Rozdział 9
~ WILLIAM ~
Zaparkowałem w garażu. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo chłodny, dlatego cieszyłem się, że już jestem w domu. Wszedłem do środka czując ciepło panujące w środku. Było już późno, Teressa zapewne już spała. Zachowywałem się cicho, by przez przypadek jej nie obudzić. Miała bardzo lekki sen, w przeciwieństwie do Daniela.
Zrezygnowałem z prysznica i udałem się prosto do sypialni. Kobieta już leżała zwinięta pod kołdrą. Rozebrałem się i położyłem się po drugiej stronie łóżka. Tessa leżała do mnie tyłem. Nadal była na mnie obrażona. Szkoda tylko, że nie wiedziałem za co?! Co ja jej takiego zrobiłem?! Trwa to już ponad tydzień! Ile można się złościć? Jutro znów spróbuje z nią porozmawiać.
Potarłem zmęczoną twarz, po czym wyłączyłem dzwoniący budzik. Spojrzałem na druga połowę łóżka. Uroczej blondynki już tam nie było. Westchnąłem ciężko. Nadchodzi kolejny dzień jej fochów...
W pierwszej kolejności wziąłem prysznic, na który wczoraj nie miałem siły. Czułem się świetnie odprężony po kilku minutach pod atakiem gorącej wody. Jako, że czekał mnie dzisiaj kolejny długi dzień w pracy od raz ubrałem się w garnitur.
Schodząc na dół, czułem słodki zapach przygotowywanego śniadania. Czyżby już przestała się gniewać? Moje nadzieje zostały brutalnie rozwiane, gdy zobaczyłem przygotowaną tylko jedną porcję, którą z apetytem zjadała Teressa.
- Witaj skarbie.
Nie odpowiedziała. Całkowicie ignorowała moją obecność. Westchnąłem ciężko i zacząłem robić sobie szybkie śniadanie.
- Powiesz mi w końcu co takiego się złościsz?- Spytałem nico nerwowym tonem.
Poczułem na sobie jej wściekły wzrok pełen jadu. Zabrała talerz z śniadaniem i udała się z nim do salonu. Wywróciłem oczami. Co ja takiego zrobiłem?!
Z Danielem nie miałem takich problemów. Nie miewał takich humorów. Zawsze był na moje zawołanie i potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy. Przejmował się tym jak się czuję i interesował się tym co robiłem.
Spojrzałem w stronę obrażonej Tessy. Co ja w niej takiego widziałem, że jej się oświadczyłem? Każde z nas bardziej interesowało się sobą niż tą drugą stroną. Oboje byliśmy zapracowani i nie mieliśmy dla siebie czasu. Nie potrafiłem zrezygnować z pracy. Nie dla niej.
Z każdym dniem coraz bardziej brakowało mi młodego. Przy nim sam czułem się jak nastolatek. Powinienem go przeprosić. Chociaż wiem, że nie będzie to łatwe zadanie, po tym co mu powiedziałem. Wcale nie miałem go za męską dziwkę. Nie wiem, dlaczego wtedy go tak potraktowałem. Będę musiał się naprawdę postarać, by zasłużyć na jego przebaczenie.
Kiedy zacząłem czuć do niego coś więcej? Przecież miały to być jedynie zwykłe spotkania. Seks za kasę i tyle. Jednak nie mogłem zaprzeczyć, że polubiłem go bardziej niż powinienem. A ja nakrzyczałem na niego i zwyzwyałem go, ponieważ on poczuł do mnie to samo, co ja do niego. Jestem okropnym człowiekiem.
- Postaram się być wcześniej!- Krzyknąłem przed wyjściem do narzeczonej.
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak nadal granie dobrego narzeczonego, a jednocześnie starać się o wybaczenie Daniela
~ DANIEL ~
Już dawno nie byłem tak szczęśliwy. W końcu wszystko zaczęło się układać. A przynajmniej prawie. Nadal nie odzywaliśmy się do siebie z Christianem. Szczególnie uciążliwe było to w czasie szkoły. Unikaliśmy siebie jak ognia. Brakowało mi rozmów z nim, jednak nie zamierzałem odpuścić, dopóki on nie zmieni zdania na temat Williama.
W domu nie było najgorzej, jednak kłopoty zbliżały się wielkimi krokami. Z wypłaty ojca nie starcza nam na opłacenie wszystkich rachunków. W dodatku głupio było mi brać pieniądze od Williama lub prosić go o nie. Przecież nasz... związek, chyba tak mogłem to nazwać, nie działał już na tych zasadach. Jednak Will i tak co jakiś czas wpychał mi do kieszeni trochę kasy. Dzięki temu w domu jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Tata oczywiście myślał, że zarabiam to wszystko w barze.
Dan05: Jak tam mija dzień w pracy?
