Rozdział 13 END
~ DANIEL ~
Było mi niedobrze z nerwów. Siedziałem na sali sądowej czekając na rozprawę. Pokręciłem głową zdenerwowany. Było za dużo niewiadomych. Chris zgodził się na bycie świadkiem, jednak nie byłem pewien co właściwie powie. W każdej chwili może okazać się zdradzieckim wężem i powiedzieć coś co tylko obciąży Williama. Podobnie było z adwokatem, który ostatnimi dniami zachowywał się naprawdę dziwnie. Żałowałem, że dałem w jego posiadanie jedyne nagranie morderstwa jakie posiadaliśmy.
Philipowi naprawdę wszystko ujdzie na sucho? Przecież to jest śmieszne!
Gdy pan Morgan zjawił się na sali, nawet na mnie nie spojrzał. Miałem złe przeczucia. Z czasem zaczęły pojawiać się kolejne osoby. Szybko sala się zapełniła. W końcu w sali znalazł się również William. Nie wyglądał dobrze. Starałem się posyłać w jego stronę pocieszające spojrzenie, jednak chyba za bardzo w nie nie wierzył. On również wyczuwał, że coś jest nie tak.
Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie nie widziałem przyjaciela. Czyżby jednak się rozmyślił? Wolał nie ryzykować? Wziąłem kilka głębokich wdechów.
Nie dane było mi się uspokoić. Do sali wszedł Philip. Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem. Nadal mnie przerażał, lecz tym razem starałem się zachować pewność siebie. On tylko arogancko spojrzał na mnie szczerze rozbawiony. Zacisnąłem dłonie na kolanach. Prawda musi wyjść na jaw.
Rozprawa się zaczęła. Siedziałem w pierwszym rzędzie, z którego miałem doskonały wgląd na wszystko. Przez cały czas siedziałem jak na szpilkach. Wszystko rozpoczynało się spokojnie. Rozmowa wstępna, bla bla bla... Rozpoczyna prokurator. Mężczyzna zaczął przedstawiać kolejne absurdalne dowody. Pan Morgan starał się podważyć ich wiarygodność, lecz miałem wrażenie, że nie wkłada w to byt wiele wysiłku. Miałem coraz czarniejsze myśli.
W końcu przyszła pora na kolej obrońcy. Jako pierwszy dowód przedstawił badania DNA wykluczające Williama jako ojca nienarodzonego dziecka.
- Sprzeciw. Dowód jest niewiarogodny.
- Oddalam.- Odezwał się sędzia chłodnym tonem.
Chociaż tyle. Jeszcze by brakowało, by unieważniali nasze dowody jeden pod drugim. Nie rozumiałem jednak, dlaczego nie wykorzystuje nagrania, w którego jest posiadaniu. Przecież to by zakończyło całą sprawę. Nad czym on się jeszcze zastanawia? Jeśli nie użył go już na początku, obawiałem się, że w ogólnie nie ma zamiaru tego zrobić. Szczególnie, że ponownie zamiast nagrania jako kolejny dowód w sprawie wziął Christiana na świadka. On nie zamierza użyć tego nagrania.
Ulżyło mi gdy przyjaciel wszedł do sali. Do tej pory musiał czekać na zewnątrz. Widziałem zdziwienie na twarzy Philipa, lecz nie tracił pewności siebie. Miałem nadzieję, że błędnie. Nie byłem pewien czy Chris odwróci się od tego mordercy. Co jeśli nakłamie i rzuci kolejne oskarżenia na Williama? Nadal mogłem mu ufać?
Sędzia kazał przedstawić się przybyłemu mężczyźnie.
- Jestem Christian Brown, mam dziewiętnaście lat. Ja...- Wyraźnie się zawahał.
Wstrzymałem oddech. Nerwowo zaciskałem dłonie na kolanach. Kątem oka widziałem jak Philip uważnie mu się przyglądał, lecz w jego twarzy nie było żadnych oznak strachu. Co jeśli rzeczywiście i to jest częścią jego planu?!
