Rozdział 7

Jak wam wczoraj minął Prima Aprilis? Przyznawać się, ile osób zostało wkręconych? A może to wy robiliście wczoraj psikusy? :P

__________________________

~ CHRISTIAN ~

Myślałem, że szybko przejdzie mu ten zawód miłosny. Niestety, to nadal trwało. Minął ponad tydzień, a on bez przerwy to rozpamiętywał. Zachowywał się inaczej niż zwykle. Chodził przygnębiony, prawie w ogóle się nie odzywał, już nie wspominając, że doprowadzenie go do śmiechu graniczyło z cudem. Nie mógł się z tego otrząsnąć.

Minęliśmy grupkę pierwszaków, z których jeden zahaczył o ramię naburmuszonej kluseczki.

- Jak leziesz mały smarku.- Chłopak warknął do pierwszoklasisty i chwycił za jego bluzę.

No tak, stał się również bardziej nerwowy. Był gotów do kłótni i bójki z wszystkimi, którzy sprowokowali go chociaż w najmniejszym stopniu. Wystarczyło, że ktoś na niego źle spojrzał. Jakby sam szukał kłopotów.

- Dan, daj spokój. Odpuść.

Przyjaciel mierzył wzrokiem chłopaka, który prawie srał w gacie. Serio się go bali? Dla mnie zawsze będzie wyglądał jak urocza kluseczka, szczególnie, gdy się złościł. Może już dawno zgubił ten tłuszczyk, który towarzyszył mu za dziecinnych lat, jednak ja zawsze będę o tym pamiętał.

Daniel puścił dzieciaki, dzięki czemu mogliśmy kontynuować swoją wędrówkę pod klasę. Bałem się, że w końcu doczeka się kłopotów, których tak usilnie szukał.

~ DANIEL ~

Miałem dość. Mój umysł droczył się ze mną i robił mi na złość. Co rusz przypominał mi o wszystkim, o czym pragnąłem zapomnieć. Miałem już po dziurki w nosie wspomnień, których główną rolę grał William oraz problemów w domu. Te dwie rzeczy wykańczały mnie emocjonalnie. Zresztą, nie tylko mnie. Mojemu tacie również nie było łatwo, czym również się przejmowałem.

Obecnie nie mieliśmy żadnych długów ani zaległych rachunków. Wszystko opłaciłem z pieniędzy uzbieranych na dawaniu dupy temu draniowi. Przynajmniej tym nie musiałem się martwić w najbliższym czasie. Z obecnej wypłaty ojca jakoś dawaliśmy radę się wyżywić. Wiedziałem, że kolejne kłopoty przyjdą za jakiś czas, gdy znów nawarstwi się opłat i rachunków.

Czas w szkole mijał mi niemiłosiernie długo. Nie umiałem się skupić na lekcjach, a wszyscy dookoła wyjątkowo mnie drażnili. Dziwiłem się, że Christian wytrzymuje moje ostatnie humory. Tak naprawdę przez cały czas dzielnie mnie wspierał, mimo że nie wyjawiłem mu całej prawdy. Wiedział jedynie, że miałem sprzeczkę z Williamem.

Za każdym razem, gdy kończyłem lekcje, nie miałem ochoty wracać do domu. Dlatego też tam nie wracałem. Spędzałem czas u Christiana, w moim tajemniczym miejscu w parku oraz po prostu szlajałem się po mieście bez celu.

Szedłem właśnie z Chrisem z szkoły do domu.

- Może do mnie wpadniesz?- Spytał, gdy znaleźliśmy się po jego domem.

- Nie dzisiaj- odparłem beznamiętnym tonem.

- W takim razie do jutra.- Pożegnał się ze mną.

Odczekałem chwilę, aż zniknie za drzwiami swojej kamienicy. Szybko ruszyłem do siebie. Tam rzuciłem plecak do swojego pokoju, po czym natychmiast wyszedłem z domu. Jeśli miałem siedzieć sam, to już wolałem to robić w moim zakątku w parku niż w domu.

Dotarłem na miejsce. Zagłębiłem się między krzaki by dostać się do mojej polanki. Usiadłem na jej środku spoglądając na płynącą kilkaset metrów dalej rzekę. Długo wpatrywałem się w telefon, rozważając opcję, która od kilku dni chodziła mi po głowie.

Ostatecznie odważyłem się włączyć aplikacje tamtej strony randkowej. Miałem dużo nieprzeczytanych wiadomości. Oczywiście żadna z nich nie była od Williama. Przeglądałem pobieżnie otrzymane wiadomości. Niektóre wysłane zostały dzisiaj rano.