SugarDaddy: Nie potrafię się na niczym skupić... Cały czas łazisz mi po głowie. A raczej to co wyczyniałeś dwa dni temu.
Dan05: Miło mi to słyszeć ^^
SugarDaddy: Jak się czujesz, ucho nadal boli?
Dan05: Nie, już jest dobrze
SugarDaddy: Eh... Nawet gdyby bolało, nie powiedziałbyś mi, mam rację?
Jak najbardziej miał rację.
Dan05: Kiedy się widzimy?
SugarDaddy: Może w czwartek?
Dan05: W piątek mam sprawdzian, będę musiał się pouczyć... Może piątek?
SugarDaddy: Mam wieczorem zebranie.
Dan05: Ale w nocy go chyba nie masz? ^^
SugarDaddy: Jeśli ci nie przeszkadza, że będę wykończony, to możemy się spotkać
Dan05: Najważniejsze, że w końcu cię zobaczę!
SugarDaddy: Widzieliśmy się dwa dni temu
Dan05: Zobaczymy za kolejne trzy, co daje nam całe pięć dni.
Naprawdę się za nim stęskniłem. Nie mogłem spędzić tego wolnego czasu z Christianem, to cały czas ciągnęło mnie do niego. Był moim lekarstwem na smutne dni.
SugarDaddy: Będziesz musiał wytrzymać słońce
SugarDaddy: Dobra, muszę kończyć
SugarDaddy: Postaram napisać wieczorem
Dan05: Dobrze, kocham cię Will :****
SugarDaddy: Ja ciebie również ;***
Na moich ustach pozostawał uśmiech zadowolenia. Westchnąłem, dziwiąc się sobie, że mogłem się zakochać w mężczyźnie o dziewięć lat starszym ode mnie. Ta różnica wieku nie była w ogóle odczuwalna. Często o niej zapominałem.
Położyłem się wygodnie na łóżku, ciesząc się chwilą wolnego.
- Daniel, obiad!
I tyle z mojego odpoczynku. Wstałem z łóżka i skierowałem się do kuchni. Wziąłem głębszy wdech, czując wspaniałe zapachy. Nie byłem głodny, lecz widząc co jest do jedzenia, czułem, że wezmę dokładkę. Kocham kuchnię mojego taty!
Usiedliśmy wspólnie w salonie. Jedliśmy w ciszy przy akompaniamencie telewizora. Już dawno nie jedliśmy wspólnie, już nie wspominając o innej formie spędzania razem czasu. Tata cały czas był w pracy, a jeśli nie to odsypiał czas spędzony w pracy.
- Masz dzisiaj wolne?- Spytałem, przerywając ciszę.
- Prawie, wieczorem idę na nocną zmianę.- Odezwał się, spoglądając ciepłym wzrokiem.
Po skończonym posiłku zaniosłem brudne naczynia do zlewu. Chcąc chociaż trochę odciążyć tatę, pozmywałem wszystko i posprzątałem w kuchni.
- Możemy chwilę porozmawiać?- Poprosił, gdy skierowałem się do swojego pokoju.
- Oczywiście.
Poczułem się niepewnie. O czym mógł chcieć ze mną rozmawiać? O tych rzekomo zarobionych przeze mnie pieniądzach? Zaczyna coś podejrzewać?
- Coś się stało?- Postanowiłem zacząć rozmowę.
- Dawno nie widziałem u nas Christiana.
Skrzywiłem się i uciekłem wzrokiem.
- Pokłóciliście się?- Spytał trafnie.
- Można tak powiedzieć.
- Poszło o coś ważnego? Nie odzywacie się do siebie już od ponad dwóch tygodni. Nigdy tak długo nie gniewaliście się na siebie. A wydawało się, że bywało już gorzej. Tym razem się nie pobiliście.
Niby tak. Chyba trochę dorośliśmy.
- Poszło o dziewczynę.
Tata nie mógł wiedzieć, że wolę mężczyzn. A już na pewno nie mógł wiedzieć, że umawiam się i sypiam z starszym o dziewięć lat facetem. Nie zniósłby tego.
- Naprawdę?- Spytał zaskoczony.
Skinąłem zgodnie głową. Widziałem ten cień uśmiechu, gdy wspomniałem mu o dziewczynie. Jednak nadal musiał pamiętać, że to ona była powodem mojej kłótni z najlepszym przyjacielem.
- Chris uważa, że ona jest nieodpowiednia dla mnie. Niestety ja uważam całkiem inaczej.
- A jak jest naprawdę?
Spojrzałem na niego ze smutkiem.
- Teoretycznie może nie jest dla mnie najlepsza. Ale co mam zrobić... Ja na prawdę ją kocham.
Tata uśmiechnął się do mnie słabo. Nie miałem pojęcia, co o tym wszystkim sądzi. Wstał z kanapy, po czym położył mi dłoń na moim ramieniu.
