Rozdział 12

~ DANIEL ~

Źle sypiam, co później odbija się na mnie w ciągu dnia. Znów byłem żywmy trupem. Niech to wszystko się już w końcu skończy, bym mógł spokojnie spać w nocy. Całe szczęście był weekend, więc mogłem sobie pozwolić na dłuższe leniuchowanie.

Jednak ja nie miałem czasu na takie przyjemności. Musiałem udowodnić niewinność Williama. Na jakim tropie skończyliśmy? A no tak, Philip. Dwie osoby wskazały na niego. On będzie znał sprawcę. Jednak dreszcz, który towarzyszył mi na samo jego wspomnienie, mówi mi, że coś tu jest nie tak. Gdy w głowie narodziła mi się nowa... teoria.

Pierwszą jest to iż mężczyzna o lodowatym spojrzeniu, gej, który posuwa mojego przyjaciela, jako przyjaciel rodziny mógł znać kochanka zamordowanej, który jest również moim głównym podejrzanym. Wystarczyłoby, gdyby powiedział mi kto to jest, już ja zrobiłbym wszystko, by prawda wyszła na jaw.

Jednak jest jeszcze druga możliwość. Philip jednak nie okazuje się być kompletnym gejem i sypiał z narzeczoną swojego najlepszego przyjaciela. To również zrzucałoby winę jej zamordowania na niego. W tym przypadku udowodnienie tego byłoby o wiele trudniejsze. Boję się do czego byłby zdolny, by utrzymać prawdę w tajemnicy. Skoro był zdolny to czegoś takiego, jak daleko mógłby się jeszcze posunąć?

Nie. Chris nie umawiałby się z mordercą. Fakt, że on tylko spotyka się z nim za kasę, jednak... Nie, to nie może być prawdą. Co jednak nie zmieniało faktu, że musiałem porozmawiać z tym człowiekiem.

Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer przyjaciela.

- Cześć. Wpadłbyś do mnie na chwilę?- Spytałem, ukrywając prawdziwy motyw spotkania.

- Jasne, czemu nie. Daj mi się ogarnąć i przychodzę.

Rozłączył się. Już ja znałem to jego „ogarnięcie się". Miałem czas by wziąć prysznic i zjeść na spokojnie śniadanie.

Jak się spodziewałem, tak było. Zostało mi nawet jeszcze trochę czasu na pozmywanie po posiłku. Wytarłem ręce w szmatkę i skierowałem się w stronę drzwi. Wpuściłem do środka nic nie świadomego przyjaciela.

- Słuchaj, mam do ciebie małą prośbę.- Zacząłem, gdy znaleźliśmy się w moim pokoju.- Mógłbyś porozmawiać z tym swoim Philipem.

- Na jaki temat?- Chris wyraźnie się spiął.

- Rozmawiałem już z Williamem.- Nie wspominałem mu o wizycie u Amandy.- Phil może znać kochanka Teressy, który jest prawdopodobnie jej mordercą.

Widziałem jego zmieszanie i niepewność. O co mu chodziło, co to za problem?

- Chris, ja nie pozwolę by William poszedł siedzieć za coś czego nie zrobił.

- Dobrze.- Odparł w końcu.- Postaram się z nim porozmawiać, ale niczego nie obiecuję.

Byłem mu naprawdę wdzięczny, to wiele dla mnie znaczyło.

~ CHRISTIAN ~

Usiadłem na łóżku. To wszystko idzie w złym kierunku. Położyłem się, jednak nawet nie zdążyłem odetchnąć, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Odebrałem zgadując kto próbuje się ze mną skontaktować.

- Dan za bardzo węszy, zrób coś z tym.- Usłyszałem od razu.

- Też miło się słyszeć. Poza tym spóźniłeś się. Właśnie od niego wróciłem.

- Trzymaj tego swojego kolegę na krótszej smyczy, w przeciwnym razie stanie mu się krzywda.

- On niczego się nie domyśla. Chciał bym porozmawiał z tobą. Uważa, że znasz prawdziwego sprawcę, którym jest kochanek tej martwej.