Dobra. Jeśli ktoś do mnie napisze w ciągu dwudziestu minut, odpisuję i biorę robotę. No dobra, chyba że gościu okaże się totalnym zbokiem lub szaleńcem.

Czekałem. Serce biło mi jak oszalałe. Z jednej strony potrzebowałem pieniędzy, więc chciałem by ktoś do mnie napisał. Z drugiej strony błagałem w duchu, by nikt się nie odezwał. Nie miałem ochoty dawać dupy jakiemuś oblechowi.

Czułem pewnego rodzaju radość. Mijała właśnie dziewiętnasta minuta. Nikt do mnie nie napisał. Poza tym kto by to robił w środku dnia. Na takich portalach siedziało się po nocach. Już miałem chować telefon do kieszeni, gdy poczułem sygnał otrzymywanej wiadomości. Nie, nie, nie!

Zerknąłem na wyświetlacz. Ktoś do mnie napisał. Nie minęło jeszcze dwadzieścia minut. Dobra, Dan, obiecałeś coś sobie.

zylimli: Cześć słodziutki

Co to w ogóle za nick?!

Dan05: Przejdźmy od razu do rzeczy, kiedy masz czas się spotkać?

zylimli: Jaki konkretny, lubię takich. Dzisiaj ci pasuje?

Dan05: Tak. Możesz za maksymalnie godzinę być koło Parku Wiosen?

Jeśli się nie zgodzi. Nie spotkam się z nim.

zylimli: Tak w środku południa? Dość nietypowe godziny... pracy. No dobra, będę.

On również się nie patyczkował i pisał wprost. Szkoda tylko, że jego odpowiedź była wprost przeciwka do tej, której oczekiwałem.

Dan05: Dobra. Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Ile dostanę?

Długo nie odpisywał. W końcu otrzymałam odpowiedź. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Było to mniej niż sądziłem i o wiele mniej niż dostawałem u Williama. Jednak ja naprawdę potrzebowałem pieniędzy. To tylko kwestia czasu, aż w domu ich zabraknie. Wolałem uzbierać je wcześniej i odłożyć na czarną godzinę, która na pewno nadejdzie.

Dan05: Zgoda, chociaż za tą kwotę nie licz na cuda.

zylimli: Mam nadzieję, że jesteś wart chociaż tylu

Dan05: Nie pożałujesz

zylimli: Mogę chociaż wiedzieć ile masz lat i jak cię rozpoznam?

Dan05: Dziewiętnaście. Będę czekać na chodniku przy północnej części parku

zylimli: Przyjadę czarnym Mercedesem. W takim razie do zobaczenia

Nie odpisałem mu. Nie miałem ochoty się z nim widzieć.

Dan, robisz to po to by pomóc tacie, powtarzałem sobie. Przecież chciałeś odciążyć go trochę finansowo. Jak masz to zrobić, kiedy jesteś prawie spłukany? Robisz to dla niego. Bo przecież nie dla przyjemności! Jesteś do tego zmuszony.

Przez niemal cały czas jaki czekałem na spotkanie, przekonywałem siebie, że tak właśnie trzeba. W innym wypadku stchórzyłbym i uciekł do domu by uniknąć tego spotkania.

Gdy nadszedł czas stałem na brzegu chodnika, wyczekując nadjechania samochodu. Serce podskakiwało mi do gardła za każdym razem, gdy ulicą przejeżdżał czarny samochód. Nerwowo rozglądałem się dookoła, coraz bardziej żałując, że wpadłem na pomysł by znów zgodzić się na coś takiego. Może jeszcze mogę z tego zrezygnować?

Jako odpowiedź moich myśli otrzymałem czarne auto zatrzymujące się przy mnie na jezdni. Pochyliłem się w stronę otwierającej się szyby w samochodzie. Oparłem się o drzwi. W środku siedział przeciętnej urody mężczyzna mający coś koło czterdziestki. No cóż, mogło się gorzej trafić.

- To po ciebie przyjechałem, mam rację przystojniaczku?

Niestety...

- Tak- odparłem.

- Wsiadaj.

Wziąłem głęboki wdech. Otworzyłem drzwi od strony pasażera, po czym wsiadłem do środka. Od razu ruszyliśmy z miejsca. Trochę obawiałem się tego, gdzie może mnie zabrać. A co jeśli to jednak jakiś szaleniec, który chce mnie przelecieć, a później zakopać moje wykorzystane ciało w ziemi pod lasem?! Nie, Dan, wypluj to!