- Będzie dobrze, zobaczysz.- Zapewnił mnie.
Taką miałem nadzieję. Tata utykając na jedną nogę zniknął za drzwiami swojego pokoju. Również wstałem z kanapy i zaszyłem się u siebie.
Po obiedzie nie robiłem nic konkretnego. Pod wieczór postanowiłem się przejść na spacer. Miałem dość gnicia w domu. Ubrałem się cieplej, po czym wyszedłem z kamienicy. Skierowałem się w stronę centrum. Bez większego celu chodziłem chodnikami, mijając ludzi spieszących się gdzieś. Chłodny wiatr muskał moje policzki.
W końcu ulice opustoszały. Coraz częściej zostawałem sam. Niebo przybierało coraz ciemniejszy odcień, zwiastując nadejście nocy. Jeszcze tylko skręcę w tę uliczkę i wracam. Wychodząc zza rogu widziałem mężczyznę zmierzającego w przeciwnym kierunku do mojego. On również zdawał się nigdzie nie spieszyć.
Nagle poczułem lekkie uderzenie w klatkę piersiową. Odruchowo za nią chwyciłem. Poczułem w dłoni dłoń mężczyzny, która po chwili uciekła i została jedynie koperta. Koperta? Zatrzymałem się w miejscu zdezorientowany całą tą sytuacją. Obróciłem się za siebie, spoglądając na znikającego już za rogiem mężczyznę. Pobiegłem za nim, lecz zniknął mi z oczu. Jakby się rozpłynął.
Spojrzałem na szarą kopertę trzymaną w dłoni. Po co on mi ją dał? A jeśli w środku jest bomba?! Nie, za lekkie jak na bombę. Chociaż ja się tam nie znam na ładunkach wybuchowych. Zawartość wydawała się być cienka, jeśli w ogóle coś w niej było. Otworzyłem niepewnie zaklejoną kopertę.
Zmarszczyłem brwi widząc w niej kilka zdjęć. Wyciągnąłem je powoli i przejrzałem. Ręce z każdą chwilą coraz bardziej mi się trzęsły. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Oczy zaczynały piec, a zęby zaciskały się, tłumiąc szloch. Nie wierzę, to nie może być prawda.
Jednak nie mogłem zaprzeczyć, że na zdjęciach znajdował się William. Jego twarz widać było na dwóch z pięciu zdjęć. Były one robione w niedługim odstępie czasu. Oprócz mojego ukochanego, na fotografiach znajdował się jeszcze jeden mężczyzna, niższy od niego w ciemnobrązowym garniturze pasującym do jego ciemnych włosów.
Widać było ich w dwuznacznej... Nie. W jednoznacznej sytuacji. Obściskiwali się, a na jednym ze zdjęć widać było ich pocałunek. Przez cały czas twarz nieznajomego mężczyzny była niewidoczna. To jednak nie jest ważne. Nie zmieniłoby to niczego. Widziałbym jedynie z kim zdradzał mnie William.
Data w dolnym rogu wskazywała, że były zrobione jeszcze dzisiejszego dnia. Zdradził mnie i to jeszcze dzisiaj. Dzisiaj...
Wcisnąłem kopertę ze zdjęciami do kieszeni bluzy. Szybkim krokiem kierowałem się w stronę domu. Zaszedłem dosyć daleko, więc w czasie drogi miałem czas by się zastanowić, czy aby na pewno chcę teraz wracać do domu. Rozważałem jeszcze opcję samotnego zaszycia się gdzieś lub udania się do baru by upić się do nieprzytomności i chociaż na chwilę zapomnieć o tym co zobaczyłem.
Nie zdążyłem podjąć żaden konkretnej decyzji. Nagle na mojej drodze stanęła osoba, której do niedawna w ogóle nie chciałem widzieć. Na jego twarzy malował się wyraz zdziwienia i troski.
- Chodź, zabiorę cię do domu.- Powiedział, nie zadając żadnych pytań.
~ WILLIAM ~
Ruszałem nerwowo nogą pod biurkiem. Miałem dość tej papierkowej roboty. Pragnąłem już wrócić do domu, chociaż i tam tak naprawdę nie zaznam spokoju. Może po pracy wybrałbym się z Philipem do jakiegoś baru? Dawno z nim nie wychodziłem.
Podniosłem głowę znad biurka, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę!
Przez długi czas nic się nie działo. Wstałem z zamiarem podejścia do drzwi. W połowie drogi zatrzymałem się w miejscu. Do środka wszedł młody mężczyzna w brązowym garniturze. Muszę przyznać, że był przystojny, lecz to w tej chwili mało ważne. Kto to jest? Pierwszy raz go widzę na oczy.
- Dzień dobry. Z kim mam przyjemność?- Nie chciałem od razu naskakiwać na gościa.
