Rozdział 5
~ DANIEL ~
Wszedłem po zniszczonych schodach kamienicy. Stanąłem przed drzwiami mieszkania szukając w kieszeniach kluczy. Gdzie ja je podziałem? Słysząc kroki na schodach, mimowolnie obejrzałem się za siebie.
- Dzień dobry- przywitałem się starszą panią.
Często siedziała ona przed blokiem i karmiła gołębie lub robiła za osiedlowy monitoring, wyglądając przez okno swojej kuchni.
- Dzień dobry- odpowiedziała mi schrypniętym głosem z życzliwym uśmiechem na ustach.
W końcu udało mi się znaleźć klucze. Chwilę poszarpałem się z starym zamkiem, po czym w końcu mogłem wejść do środka. Zamknąłem za sobą drzwi. Przywitała mnie cisza. Czyżby tata był w pracy?
- Jest tu kto?
- W kuchni!- Odpowiedział mi dobrze znany głos.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Zatrzymałem się w progu, przyglądając się gotującemu mężczyźnie. Tata spojrzał na mnie odwzajemniając uśmiech. Zacisnąłem za plecami dłoń w pięść starając się zignorować krótki pulsujący bólu, który przeszedł moje ucho.
- Kończę robić obiad i lecę do pracy.
- Nie masz dzisiaj wolnego?
- Dzwonili kilka minut temu, że potrzebują rąk do pracy. Pieniądze za nadgodziny na pewno się przydadzą.
Na pewno, stwierdziłem smętnie.
- Masz jeszcze lekarstwo?
- Tak- zapewnił mnie uspokajająco.
Nie wierzyłem mu. Miałem wrażenie, że coś przede mną ukrywał. Poczekam aż wyjdzie, wtedy przeprowadzę małe śledztwo.
- Możemy chwilę porozmawiać?- Spytał wyłączając gaz pod garnkiem.
Oho, wyczuwam kłopoty.
- Jak tam w pracy?
Zaczęło się całkiem spokojnie.
- Nie najgorzej.
- Dajesz radę w szkole? Często nie ma cię wieczorami i nocami. Masz czas na naukę?
- Zdaje ze wszystkich przedmiotów.- Zapewniłem go.- Powiesz o co naprawdę chodzi?
- Nie podoba mi się ta twoja praca. Martwię się, gdy cię nie ma. Przecież różne typki chodzą do barów, już nie wspominając o tym, że może coś ci się stać podczas powrotu.
- Tato czy dotychczas mi się coś stało? Nie. I zapewniam cię, że nic mi się nie stanie. W barze mamy ochroniarzy, a do domu często odwozi mnie kolega. Naprawdę na siebie uważam, nie musisz się tak martwić.
Nie wyglądał na przekonanego.
- Jest dobrze.- Powiedziałem podchodząc do blatu.
Wyciągnąłem talerz i nałożyłem sobie obiad. Jadłem w dużym pokoju przed telewizorem. Słyszałem jak tata szykuje się do pracy, aż w końcu wychodzi. Natychmiast zerwałem się z miejsca i wróciłem do kuchni. W pierwszej kolejności sięgnąłem po pudełko z tabletkami przeciwbólowymi. Miałem nadzieję, że to przyniesie ulgę na ból ucha. Wyciągnąłem dwie, po czym zajrzałem do lodówki chcąc popić je czymś zimnym. Z smutkiem zauważyłem iż jest ona praktycznie pusta.
Po połknięciu tabletek, zacząłem szukać lekarstw ojca. Nie znalazłem ich, a jedynie receptę na nie. Skoro nie ma ich w kuchni to albo się skończyły, albo trzymał je w swoim pokoju. Powinno mu coś jeszcze zostać, więc zapewne musiał mieć je u siebie. Nie zrezygnowałem z poszukiwań. Przeszukiwałem szafki w niewielkim pokoju, w którym nie było niczego poza łóżkiem i kilkoma starymi meblami.
W końcu udało mi się znaleźć niemal puste opakowanie. Zaraz mu się skończą, a on na pewno nie pójdzie zrealizować recepty.
Zaszedłem do swojego pokoju by się przebrać w bardziej swobodne ubranie. Następnie chwyciłem portfel oraz receptę z kuchni, z którymi udałem się na zakupy. W pierwszej kolejności odwiedziłem aptekę. Później udałem się do spożywczaka niedaleko mojego domu. Do domu wracałem z dwoma reklamówkami pełnymi zakupów.
Po rozpakowaniu zakupów w końcu nadeszła pora na odpoczynek. Rozłożyłem się wygodnie na łóżku. Leżałem tak chwilę bez ruchu, delektując się ciszą i spokojem. W końcu jednak chwyciłem za telefon włączając najczęściej używaną przeze mnie aplikację. Trochę się rozczarowałem nie wiedząc żadnej wiadomości od niego. Pewnie był zajęty, tłumaczyłem sobie.
Dan05: Nic odezwałeś się do mnie ani wczoraj ani dzisiaj. Tęsknię...
SugarDaddy: Zajęty byłem, mam ostatnio dużo roboty
Dan05: Moim zdaniem potrzebna ci chwila relaksu by się odstresować. A ja chyba znam na to kilka sposobów ^^
SugarDaddy: Nie wątpię w to skarbię. Nie bój się, jutro pokażesz mi jak się za mną stęskniłeś
Dan05: To w końcu o której do tej restauracji?
SugarDaddy: Na 19. Przyjechać po ciebie?