Do domu wróciłem, gdy na dworze zaczynało się już robić ciemno. Nie chciałem by mężczyzna wiedział gdzie mieszkam, więc kazałem mu się podwieźć w to samo miejsce, z którego mnie zabrał.

Po wejściu do mieszkania od razu skierowałem się w stronę łazienki.

- Gdzie byłeś?- Usłyszałem głos taty, gdy mijałem salon.

- Na spacerze- odparłem beznamiętnym tonem.

Zamknąłem się w łazience. Rozebrałem się do naga i wszedłem pod prysznic. Wiedziałem, że powinienem oszczędzać wodę, lecz w tym momencie się tym nie przejmowałem. Stałem, czując jak lodowate krople spływają po mnie. Zacisnąłem pięści na włosach. Miałem ochotę krzyczeć.

Czułem obrzydzenie do samego siebie. Nie czułem się tak okropnie nawet za pierwszym razem. Aktualnie czułem się jak dziwka, którą chyba w rzeczywistości byłem. Pociągnąłem kilka razy nosem, starając się powstrzymać łzy spływające po moich policzkach.

W końcu udało mi się uspokoić. Wytarłem się i szybko zaszyłem w swoim pokoju. Zrezygnowałem z kolacji. Nie chciałem narażać się na niewygodne pytania taty. Jedynie po co chciałem iść do kuchni to tabletki przeciwbólowe. Ostatecznie zostałem w pokoju starając się jakoś to wszystko znieść.

~ CHRISTIAN ~

Byłem wykąpany, najedzony i gotowy do spania. Było jeszcze dość wcześnie, jednak dzisiejszy dzień był dla mnie wyjątkowo męczący. Zgasiłem światło w pokoju, po czym położyłem się na swoim łóżku. Uśmiechnąłem się, czując przyjemny zapach proszku do prania. Podczas nieobecności rodziców zdecydowałem się na wypranie pościeli. Nie chciałem by widzieli, że cokolwiek piorę. Później cały czas wykorzystywaliby mnie do robienia prania. Lepiej niech nadal myślą, że tego nie umiem. Jednak muszę przyznać, że naprawdę cieszę się, że to zrobiłem. Przy tym zapachu będzie mi się o wiele lepiej spało.

Zamknąłem oczy, gdy nagle panującą w domu ciszę przerwał dźwięk telefonu. Zmarszczyłem brwi. Początkowo miałem zamiar ignorować urządzenie, lecz nie wytrzymałem. Zdziwiłem się widząc, kto próbuje się ze mną skontaktować.

- Dobry wieczór.- Przywitałem się uprzejmie.

- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

- Nie, jest jeszcze wcześnie.

Ale dzisiaj wyjątkowo chciałem wcześniej pójść spać.

- Chciałem cię spytać o Daniela. Nie wiesz gdzie dzisiaj był?

- Przepraszam panie Bradley, ale nie rozumiem pytania.

- Wrócił do domu godzinę temu. Niemal od razu zaszył się w swoim pokoju.- Mówił wyraźnie zaniepokojony.- Widzę, że ostatnio zachowuje się inaczej niż zawsze i wiem, że ty również to zauważyłeś. Jednak dzisiaj coś w jego zachowaniu mi się nie podobało. Myślałem, że może coś wiesz.

- Niestety, rozstaliśmy się od razu po szkole. Nie wiem co dzisiaj robił.

Niepokoiły mnie jego słowa.

- Proszę cię, spróbuj z nim porozmawiać. Nie mogę patrzeć jak się męczy. Nie jestem w stanie mu pomóc, bo mnie nawet do siebie nie dopuszcza. Może tobie uda się na niego jakoś wpłynąć. Przemów mu do rozumu. Chcę odzyskać swojego wesołego i uśmiechniętego Daniela.

Poczułem pewnego rodzaju ucisk w sercu.

- Dobrze, spróbuję.

- Dziękuję ci. Dobranoc, nie przeszkadzam już.

- Dobranoc.

Rozłączyłem się. Czułem się w tej chwili okropnie. I jak ja mam zasnąć po czymś takim?! Stan mojego najlepszego przyjaciela był po części moją winą. Pozwoliłem na to i niejako wciągnąłem w to wszystko. Jestem okropnym przyjacielem.

~ DANIEL ~

Pomimo tego, że poszedłem względnie wcześnie spać, do szkoły i tak obudziłem się nie wyspany. Najchętniej to w ogóle nie wychodziłbym ze swojego pokoju, a najlepiej z łóżka. Pragnąłem spędzić w nim cały dzień. Niestety, o takim dniu mogłem sobie jedynie pomarzyć.

