Chapter 9

Całą noc przesiedziałam z Ashem. Miło było. Porozmawialiśmy sobie, pośmialiśmy się i takie tam... spędziliśmy razem, ponownie, dobry czas.

Ale dzień to był już koszmar. Myślałam, że zaraz mnie ktoś złoży do grobu i będę tam umierać wiecznie. Jednak, jedynie kto mnie w końcu zauważył, to nie Kostucha, tylko Boonie.

— Wyglądasz jak zombie — skróciła, patrząc trochę zatroskana.

Napewno tak wyglądałam. Szybko się ogarnęłam i ruszyliśmy w stronę sali w Coumarine City. Czas trwania chodu, jakieś dwie godziny, ewentualnie trochę mniej/więcej. Liczyłam na to, że dzisiaj zasnę i to odeśpię. Nie, musiałam iść spać.

— To już niedaleko! — powiedziała Serena, pokazując nam elektroniczną mapę.

— Świetnie, nie mogę się doczekać tej walki! — Zakrzyknął wesoło Ash, wystrzeliwując rękę w górę.

— Ale jesteś wesoły. Ja bym teraz była załamana. — Stwierdziłam. Prawdę mówiąc, chyba już bym umarła.

— Trzeba być dobrej myśli!

Droga była już bardzo krótka, już po pół godzinie widzieliśmy salę.

— To tu. — powiedziała Serena. — Sala w Coumarine City.

Sala wyglądała jak wielkie drzewo. Weszliśmy tam, niewiele myśląc.

— Witamy w Sali! — Usiedliśmy na "trybunach" a Ash wyzwał do walki lidera sali, Ramosa.

— Rozpoczynamy bitwę!

*** *Każdy wie, jak wyglądała xd*

Jak wiadomo, Ash wygrał. Nie poddawał się, a to przecież klucz do sukcesu. I udało mu się, byłam z niego dumna.

— Świetnie ci poszło, Ash! — krzyknęłam, podbiegając do niego.

— Dzięki! Może chciałbyś tu zawalczyć? Ćwiczyłaś ze mną i dobrze ci szło.

Ugh, niestety, zostałam przekonana. Wyzwalam Ramosa do walki, kompletnie nieprzygotowana. Noo, może trochę.

— Rozpoczynamy bitwę!

Ramos wystawił Jumpluffa.

— Wybieram cię, Froakie!

Doskonale wiedziałam, że jest podatny, lecz nie miałam wyboru.

— Rozpogodzenie!

To przecież ruch ognisty! Muszę uważać...

— Szybki atak!

Froakie wbił się w Jumpluffa, lecz ten szybko się podniósł. Czy tam podleciał.

— Puchata ochrona!

Jego obrona się zwiększyła. 

— Puls wodny!

Trafił i powalił Jumpluffa.

— Jumpluff jest niezdolny do walki! Rundę wygrywa Froakie!

Po chwili ujrzałam Weepinbella.

— Czy chcesz wymienić Pokemona?

Odesłałam Froakiego do Pokeballa i wysłałam do walki Fletchindera.

— Żar!

— Ostry liść!

Fletchinder uniknął ataku, lecz nie wyminął Trującego Proszku.

— Fletch! — wrzasnęłam i próbowałam go wychwycić wzrokiem, ale proszek wszytko zasłaniał. Fletchinder ledwo stał przez otrucie.

— Użyj stalowego skrzydła i zrób wir!

Pokemon zrobił, co kazałam i wygrał rundę.

Spojrzałam na Fletcha, który był już zmęczony po walce i przeniosłam wzrok na Lidera sali.

Ten wystawił Gogoata.

— Fletch, użyj Żaru!

— Gogoat, użyj Pnącza!

Fletch dostał po głowie i wrył się w ziemię. Wstał ociężale.

— Fletch, nic ci nie jest? — krzyknęłam, a ten potwierdził.

— Teraz! Szybki atak!

Gogoat wyminął go i zaatakował rogami. Oczywiście Fletch przegrał. Był i tak na granicy.

— Luca, dawaj! — Luca stanął i warknął na Gogoata.

— Ostry liść! — Lucario odskoczył w bok i użył Kuli Aury.

Potem Gogoat uleczył się. Lucario użył ponownie Kuli Aury, a potem Gogoat uderzył w niego swoimi rogami. W końcu Luca znokautował go Wzmacniającym Ciosem i wygrał walkę.

— Gogoat jest niezdolny do walki! Wygrywa Lucario, a zarazem wyzywająca!

Otrzymałam odznakę i włożyłam ją do czarnego pudełka. Byłam rozpromieniona. Zapomniałam wręcz o moim zmęczeniu i strachu przed potyczką.

— Gratuluję! To twoja trzecia odznaka! — powiedział wesoło Ash. Ten to potrafił dobrze pocieszać.

Uśmiechnęłam się. Lubiłam otrzymywać komplementy, ale trzeba za nie podziękować.

— To dzięki tobie! Gdybym nie wyzwała Lidera, to bym jej nie otrzymała.