- Chris, słońce, trzymaj go z daleka ode mnie i od całej tej sprawy, w przeciwnym razie może się to dla niego źle skończyć.- Warknął wściekle.

- Spokojnie. Napij się może meliski, albo przeleć jakąś Liskę?

Uśmiechnąłem się, słysząc jego wściekłe sapnięcie. Mężczyzna rozłączył się, wyraźnie tracąc do mnie cierpliwość, której zresztą nie miał za dużo. Nie wiem, dlaczego tak obawiał się Daniela. On w życiu nie jest w stanie zaszkodzić komuś takiemu jak Phil. Za wysokie progi na jego nogi.

~ DANIEL ~

Leżałem na łóżku obrócony na plecy. Za oknem robiło się już ciemno. Przesuwałem palcem po ekranie telefonu. Przeglądałem moje zdjęcia z Williamem oraz samego mężczyzny. Nazbierało się tego więcej niż myślałem. Z uśmiechem wspominałem każdą spędzoną z nim chwilę.

- Kurwa.- Zakląłem pod nosem, gdy telefon upadł mi na twarz.

Podniosłem telefon i przekręciłem się na brzuch, by uniknąć podobnego wypadku. Spojrzałem z grymasem na telefon. Zdziwiłem się, widząc miniaturkę filmu. Nacisnąłem trójkąt na jego środku, by odtworzyć nagranie. Ja miałem jakiś filmik na telefonie?! W miarę oglądania go wszystko się rozjaśniło.

Znieruchomiałem. Serce w mojej piersi biło w szalonym tempie. To byłem ja wraz z Williamem, gdy kochaliśmy się w jego kuchni. Nagranie... z kuchni. Nie mogłem uwierzyć, że zapomniałem o nim! Jasna cholera! Przecież Teressę zabito w kuchni, kuchennym nożem. Jednym z tych, które znajdują się w stojaku w rogu!

Podniosłem się natychmiast z łóżka. Chwyciłem bluzę z krzesła i niewielkie urządzenie schowane w szufladzie biurka. Wybiegłem z pokoju jak oparzony.

- Niedługo wrócę!

- Daniel!- Tata próbował mnie zatrzymać.

- Przepraszam, ale to naprawdę ważne!

Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Byłem już za drzwiami. Wybiegłem na dwór. Wieczór był dość chłodny. Nie przestawałem biec. Starałem się dorównać tempem myślom rodzącym się w mojej głowie.

Jeśli kamera ukryta w kuchni zapisuje każde nagranie na komputerze, to jest szansa, że nagrała ona mordercę Teressy, jak i samo zabójstwo. Jak ja mogłem wcześniej o tym nie pomyśleć?! Jednak co jeśli technicy zabrali laptop Williama jako jakiś dowód czy coś w tym stylu? Poza tym śledczy, szukający śladów w domu, powinni zauważyć kamerkę. Chyba.

Gdy dotarłem pod dom Williama byłem cały zdyszany. Z trudem łapałem powietrze. Rozejrzałem się dookoła. Nie było tu już radiowozów policyjnych ani reporterów, którzy byli nieodłącznym elementem tego otoczenia przez pierwszy tydzień. Na bramce i drzwiach domu znajdowała się jedynie policyjna taśma.

Dostałem się na podwórko, a następnie do środka domu. Uważałem, by nie naruszyć taśm policyjnych. Nie chciałem zostawić po sobie śladów. Chociaż już to zrobiłem dotykając klamki... Mniejsza. Byłem w domu Williama. Był on aż przerażający pusty, pozbawiony śladów czyjejkolwiek obecności. Oświetlając sobie drogę latarką w telefonie, udałem się w pierwszej kolejności do kuchni.

Wszelkie ślady morderstwa zostały już wyczyszczone. Podłoga świeciła czystością, a na blatach panował porządek. Poświeciłem w kierunku, w którym powinna znajdować się kamera. Niczego nie byłem w stanie dojrzeć. Tam niczego nie ma. Może już ją zabrali?