Wyszykowałem się do szkoły. Ubrany i spakowany wyszedłem z pokoju. Będąc w kuchni chciałem tylko zabrać kanapki do szkoły i wyjść, lecz nie udało mi się to.

- Nie zjesz nic?- Spytał tata, gdy już chciałem wychodzić.

- Nie jestem głodny.

- Ale ja już zrobiłem ci śniadanie.

Westchnąłem dyskretnie. Uśmiechnąłem się, odwracając się w jego stronę. Wziąłem przyszykowane przez niego kanapki i usiadłem z nimi w salonie. Biorąc pierwszy kęs zrozumiałem jak bardzo w rzeczywistości byłem głodny. Pochłonąłem wszystko w mgnieniu oka.

- Dziękuję.- Powiedziałem i skierowałem się w stronę wyjścia.- Mogę wrócić nieco później.

- Dobrze.

Zdziwiło mnie, że nie zadawał żadnych pytań. Było to wręcz podejrzane. No cóż, nie zamierzałem się prosić o przesłuchanie. Wziąłem plecak i wyszedłem, by z trudem przetrwać kolejny dzień w szkole.

Było tak nudno jak przewidywałem. Cieszyłem się, że to ostatni rok. Ostatnie kilka miesięcy nauki i znoszenia tak okropnej klasy, jaka mi się trafiła. Znosiłem to dzielnie, a Chris mi w tym pomagał. On również był dzisiaj mało rozmowny i nie zadawał mi masy pytań, co miał w zwyczaju ostatnimi czasy. Zmówili się z moim tatą czy co?

Była długa przerwa. Całe dwadzieścia pięć minut nic nierobienia. Stałem na przerwie z Chrisem kawałek od naszej klasy, chcąc trochę spokoju, którego przy nich nie mogliśmy zaznać.

- Nasza mała dziweczka pojawiła się w szkole?

Zamarłem. Mój wzrok powędrował w stronę Oskara, który wypowiedział te słowa. Stał dwa metry od nas. Patrzył na mnie z wyższością i zadowoleniem.

- Co ty powiedziałeś?!- Warknąłem.

On nie wiedział, prawda? Nie znał prawdy? Użył tego słowa, bo po prostu chciał mnie obrazić. Mógł równie dobrze użyć słów takich jak pedał, śmieć i prawiczek.

Chłopak wyciągnął po chwili telefon obracając go w moją stronę. Zdjęcie przedstawiało mnie z wczoraj. Zaglądałem przez otwarte okno do środka samochodu. Wyglądałem rzeczywiście jak dziwka w wersji męskiej. Jednak samo zdjęcie jeszcze nic nie oznacza. Nic nie wiedział, a jedynie przypuszczał, najwyraźniej zauważając mnie wczorajszego popołudnia.

- I co to ma niby dowodzić? Gościu pytał mnie o drogę, to mu tłumaczyłem jak ma dalej jechać.

- Co, nie mógł trafić do twojego tyłka?

- Spierdalaj! Co, może zazdrościsz?

Chłopak zbliżył się do mnie, więc i ja wyszedłem w jego stronę. Każdy z nas wypinał pierś do przodu, jakby chcąc pokazać swoją wyższość lub siłę. Koguty czasem tak nie wyglądają przed walką? Po prostu świetnie, nie ma co, wysoki poziom reprezentujemy swoim zachowaniem. Jednak obawiałem się, że w dość szybkim czasie spadnie on jeszcze bardziej w dół.

- Biedak poszedł dawać dupy na ulicy by zarobić. Co, dużo ci dał? Rozdziewiczył to marne dupsko.

- Wal się. To nie po seksie ze mną laski stają się lesbami. Pewnie prawdziwy seks znasz tylko z pornoli.

Tak oto zaczęły się wyzwiska godne dzieci z przedszkola. Z każdą chwilą stawaliśmy się coraz bardziej nerwowi, jednak to Oskar tracił nad sobą kontrolę. Wokół nas zebrała się już całkiem pokaźna grupka gapiów.

- Pożałujesz śmieciu- wysyczał w końcu.

Widziałem jak jego ręka kieruje się w stronę mojej twarzy. Zrobiłem unik. Jego dłoń świsnęła przed moim nosem. Kątem oka zdążyłem zarejestrować ruch po mojej lewej. Spróbowałem ponownie uniknąć jego ciosu, jednak nie do końca mi się to udało. Zamiast oberwać w twarz, dostałem w bok głowy. Wewnątrz mojej czaszki rozniósł się impuls bólu.