Dan05: Nie musisz. Sam dotrę na miejsce
SugarDaddy: Przyjadę. Bądź gotowy o 18:30. O tych godzinach są korki na mieście
Dan05: Cieszę się, że nie muszę czekać do weekendu, żeby się z tobą spotkać
Niemal zawsze widywaliśmy się tylko na weekend. Jutro będzie trzeci raz jak będę się z nim widział w środku tygodnia. Minus był taki, że są to krótkie spotkania ze względu na szkołę, do której muszę następnego dnia iść.
Dan05: Wiesz, mam takie pytanie... W co mam się ubrać?
SugarDaddy: Coś ładnego, eleganckiego. A pod spodem najlepiej coś seksownego. Zresztą, i tak długo tego na sobie nie będziesz miał
Dan05: Podoba mi się taka zapowiedź wieczoru
Szkoda, że będziemy mieli mało czasu.
SugarDaddy: Jak tam w szkole?
Dan05: Nie najgorzej
Skoro zaczął luźniejszą rozmowę, musiał mieć trochę wolnego. Zaczęliśmy rozmawiać na zwykłe tematy jaki filmy, muzyka czy pogoda. Lubiłem tego typu rozmowy o wszystkim i o niczym.
Ciszę panującą w domu przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Nikogo się nie spodziewałem. Może to Jehowi przyszli porozmawiać o Jezusie?
Dan05: Przepraszam na chwilę, ktoś dobija się do drzwi
SugarDaddy: Jehowi?
Dan05: Mam nadzieję, że nie. Zawsze głupio mi ich odprawiać
Podniosłem się z łóżka ruszając w stronę drzwi. Czasami żałowałem, że nie miałem wizjera w drzwiach. Nie musiałbym otwierać drzwi by stwierdzić, że mogłem tego nie robić. Z grymasem na twarzy otworzyłem drzwi. Zdziwiłem się widząc przed nimi brązowowłosego chłopaka o wesołych, ciemnoniebieskich oczach. Czego on się tak cieszy? Przyjrzałem mu się uważnie. Miał na sobie szorty, luźną koszulkę bez rękawów oraz sportowe buty. Wiedziałem niestety co to znaczy.
- Ruszaj dupę, idziemy pobiegać.
- Weź, nie chce mi się. Moje ciało nienawidzi biegać.
- To je polubi. Dawaj, przebieraj się i idziemy. Nie przyjmuje odpowiedzi odmownej.
Stałem w miejscu myśląc czy to nie jest jakiś głupi żart.
- Co tak stoisz? Nie żartowałem. Przebieraj się i biegniemy do parku.
Wiedziałem już, że się z tego nie wywinę. Wpuściłem go do środka. Przyjaciel od razu skierował się do mojego pokoju. W czasie, gdy on lenił się na moim łóżku, ja przebrałem się w coś czym mógłbym biegać.
Dan05: Muszę kończyć, przyjaciel wyciąga mnie z domu
SugarDaddy: Ten przystojny?
Dan05: ...
SugarDaddy: Tak się z tobą droczę. Idź, idź. Do zobaczenia jutro.
Dan05: Cześć
Odłożyłem telefon na biurko. Nie miałem zamiaru brać go ze sobą. Tylko by mi przeszkadzał. Chris widząc mnie gotowego, wstał i ruszył w stronę drzwi. Droga do parku była moimi ostatnimi chwilami wolnego. Później Christian ciągał mnie alejkami parku, cały czas popędzając i nieudolnie motywując. Chris w przeciwieństwie do mnie naprawdę dbał o swoją formę, dzięki czemu na brzuchu widniał już ładnie zarysowany ABS. Ja sam nie byłem gruby, miałem jakieś tam mięśnie, lecz zawsze mogłoby być lepiej.
- Dawaj klusko, bo cię nikt nie zechce.
- Uważaj, żeby się ktoś cię od tyłu nie zaatakował.
- No właśnie na to czekam i nic!- Powiedział z żalem.
Wywróciłem oczami.
- Ruszaj się Dan! Jak nadal chcesz zarabiać swoim ciałem to musi ono jakoś wyglądać.
On nie może się zamknąć?! Nie ma jakiegoś wyłącznika? Gdzie mu się wyciąga baterię? Albo chociaż niech ktoś mi poda szarą taśmę. Z każdym kolejnym przebiegniętym metrem prosiłem w ciszy żeby się zamknął. Mówienie mu tego nie miało najmniejszego sensu.
- Odpocznijmy chwilę. Już nie daje rady.
- Przebiegliśmy dopiero dziesięć kilosów. Dasz radę jeszcze co najmniej pięć.
- Może i dam, ale potrzebuje przerwy.
- No niech ci będzie słabiaku.
Zwolniłem do marszu. Starałem się wyrównać oddech. Skrzywiłem się nieco, kiedy moje ucho znów przeszedł ból. Starałem się nad tym zapanować. Miałem nadzieję, że Chris niczego nie zauważy.
- Wszystko okej? Coś cię boli?
Ta, chcieć to sobie mogę...
- Tak. To nic takiego.
- Weź nie świruj. Mów o co chodzi.
- Ucho mnie boli. To nic takiego- zapewniłem go.
- Jesteś pewien?
Nie odpowiedziałem. Skoro mówię, że to nic takiego, to tak jest. Nie ma sensu iść z tym do lekarza. Zaraz przejdzie i będzie po kłopocie. Poza tym darmowa służba zdrowia w naszym mieście pozostawia wiele do życzenia. Równie dobrze mogłem poszukać domowych sposobów na pozbycie się tego bólu.