- Jestem kochankiem Philipa Coopera, wiceprezesa Holi S.A i prawdziwego zabójcy.
Po sali rozeszło się ciche westchnienie, a ja poczułem niewyobrażalną ulgę, w przeciwieństwie do naszego prawdziwego mordercy, którego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Pierwszy raz widziałem u niego strach. Nie pasowała do niego.
Wszystko poszło już z górki. Chris wszystko im opowiedział. Wiedział więcej niż przypuszczałem. Oczywiście w tej opowieści nie mogło zabraknąć mnie i Williama, jednak nie wspomniał, że brałem od niego pieniądze za seks. Jeszcze by tego brakowało byśmy mieli sprawę o prostytucję. Miałem nawet gdzieś, że się o nas dowiedziano. Najważniejsze było, że Chris zaczął wyjaśniać od jak dawna Philip planował wszystko w najdrobniejszych szczegółach, że był również kochankiem zamordowanej oraz wiedział o chorobie Williama, o której on sam nie wiedział. Nikt mu nie przeszkadzał. Mówił o jego planach, o motywach. Cały czas ciążyła mu ta wiedza, lecz nie potrafił nic z tym zrobić.
Do dzisiaj. Po jego długiej opowieści zaczęła się lawina pytań w jego stronę z strony prokuratora, który próbował podważyć wszystko co powiedział. Na szczęście okazało się być to nie takim łatwym zadaniem. Chris w telefonie miał wiadomości od Phila, które potwierdzały jego słowa, lecz nic konkretnego. Drań okazał się bardzie przezorny. Próbował wykluczyć mnie z tej rozmowy, jako że niby byłem zbyt związany emocjonalnie z oskarżonym i moje zeznania mogą być nieprawdziwe. Na szczęście nie prosili mnie o żadne wyjaśnienia.
- Obrona chce o coś zapytać?
- Jako potwierdzenie jego słów chciałbym przedstawić dowód w postaci nagrania wideo.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Na twarzy pana Morgana widać było nową determinację. Najwyraźniej wyznania przyjaciela dodały mu odwagi.
- Co jest na nagraniu?- Dopytywał sędzia.
- Wolałbym nie mówić tego na głos oraz nie przedstawiać nagrania wszystkim zebranym.
Sędzia nakazał mu podejść. Przez chwilę rozmawiali w ciszy. Nic nie docierało do naszych uszu, lecz ja wiedziałem co jest tematem rozmowy. Po minie sędziego widziałem, że jest w dużym szoku. Na szczęście nasz dowód nie został odrzucony, z powodu wcześniejszego nie wspomnienia o nim. Mężczyzna w todze wziął nagranie, które po chwili odtworzył na laptopie. Ławnicy oglądali wszystko razem z nim.
W końcu sędzia zaczął się rozglądać po sali. Jego wzrok zatrzymał się na prawdziwym mordercy, którego ogarniał coraz większy strach. Wezwano go na świadka.
Nie miał jak się bronić przed takimi dowodami. Przerażanie z czasem zaczęło zamieniać się w agresje. Wszyscy zaczynali widzieć jego prawdziwe oblicze. Ostatecznie skończyło się na tym, że krzyczącego i wyzywającego wszystkich, a w szczególności Willa, Philipa wyprowadziła ochrona. Całość sytuacji stała się jasna. W złości mężczyzna przyznał się do wszystkiego, wyrzucając przy tym swoje żale w stronę mojego Williama.
Sędzia zakończył rozprawę wyrokiem uniewinniającym Williama.
Chyba nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy, a zarazem przerażony. Jak ktoś z powodu chęci władzy, mógł posunąć się do takich okropieństw.