Zacisnąłem zęby i przyłożyłem dłoń do lewego ucha. Miałem wrażenie, jakby ktoś włożył mi do niego coś ostrego. Gorąco połączone z okropnym bólem. Nie byłem w stanie skupić się na niczym inny.

Poczułem na sobie ręce przyjaciela.

- Daj, pokaż.- Mówił odciągając moją rękę od głowy. Słyszałem syknięcie wydobywające się z jego ust.- Nie dobrze.

- Co tu się dzieje?!- Doszedł nas głos jednego z nauczycieli.

Przedarł się przez tłum by dotrzeć do nasze trójki stojącej w środku kręgu. To na pewno nie mogło wyglądać dobrze. Nawet głupi domyśliłby się co tutaj się dzieje.

- Wasza trójka, do dyrektora! Natychmiast!

Przez chwilę wzrok nauczyciela padł na naszą dwójkę.

- Weź go do pielęgniarki. A ty, ze mną do dyrektora- zwrócił się do Oskara.

Christian zaczął ciągnąć mnie w stronę gabinetu szkolnej pielęgniarki. Nie rozumiałem dlaczego. Przecież mnie tylko boli ucho. To nic nowego. Poza tym, przecież przed chwilą w nie oberwałem. Idąc spojrzałem na swoją dłoń, którą wcześniej przytrzymywałem ucho. Otworzyłem szeroko oczy widząc krew. Dopiero teraz dotarło do mnie w jakim jestem stanie. Poczułem wąską stróżkę krwi ściekającą po mojej szyi.

Wszyscy usuwali nam się z drogi. W szybkim tempie dotarliśmy na miejsce. Starsza kobieta od razu się mną zajęła. Szybko stwierdziła, że należy wezwać karetkę i zawieść mnie do szpitala. Świetnie, jeszcze tylko tego mi brakowało. Próbowałem ją przekonać, że wcale mi nic nie jest, lecz ona w asyście Christiana przekonywała mnie, że wizyta w szpitalu jest konieczna.

Siedziałem w gabinecie szkolnej pielęgniarki, czekając na przyjazd karetki. Przy lewym uchu przytrzymywałem gazę. Chris siedział koło mnie i dotrzymywał mi towarzystwa. Nagle drzwi gabinetu otworzyły się. Do środka wszedł nauczyciel, który przerwał naszą pseudo bójkę.

- Twój tata jest już o wszystkim poinformowany. Będzie czekał na ciebie w szpitalu.

- Co?! Po co do niego dzwoniliście?!

Od razu skrzywiłem się, na skutek bólu, który przeszedł moją głowę.

- Może trochę grzeczniej.- Upomniał mnie.- Jesteś ranny, jedziesz do szpitala. Twoi rodzice muszą być poinformowani.

Westchnąłem nerwowo pod nosem. Nauczyciel wyszedł, zostawiając nas w poprzednim składzie. Jeszcze tego tylko brakowało, by tata z mojego powodu wyrywał się z pracy. Siedziałem z skwaszoną miną, czekając na przyjazd karetki. Czas strasznie mi się dłużył.

W końcu zjawiło się dwóch ratowników medycznych ubranych w charakterystyczne czerwone stroje. Posłusznie wstałem i udałem się za nimi. Przyjaciel również wstał chcąc ze mną jechać, lecz nie pozwolono mu na to. Kazano Chrisowi wracać na lekcje, czego oczywiście wiedziałem, że nie zrobi.

Jechałem ambulansem w otoczeniu dwóch obcych mężczyzn. Czułem się dość nie swojo. Miałem ochotę czym prędzej wysiąść z tego pojazdu. W czasie drogi jeden z mężczyzn zadawał mi pytania dotyczące mojego stanu zdrowia oraz okoliczności wypadku. Drugi kilka razy zajrzał do mojego coraz słabiej krwawiącego ucha.

- Proszę pana!- Odezwał się ponaglająco ratownik za mną.

Zmarszczyłem brwi patrząc na niego. Nie można grzeczniej?

- Nie słyszał mnie pan?

- Jak mam słyszeć, skoro siedzi pan za mną?!- Odezwałem się zdenerwowany.

Coraz ciężej było mi siedzieć w ich obecności. Moje serce mocno biło w mojej piersi, a oddech lekko przyspieszył. Naprawdę chciałem się już stąd wydostać.