Kolejnym pomieszczeniem, do którego się udałem było biuro Williama. Liczyłem, że tam znajdę komputer, na którym zapisywany jest obraz z kamery. Szczerze mówiąc, to trochę zdziwiłem się widząc jego laptop na swoim miejscu na biurku. Naprawdę sądziłem, że będzie on zabrany przez techników policyjnych. Może przeszukali go i niczego nie znaleźli, więc odłożyli na miejsce? Jeśli tak, to co ja mógłbym znaleźć, czego oni nie znaleźli...

Dan, trzeba być pozytywnej myśli. Otworzyłem notebooka i włączyłem. Ukazało mi się okienko logowania. Kur... Nie znam hasła. Zacząłem wpisywać te najpopularniejsze, które przyszły mi do głowy. Nie, żadne z nich. Do głowy przyszła mi jeszcze jedna propozycja. Nie, to głupie. To na pewno nie będzie...

Zdziwiłem się, gdy ujrzałem napis powitalny, a po chwili pulpit. Mój login z portalu randkowego, na którym się poznaliśmy. Poczułem przyjemne ciepło w środku.

Dobra, czas przeszukiwać dysk. Zacząłem zaglądać do każdego folderu. Siedziałem jak na szpilkach, podskakując na każdy niezidentyfikowany głos. Przecież jak ktoś mnie tu zobaczy, to od razu ląduję na komendzie. Jeszcze pomyślą, że chcę zatuszować ślady.

Siedziałem tu już pół godziny, które zdawało się trwać zaledwie kilka minut, a nadal nie udało mi się znaleźć tych nagrań. Znalazłem tylko moje kuchenne zabawy z Williamem. Miałem nadzieję, że nikt poza nami tego nie widział.

Zrezygnowany otworzyłem panel sterowania. Jeśli tu nie znajdę śladu tej kamerki, to się poddaje. Zacząłem szperać w ustawieniach i podłączonych urządzeniach. Ze zdziwieniem odkryłem, że z laptopem jest połączona jakaś kamera. Poprawiłem się na krześle, czując rodzącą się we mnie nadzieję. Wszedłem w ustawienia. Ona była nadal włączona, lecz nie nagrywała z powodu przekroczenia ustawionego limitu pojemności. Spróbowałem zobaczyć co aktualnie filmuje. Udało mi się, lecz była to jedynie czerń. Gdzie ona do cholery się znajdowała?! Przecież tam nic nie było widać!

Przeglądałem dalej ustawienia urządzenia. Domyślny folder, na którym powinny być zapisywane nagrania był zmieniony. Wszedłem w ścieżkę, podaną jako aktualny adres zapisywania filmów. Była tak długa, że nie mieściła się w jednej linii. Will napracował się w stworzenie folderu, który nie będzie łatwo znaleźć.

Miałem nadzieję, że limit pamięci nie został wykorzystany przed morderstwem, a po nim. Po chwili znalazłem się w folderze pełnym plików wideo. Kamera najwidoczniej robiła autozapis co godzinę. Ostatnie nagranie zostało zapisane dzień po morderstwie Teressy. Przełknąłem ciężko ślinę. To oznacza, że to nagranie tu jest.

Morderstwa dokonano między północą a godzinę pierwszą w nocy. Jest to pierwsze nagranie zapisane tego dnia. Drżącą ręką włączyłem je.

Przez dług czas nic się nie działo. Obraz nie był ciemny, ponieważ do kuchni dochodziło światło z salonu. Kobieta nie spała. Przewinąłem nieco dalej. Dziesięć minut przed godziną pierwszą coś zaczęło się dziać. Kobieta pojawiła się w kuchni. Na jej twarzy gościł figlarny uśmiech. Za nią szedł... Nie wierzyłem własnym oczom. To był Philip. Dziewczyna przykleiła się do niego i połączyła ich usta w gorącym pocałunku. To on był jej kochankiem!