Christian nie kontynuował już tego tematu, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Ból po chwili zniknął, więc nawet nie było o czym mówić. No, chyba że o tym jak bardzo nie chce mi się dalej biec. W duchu błagałem, żeby to był już ostatni kilometr.
Poczułem ulgę widząc, że zmierzamy już w stronę domu. W końcu odpoczynek! Z niemal błogą radością wszedłem do mieszkania. Oczywiście ten wysportowany rzep również wszedł za mną do środka.
- Idę wziąć prysznic.- Oznajmiłem od razu skręcając w stronę łazienki.
Gorący prysznic po takim wysiłku to coś czego potrzebowałem. Zaraz po tym była woda, po którą udałem się od razu po wyjściu z łazienki. Zabrałem ją ze sobą do pokoju, przypuszczając, że Chris również będzie spragniony. O ile wcześniej sam nie rozgościł się w mojej kuchni.
A jakże by inaczej. Stojąc w progu pokoju przypatrywałem się chłopakowi, który wyżerał mi moje chipsy i opróżnił już pół butelki wody. Jemu dwa razy nie trzeba powtarzać, żeby się rozgościł lub czuł jak u siebie. Usłyszy raz i weźmie to do siebie. Dosłownie.
Moją uwagę przykuł jeden drobiazg, który umknął mi za pierwszym razem. Był nim mój telefon w jego rękach. Czy on nigdy się nie nauczy, że jest to rzecz, której nie cierpię.
- Stary, nie mam problemu z tym, że grzebiesz mi po szafkach i bierze z nich co chcesz, ale mój telefon to ty zostaw.
- Przeglądam twoją rozmowę z panem tatusiem.- Odpowiedział jakby nigdy nic.
Natychmiast podszedłem do niego i wyrwałem mu urządzenie z rąk. Jakim prawem on czyta moje prywatne wiadomości z Williamem?! Nie miałem ochoty by ktokolwiek to czytał.
- Dan, powiedz mi, że za bardzo się w to nie angażujesz.- Odezwał się poważnym tonem, podnosząc się do siadu.- Rozumiesz, że to jedynie układ. Spotykasz się z nim dla kasy. Jesteś dla niego jedynie dziwką na telefon.
Obrzuciłem przyjaciela gniewnym spojrzeniem.
- Sory, że tak to mówię, ale taka jest prawda. Jesteś dla niego jedynie przygodną zabawką, którą w każdej chwili może wymienić. On nic do ciebie nie czuje poza popędem seksualnym.
- Zamknij się- warknąłem.
- Dan, błagam cię. Zastanów się nad tym wszystkim. Myślisz, że taki bogaty koleś związał by się z kimś takim jak ty czy ja? Mu chodzi tylko o jedno. Mówię ci to wszystko po to byś się opamiętał. Jeśli zaczynasz cokolwiek czuć do tego kolesia to zduś to w zarodku. Nie chcę byś później cierpiał przez swoją głupotę. A to jest pewne jeśli będziesz dalej w to brnął.
- Mylisz się.
On nie miał racji. Skąd on mógł wiedzieć co jest między mną a Williamem?!
- Wcale nie. Dan, on może mamić cię słodkimi słówkami, ale pomyśl. Jak on ma się niby zachowywać? To po prostu taki typ. Chce cię traktować jak swojego kochanka- czule i troskliwie- to tak będzie robił. Trafiłbyś na zimnego perwersyjnego typa to wyzywałby cię i byłby wobec ciebie brutalny. Twój po prostu lubi tego typu zabawę, przez którą ty myślisz, że coś do ciebie czuje. Źle interpretujesz jego zachowanie.
Miałem dość tego co mówił.
- Wyjdź.
- Dany...
- Wyjdź!
Chłopak westchnął ciężko, po czym wstał z łóżka i udał się w stronę wyjścia.
- Ja po prostu nie chcę, żebyś cierpiał. Przeprowadź na nim jakiś głupi test. Sprawdź, że zależy mu jedynie na seksie z tobą.
Chłopak wszedł zostawiając mnie samego z swoimi myślami. Czułem wściekłość wymieszaną z smutkiem na samą myśl, że to co powiedział mogło być prawdą. Przecież William jest taki czuły i delikatny. Interesuje się tym co robiłem, jak minął mi dzień. Nie spotykamy się jedynie na seks. Byliśmy już w kinie, na spacerze, w teatrze. Co prawda niemal każdy z tych wypadów zakończył się wspaniałym seksem, ale przecież nie to było głównym celem spotkania. Po prostu dobrze było nam razem. Nie możliwe, żeby to wszystko- jego słowa, gesty- były jedynie grą aktorską.
Krzyknąłem sfrustrowany. Moje ucho ponownie zaczęło boleśnie pulsować. Czułem dziwny ucisk w żołądku. Po chwili biegłem do łazienki, a następnie klęczałem nad ubikacją wymiotując. To pewnie przez nerwy.
~ WILLIAM ~
Zjawiłem się pięć minut przed czasem. Siedziałem w samochodzie, który zaparkowałem na chodniku na przeciwko jego kamienicy. Spojrzałem ponownie w stronę budynku. Jak w takim czymś w ogóle można mieszkać? Przecież to wygląda jakby ledwo co się trzymało. W środku musiało być w cale nie lepiej.