— Hehe, nie ma za co. — Lekko zawstydzony Ash podrapał się po karku. Posłałam mu uśmiech i za cel obraliśmy Centrum Pokemon. Wszyscy jak jeden mąż wyszliśmy z budynku, uprzednio żegnając się z członkami Sali.

***

Odnaleźliśmy Centrum Pokemon i przenocowaliśmy tam. Pamiętałam o tym, że chciałam koniecznie się przespać. Nawet położyłam się na łóżku. Wszyscy spali, a ja znowu nie. Cieszyłam się jednak, że tak smacznie spali. Pewnie mieli ciekawe sny.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo mi zależało na ich szczęściu. Może i tego nie okazywałam, to czułam się dla nich jak starsza siostra. Chciałabym nią być. Mieć takie rodzeństwo...

Zamknęłam oczy. Poczułam się dziwnie. Ale nawet przyjemne.

Widzę, że bardzo ci na nich zależy — usłyszałam. Przede mną stanęła jakaś postać z niebieską poświatą. Niebieskie ubranie z szarymi wzorami, charakterystyczny kapelusz Sir Aarona na głowie i ciepłe spojrzenie zielonych, równie wyblakłych, co moje...

— Kim jesteś? — zapytałam zdziwiona. Bardzo mi kogoś przypominała...

Słyszałaś o aurze, prawda? I o pewnej postaci? Tej, która władała niebieskim płomieniem.

— Jesteś... Aurą? — rzuciłam bezmyślnie. — Jesteś TĄ Aurą?! Ty żyjesz? Co ty tu robisz? Dlaczego ja cię widzę...

Spokojnie, potem odpowiem ci na te pytania. Tak, jestem tą Aurą. W końcu cię odnalazłam. Całe szczęście, że twoja matka zostawiła ślady.

— Jakie ślady? To ona mnie widzi?

Nie, chodzi o aurę. Ona zawsze zostawia ślad. Czy na ziemi, czy w kimś... Ona miała podobną aurę, więc teraz mnie słyszysz.

— Co chcesz mi przekazać?

Doskonale wiesz, że nie ma żadnej Strażniczki. I, że jest tylko jedna na region. Ty jesteś wrażliwa na aurę. Musisz zostać strażniczką.

Co? Mam rzucić wszystko i ratować całe Kalos? Tak po prostu?!

Wiesz co? Mam małe Déja Vi. Twoja matka zareagowała tak samo. I tak, tak po prostu.

Ja... Nie, ja nie mogę! Nie mogę ich zostawić! Czytałam, że Strażniczki nie mogą mieć przyjaciół, a jeżeli ich mają, to muszą ograniczyć kontakty z nimi. Ja nie będę mogła tak żyć!

Nagle film się urwał, a ja gwałtownie zerwałam się z łóżka. Na łóżku obok siedziała Boonie i patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Zapewne była jeszcze śpiąca.

Przebrałam się i wszyscy razem zjedliśmy śniadanie. 

— Idziemy teraz w kierunku... Sali w Lumiose! Hej Clemont, będę z tobą walczył! — wykrzyknął Ash.

— No tak! Jeżeli teraz moja kolej, to muszę się przygotować.

Z wielkimi uśmiechami ruszyliśmy w stronę Lumiouse City...

*** Kilka odcinków dalej i po walce z Clemontem.

Ponownie odeszłam od nich. Musiałam to zrobić, by ta Aura wreszcie się odczepiła. Wytłumaczyłam się ponownie sprawami rodzinnymi, że muszę na chwilę wrócić do moich starych. Zrozumieli, powiedzieli, żebym dzwoniła, jak będę się chciała z nimi znowu połączyć siły.

— Zobacz, jestem zupełnie sama! Więc, co chcesz mi przekazać?

Wyjmij księgę o aurze.

Zrobiłam jak kazała. Dotknęłam skórzanej okładki. Nie była zbyt przyjemna w dotyku. Jak wcześniej.

Zobacz stronę 485.

Uniosłam brew. Przekartkowałam książkę i znalazłam się na tej stronie.
Była pusta. Prócz jednej rzeczy.
Białego pyłu.

— Co to jest? — zapytałam patrząc na jej surową twarz, która błędnie przypominała twarz dziewczyny. Ale wyglądała jak dziewczyna... — Zwykły biały proszek?

To nie jest zwykły proszek. To jest broń, której kiedyś używałam. No i twoja mama też jej używała. Aby ją aktywować, musisz pomyśleć, jak ma wyglądać, kiedy jej nie używasz.

- Hmm, okulary? - W tym momencie ten biały proszek zaczął się kształcić i wirować, a potem leżały już okulary.

Czarne, okrągłe okulary.

***

I tym dziwnym, specyficznym akcentem, kończymy ten rozdział ( pozdro dla kumatych huehuehuehue)
;-;
Aura - Postać
aura - Energia, czy jakoś tak.
Edyta: Zaktualizowane weee

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top