- Pytałem ile ma pan lat.- Kontynuował spokojnie.

- Siedemnaście, przecież już się mnie o to pytaliście.

Zacząłem nerwowo poruszać nogę. Nie podobało mi się ich oceniające spojrzenie. Uciekłem od nich wzrokiem. Do którego szpitala oni mnie zabierają? Miałem wrażenie, że podróż trwa całą wieczność.

Po przybyciu do szpitala wcale nie było lepiej. Kobieta w niebieskim kitlu zaglądała mi do ucha, ponownie zadawała te same pytania.

- W ostatnich dniach bolało cię ucho? Zauważyłeś jakiś wysięk ropy?

- Nie- burknąłem nie do końca zgodnie z prawdą.

Nie byłem pewien czy mi uwierzyła, ponieważ na jej czole pojawiła się długa zmarszczka. Nie interesowało mnie czy mi wierzy, czy nie. Chciałem już stąd wyjść. Lekarka zapisała coś w karcie, po czym wysłała mnie na badania. RTG kości skroniowej, badanie otoskopowe, co to ma w ogóle być?!

W momencie, gdy wychodziłem z gabinetu lekarskiego, wpadłem na tatę. Od razu zaczął wypytywać panią doktor o mój stan. Ona jednak tylko go uspokajała, mówiąc, że musi mieć wyniki badań by cokolwiek konkretnego powiedzieć. Tak więc zaczęło się chodzenie z gabinetu do gabinetu i stanie w kolejkach. W tym czasie ból ucha zdążył na tyle zelżeć, że stał się przeze mnie mało zauważalny.

Powiedzieć, że się nudziłem to mało. Czas niemiłosiernie się dłużył. Tata nie rozpoczynał żadnej rozmowy. Dobrze wiedziałem, że czekał aż sam mu wyjaśnię co się stało. Ja jednak nie miałem takiego zamiaru.

- Powiesz mi co się stało?

Skoro się odezwał to już naprawdę musiał stracić cierpliwość. Uciekłem wzrokiem w przeciwną stronę zaciskając jednocześnie dłonie na kolanach.

- Nic.

- Nic?- Podniósł lekko głos, co u niego było rzadkością.- Wylądowałeś w szpitalu z krwawiącym uchem. Mów natychmiast co się stało. Ostatnimi czasy nie ma cię w ogóle w domu, znikasz na całe dnie. Już nie wspominając o tym, skąd masz te pieniądze, którymi opłaciłeś rachunki i robisz zakupy.

Skuliłem się w sobie. Nie ze strachu, bynajmniej. Raczej ze skruchy, że doprowadziłem go do tego stanu. On nigdy się nie denerwował. Był istną oazą spokoju i cierpliwości. Najwyraźniej potrafiłem nawet kogoś takiego wyprowadzić z równowagi.

Niezręczną ciszę przerwało wychylenie się pani doktor z gabinetu, która dotychczas przeglądała i analizowała moje wyniki badań.

- Proszę wejść.- Zaprosiła nas do środka uprzejmym głosem.

Weszliśmy do środka. Pomieszczenie było tak samo chłodno i niegościnnie urządzone jak każdy inny gabinet lekarski. Kobieta gestem poprosiła nas o zajęcie miejsc. Usiedliśmy na krzesłach przed jej biurkiem.

- Miewałeś bóle ucha, gorączki, szumy w uszach lub niedosłuch?- Zapytała kładąc wypielęgnowane dłonie na blat biurka.

- Nie- odparłem.

- Nie musisz kłamać.

Spojrzałem na nią twardym wzrokiem.

- Sugeruje pani, że kłamię?- Spytałem udając oburzony ton.

- Z wyników wynika, że masz zapalenie ucha środkowego, które musiało trwać już dłuższy czas. Musiał u ciebie wystąpić, którykolwiek z wymienionych objawów.

Nie lubiłem jej. Czułem na sobie zdziwiony wzrok taty.

- Przepiszę ci antybiotyki, które powinny pomóc. Krwawienie nastąpiło z powodu urazu wewnątrz przewodu słuchowego. Na szczęście jest ono nie groźne i nie wymaga poważniejszych interwencji. Mimo wszystko niepokoi mnie stan twojej błony bębenkowej. Możesz nie przyznawać się przy ojcu, jednak na pewno zauważyłeś, że twój słuch się pogorszył. Za tydzień przyjdziesz na kontrolę. Wtedy zobaczymy czy wszystko wróciło do normy, czy może będą potrzebne kolejne badania

Siedziałem w ciszy. Co miałem powiedzieć?! Czułem rosnącą we mnie złość.

