię, patrząc na niego smutno i obserwując jak kąciki ust chłopaka opadają gwałtownie w dół, a jego ciało się spina, co mogę zauważyć gdy prostuje się na krześle.
- Nie rozumiem. - Mówi, a na jego twarzy maluje się zmieszanie. - Przecież wczoraj sam dałeś mi kwiatka. - Zauważa, na co się rumienię i uświadamiam sobie jak głupio w tym momencie muszę brzmieć.
- Nie rozumiesz i nie zrozumiesz. - Mówię, smutno wzdychając i obserwując jego reakcję. Na początku wydaje mi się, że jest smutny, jednak po chwili jego wyraz twarzy powraca do obojętnego więc wzdycham z ulgą, mając nadzieję na to, iż sytuacja się wyjaśniła i już niedługo się rozwieje idąc w niepamięć.
Podnoszę się z krzesła i postanawiam wstawić kwiatka do wody. Kątem oka widzę, że kiedy to robię, przez cały ten czas Harry uważnie mi się przygląda z zamyślonym wyrazem twarzy i po raz kolejny przyłapuję się na myśleniu o tym jak jest piękny, za co z przykrością i desperacją karcę się w myślach.
- Powiedz mi jakie są twoje umiejętności.- Mówi nagle, kiedy siadam z powrotem na krzesło. Wzdycham głęboko unosząc wzrok do góry i zastanawiam się co mogę wymienić. I dziękuję w duchu mamie za to, czego mnie niegdyś nauczyła.
- Właściwie to umiem czytać i pisać. - Chwalę się, pragnąc mu zaimponować. Obserwuję kiedy z wrażenia unosi brwi i mi się uważnie przygląda.
- Nie ściemniasz? - Pyta, na co kiwam przecząco głową, uśmiechając się. - To przczytaj mi to. - Mówi, wyjmując z dużej kieszeni od swojej szaty książkę, której uważnie się przyglądam. Od razu poznaję, że jest to biblia, po jej specyficznej okładce. Chłopak wyszukuje jakiegoś fragmentu, po czym pokazuje mi ją wskazując na wybrany przez siebie wiersz.
Unoszę wysoko brwi, kiedy czytam go w myślach.
- Będziesz się bał Boga twego, bowiem ja jestem Pan, Bóg wasz. - Mówię na głos, przełykając gulę w gardle. Przez te słowa przechodzą po moim ciele dreszcze, bowiem zdaje sobie sprawę z tego, iż biblia wielokrotnie wspomina o współżycziu mężczyzny z drugim mężczyzną, jako zboczeniu i czymś nieludzkim. Sam nie wierzę w Boga i nigdy jej nie czytam. Nie chodzę też do kościoła. Nie mam pojęcia dlaczego ludzie w tych czasach są tak święcie w niego zapatrzeni skoro dyskryminuje on część społeczeństwa, które nazywa przecież swoimi dziećmi. Rozumiem ukaranie po śmierci zabójcy czy też pedofila, lecz dlaczego miałby karać nas za zwykłą miłość?
Spoglądam na Harrego, który marszczy czoło i również na mnie patrzy.
- Wierzysz w Boga Lou? - Pyta, a moje serce skacze mi do gardła gdy słyszę jak zdrabnia moje imię. Dla moich uszu jest to jak najpiękniejsza melodia i gdybym tylko mógł, nagrałbym sobie ten kawałek na taśmę, aby móc słuchać go w nieskończoność.
Zastanawiam się chwilę co powinienem mu na to odpowiedzieć i jestem bardzo zmieszany, kiedy dokładnie przygląda się temu jak myślę.
- Jaaa... - Waham się, ale decyduję się w końcu nie ukrywać tego co naprawdę czuję. - Chyba nie. - Prostuję, obserwując jego reakcję. Domyślam się, iż skoro Harry nosi biblię przy sobie musi on w niego wierzyć i mam nadzieję, że nie skrytykuje tego co przed chwilą mu wyznałem. Obserwuję jak zakłada kosmyk włosów za ucho i żałuję, że sam nie mogłem tego zrobić.
- Tak. Ale nie wierzę w to co tutaj piszą. - Mówi, wskazując głową na biblię. Unoszę brwi, bowiem trochę mnie to dziwi i nie rozumiem co ma na myśli.