Cały ten stres ostatnich tygodniu w końcu się skończy! Posyłałem mu uśmiech pełen radości, który on odwzajemniał patrząc na mnie. Nagle jego wzrok przesunął się na postać gdzieś za mną. Odwróciłem się zaciekawiony.
Nieco znieruchomiałem widząc własnego ojca na sali sądowej. Co on tu robi?! Powinien być w pracy! Musiał tu siedzieć od początku. Musiał słyszeć wszystko co mówił Christian. Patrzałem na tatę próbując wyczytać cokolwiek z jego wyrazu twarzy, lecz nie potrafiłem.
Tata wyszedł, a ja byłem rozdarty. Zostać tu czy iść za ojcem i spróbować to wszystko jakoś wyjaśnić. Na szczęście Will spojrzał na mnie wyrozumiałym wzrokiem i gestem głowy pokazał mi bym szedł za mężczyzną. Byłem mu w tej chwili naprawdę wdzięczny. Szybko zerwałem się z miejsca by nie zgubić taty.
Minąłem tłum dziennikarzy. Załapałem go dopiero przy wyjściu. Staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Pocierałem nerwowo dłonie, starając się coś wymyślić. Żadne kłamstwo już nie wchodziło w grę. Mogłem powiedzieć mu jedynie prawdę, jednak dużą część usłyszał podczas opowieści Christiana.
- Idziesz do domu?- Spytał beznamiętnie.
Skinąłem głową. Z Willem spotkam się, jak już go wypuszczą. W tej chwili muszę zająć się tą sprawą. Idąc za ojcem udałem się z nim na przystanek autobusowy. Nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Ta cisza była wyjątkowo niezręczna. Czułem nękające mnie poczucie winy. Nigdy nie okłamałem ojca, nie w ten sposób i nie w takich sprawach.
W końcu znaleźliśmy się w znajomych czterech ścianach. Od razu udałem się do salonu. Siedząc na kanapie wyczekiwałem rozmowy, która musiała nadejść. Tata w pierwszej kolejności poszedł się ogarnąć do siebie, chociaż tak naprawdę przypuszczałem, że potrzebował chwili by ochłonąć i móc ze mną porozmawiać na spokojnie.
Gdy zjawił się w salonie usiadł na fotelu na przeciwko mnie. Uciekałem wzrokiem w stronę swoich kolan. Nie chciałem rozpoczynać rozmowy.
- Przepraszam.- Odezwałem się w końcu jako pierwszy.
- Dlaczego o niczym mi nie mówiłeś?- Spytał zbolałym głosem.
- Nie chciałem cię martwić, poza tym... Nie chciałem cię rozczarować.
Skąd miałem wiedzieć, jak zareagujesz, gdy dowiesz się, że twój syn jest gejem? Już nie wspominając o reszcie, którą zamierzałem mu powiedzieć. Chyba, że nie będzie nalegał...
- Opowiesz mi wszystko?- Poprosił spokojnym tonem.- Jak go poznałeś, skąd miałeś pieniądze, czy to przez niego płakałeś, wszystko.
Musiał, prawda? Nie wystarcza mu to, czego dowiedział się od Chrisa. Nie miałem siły dłużej ukrywać tego wszystkiego przed nim. Zacząłem od samego początku. Od tego, że poznałem Williama przez portal randkowy tylko po to by dawać mu dupy za kasę, że z czasem moje uczucia zabrnęły za daleko. Po drodze trochę się namieszało, lecz ostatecznie było dobrze. Oczywiście aż do tego całego cyrku z oskarżeniem Williama o zamordowanie własnej narzeczonej.
Gdy skończyłem ojciec milczał, podobnie jak przez całą moją opowieść. Pragnąłem by coś powiedział. Nakrzyczał na mnie, powiedział jak bardzo go zawiodłem, cokolwiek! Ten brak słów był dla mnie jeszcze większą udręką.
- Powiedz coś.- Odezwałem się drżącym głosem.
- Chris miał rację... To nie jest ktoś dla ciebie.