Uniosłem nieco wzrok. Na drugim piętrze w oknie można było dostrzec przygarbioną postać starszej kobiety. Opierała się o parapet spoglądając z góry na świat. Monitoring osiedlowy, tak? Zero prywatności. Jestem pewien, że nie wytrzymałbym w takiej dzielnicy długo. Chłopakowi naprawdę musiało się w domu z kasą nie przelewać, skoro godzą się na mieszkanie w takim budynku w takiej okolicy. Najwyraźniej naprawdę potrzebuje kasy, skoro w dodatku został męską dziwką.
Dostrzegłem Daniela wychodzącego z klatki. Szedł w moją stronę z rękami w kieszeni. Przyjrzałem mu się uważnie. Na jego twarzy nie było widać tego uroczego uśmiechu co zawsze. Wydawał się być czymś przejęty lub zmartwiony. Po chwili siedział już obok mnie na miejscu pasażera.
- Wszystko w porządku?
- Tak- skłamał, przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech.
Eh, nie chce to niech nie mówi. Nie czekając dłużej uruchomiłem samochód i ruszyłem w stronę restauracji, w której mieliśmy zarezerwowane miejsca. Przez całą drogę chłopak nie odezwał się ani słowem. Cisza między nami była dość męcząca. Miałem nadzieję, że później się rozweseli. Gdybym chciał patrzeć na fochy i humory to zabrałbym tu Teressę, a nie jego.
Zaparkowałem przy restauracji. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Widziałem jak Daniel uważnie obserwuje całe otoczenie. Jeśli chciał to robić dyskretnie, to nie za bardzo mu to wychodziło.
Po kilku minutach siedzieliśmy już w rogu sali, gdzie byliśmy niewidoczni dla większości gości. Mimo wszystko nie chciałem by ktoś mnie tu z nim zauważył. Jakby nie patrząc, mogłoby zaszkodzić to mojej pozycji. Młody prezes korporacji HOLI S.A. pnącej się wysoko na szczyt jest na kolacji z jakimś gówniarzem. Tak, byłby z tego świetny artykuł do gazet.
- Zamów co tylko będziesz chciał, nie zwracaj uwagi na cenę.
Niepewnie skinął głową. Ostatecznie, gdy zjawił się kelner by odebrać zamówienie, to ja zamówiłem jedzenie dla nas obojga. Widziałem po nim, że nie za bardzo wiedział co wybrać. Miałem tylko nadzieję, że mu zasmakuje.
- Nigdy jeszcze nie byłem w takim miejscu.- Odezwał się w końcu.
Oho, czyżby jednak ktoś tu postanowił ze mną porozmawiać. Może jeszcze nie wszystko stracone. Może humorki były tylko chwilowe i później znowu będzie moim jęczącym dzieciaczkiem.
- Podoba ci się tutaj?- Zapytałem.
- Wszystko tu wygląda na eleganckie i drogie.
Chyba wszystko tak dla ciebie wygląda, patrząc na to gdzie mieszkasz. Chociaż musiałem przyznać, że wnętrze było naprawdę świetnie urządzone. Wiedziałem jednak, że Teressa znalazłaby kilka niedociągnięć. Te kwiaty nie powinny stać tutaj, takie zasłoni nie pasują do tego typu wnętrza, żyrandole powinny być bardziej takie a nie takie. Perfekcjonistka, której nie opuszczała praca.
- Jak było w szkole?- Spytałem, mając nadzieję, że jakoś zachęcę go tym do rozmowy.
Udało się. Z tematu szkoły przeszliśmy zgrabnie na kolejny mało ważny temat, a później na kolejny. Chłopak po czasie rozluźnił się, najwyraźniej zapominając o sprawie, która wcześniej zaprzątała jego umysł. Smutki odeszły w niepamięć. Coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że ten wieczór może zakończyć się naprawdę dobrze.
Robiło się coraz później. Już zjedliśmy kolację oraz domówiony deser. Jednak prawdziwy deser miał być dopiero po powrocie do domu.
- Zbierajmy się już.
Widziałem cień zawahania w jego postawie. Po krótkiej chwili skinął zgodnie głową. Zawołałem kelnera by uregulować rachunek. Po kilku minutach oboje wstaliśmy z miejsc i ruszyliśmy w stronę samochodu. Miałem wrażenie, że na jego twarzy znowu powrócił wyraz zmartwienia. Co cię, do cholery, męczy?
Ruszyłem z parkingu w stronę swojego domu.
- Czym się tak zamartwiasz?- Spytałem, widząc, że bez tego się nie obejdzie.
- Nic takiego.
- Przestań. Widzę, że coś jesteś nie w sosie. Mów o co chodzi.
- Wczoraj pokłóciłem się z przyjacielem.- Odparł w końcu.
Więc to cię tak męczy. Z tym potencjalnie ładnym przyjacielem, tak?
- O coś ważnego?
- Nie. W sumie to tak.- Poprawił się niemal od razu.- Oboje mamy przeciwne zdania na jeden temat. Poza tym wtyka nosa w nie swoje sprawy.
- Założę się, że chciał dobrze. Na pewno oboje po części macie racje. Poza tym kto czasami nie wtyka nosa w nie swoje sprawy? Taka ludzka natura. Nie zawsze robimy to co powinniśmy
Chłopak milczał jakby w ciszy analizując moje słowa. Chyba udało mi się jakoś trafić w ich problem i dać nawet przydatną radę. No proszę, ale ze mnie świetny psycholog i mediator. Nagle kątem oka zauważyłem jego zdezorientowanie. Wyraźnie zdziwiony przyglądał się widokowi za oknem. Zaśmiałem się w duchu.