- Jak można wierzyć w istnienie kogoś, równocześnie tego nie robiąc? - Pytam, patrząc jak jego twarz przybiera swój tajemniczy wyraz.
- Poprostu. Wierzę w to, że jest gdzieś tam Bóg, który stworzył ziemię, nas... - Wylicza na palcach, a ja przygryzam wargę patrząc na jego dłonie i dopiero teraz zauważam jakie są piękne. Wyglądają na znacznie większe i smuklejsze od tych moich. Gdy obserwuję jak Harry liczy, mam ochote zrobić to za niego na jego długich, idealnych palcach. Dziwię się też, że zwróciłem na nie uwagę dopiero teraz, będąc chyba za bardzo zapatrzonym przez ten cały czas w jego piękne oczy. Pociągam nosem, starając skupić się jednak na jego wypowiedzi. - Ale nie wierzę w to, że może być taki bezwzględny i okrutny, jakim opisują go w niektórych fragmentach. Wiedziałeś, że Bóg podobno posyła homoseksualistów do piekieł? Przecież to jakiś absurd! To w końcu też ludzie i mają prawo do życia... I do miłości. - Mówi z pasją, a gdy kończy swoją wypowiedź zerka na mnie, jak gdyby chciał ujrzeć moją reakcję na swoje słowa. Natychmiast więc chrząkam i staram się udawać zdziwienie, kiedy tak naprawdę doskonale znałem ten fragment i był jednym z powodów, dla którego przestałem wierzyć w Boga. W głębi duszy jednak zrobiło mi się ciepło, a wręcz gorąco, gdy uświadomiłem sobie, że Harry mnie akceptował, pomimo tego, iż jeszcze o tym nie wiedział.
- Jejku o tym nie słyszałem! - Mówię, starając się udawać zdziwienie, na co patrzy na mnie podejrzliwie. - Ale zgodzę się z Tobą i mam taką samą opinię na ten temat. - Oznajmiam przekonującym tonem i obserwuję jak na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.
- Cieszę się. - Mówi, na co odpowiadam mu tym samym, ciepłym gestem. - Wiem już co będziesz robił. - Oznajmia po chwili, a moje ciało poddaje się ekscytacji tym momentem i zastanawiam się co to takiego mogłoby to być.
- Co? - Pytam, patrząc na niego z wyczekiwaniem, a ten zerka na mnie z uśmiechem na twarzy, który po raz kolejny uwydatnia jego dołeczki w policzkach, sprawiając, że rozpływam się na ich widok. Zabieram ręką kosmyk włosów wpadający mi do oczu i obserwuję go z wyczekiwaniem na odpowiedź, czując mrowienie w podbrzuszu.
- Będziesz czytał mi książki. Lubię gdy to robisz. Jutro o piętnastej staw się pod moją komnatą. - Mówi, a ja czuję jak w moim podbrzuszu zbiera się cała szarańcza, łaskocząc wszystkie moje wnętrzności. Nie mogę powstrzymać eksytacji, która przejmuje nade mną górę, kiedy próbuje coś odpowiedzieć.
- Jejku! Jak super! - Mówię podskakując z krzesła, a gdy widzę jak Harry przygląda mi się z rozczuleniem, czuję jak moje policzki zalewa rumieniec. Spuszczam wzrok i po chwili siadam na krzesło, zastanawiając się dlaczego nie umiem zachowywać się przy księciu jak normalny człowiek. - Przepraszam. - Mówię skruszony, a gdy słyszę gorący mruk wydobywający się z ust chłopaka, mam ochotę poderwać się z krzesła i się na niego rzucić, jednak tego nie robię, wiedząc, iż postawiłoby nas to w niezręcznej sytuacji.
- Lou, bądź sobą. Mówiłem Ci to już przecież. - Zauważa, na co przyznaję mu w duchu rację. Ponownie unoszę wzrok, obserwując jak poruszają się jego usta z każdym wypowiadanym przez niego słowem. - Wiem, że nie czujesz się przy mnie swobodnie, bo jestem księciem, ale tak naprawdę mam tylko siedemnaście lat i jestem taki sam jak ty. Może to przez to, że czujesz się z gorszej ligi albo przez moje ubranie? - Pyta, a ja widzę jak gubi się w słowach. Jest mi głupio, że książe musi się przede mną tłumaczyć i chcę to jak najszybciej wyjaśnić.