- Przecież byliśmy umówieni.- Odezwał się wprost.
Zmarszczyłem brwi. Z nikim nie miałem dzisiaj umówionego spotkania. Znowu o czymś zapomniałem? Ostatnio chyba coraz częściej mi się to zdarzało. Jednak dzisiaj dam sobie rękę uciąć, że z nikim nie miałem się spotkać.
Chłopak zbliżył się do mnie. Pierwszy raz od dawna zaczynałem się czuć niepewnie. Zrobiłem dwa kroki w tył.
- Kim jesteś?- Spytałem ponownie.
- Jeremy. Nie pamiętasz?
Zachowywał się jakby mnie znał, albo po prostu wykazywał się dużą pewnością siebie.
- Przepraszam, ale widzę pana pierwszy raz.
- Nie udawaj, że nie pamiętasz.
Chłopak zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Czułem zapach jego perfum. Próbowałem się oddalić, lecz nieznajomy przylgnął do mnie. Zaczął się do mnie kleić i łasić. Co to do cholery ma być?! Może byłoby to interesujące, gdybym był sam. Jednak w tej chwili jedynym mężczyzną, o którym chciałem myśleć był Daniel. Tylko on mógł mnie dotykać.
Próbowałem ukrócić nasz kontakt, lecz szło mi to dość nieudolnie. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Jestem molestowany i to we własnym biurze! Kto go tu wpuścił?!
- Proszę odejść ode mnie!
- Nie opieraj się, wiem, że tego chcesz.
Był za blisko mnie. Gdyby ktoś tu wszedł... Nie, dosyć. Zacząłem się wyrywać. Przez chwilę nawet udało mi się być wolnym, lecz po chwili nieznajomy ponownie przylgnął do mnie. Tym razem udało mu się dosięgnąć moich ust. Tego było za wiele!
Odepchnąłem od siebie mężczyznę. Na jego twarzy widniał zadowolony uśmiech.
- Proszę stąd wyjść, inaczej wezwę ochronę!
Chłopak puścił mi oczko, po czym skierował się w stronę drzwi. Po chwili zostałem sam w gabinecie. Stałem całkowicie zdezorientowany.
- Co to, do cholery, miało być?!
~ CHRISTIAN ~
Czułem się okropnie. Wiem, że nie powinienem był, jednak to dla jego dobra. W końcu to zrozumie. Lepiej, żeby to się stało teraz niż po kilku miesiącach, gdy ten palant całkowicie zawróci mu w głowie. W tej chwili wszystko mieliśmy pod kontrolą.
Jednak mimo wszystko czułem niesmak z powodu tej sytuacji. Na szczęście nikt nigdy się o tym nie dowie. Phil wszystko dokładnie przemyślał i zaplanował. Dotychczas jeszcze ani razu się nie pomylił. W razie nieplanowanych zdarzeń, natychmiast wymyślał rozwiązanie, by wszystko dalej szło według jego planu.
Przebrałem się i wyszedłem na miasto. Nie miałem ochoty siedzieć w domu. Poza tym, miałem jeszcze jedną rzecz do wykonania. Miałem tylko nadzieję, że go spotkam. Dostałem już informację, że wynajęty mężczyzna zrobił swoje, więc nie pozostało mi nic innego jak czekać.
Robiło się coraz później. Gdzie on był? Może poszedł inną drogą?
Jakby w odpowiedzi na moje niewypowiedziane pytanie, kilkanaście metrów przede mną pojawiła się postać mężczyzny. Był za daleko, bym mógł go rozpoznać. Proszę, żeby to był on!
Poczułem ulgę, rozpoznając w nim przyjaciela. Gdy znalazł się bliżej mnie, zatarasowałem mu drogę. Nie wyglądał dobrze. Oczy miał całe przeszklone, a po policzku spływała mu właśnie jedna samotna łza. Dolna warga była boleśnie zagryzana. Cały drżał. Spojrzałem na niego z troską i poczuciem winy.
Rany, co my zrobiliśmy... Nie, Chris. To było dla jego dobra. Im później to by się stało, tym byłoby coraz gorzej.
- Chodź, zabiorę cię do domu.- Powiedziałem, chwytając go pod ramię.
Nie protestował. Miał teraz większe zmartwienia na głowie, niż stara kłótnia ze mną. Prowadziłem go w stronę domu. Na szczęście byliśmy już niedaleko. Widziałem jak dusi w sobie płacz. Chciałem go jak najszybciej zaprowadzić do jego pokoju, gdzie będzie miał ciszę i spokój.
Wyciągnąłem klucze z kieszeni jego spodni. On sam nie był w stanie tego zrobić, już nie wspominając o otwarciu drzwi. Po wejściu do środka, zamknąłem je za nami i od razu zaprowadziłem nas do jego pokoju. Kątem oka widziałem zdziwionego pana Bradley'a stojącego w progu kuchni.