Oglądałem dalej. Dwójka rozmawiała ze sobą, flirtowała. W końcu kobieta podeszła do lodówki. Wyciągnęła z niej kilka artykułów. Najwidoczniej przed bzykankiem, postanowili coś przekąsić. Tessa stała przy wyspie, odwrócona do mężczyzny tyłem. Widziałem jak mężczyzna korzysta z jej nieuwagi i wkłada na dłonie skórzane rękawiczki, wyciągnięte z kieszeni. Następnie jego dłoń podążyła w stronę stojaka na noże. Serce łomotało w mej piersi niczym u spłoszonego gołębia na krakowskim przedmieściu.

Philip podszedł do niej. Pochylił się, zajrzał przez jej ramię. Szepnął coś do niej, po czym zanurzył ostrze w jej ciele. Kamera nie nagrywała dźwięku. Całe szczęście, ponieważ nie wiem czy byłby w stanie słuchać tych krzyków, które wydobywały się z gardła przerażonej i rannej kobiety. Szeroko otwartymi oczami patrzyłem jak mężczyzna z kamienną twarzą kilkakrotnie dźga ciało kobiety nożem kuchennym.

Po wszystkim ściągnął zakrwawione rękawiczki i schował do kieszeni spodni. Sam mężczyzna również był ubrudzony krwią dziewczyny. Widziałem jak spogląda na nią z obojętnością i wychodzi. Miałem przez chwilę wrażenie, że widzę na jego twarzy uśmiech. Przecież to jakiś potwór!

Ostatnie kilka minut filmu pokazuje przerażająco nieruchomą kobietę, którą otacza coraz większa kałuża krwi. Włączyłem następne nagranie. Po kilku minutach widziałem jak William pojawia się zdziwiony, a dosłownie kilka sekund później podnosi ręce i jest aresztowany przez policję.

Drżącymi rękoma wyciągnąłem z kieszeni pendrive'a. Miałem trudność z trafieniem nim do portu laptopa. Bycie pośrednim świadkiem morderstwa nie było niczym przyjemnym. W końcu udało mi się. Szybko zgrałem oba filmiki na urządzenie. Wyszedłem z wszystkich pootwieranych programów, po czym wyłączyłem laptop.

Może to głupie, ale dla bezpieczeństwa schowałem urządzenie w majtkach. Co, dziewczyny mogą chować rzeczy po stanikach, a mi nie wolno w gaciach? To był za cenny dowód, by w razie gdyby jakiś cuchnący menel na mnie napadł, zabrał urządzenie licząc na jakiś zysk z sprzedaży go. Może popadałem w małą paranoję, jednak to jest bilet wolności dla Williama.

Nadal nie wiedziałem jakim cudem policja tego nie znalazła. Przecież pracowali tam wykwalifikowani informatycy. Jakim cudem ja zdołałem znaleźć to nagrania, a oni nie?!

Pośpiesznie wyszedłem z domu, uważając by policyjne taśmy nie zostały naruszone. Wszystko było na swoim miejscu, nikt nie dowie się o mojej wizycie tutaj. Idąc w stronę miasta sięgnąłem po telefon. Nadal cały drżałem, ciężko było mi palcem trafiać w odpowiednie miejsca na ekranie telefonu.

- Tutaj Theodor Morgan.- Usłyszałem żywy głos.

Na szczęście nie spał.

- Jest pan u siebie w biurze?- Wiedziałem, że ostatnio mężczyzna spędza tam niemal całe dnie i noce.- Mam coś ważnego, musi to pan zobaczyć.

- Ja również coś mam, ale chwila... Dan, miałeś się nie mieszać.

- Niedługo u pana będę.- Zignorowałem jego uwagę.

Rozłączyłem się. Na mojej twarzy gościł uśmiech. Teraz wszystko pójdzie dobrze. Mamy dowód, na którym widać prawdziwego sprawcę. Will w końcu będzie wolny!

Nagle poczułem szarpnięcie za ramię. Obróciłem się i ujrzałem trzech zakapturzonych mężczyzn. Nie byłem w stanie ich rozpoznać, twarze zasłaniały im chusty. Cholera, to nie może oznaczać niczego dobrego. Usłyszałbym, że ktoś idzie za mną, gdybym normalnie słyszał?