Bałem się gorszych słów, lecz wiedziałem jak wiele się za tym kryje. Mimo wszystko chciałem by na mnie nakrzyczał, skrytykował moje bezmyślne zachowanie. Sam czułem się tak potwornie źle!
- Będziesz przez niego tylko cierpiał.
- Ale tato, ja go kocham.
W tej chwili czułem się jak w kiepskim filmie dla nastolatków. To jest ta scena, kiedy nieodpowiednia miłość wychodzi na jaw, rodzice są przeciw, ale dziecko i tak jest ślepo zapatrzone w obiekt swoich westchnień.
- Nie powinieneś z nim być. To jest moje zdanie. Wiem, że nie mam na to wpływu i tak zrobisz jak będziesz chciał. Jednak wiedz, że nie popieram tego i w tej kwestii nie mogę cię wspierać, ponieważ zależy mi na twoim szczęściu.
Skinąłem głową. Nie było sensu wykłócanie się z nim, ponieważ i tak zachował się w porządku. Powiedział co myślał, jednak nie zamierza mi przeszkadzać ani mówić co mam robić. Po prostu od razu powiedział, że nie będzie wspierał mojego związku z Williamem. Z możliwych opcji ta była jedną z lepszych.
~ WILLIAM ~
To wszystko było naprawdę dziwne. Nie spodziewałem się, że taki cios zada mi jedna z najbliższych osób. Najciemniej pod latarnią. A tym razem to chyba sama latarnia okazała się być tą zdradziecką świnią.
Jak on mógł zabić Tessę?! Może nie czułem już do niej nic specjalnego, lecz nikomu nie życzyłbym takiego losu. I to dlaczego? Tylko po ty by mnie zniszczyć! Zginęła z mojego powodu. Ta świadomość była naprawdę ciężka do udźwignięcia.
W więzieniu nie miałem za dużo zajęć do roboty, więc umysł cały czas atakują nieprzyjemne myśli. Całe szczęście niedługo opuszczałem to miejsce. Będę musiał zająć się sprawą domu i firmy. Poza tym na głowie będę miał jeszcze Daniela. Oczywiście jeśli nadal będzie chciał ze mną być.
Przyjdzie po mnie? Chyba właśnie dzięki temu czy go zobaczę zaraz po wyjściu, będę wiedział mniej więcej na czym stoję. Poza tym jego ojciec się o nas dowiedział. Nie mam pojęci co o nas myśli. Na pewno nic dobrego. Gdybym ja był na jego miejscu, znienawidziłbym mężczyznę, który uwiódł mojego syna, dużo od niego młodszego.
Coś czuje, że powrót do normalności wcale nie będzie łatwy. Obawiałem się również kilku najbliższych lat. Nie wiadomo jak choroba będzie szybko postępowała. To, że wystąpiła u mnie w tak młodym wieku była już anomalią. Nie wiadomo czego się po niej spodziewać.
Boję się.
~ DANIEL ~
Nerwowo chodziłem w kółko. Ile to wszystko może trwać? Przecież powiedzieli, że wyjdzie o jedenastej. A przecież już jest pięć po! Co się tam dzieje?!
- Spokojnie. Zaraz go wypuszczą.- Przyjaciel starał się mnie uspokoić.
Spojrzałem na niego. Byłem naprawdę wdzięczny, że był tutaj ze mną. Zdawałem sobie sprawę, że nieco obawiał się spotkania z Willem. W końcu przez dług czas stał po stronie tego mordercy. Widziałem jak niespokojnie drgnął, kiedy drzwi w więziennym murze się otworzyły.
Odwróciłem się i natychmiast ruszyłem w stronę wychodzącego mężczyzny. Rzuciłem mu się na szyję. Miałem ochotę płakać ze szczęścia.
- Spokojnie. Teraz będziesz się mógł cieszyć mną do woli.- Uścisnął mnie mocno.