Pomogłem mu położyć się w łóżku. Od razu zwinął się pod kołdrą, przyciągając do siebie poduszkę i chowając w niej twarz. Gładziłem jego plecy, chcąc by się trochę uspokoił. Jednak zdawałem sobie sprawę, że nie nastąpi to szybko.
- Mówiłem, że tak będzie.- Powiedziałem, chociaż wiedziałem, że nie powinienem.
Chłopak zaniósł się mocniejszym szlochem. Naprawdę było mi go szkoda.
- Co tym razem zrobił?
Przez chwilę przyjaciel, kręcił się pod kocem, po czym rzucił we mnie jakąś kopertą. Przeczuwałem co w niej znajdę. Otwierając ją i wyciągając zawartość, dowiodłem tylko, że się nie myliłem. Mimo wszystko spojrzałem na zdjęcia, ponieważ jeszcze nie miałem okazji tego zrobić. Były świetnie zrobione. Wyszły na nich jednoznaczne sceny, w których uczestniczył ten dupek oraz mężczyzna, którego nie można było rozpoznać.
Nie byłem tym wszystkim zaskoczony, jednakże naprawdę było mi szkoda Daniela.
- Dupek.- Szepnął między kolejnymi atakami szlochu.
Wiedziałem, że te słowa nie były skierowane do mnie. Podzielałem to zdanie od samego początku! Szkoda, że on zrozumiał to dopiero teraz. Kątem oka zauważyłem jasną poświatę dobiegającą spod kołdry.
- Dan, co chcesz zrobić?- Spytałem nieco zaniepokojony.
Nie odpowiedział. Pochyliłem się nad nim, by móc zajrzeć do niego pod kołdrę. Widziałem jak otwiera aplikacje chatu. Nie!
- Dan, przestań. Nie pisz do niego. Zapomnij o nim. Nie stwarzaj sobie dodatkowych cierpień. Przecież co on może ci odpowiedzieć?- Starałem się przekonać go, do zaniechania próby skontaktowania się z Williamem.- To nie ma sensu. Zapomnij o nim. Usuń aplikację, jego numer i wszystko co z nim związane. Dan, tak będzie najlepiej dla ciebie.
Widziałem jak odkłada telefon pod poduszkę. Nieco mi ulżyło. Daniel jednak nadal zanosił się szlochem. Niemal czułem jego zbolałe serce.
- Zaraz wrócę.- Szepnąłem, zabierając rękę z jego ramienia.
Po cichu wymknąłem się z pokoju. Skierowałem się w stronę kuchni. Ojciec Daniela stał i patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem. Westchnąłem ciężko. Co ja miałem mu powiedzieć?!
- Wiedziałem, że to się tak skończy.- Powiedziałem szczerze.
Po jego wzroku widać było, że wie o czym mówiłem. Kilka dni temu spotkałem pana Bradley'a wracając z spożywczaka. Wypytał mnie o naszą kłótnię. Powiedziałem mu, że poszło o dziewczynę, bo co innego miałem powiedzieć. Wiedziałem, że teraz dobrze połączył ze sobą fakty.
- Jest bardzo źle?- Spytał zmartwiony.
- Nie najlepiej, jednak przejdzie mu. Na pewno. Ona nie jest warta jego uwagi.
Poczułem na swoim ramieniu dłoń mężczyzny.
- Dziękuję, że jesteś przy nim.- Powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Ja również się cieszyłem, lecz jednocześnie poczułem poczucie winy.
~ DANIEL ~
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę! Jak mogłem być aż tak głupi?! Przecież to było do przewidzenia. Ktoś taki jak on mógł mieć dosłownie każdego. Dlaczego akurat miałby ograniczać się tylko do mnie, skoro może mieć starszego, ładniejszego, o większym doświadczeniu. Jestem nikim!
Niemal od razu po wyjściu przyjaciela z pokoju, wyciągnąłem telefon spod poduszki. Wszedłem do aplikacji, do której zdążyłem się zalogować przed interwencją Chrisa. Może miał rację, nie powinienem, jednak nie mogłem tego tak zostawić. Chciałem mu napisać co o nim myślę, jak bardzo mnie skrzywdził.
Dan05: Ty skończony dupku! Jak mogłeś?!
Dan05: Jak mogłem być tak głupi, żeby uwierzyć w słowa tak zakłamanego palanta jak ty?
Dan05: Nienawidzę cię! Nie chcę cię już nigdy widzieć!
Dan05: Jesteś zwykłym nic nie wartym skurwysynem!
SugarDaddy: Chwila, czekaj! Skarbie, co się stało??
Prychnąłem wściekle. On się jeszcze pyta, co się stało?!
Dan05: Nie nazywaj mnie tak! Nie chcę cię już znać!