- Nie wiesz, że nie wtyka się nosa w cudze sprawy?- Odezwał się jeden z nich niskim głosem.

Poczułem jak dwóch z nich przytrzymuje mnie. Zacząłem się szarpać. Dostałem dwa ciosy w twarz i jeden w brzuch. Miałem problem z złapaniem oddechu.

- Trzymaj się z daleka od tej sprawy i od osób z nią związanych. To taka moja dobra przyjacielska rada.

Mężczyzna zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Kurwa, ja to mam intuicję! A może właśnie zapeszyłem? Starałem się powstrzymać uśmiech cisnący mi się na usta, z powodu mojej przezorności. Przeszukał moje kieszenie i nogawki, lecz nie znalazł niczego poza telefonem, który skończył z rozbitą szybką.

Złudnie myślałem, że to już koniec. Każdy z ich dołożył mi jeszcze w gratisie. Leżałem na ziemi obolały i z krwawiącym nosem. Założę się, że będę miał śliwę pod okiem. Jednak miałem gdzieś te wszystkie obrażenia. Najważniejsze, że nadal miałem dowód obciążający Philipa, który nasłał na mnie te zbiry. Dam sobie obciąć rękę, że to on pilnuje, by nikt nie dowiedział się prawdy.

Starłem krew z twarzy i poczekałem chwilę, aż z nosa przestanie lecieć krew. Następnie ruszyłem w przerwaną podróż. Idąc przez miasto czułem jak ludzie patrzą się na mnie z lekką obawą. Ignorowałem to.

W końcu dotarłem na miejsce. Przylgnąłem do ściany budynku, gdy ujrzałem wychodzących głównymi drzwiami kilku zakapturzonych mężczyzn, lecz nie tych samych, których miałem okazję spotkać. Kurwa, chyba nie tylko mnie ktoś próbuje uciszyć.

Gdy mężczyźni zniknęli z mojego pola widzenia pobiegłem na górę.

~ THEODOR~

Siedziałem przy biurku. Było już późno, lecz chciałem skończyć to co zacząłem. Chcąc by wzrok odpoczął nieco od komputera, zacząłem przeglądać pocztę, która przyszła dzisiaj do kancelarii. Wyprostowałem się widząc kopertę, na którą od dawna czekałem.

Szybko wczytywałem się w tekst, szukając interesujących mnie treści. Wynik, wynik, wynik... Negatywny. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. To nie jego dziecko. Ona miała kochanka. Młody miał dobre przeczucia.

Jednak nie byłem pewien, czy jest się z czego cieszyć. Nie mamy żadnego podejrzanego na miejsce tajemniczego kochanka i ojca dziecka zamordowanej. Nowa nadzieja narodziła się we mnie po telefonie od Daniela, którego kompletnie się nie spodziewałem.

Nie ma co się za wcześnie cieszyć. Przecież nie przyjdzie mi tu zaraz z imieniem i nazwiskiem prawdziwego mordercy oraz dowodem go obciążającym. Życie nie jest takie piękne. Zacząłem szukać w notesach interesujących mnie telefonów. Może jeśli jutro po dzwonię po znajomych, uda mi się jeszcze coś zdobyć.

Uniosłem gwałtownie wzrok w górę, gdy usłyszałem trzaśniecie drzwi od mojego gabinetu. Oblał mnie zimny pot na widok zamaskowanych mężczyzn. Założę się, że nie przyszli na konsultację prawną lub na przyjacielską herbatkę.

Drgnąłem zaniepokojony. Nie miałem dokąd uciec. Jeden z nich pilnował mi jedynej drogi ucieczki z tego pomieszczenia. Było jeszcze okno, jednak znajdowałem się na piątym piętrze. Wolałbym przez nie nie wyskakiwać.

- Witamy pana.- Odezwał się jeden z nich złowrogim tonem.

- Czego chcecie?

Wstałem z krzesła. Starałem się zachować odległość między nami.

- Żebyś przestał węszyć. Zrób sobie wolne do następnej rozprawy. Wyjedź na wakacje.