- Gdzie jedziemy?
Sądziłeś malutki, że odwożę cię do domu, mam rację?
- Zabieram cię do mnie. Trzeba jakoś poprawić ci humor.
Daniel milczał nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili zatrzymałem się przed bramą domu, a następnie przed garażem. Wysiadłem z samochodu, a następnie obszedłem go by otworzyć chłopakowi drzwi.
~ DANIEL ~
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Początkowo miałem zamiar zaprotestować i poprosić by odwiózł mnie do domu, jednak ten widok zajął mój umysł całkowicie. Mogłem się tego spodziewać, ponieważ jako prezes firmy ubezpieczeniowej musiał mieć dużo pieniędzy, mimo wszystko... Widok domu i podwórka zapierał dech w piersiach.
Całość otaczał wysoki mur, który chronił wszystko przed ciekawskim spojrzeniem gapiów. Dwupiętrowy budynek był zbudowany w nowoczesnym stylu. Na zielonym trawniku rosło kilka sosen, które świetnie się komponowały z tymi poza granicami posesji. Z prawej strony cała ściana była oszklona.
Szedłem w cichym zachwycie za Williamem, który prowadził mnie do środka tej rezydencji. Wnętrze było równie wspaniałe. Wszystko utrzymane w jasnych stonowanych kolorach. Dominowały różne odcienie bieli, beżu i brązu.
Dotarliśmy do salonu, z którego był wspaniały widok na podwórko. Po prawej znajdowała się kuchnia z wyspą. Wszędzie było dużo przestrzeni. Szedłem dalej by rozejrzeć się po domu. Na parterze znalazłem jeszcze jadalnię, łazienki, sypialnię oraz dwa pokoje dla gości.
Ostatecznie powróciłem do salonu z widokiem na podwórko. Spoglądałem na nocne niebo częściowo przysłonięte przez drzewa. Wziąłem wdech, gdy poczułem jak William przylega do moich pleców. Na moich ustach pojawił się smutny uśmiech.
~ WILLIAM ~
Przylgnąłem do jego pleców, po tym jak chłopak zwiedził cały parter. Bardziej zależało mi na tym, by zwiedził moją sypialnie na piętrze. Wsunęłam dłonie pod jego koszulę. Delikatnie ucałowałem jego kark. Czułem dreszcz, który przeszedł jego ciało. Jednak dało się wyczuć, że coś jest nie tak. Włożyłem ręce do kieszeni jego spodni i przyciągnąłem bliżej do siebie, by poczuł jak bardzo ktoś w moich spodniach pragnął się do niego dobrać. Znowu dreszcze, lecz jego ciało nadal było spięte.
Dobra, na razie nic z tego. Chwyciłem jego dłoń i pociągnąłem go w stronę kanap. Usiadłem na niej, sadzając sobie chłopaka na kolanach, który wydawał się być zdziwiony moim posunięciem. Siedział na mnie okrakiem, nie mając jak uciec przed moim spojrzeniem.
- Mów o co chodzi.
- O nic.- Bąknął pod nosem.
- Daj spokój, przecież widzę, że coś cię męczy.
- Mówiłem, że pokłóciłem się z przyjacielem.
Mówiłeś, racja.
- Nie była to zwykła kłótnia, skoro tak długo cię to trzyma. O co poszło?
- Tak w sumie to trochę o ciebie.- Odpowiedział nieśmiało.
O mnie? To interesujące. Milczałem, oczekując, że chłopak wyjaśni mi to. On jedynie przylgnął do mnie uciekając przed moim wzrokiem. Wtulił się w moją szyję, opierając brodę o moje ramię. Objąłem go w szczelnym uścisku lekko się kołysząc.
- Wszystko będzie dobrze. Na pewno szybko zapomnicie o nieporozumieniu.
Daniel westchnął głęboko.
- Nie ma co się kłócić o głupstwa. W końcu to twój przyjaciel.
Siedzieliśmy tak chyba przez kilkanaście minut. Przez ten czas spoglądałem przez okno. Chyba dzisiaj nici z byzkanka. Ale jeszcze nie wszystko stracone.
- Zostaniesz u mnie na noc.
Młody oderwał się ode mnie patrząc nieco zdziwionym wzrokiem.
- Jest już późno.
- Ale jutro mam szkołę, a ty pracę.- Odezwał się w geście protestu.
- Nie mam jutro żadnego zebrania, więc mogę poprosić Philipa by mnie jutro zastąpił. A tobie nie zaszkodzi jeden dzień wolnego.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chyba udało mi się go przekonać. Dzisiaj postaram się polepszyć mu humor, a jutro przejdziemy do konkretów, ze względu na które się z nim umówiłem.
Z przebiegłym uśmiechem na twarzy zacząłem łaskotać jego boki. Udało mi się, ponieważ chłopak okazał się mieć potworne łaskotki. Siedziałem na jego biodrach, nie zaprzestając ataku. Gdy dałem mu chwilę by odetchnął, na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Pochyliłem się i złożyłem na jego ustach pocałunek, który z niewinnego stał się namiętny.
W końcu odkleiłem się od niego. Towarzyszył temu jego niezadowolony jęk. Teraz nie ma. Chciałem wcześniej to nie byłeś w humorze, teraz musisz czekać do jutra. Pocałowałem go przelotnie, po czym zszedłem z niego.