SugarDaddy: Dan, słońce, powiesz mi o chodzi? Naprawdę nie rozumiem, za co się tak na mnie złościsz?
Chwyciłem kopertę z zdjęciami, leżącą na stoliku nocnym i zrobiłem zdjęcie jej zawartości. Po chwili wysłałem mu, posiadany przeze mnie dowód jego zdrady.
SugarDaddy: To nie tak jak myślisz!!
Dan05: Proszę, miej chociaż na tyle honoru i przyznaj się do tego, że mnie zdradzasz
SugarDaddy: Nie, to nie tak. Nigdy w życiu bym cię nie zdradził!
Dan05: Może chcesz mi jeszcze wmówić, że na zdjęciach to nie jesteś ty tylko twój brat bliźniak?
SugarDaddy: Nie. Ale wcale nie było tak, jak to wygląda na zdjęciach. Proszę, daj mi to wyjaśnić
Dan05: Nie chcę żadnych wyjaśnień! Jak dla mnie wszystko jest jasne. Nie chcę cię już więcej widzieć!
SugarDaddy: Dan, proszę! Gdzie jesteś? Daj mi z sobą porozmawiać. Jesteś w domu?
Dan05: Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć! Wynoś się z mojego życia!
Wyłączyłem aplikację. Wyłączyłem telefon i schowałem go pod poduszkę. Zwinąłem się w ciaśniejszy kłębek, jakby to w jakiś sposób mogło mi pomóc. Chciałem w tej chwili zostać sam. Nie wychodzić stąd przed najbliższy tydzień.
Poczułem jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Znów nie słyszałem jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Przy tej okazji przypomniała mi się wizyta u laryngologa, na którą umówił mnie ten dupek. Byłem mu za to wdzięczny. Teraz nie wiedziałem czy w ogóle się na nie wybiorę.
- Masz, napij się.- Usłyszałem głos przyjaciela.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, nadal pozostając tyłem do niego. Wziąłem od niego szklankę i przytknąłem do ust. Zimny płyn przepływał przez moje gardło. Po opustoszeniu szklanki oddałem ją Chrisowi. Ponownie położyłem się w pozycji embrionalnej.
- Będzie dobrze.- Pocieszał mnie przyjaciel.- Ale mówiłem, że to nie ktoś dla ciebie. Wiedziałem, że to się tak skończy.
On chce mi pomóc czy mnie dobić?!
- Skończ z nim raz na zawsze, proszę cię Dan.
Już wszystko zakończone. Nie było o czym rozmawiać. Ja i William to zamknięty rozdział. Jutro usunę jego numer i nigdy nie będę próbował się z nim zobaczyć. Muszę jak najszybciej o nim zapomnieć. Tylko obawiałem się, że to wszystko nie będzie takie łatwe jak się wydaje. Bałem się, że za bardzo rozgościł się w moim sercu, by teraz tak spokojnie z niego odszedł.
- Zostaw mnie samego.- Poprosiłem chłopaka.
- Dan...
- Chcę być sam!- Krzyknąłem, tracąc cierpliwość.
Dłoń z mojego ramienia zniknęła. Po chwili zostałem sam w pokoju. Podniosłem się do pozycji siedzącej, przykrywając się kołdrą. W pokoju panowała półciemność. Byłem sam ze swoimi myślami, które w tej chwili krążyły wokół mężczyzn, o którym chciałem zapomnieć. Ponownie wszystkie wspomnienia, które miały wywoływać uśmiech i rumieńce, stały się koszmarem.
Kryzysowym momentem stała się sytuacja, w której potrzebowałem wyjść do toalety, a nie chciałem opuścić swojego pokoju, by nie natknąć się na przyjaciela. Pęcherz jednak nie dawał mi spokoju. Wstałem z łóżka i po cichu skierowałem się do łazienki.
Wychodząc z łazienki, usłyszałem dzwonek do drzwi. Niechętnie skierowałem się w jego stronę. Chris, który dotychczas siedział w salonie, ruszył przede mną. Widziałem jak znika za rogiem korytarza. Niech on to załatwi, pomyślałem. Ciekawe, kto to może być o tak później godzinie?
Chowałem się za rogiem, obserwując wszystko uważnym wzrokiem. Chłopak otworzył drzwi mieszkania, przed którymi jak się okazało, stał zdenerwowany William.
- Jest tu, prawda?- Spytał od razu.
- Wynoś się stąd. On nie chcę cię widzieć.
- Ja cię już gdzieś nie widziałem?- Spytał się nagle, spoglądając na Christiana uważnym wzrokiem.
- Nie.- Słyszałem wyraźne spięcie w głosie przyjaciela.- Może w szpitalu, przez chwilę.
- Chyba tak.- Will potrząsną głową, odganiając tą sprawę.- Daj mi z nim porozmawiać.