- Mógłbyś poczekać w poczekalni? Chciałabym jeszcze porozmawiać z twoim tatą.

Bez słowa wstałem i wyszedłem, może trochę za mocno zamykając za sobą drzwi. Usiadłem na niewygodnej, kiwającej się ławce. Oparłem łokcie o kolana, a dłonie zanurzyłem w już nieco przydługich włosach.

Miałem tego wszystkiego dość. Oddychałem głęboko starając się uspokoić.

- Daniel?

Moje serce zadrżało. Z obawą uniosłem swój wzrok w górę, jak się okazało uzasadnioną. Przede mną stał dobrze znany mi przystojny mężczyzna w lekko falowanych ciemnobrązowych włosach i oczach o tym samym kolorze. Sapnąłem pod nosem niezadowolony, nie mogąc jednocześnie uwierzyć własnym oczom.

- Co ty tu robisz?- Spytałem, mając ochotę by już zniknął.

- Chciałem cię o to samo zapytać. Co ci się stało?

Widziałem jak spogląda w stronę mojego ucha, które akurat było częściowo fioletowe z powodu maści, którą mi je wysmarowano.

- Nie powinno cię to obchodzić.- Burknąłem, uciekając od niego wzrokiem.

- Dan, porozmawiajmy. Ja wcale nie chciałem powiedzieć tego wszystkiego.

Prychnąłem rozbawiony. Spojrzałem na niego z pogardą.

- Chyba śmieszny jesteś. Nie chcę cię już widzieć.- Mógł głos na koniec niekontrolowanie zadrżał.

- Daj mi to wszystko wyjaśnić. Ja nie chciałem...

- Dość.- Przerwałem mu wstając z miejsca.- Nie interesuje mnie co masz do powiedzenia. Ostatnim razem dość jasno się wyraziłeś. Nie potrzebuje więcej wyjaśnień.

Czego on właściwie ode mnie chce?! Byłem dla niego jedynie dziwką, którą mógł przelecieć kiedy chciał i spędzić czas, jeśli nie mógł go spędzić z nikim innym. Ostatnio dość jasno się wyraził na temat tego, co uważa na mój temat oraz tego co nas łączyło.

- Porozmawiajmy na spokojnie.- William nie dawał za wygraną.

- Nie.

- Prosz...

- Daj mu spokój!- Usłyszałem stanowczy głos przyjaciela.

Obejrzałem się za siebie. W moją stronę szedł Christian. Gdzie on się, do cholery, podziewał?! Przecież z tego co wiem miał nie wracać na lekcje, tylko pojechać do szpitala. Dostanie się tutaj zajęło mu aż tyle czasu?! Nieważne, dobrze że w końcu jest.

Z powrotem spojrzałem na Willa, który patrzył na nowoprzybyłego gościa nieco zdezorientowanym wzrokiem. Po chwili przeniósł swoje ciemnobrązowe oczy na moją osobę. Widziałem, że nie zamierzał odpuszczać.

- Will, stary, szukałem cię. Przecież miałeś czekać na mnie przy windzie.

Wzrok wszystkich powędrował w stronę mężczyzny zmierzającego w naszą stronę. Wysoki czarnowłosy o chłodnych zielonych oczach. Pomimo, że na jego twarzy gościł uśmiech, mężczyzna wydawał mi się nieprzyjemny i chłodny. Jednak musiałem przyznać, że wyglądał dość znajomo. Widziałem jak na moment jego zielone oczy uciekają w stronę Christiana, który również obserwował go z wyjątkową uwagą.

- Will, chodźmy już.- Chwycił go i delikatnie odciągnął od nas.

William jeszcze przez chwilę spoglądał w moją stronę, po czym odpuścił, oddalając się od nas wraz z swoim znajomym. Zostałem sam z przyjacielem. Dobra, teraz muszę się zastanowić, skąd ja kojarzę tego kolesia. Chwila...

- Ty go znasz, prawda?- Spytałem ostrożnie.- Tego co teraz przyszedł.

Nie potwierdził, ale również i nie zaprzeczył.

- To nie byłe ten twój...

- Philip.- Odezwał się beznamiętnym tonem.

Wiedziałem! To ten jego sponsor! Tylko teraz ma krótsze włosy, które tylko podkreślały jego chłodny wygląd. Z tego co można było zauważyć, William i Philip się znają lub nawet przyjaźnią. W sumie to dość niesamowite, że w tak dużym mieście udało nam się poznać przez Internet osoby, które przyjaźnią się ze sobą.