Odsunąłem się od niego, by móc na niego ponownie spojrzeć. Tak dobrze mieć go blisko siebie. Już nie pozwolę mu odejść. Widziałem jak wzrok starszego skupia się na czymś za mną. Chris. Sam przeniosłem spojrzenie na przyjaciela, który wyglądał na bardzo skruszonego.
- Cześć. Miło cię widzieć.- Powiedział niepewnie.
- Spokojnie. Niczego nie mam ci za złe. Ostatecznie przecież uratowałeś mi tyłek.- Uśmiechnął się do niego.
Chłopak nieco się rozluźnił. Wziąłem jedną torbę Willa, po czym we trójkę ruszyliśmy w stronę miasta. Skierowaliśmy się do jednego z hoteli. Nie chciałem go zabierać do siebie z powodu taty, a w jego domu chyba obecnie nikt nie chciałby przebywać.
Po niemal godzinie znaleźliśmy się w pokoju hotelowym.
- No to witam w moim tymczasowym mieszkaniu.- Powiedział, wpuszczając nas do środka.
Odłożyliśmy torby, po czym każdy zajął wolne miejsce. Ten pokój nie przypominał tego, w których przeważnie bywałem z Williamem, jednak również nie odbiegał od pewnych standardów.
- Co teraz zamierzacie?
- Dan i ty to chyba zdać egzaminy.- Zaśmiał się.- Mam nadzieję, że oboje dobrze się do nich uczyliście.
- Ty naprawdę w tej chwili martwisz się o nasz egzamin?- Spojrzałem na niego spod łba.
- Tak i wy również powinniście.- Zwrócił nam uwagę.
Oboje jęknęliśmy cierpiętniczo. Szkoła obecnie nie znajdowała się u mnie na pierwszym miejscu. Chociaż może teraz będę mógł nieco bardziej skupić się na nauce.
W pomieszczeniu nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Nie był to ani mój, ani Willa. Wzrok skupiłem na przyjacielu. Mogłem obserwować jak męczy się z wyciągnięciem telefonu z kieszeni.
- Tak?- Odezwał się po chwili do urządzenia. Przez długi czas milczał.- Przecież ja... Dobrze.
Rozłączył się, po czym obrzucił nas złowrogim spojrzeniem.
- Wykrakaliście! Mama każe mi wracać do domu i się uczyć. Po prostu nie wierzę!
Zaśmiałem się w głos, za co zaraz oberwałem od przyjaciela, rzuconą przez niego poduszką. Chłopak pożegnał się z nami, po czym opuścił pomieszczenie. Zostaliśmy sami.
- Co teraz? Gdzie będziesz mieszkał? Tak po prostu wrócisz do pracy po tym wszystkim?
Bałem się tego, jak on sobie teraz poradzi. Co prawa jest to dorosły mężczyzna, a ja nadal jestem dzieckiem, jednak martwiłem się jego obecną sytuacją.
- Na ostatnim widzeniu, już po rozprawie, skontaktowałem się z znajomym pracującym w nieruchomościach. Zajmie się sprzedażą domu. Kupie coś mniejszego.
Skinąłem głową.
- Sprzedażą firmy zajmę się od jutra.- Dodał po chwili.
Podniosłem na niego zdziwiony wzrok. O czym on mówił?
- Nie nadaję się do tego. Znaczy... Jeśli choroba będzie postępować, nie utrzymam firmy. Lepiej oddać ją w lepsze ręce, kiedy jest w dobre formie, niż gdy będzie tonąć w długach przez moje zapominalstwo.
Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, lecz nie wierzyłem w niego. Jak on mógł mówić o tym tak spokojnie? Ja sam jeszcze nie do końca pogodziłem się z tym, że jest chory, więc on tym bardziej nie mógł.
- Dan, zrozumiem jeśli nie będziesz chciał już ze mną...
- Co ty chcesz powiedzieć?- Przerwałem mu.- Nie opuszczę cię. Nic się nie zmieniło.