- Spadaj stąd. Już wystarczająco go skrzywdziłeś!
- To wcale nie tak, muszę to z nim wyjaśnić! Ja go nie zdradziłem!
Nagle jego ciemnobrązowe oczy spojrzały na mnie z smutkiem. Żałowałem, że w ogóle wyszedłem z pokoju. Cofnąłem się o krok.
- Dan, proszę! Porozmawiajmy!
Pokręciłem głową, po czym natychmiast wycofałem się do swojego pokoju. Łzy znów zaczęły napływać mi do oczu. Słyszałem jeszcze jak Christian przegania z mieszkania Williama. Znajdując się w dobrze sobie znanym pomieszczeniu, zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Chciałem mieć pewność, że będę sam.
Usiadłem na łóżku, a po chwili usłyszałem szarpnięcie klamki.
- Dan!- Usłyszałem zmartwiony głos przyjaciela.
- Wszystko w porządku.- Powiedziałem niepewnie.- Chcę zostać sam.
Wiedziałem, że jeszcze przez chwilę stał pod drzwiami. W końcu odszedł, zostawiając mnie w spokoju. Nie chciałem w tej chwili jego wsparcia. Wiem, że ostrzegał mnie przed Williamem. Mogłem go posłuchać. Zaoszczędziłbym sobie cierpienia.
Siedziałem na łóżku, starając się ponownie nie rozpłakać. Mając dziwne przeczucie spojrzałem w stronę okna, które znajdowało się po mojej lewej stronie. Po chwili ujrzałem mały kamyczek odbijający się od szyby. Ten stukot był dla mnie niemal niesłyszalny. Marszcząc brwi podszedłem do niego. Otworzyłem je i wychyliłem się przez nie.
Na chodniku pod moim oknem stał William.
- Dan, proszę. Daj mi powiedzieć jak było naprawdę.- Mówił półszeptem, zapewne by Christian nie usłyszał.
- Nie chcę cię widzieć!- Odpowiedziałem również półszeptem.
- Nie zdradziłem cię.- Nadal stał przy swoim.
- A na zdjęciach po prostu obściskujesz się z jakimś kolesiem.
- Myślisz, że gdybym kłamał, to robiłbym to wszystko? Stał jak głupi pod twoim oknem i błagał cię, byś ze mną porozmawiał? Gdybym cię zdradzał, po co bym dalej tak o ciebie walczył?!
To co mówił miało nawet sens. Chciałem z nim porozmawiać, jednak serce cały czas przypominało mi o bólu, który zadały te zdjęcia. Porozmawiać z nim? W sumie co mi szkodzi? Chociaż ta rozmowa może tylko pogłębić ranę w moim sercu, jeśli ta zdrada jednak okaże się prawdą.
- Zgoda.- Odpowiedziałem w końcu.
- Dziękuję ci.- Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.- Chodź.
- Co?!
- Mieszkasz na parterze. Nic ci się nie stanie, jest nisko. Będę cię asekurował.
Jeszcze nigdy nie wydostawałem się z domu przez okno, choć nie raz ta myśl przeszła mi przez głowę. Westchnąłem pod nosem.
- Poczekaj chwilę.
Ponownie zaszyłem się w swoim pokoju. Podszedłem do drzwi i jak najciszej umiałem przekręciłem klucz, by drzwi nie pozostały zamknięte. Gdyby Chris chciał czegoś ode mnie i nie dostawał żadnej odpowiedzi, wyważyłby je. Jestem tego niemal pewien. Tak chociaż oszczędzę sobie zniszczenia drzwi.
Ubrałem bluzę i wychyliłem się przez okno. Zacząłem zastanawiać jak właściwie powinienem stąd zejść. Po chwili kręcenia się i wahania, w końcu znalazłem się na zewnątrz. Wszystko okazało się być łatwiejsze niż sądziłem.
- Dziękuję jeszcze raz.
- Streszczaj się.- Powiedziałem stanowczym tonem.
- Nie zdradziłem cię. Naprawdę. To ja tu jestem ofiarą.
Uniosłem jedną brew.
- Chłopak przyszedł do mojego biura. Twierdził, że się umówiliśmy, lecz ja nic takiego nie pamiętam.
- Ostatnio dużo rzeczy nie pamiętasz.- Rzuciłem mu w złości, lecz było to zgodne z prawdą.
- Sprawdzałem wszelkie kalendarze, e-maile, wiadomości... wszystko! Z nikim się nie umawiałem! Pierwszy raz w życiu widziałem tamtego kolesia!
- Dobra, co było dalej.- Pogoniłem go.
- Zaczął mnie napastować! Mówiłem mu, żeby ode mnie odszedł, żeby wyszedł, a ten dalej się do mnie przymila. Ja naprawdę tego nie chciałem. Po tym jak mnie pocałował, odepchnąłem go i zagroziłem ochroną.- Opowiadał z przejęciem.- Chłopak zmył się bez słowa. Nie mam pojęcia co to było za przedstawienie, ale wyglądało jakby ktoś to zrobił specjalnie.