- Czego od ciebie chciał?- Spytał nawiązując do mojego spotkania z Williamem.

- Porozmawiać. Wyjaśnić coś. Nie obchodzi mnie to, nie mam ochoty go więcej widzieć.

Na twarzy przyjaciela pojawił się delikatny pocieszający uśmiech.

- Jak się czujesz, jak ucho?

- Dobrze. To nic takiego. Przepiszą mi leki, a za tydzień mam przyjść na kontrolę.

- A gdzie twój tata?- Rozglądał się dookoła, jakby w poszukiwaniu jego osoby.- Bo przyjechał tu, prawda?

- Jest w gabinecie. Lekarka chciała z nim o czymś porozmawiać.

Nagle drzwi gabinetu otworzyły się. Z środka wyszedł lekko kulejący tata. Po jego minie mogłem sądzić, że rozmowa nie należała do najmilszych lub najweselszych. Jednak jego twarz nieco się rozpogodziła na widok Christiana.

- Dzień dobry panu.- Przywitał się grzecznie.

- Cześć Chris. Daniel, jeźdźmy już do domu

Skinąłem głową. Christian towarzyszył nam przez całą drogę na nasze osiedle. Wysiadł na tym samym przystanku, jednak później skierował się w przeciwną stronę. Bardzo chciałem by ze mną został. W tedy uniknęłaby mnie rozmowa z tatą, którą przeczuwałem po przyjściu do domu.

Atmosfera była dość ciężka. Od razu po wejściu do mieszkania miałem ochotę zaszyć się w swoim pokoju. Problemy z uchem i jeszcze spotkanie Williama. Za dużo tego jak na jeden dzień.

- A ty gdzie się wybierasz?- Zatrzymał mnie głos taty.- Do salonu, musimy porozmawiać.

Westchnąłem ciężko zawracając. Wyminąłem go i usiadłem na kanapie w salonie. Splotłem ręce na piersi wzrokiem uciekając w stronę drzwi.

- Co się z tobą dzieje? Nie poznaje cię prawie. Dlaczego mi o niczym nie mówisz?!

Zagryzłem wargę.

- Skąd masz te wszystkie pieniądze?

- Mówiłem ci, że mam pracę. Zarobiłem je.

- Pracując kilka razy w tygodniu zarabiasz więcej ode mnie. Powiesz mi jakim cudem?!

Bo daję dupy za pieniądze! Ale tego oczywiście nie mogę powiedzieć. Milczałem.

- Odpowiesz mi łaskawie?

Szedłem w zaparte. Nie odzywałem się ani słowem. To co miałbym do powiedzenia tylko pogorszyłoby sprawę.

- Druga sprawa. Twój słuch.

Dlaczego on teraz musi to wszystko wyciągać? Skoro mu o niczym nie powiedziałem, to znaczy, że nie chcę o tym rozmawiać. Wypominanie mi teraz tego nic nie da. Co najwyżej wpędzi mnie w jeszcze większe poczucie winy. Przecież sam zdawałem sobie sprawę, że ukrywanie przed nim mojego stanu zdrowia to nie jest dobry pomysł. Jednak o tym jak zarabiam pieniądze nigdy w życiu nie może się dowiedzieć. Poczułbym wtedy, że go zawiodłem.

- Chcesz kompletnie stracić słuch?!- Podniósł głos.- Mało ci, że i tak ledwo co słyszysz na to jedno?! Zapalenie mogło zaatakować również drugie ucho! Masz szczęście, że tak się nie stało! Dlaczego o niczym mi nie mówiłeś?!- Skuliłem się w sobie.- Nie dbasz o siebie. Mogłeś chociaż sam zgłosić się do lekarza, jak tak bardzo nie chciałeś mnie o tym informować! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwię! Tylko ty mi zostałeś!

Zagryzłem boleśnie dolną wargę, starając się trzymać emocje na wodzy. Przesadziłem. Chyba rzeczywiście ostatnimi czasami dawałem mu zbyt dużo powodów do zmartwień. Wiele razy nie wracałem na noc i zdawałem sobie sprawę, że po czasie zaczął wątpić iż za każdym razem jestem u Christiana. Często wychodziłem z domu. Przynosiłem duże sumy pieniędzy, niewiadomego pochodzenia.

Chyba naprawdę muszę zastanowić się nad tym co robię. Po co mi to wszystko. Spojrzałem na tatę. Jego oczy błyszczały się, wyraźnie będąc blisko łez.

- Przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top