- Mam pozwolić, żeby niewinny człowiek skończył w więzieniu?

Po co ja się w ogóle odzywam?! Odległość między mną a mężczyznami coraz bardziej malała.

- Nie. Masz pozwolić swojej żonie i synowi bezpiecznie przeżyć kolejny tydzień.

- Zostawcie ich w spokoju!

Dwóch z nich złapało mnie i powaliło na ziemię. Zacząłem się szarpać, jednak na nic się to nie zdało. Mierzyłem ich wściekłym wzrokiem. W tle słyszałem jak demolują to pomieszczenie.

- Nie chcemy pańskiej krzywdy. Chcemy po prostu mieć pewność, że się zrozumieliśmy.

Poczułem jak ktoś przydeptuje moją nogę, jednocześnie wykręcając ją pod nienaturalnym kątem. Zacisnąłem zęby z bólu. Moje serce biło w szalonym tempie.

- Zrozumieliśmy się? Nie ważne jakie masz dowody i jakie będziesz miał. Wynik rozprawy jest już przesądzony, a ty go nie zmienisz.

Ktoś stanął na mojej ręce. Za co mnie to spotyka?! Idąc na prawo nie pisałem się na takie coś! Po latach nauki i wkuwania, teraz takie rzeczy! To miała być ciepła i bezpieczna, bardzo dobrze płatna posada!

- Rozumiemy się? Chyba zależy ci jeszcze na bezpieczeństwie rodziny?

- Zgoda!- Krzyknąłem.

Przestano mnie deptać i przytrzymywać. Odetchnąłem z ulgą. Rozejrzałem się szybko dookoła. Biuro wyglądało jak pobojowisko.

- Widzimy się na rozprawie.- Pożegnali się ze mną.

Leżałem, nadal będąc w szoku. Co za bandyci! Musieli zostać nasłani przez prawdziwego sprawcę. On o wszystkim wie i wszystko kontroluje. Moje ciało przeszedł dreszcz. Z kim my zadzieramy?! Branie tej sprawy to był idiotyzm. Wiem, że William to mój stary przyjaciel i byłem mu to winien, jednak... Teraz jest w to zamieszana również moja rodzina. Nie będę narażał ich na niebezpieczeństwo tylko po to, by go chronić. Dwa życia nie są warte jednego.

Podniosłem się gwałtownie słysząc czyjeś kroki. Czego oni zapomnieli?! Ulżyło mi, gdy zobaczyłem Daniela wpadającego do mojego biura. On również musiał zaliczyć spotkanie uświadamiające. Miał poobijaną twarz, na której widniał wyraz zdeterminowania.

- Wszystko w porządku?- Spytał podbiegając do mnie.

- Tak.- Odparłem niepewnie.

- To ludzie Philipa.- Mruknął pod nosem.

Starałem szybko przypomnieć sobie człowieka o tym imieniu. Od razu napłynął do mnie wizerunek poważnego mężczyzny o spojrzeniu godnym lodowego króla.

- Chwila, chcesz powiedzieć, że to on...

- Tak.

Przecież to był wiceprezes i najlepszy przyjaciel oskarżonego. On miałby być winnym, którego przez cały czas szukaliśmy? Był cały czas pod naszym nosem.

- Skąd wiesz?

Chłopak zaczął mi wszystko opowiadać. O jego przypuszczeniach, włamaniu się do domu oskarżonego i zobaczeniu nagrania. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Dzięki temu nagraniu mogliśmy udowodnić niewinność Williama!

Nagle ponownie dotarła do mnie rozmowa zbirów sprzed kilku minut. Grozili mojej rodzinie. Jeśli pokażę to nagranie, moja żona i dziecko będą w niebezpieczeństwie. Poczułem rozdarcie wewnętrzne. Mam tak po prostu pozwolić skazać niewinnego człowieka na więzienie mając takie dowody? Jednak nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś im się stało.

- Pokaż mi to nagranie.