- A te zdjęcia?
- Nie wiem jak je zrobiono. Po tym jak mi je przesłałeś, przeszukałem biurko, lecz niczego nie znalazłem. Ktoś musiał już zabrać ukryte urządzenie.
Stałem z założonymi rękami na piersi. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić.
- Dlaczego mam ci wierzyć?
- Dlaczego masz mi nie wierzyć?- Zrewanżował się pytaniem.- Gdybym cię zdradził i miał zamiar dalej to robić, po co bym tak walczył o to co jest między nami? Przecież mógłbym zostawić cię dla kochanka i oszczędzić sobie całej tej szopki. Wygląda jakby ktoś chciał nas ze sobą skłócić.
To co mówił, miało sens. Jego dłonie chwyciły moje barki. Spojrzałem w jego ciemne oczy, które patrzyły na mnie wręcz błagalnym wzrokiem.
- Dan, ja naprawdę cię kocham i nie chcę cię stracić.
Jego słowa wydawały się być szczere. Naprawdę chciałem mu uwierzyć, lecz bałem się, że po raz kolejny robię błąd. Nie wiem czy wytrzymałbym kolejne takie załamanie. Jednak jego ton brzmiał szczerze jak nigdy.
- Nikt poza tobą się dla mnie nie liczy.
Zacisnąłem dłonie na ramionach.
- Wierzę ci.
Poczułem ja otula mnie w szczelnym uścisku. Natychmiast objąłem go, pragnąc jego bliskości. Nie czułem na nim zapachu obcych perfum. Ja również nie chciałem go stracić, tylko miałem nadzieję, że w tej chwili właśnie nie popełniam największego błędu w swoim życiu.
- Dziękuję, że mi wierzysz.
- Tylko nie doprowadzaj już do takiej sytuacji.- Poprosiłem go.
- Ale to nie ja! Przecież nie raniłbym cię w ten sposób specjalnie, słońce. Ale obiecuję, że będę bardziej uważał.
Uśmiechnąłem się słabo.
- Daniel, tylko nie mów nic swojemu koledze.
- Czemu?- Spytałem podejrzliwie.
- Nie chcę znów was skłócać. Niech myśli, że nadal jesteś na mnie obrażony i że z nami koniec. Tak będzie lepiej. Między wami znów wszystko będzie w najlepszym porządku, a my nadal będziemy mogli być razem.
- Dobrze.
Jego usta znalazły się na moich. Natychmiast oddałem pocałunek.
- A teraz wracaj do siebie. Jest już późno, powinieneś iść spać.
Tylko jak ja mam się teraz dostać z powrotem do swojego pokoju? William zaczął mi jakoś pomagać wspiąć się do swojego okna. Sam w życiu nie dałbym rady. Na szczęście, dzięki jego pomocy, udało mi się niepostrzeżenie znaleźć w swoim pokoju.
- Do zobaczenia, skarbie. Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Odpowiedziałem.
Obserwowałem jak wsiada do swojego samochodu, a po chwili znika. Czułem się znacznie lepiej. Zamknąłem okno, po czym sięgnąłem po kopertę ze zdjęciami. Przyjrzałem im się ponownie z większą uwagą. Nie było na nich widać chęci ze strony Williama. Nie było żadnego uśmiechu czy rozluźnienia widocznego na twarzy. On nawet nie dotykał nieznajomego. Chyba rzeczywiście ktoś chciał nas skłócić. Tylko kto?
Położyłem się, chcąc już zapomnieć o tym wszystkim. Nie dane mi jednak było długo rozkoszować się ciszą i spokojem. Do pokoju wszedł Christian.
- Daniel, jak się czujesz?
- Dobrze.
- Przepraszam, że musiałeś go widzieć.- Powiedział, siadając na brzegu mojego łóżka.
- Nic nie szkodzi. To już skończone.- Powiedziałem to, co chciał usłyszeć.
- Zobaczysz, będzie ci bez niego lepiej.
Westchnąłem.
- Cieszę się, że tu jesteś.- Spojrzałem na niego.
- Zawsze będę przy tobie, kiedy będziesz tego potrzebował. Możesz na mnie liczyć.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Tak, trzymanie Christiana w niewiedzy będzie chyba najlepszym wyjściem. Nasza przyjaźń będzie taka jak dawniej, a ja będę mógł się cieszyć swoim związkiem z Williamem. Miałem tylko nadzieję, że będę miał się z czego cieszyć.
_________________________________
No to Dan ma teraz tajemnicę przed przyjacielem. Czy to na pewno w porządku? Chociaż z drugiej strony Chris również chyba nie mówi mu wszystkiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top