- Chcesz coś jeszcze zjeść? Może coś do picia?- Zaproponowałem.
- Nie jaa...- Przerwało mu ziewnięcie.
Zaśmiałem się pod nosem. Był naprawdę uroczy.
- Chodźmy spać, ktoś tu chyba jest już zmęczony.
- Nie, ja wcale...- Ponownie ziewnął.
- Nie, wcale. Już dawno po wieczorynce. Do łóżeczka i spać.
Wyciągnąłem w jego stronę dłoń.
- Muszę tylko zadzwonić do taty, żeby się nie martwił. I wymyślić jakąś historię, w którą uwierzy.- Ostatnie zdanie wyszeptał ledwie słyszalnie pod nosem.
- Będę czekał u góry.
Zostawiłem go samego, by mógł spokojnie zadzwonić do swojego ojca. Byłem ciekaw jaki kit mu wkręci, żeby móc u mnie nocować. Jednak moja ciekawość nie była na tyle duża, by zostać na dole i podsłuchiwać. Wspinałem się po schodach. W pierwszej kolejności udałem się do garderoby, z której wyciągnąłem T-shirt, który był za duży nawet dla mnie. Miał on dzisiaj posłużyć młodemu za koszulę nocną. Był to jakiś stary nie trafiony prezent, koszulka powinna sięgać mu do połowy ud. Chociaż jak dla mnie mógłby spać i nago.
Czekałem na niego w sypialni. Leżałem na brzegu łóżka, z nogami na ziemi. Zamknąłem oczy oddychając głęboko. Nie poruszyłem się, gdy usłyszałem jego kroki. Był już w sypialni. Byłem ciekaw co zrobi.
Poczułem jego ciężar na swoich biodrach. Nadal pozostawałem w bezruchu. Otworzyłem oczy, kiedy poczułem jak zaczyna się wiercić, niezwykle mnie przy tym drażniąc. Spojrzałem na niego chłodnym spojrzeniem. Nie, dzisiaj już nic nie będzie. Mam zamiar mu zrobić trochę na złość.
- Przebierz się i chodźmy już spać. Miałem ciężki dzień.
Jego usta wygięły się w grymasie niezadowolenia. Zszedł ze mnie zabierając koszulkę, którą dla niego przygotowałem. Odszedł na bok, po czym zaczął się rozbierać. Nie umiałem się temu nie przyglądać. Ściągał z siebie ubrania powoli i prowokująco. Gdy założył moją koszulkę, sięgnął do swoich bioder. No nie, nie mówcie, że on... Ściągnął bokserki. Miał na sobie JEDYNIE moją koszulę.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Widziałem ten jego przebiegły uśmieszek. Dlaczego nie mogłeś tak od razu ja się pytam?! Ale nie, muszę być konsekwentny. Daniel zbliżył się do mnie i ponownie zajął miejsce na moich biodrach. Nie ma możliwości, żeby nie czuł mojego wzwodu.
Młody zaczął odpinać guziki mojej koszuli.
- Mówiłem...- zacząłem.
- Przecież nie będziesz spał w koszuli.- Przerwał mi.
Starałem nie dać po sobie poznać jak bardzo to wszystko mnie podniecało. Cierpliwie czekałem aż rozepnie całą moją koszulę. Gdy do tego doszło, rozchylił ją odsłaniając mój tors. Podniosłem się do pozycji siedzącej by móc ściągnąć z siebie koszulę. Nasze twarze dzieliły centymetry. Daniel oczywiście to wykorzystał. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Dość, idziemy spać.
- Ktoś tu ma chyba na mnie ochotę.- Powiedział sugestywnie poruszając biodrami, ocierając się o moją męskość.
- Nawet nie wiesz jaką wielką.- Wymruczałem mu do ucha.- Jednak żadne z nas nie dostanie czego chce, aż do jutra.
Szybkim ruchem zdjąłem go z siebie i położyłem na łóżku. Ja w tym czasie rozebrałem się do bielizny. Zgasiłem światło, po czym zająłem miejsce obok chłopaka.
~ DANIEL ~
Obudziłem się jako pierwszy. William nadal spał tuż obok mnie. Nadal nie mogę uwierzyć, że jestem w jego domu. W rezydencji, w której mieszkał. Szkoda tylko, że mój zły humor spowodowany kłótnią z Christianem sprawił, że do niczego nie doszło.
Co prawda z początku właśnie tego chciałem. Przecież miałem sprawdzić, czy zależy mu wyłącznie na seksie. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Nie zależy mu wyłącznie na tym. Przejął się moim złym humorem, próbował mi go poprawić oraz nie zmuszał do seksu. Chris nie miał racji. On musi cokolwiek do mnie czuć. To nie może być wyłącznie układ między klientem, a mną jako męską dziwką.
Z pewnej strony żałuję tego, że zdecydowałem się na ten ruch. Dowiodłem swojej racji, jednak pewnym kosztem. Wczoraj naprawdę miałem na niego ochotę. To przeze mnie do niczego nie doszło. Przeze mnie odmówił, mimo iż dobrze czułem i widziałem, że ma na mnie ochotę, tak samo jak ja na niego.
Dzisiaj będzie inaczej. Tylko w pierwszej kolejności muszę pozbyć się tego bólu głowy. Na pewno ma w kuchni jakieś środki przeciwbólowe. Przy okazji wizyty w kuchni, mógłbym przyrządzić nam śniadanie. Chyba się nie obrazi, że trochę pogrzebie mu w szafkach.