- Nie, nie, nie... To nie tak Harry. - Tłumaczę, kręcąc głową. Moje oczy zaczynają się szklić, bowiem nie wiem już co mam robić i co mu powiedzieć. Pociągam nosem i patrzę jak chowa swoją twarz w dłoniach.
- To co mam zrobić, abyś przestał oceniać mnie z góry? Lubie Cię Lou i nie chcę, żeby nasza relacja tak wyglądała. Chciałbym aby chociaż raz ktoś popatrzył na mnie nie przez pryzmat tego, iż jestem synem króla... - Mówi smutno, ocierając pojedynczą łzę, spływającą po jego idealnym policzku.
I tak bardzo chcę zrobić to za niego...
Jest mi przykro z tego powodu, że przeze mnie czuje się źle. Nawet bardzo. Domyślam się jak musi to być, jednak nie wiem czy jestem w stanie zachowywać się inaczej w jego obecności, gdy wtedy co chwilę pojawia się przed moimi oczami wewnętrzna blokada.
- Jaaa... jaaa nie wiem czy potrafię. - Mówię, patrząc na wyraz jego twarzy, który w ułamku sekundy staje się jeszcze smutniejszy na moje słowa. - Ale spróbuję, Harry. - Dodaję, kiwając głową.
I po chwili, wmawiając sobie, że jest to na jego prośbę, podrywam się z krzesła i z przypływem emocji otulam ramionami jego idealne ciało. Moje serce bije jak oszalałe, kiedy czuję, że chłopak oddaje uścisk, przyciskają mnie mocniej do siebie. Zapominam jak się oddycha i czuję jak przez moje wnętrzności przybierają stan nieważkości, doprowadzając mnie do szaleństwa, kiedy mam okazję zaciągnąć się jego pięknym, pikanteryjnyn zapachem. Od razu stwierdzam, że zapach Harrego był najpiękniejszym z tych, których miałem kiedykolwiek okazję powąchać, więc nabieram więcej powietrza, pragnąc aby moje nozdrza go zapamiętały już na zawsze.
Chwila jednak nie trwa wiecznie, bo już po jakimś czasie chłopak się ode mnie odrywa.
- Muszę iść. - Mówi, smarkając nosem, po czym podnosi się z krzesła.
Odprowadzam go do wyjścia, będąc z lekka zawiedzionym, że wszystko co piękne musi się kiedyś skończyć.
- To do jutra? - Pytam, patrząc się na niego z uśmiechem, a on odpowiada mi tym samym. Po chwili jednak dzieje się coś czego nigdy nie zapomnę i coś co sprawia, że niemalże mdleję, dziwiąc, że udało mi się utrzymać na nogach kiedy czuję muśnięcie jego warg na moim policzku.
- Do jutra. - Mówi, odsuwając się ode mnie i wydaje mi się, że jest troche zmieszany, gdy opuszcza mój dom.
Jednak przestaje mnie to dziwić, kiedy już po chwili u jego boku pojawiają się dwaj poddani w kapeluszach z czerownymi piórkami, pomagającymi wsiąść mu na konia.
I przeklinam ich pod nosem, bowiem nie dadzą oni człowiekowi nawet chwili prywatności.
Zamykam za nim drzwi, dotykając opuszkami palców miejsce, którego dotknęły przed chwilą jego perfekcyjnie gładkie wargi. Zaciskam mocno powieki i wzdycham głośno, myśląc o tym jak bardzo jestem na jego punkcie szalony.
***************************************
Hej misie pysie ❤️
Przychodzę dziś do Was z kolejnym rozdziałem tego oto opowiadanka :)
Jak się Wam podobało? Bo ja szczerze powiedziwaszy jestem zadowolona, że pisząc ostatnie rozdziały słowa same rzucały mi się na myśl i nie brakowało mi do nich weny twórczej.
Jak widzicie w tym rozdziale jest mniej opisów, więcej akcji, specjalnie dla tych którym bardziej odpowiada taka forma pisania choć ciężko mi było się powstrzymać:o
Ale dla tych, którzy lubią malownicze opisy przyjdzie już niedługo czas😇
Kolejny rozdział pojawi się za dwa dni.
Dziękuję Wam za poświęcenie swojego czasu na przeczytanie go ❤️
Zachęcam Was do gwiazdkowania i komentowania, bo dodaje mi to motywacji do pisania kolejnych części opowieści 💚💙
Kocham mocno 😽😽
Buźka ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top