- Nie prawda. To nie jest przeziębienie, którego można się pozbyć. Z czasem to naprawdę stanie się problemem. Ty jesteś jeszcze młody i...
- Ty masz zaniki pamięci, a ja jestem półgłuchy.
- Nie porównuj nas, bo są to całkiem dwie inne skale problemów.- Nadal starał się mnie zniechęcić.
- Zostaje z tobą. Bez względu na wszystko.
Widziałem jak na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. On naprawdę sądził, że go opuszczę? Nie po to tyle walczyłem, by tak szybko go stracić i to z własnej woli. Przykro mi William, jesteś na mnie skazany.
- Nie będę miał ci nigdy za złe, jeśli w którymś momencie się wycofasz. Lekarz powiedział mi jak to może kiedyś wyglądać.
- Będziemy się martwić o to kiedyś.
Ważniejsza jest teraźniejszość. Miałem w tej chwili dosyć martwienia się o tak daleką przyszłość. Chce sprzedać dom, chce sprzedać firmę. Nie ma problemu. Będziemy wiedli razem spokojne życie z dala od wyścigu szczurów oraz domu pełnego przepychu. To mi się nawet podobało.
~ WILLIAM ~
Westchnąłem ciężko. Nie czułem się komfortowo w obecnej sytuacji. Siedziałem z dłońmi na kolanach, nerwowo zerkając raz na Daniela, raz na jego ojca.
- Dan, nie uważam, żeby to był najlepszy pomysł.
- Twój ojciec ma rację. Przecież możesz z tym jeszcze zaczekać.
Widziałem jego nadąsaną minę i morderczy wzrok skierowany na mnie, ponieważ nie staję w jego obronię. Akurat w kwestii naszego związku w pełni rozumiałem stanowisko jego ojca. Sam po trochu uważam, że dla samego chłopaka byłoby lepiej, gdybyśmy się rozstali. On natomiast chce się już do mnie wprowadzić.
- Cały czas to przeciągałeś. Najpierw chciałeś, żeby skończył szkołę i napisał egzaminy. Okej, to rozumiem. Później przekładałeś tę decyzję aż do wyników. Co teraz?! Aż znajdę pracę? Nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność.
Pewnie cały czas ma nadzieję, że się opamiętasz, pomyślałem. Po długich dyskusjach, pan Braldey odpuścił. Jak zawsze zresztą. Daniel był niezwykle uparty. Pożegnałem się z jego ojcem, obrzucając go przepraszającym wzrokiem, po czym oboje opuściliśmy mieszkanie.
- I co teraz?- Spytałem młodszego.
- W tygodniu przyjadę po swoje rzeczy.
- Daniel, wiesz, że nie o tym mówię.
- Znajdę pracę i dalej jakoś sobie poradzimy.
Westchnąłem ciężko. Dobrze wiedzieć, że ma optymistyczne myśli względem naszej przyszłości, ale tak naprawdę niczego nie możemy być pewni. Nie wiemy jak długo będę w stanie gdziekolwiek pracować. Jak szybko będzie postępowała choroba. Oraz jak z czasem będą wyglądały moje zaniki pamięci, jak wiele nie będę pamiętał.
Nie wiemy, kurwa, nic.
- Will.- Powiedział, spoglądając na mnie z uspokajającym uśmiechem.- Będzie dobrze.
______________________________
No to było by to na tyle. To moje pierwsze podejście do czegoś pomiędzy thrillerem a kryminałem. Chciałam to nieco dłużej pociągnąć, bardziej rozwinąć, lecz nie udało się. Mam nadzieję, że mimo wszystko ostatecznie wyszło nie najgorzej.
Na dniach wstawię jeszcze dodatkowy rozdział, dla tych, którzy czują lekki niedosyt i są ciekawi jak dalej będzie wyglądało życie Daniela i Williama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top