Ostrożnie zszedłem z łóżka tak by nie obudzić gospodarza domu. Przyjrzałem mu się przez chwilę. Wyglądał naprawdę pięknie, kiedy spał. Jego twarz nie znaczyły żadne oznaki zmartwień czy trosk. Wyglądał tak spokojnie.
Zszedłem na dół po schodach, po czym po szybkiej wizycie w toalecie, skierowałem się prosto do kuchni. Poszukiwania tabletek czas zacząć. Mam nadzieje, że są gdzieś tu, a nie w całkiem innym pomieszczeniu. Większość ludzi trzyma takie rzeczy w kuchni.
Przeglądałem szafki w poszukiwaniu czegoś na ten męczący ból. Podskoczyłem zaskoczony, gdy odwracając się ujrzałem kobietę w średnim wieku. Ubrana była najzwyczajniej na świecie, miała czarne włosy do ramion i spojrzenie równie zdziwione co moje. Kto to?!
- Przepraszam, wiem może pani, gdzie tu są jakieś tabletki przeciwbólowe?- Postanowiłem spytać w pierwszej kolejności.
- Druga szuflada od góry w trzeciej szafce od lodówki.- Odpowiedziała niepewnie.
Analizowałem je słowa szukając wskazanego przez nią miejsca. Zajrzałem do niej z radością zauważając, że są tam różne leki. Wziąłem dwie i połknąłem bez popijania. Dobra, teraz pora zmierzyć się z nieznaną osobą. Powiedzieć, że czułem się niepewnie w jej obecności to mało. Ja nie miałem na sobie żadnej bielizny tylko koszulkę Williama!
- Kim pan jest, jeżeli można spytać?
Bardzo uprzejma.
- Jestem... gościem pana Harrisa.- Mam nadzieję, że brzmiało to bardziej pewnie niż mi się wydaje.
- Amanda.- Usłyszałem znajomy męski głos.- Dzień dobry.
Odetchnąłem z ulgą. Teraz on przejmie panowanie nad tą sytuacją.
- Dzień dobry panie Harris.- Odezwała się kobieta kłaniając się.
- Zapomniałem, że dzisiaj przychodzisz. Przepraszam, że musiałaś tu przyjeżdżać, dzisiaj nie ma tu nic do roboty. Większość czasu spędziłem w biurze, więc nawet nie zdążyłem nabałaganić. Przyjdź dopiero w piątek.
- Nic nie szkodzi.- Powiedziała z serdecznym uśmiechem.
Jej pytający wzrok powędrował w moją stronę.
- Pan Daniel Bradley jest moim gościem. Proszę się nie przejmować jego obecnością, gdybyś jeszcze go tu kiedyś zobaczyła.
- Dobrze. W takim razie, skoro nie ma dla mnie roboty... Do widzenia panie Harris, panie Bradley.- Pożegnała się z naszą dwójką.
- Pozdrów dzieci.- Odezwał się Will, gdy kobieta była już w korytarzu.
Milczałem, dopóki nie usłyszałem trzaśniecie frontowych drzwi. Spojrzałem na mężczyznę z niemym pytaniem.
- To moja gosposia. Chyba nie sądzisz, że sam będę utrzymywał ten dom w czystości. Pomyśl ile zajmuje samo mycie podłóg i wycieranie kurzy. Większość czasu spędzam w biurze, więc nie mam czasu na takie rzeczy.
No tak, jak ma się kasę to na takie rzeczy nie ma się czasu i zatrudnia się osoby, które robią to za ciebie. Wygoda, której nigdy nie poznam. Poza tym moje mieszkanie było wielkości jego salonu oraz jadalni.
- Ładnie to tak wymykać się z samego rana z mojego łóżka? Jeszcze pomyślę, że z jakiegoś powodu mnie unikasz.
- Chciałem zrobić nam śniadanie.- Co w sumie było zgodne z prawdą. Nie wyjawiłem po prostu głównego powodu, przez który się tu znalazłem.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Stałem, przyglądając mu się uważnie. Jego ciemnobrązowe włosy rozwiane były w nieładzie. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, na który wczoraj nie zwróciłem uwagi, a który dodawał mu tylko seksapilu. Mężczyzna miał na sobie jedynie bokserki, na co wcześniej również nie zwróciłem żadnej uwagi.
Boże, co ona musiała sobie pomyśleć, widząc nas w takim stanie!
- Myślisz o Amandzie? Nie bój się, nikomu nie powie. Nawet jeśli ma jakieś uwagi, to zatrzyma to wszystko dla siebie.
Czytał mi w myślach czy co? W odpowiedzi skinąłem jedynie głową.
Widziałem jak Will mierzy mnie wzrokiem. Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy nie zwiastował nic dobrego, a może właśnie wręcz przeciwnie. Podszedł do mnie kładąc ręce na moich biodrach i przyciągając je do siebie.
- Ja już widzę coś apetycznego na śniadanie.
Przez cały czas patrząc mi prosto w oczy oblizał dolną wargę w niezwykle pociągający sposób. Rozchyliłem nieco usta, mając ochotę dotknąć tych jego miękkich i kuszący warg. Nagle William chwycił mnie i posadził na wyspie kuchennej. Spiąłem się czując na pośladkach chłód blatu. Mężczyzna zaśmiał się widząc to.
Od razu zbliżył się do mnie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. O tak, tego mi właśnie brakowało. Objąłem rękoma jego szyję, a nogami biodra, nie chcąc by mi gdzieś uciekł. Jego dłonie błądziły po moim ciele pod koszulkę.
W końcu ubranie, które miałem na sobie, zostało brutalnie ściągnięte. Spojrzałem na Willa rozpalonym wzrokiem. On uśmiechnął się łobuzersko, po chwili pchając mnie na blat. Leżałem, czując pod sobą chłód marmuru. Przeciwieństwem tego były rozgrzane usta mężczyzny znajdujące się na moim udzie. Składał delikatne pocałunki, umyślnie omijając to, co najbardziej domagało się jego uwagi.
Wzdychałem, pragnąc, by w końcu się mną zajął. Jego dotyk i pocałunki doprowadzały mnie już do szaleństwa.
- Tatusiu, zajmij się mną, tak jak to tylko ty potrafisz.- Jęknąłem.
- Mi dwa razy nie musisz powtarzać.- Mruknął.
Równocześnie z jego słowami, poczułem jak zaczyna się we mnie zagłębiać. Czułem chód lubrykantu wewnątrz siebie. Kiedy on go nałożył i skąd wziął?! Nadal zadziwiało mnie to, że był świetnie przygotowany na seks w każdym możliwym miejscu.
Czułem łzy spływające z kącików moich oczu. Jego członek wchodzący we mnie, nie był najlepszym uczuciem, gdy wcześniej mnie nie przygotował. Oddychałem ciężko, starając jak najszybciej przyzwyczaić się do tego uczucia. Will zaczął się we mnie poruszać, a ja starałem się rozluźnić.
Mężczyzna pochylił się nade mną, w międzyczasie zajmując się moimi sutkami. Zacząłem jęczeć, zapominając o bólu. W tej chwili czułem jedynie rosnącą przyjemność. Williama język zakreślał małe kółka wokół sutków, co jakiś czas je delikatnie przygryzając. Z moich ust wydobył się zduszony krzyk, kiedy jego członek trafił w moją prostatę.
- Tak, tatusiu- jęknąłem.
Przyspieszył swoje ruchy, doprowadzając mnie do szaleństwa. Rany, jak ja uwielbiam seks z nim! Mógłbym przez pół dnia nie robić nic innego, tylko kochać się z nim.
Po prawie godzinie zabaw w jego kuchni, każdy z nas był wykończony. Spojrzałem na niego, czując że jestem cały spocony. Na mojej twarzy widniał zadowolony uśmiech, podobnie jak na jego. Ciemnobrązowe oczy spoglądały na mnie z czułością.
- Chyba będę się powoli zbierał.- Odezwałem się, nadal lekko dysząc.
On tylko skinął głową.
Ubrałem się w wczorajsze ciuchy. William czekał na mnie na dole. Zszedłem do niego z uśmiechem na ustach. Na długo w mej pamięci zostanie dzisiejszy poranek. W wspólnym towarzystwie wyszliśmy z pięknego domu. Skierowaliśmy się w stronę garażu. Po chwili siedziałem już w jego aucie.
Podczas jazdy nie rozmawialiśmy dużo. On był skupiony na drodze, a ja wyglądałem przez okno nadal czując się świetnie po seksie w kuchni. Nim się obejrzałem znajdowaliśmy się już w mojej dzielnicy. Ze smutkiem patrzyłem na stare kamienice i niezbyt zadbaną okolicę. O wiele bardziej pasowałoby mi mieszkanie w takim domu jak Williama niż tutaj.
Wyszedłem z samochodu, a w ślad za mną poszedł mężczyzna.
- Do zobaczenia.- Pożegnałem go.
- Będę pisał.- Odparł puszczając mi oko.
Uśmiechnąłem się zadowolony. Szybko udałem się do swojego bloku. Tata miał dzisiaj pierwszą zamianę, więc nie musiałem się obawiać o jego obecność. Trudno byłoby mi się wytłumaczyć co robię już w domu. Poza tym powiedziałem mu wczoraj, że będę nocował u Christiana, a rano przyjdę po rzeczy do szkoły. Poranna zmiana taty w pracy była mi bardzo na rękę.
Pół dnia przeleżałem sam w domu. Tata długo nie wracał, więc musieli go zatrzymać dłużej w pracy. W końcu usłyszałem pukanie do drzwi. Trochę się zdziwiłem, ponieważ przecież tata ma klucze. Ruszyłem tyłek z kanapy by zobaczyć kto puka.
Skrzywiłem się nieco widząc w drzwiach Christiana. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to były jego brązowe włosy, które były znacznie krótsze niż gdy ostatnio go widziałem.
- Czego chcesz?- Spytałem ozięble krzyżując ręce.
- Przepraszam. Trochę mnie poniosło. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać.
Milczałem. Miał rację. Jednak sam czułem wewnętrzną potrzebę przeproszenia go. Starałem się powstrzymać to uczucie w sobie.
- Ja również przepraszam.- Odezwałem się, nie wytrzymując.- Za nerwowo zareagowałem.
Na twarzy przyjaciela pojawił się uśmiech. Odsunąłem się i wpuściłem o do środka.
____________________________
Kto miał rację co do Willa- Daniel czy Chris? Dan jest jedynie zabawką, czy gdzieś w głębi jednak Will zaczyna się do niego przywiązywać bardziej niż powinien??
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top