Usiedliśmy przy biurku. Zdziwiłem się, gdy wyszedł by wyciągnąć pamięć. Gdzie on ją trzymał, że musiał wyjść? Chłopak sam podłączył pendrive'a do laptopa. Dobrze, bo chyba nie chciałem teraz tego dotykać.

Chłopak pokazał mi moment morderstwa, jak i aresztowanie Williama. Byłem w szoku. Jeszcze nigdy nie widziałem na oczy żadnego morderstwa. Udawane sceny zabijania na filmach oraz cała masa dowodów i materiałów związanych z prawdziwymi zabójstwami, ale nigdy samego aktu morderstwa. Już nigdy nie zapomnę tego widoku.

Ten bezwzględny wzrok i delikatny uśmiech na twarzy mordercy uświadomił mi, że ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. Bałem się, że moja rodzina może skończyć jak Teressa Walker.

- A pan co odkrył?- Spytał w końcu.

- Dziecko nie było Williama. Teraz już wiadomo, kto jest ojcem.

- Wygramy tą rozprawę!- Odezwał się zadowolony.- Nie zdołają przebić naszych dowodu. Mamy nagrany moment morderstwa z widocznym sprawcą!

Uśmiechnąłem się słabo, widząc jego radość. Odłączyłem małe urządzenie od komputera i schowałem w szufladzie. Co ja mam teraz zrobić?

- Na pewno wszystko w porządku?

- Tak.- Odpowiedziałem cicho.

- Wygramy to, prawda?

Nie umiałem mu odpowiedzieć. Nie miałem pojęcia co zrobić. Przedstawić posiadane przez nas dowody i narazić życie własnej rodziny? Czy może poświęcić Williama by ocalić bliskich?

- Panie Morgan?

- Proszę cię, idź do domu. Muszę tu posprzątać i uporządkować wszystkie dokumenty.

- Panie...

- Idź już!

Widziałam zawahanie w jego postawie, a w oczach strach. Ostatecznie wyszedł z mojego biura. Zostałem sam z własnymi myślami. Czułem się okropnie.

~ DANIEL ~

Wróciłem do domu. Cieszyłem się chociaż, że ojciec nie dopytywał o mój stan. Pozwolił mi bez słowa doprowadzić siebie do porządku i zagłębić się w swoich myślach.

Miałem mętlik w głowie. Powinienem się cieszyć. Mamy dowody pokazujące niewinność Williama. Jednak bardzo niepokoiło mnie zachowanie pana Morgana. Co te zbiry mu nagadały? Przecież musi pokazać ten film na rozprawie! Naprawdę może okazać się ludźmi pokroju Philipa i pozwolić wsadzić do więzienia zupełnie niewinnego, chorego człowieka?

Usłyszałem pukanie do drzwi mojego pokoju. Już dawno nie słyszałem tego dźwięku. Przeważnie był dla mnie zbyt cichy. Spojrzałem w tamtą stronę. Do środka wszedł Chris. Wyglądał okropnie, lecz w innym sensie niż ja. Był cały roztrzęsiony. Na jego twarzy widniała troska i strach. Zamknął za sobą drzwi.

- Mówiłem, żebyś się do tego nie mieszał!- Naskoczył na mnie roztrzęsionym głosem.- Przecież to się mogło skończyć o wiele gorzej! Naprawdę nie możesz odpuścić? Przecież nic nie zrobisz, nie udowodnisz niewinności Williama.

- Wiem, że to robota Philipa.- Powiedziałem pewnie.

Zadrżał, spoglądając na mnie. Wyglądał na mocno zdziwionego. Jednak miałem wrażenie, że nie jest to spowodowane tym, kim okazał się sprawca. W głowie przeanalizowałem jego wypowiedź.

- Wiedziałeś o tym.- Odezwałem się z niedowierzaniem.

- To nie tak! Próbowałem cię przed tym wszystkim chronić. Jakoś oddalić cię od tego, od Williama. Ale nie, ty musiałeś się przyczepić go jak rzep psiego ogona.

- Nie wierzę! Jesteś równie wielkim sukinsynem co ten twój kochaś! Nie chcę cię widzieć!

- Ja nie mam z tym nic wspólnego!- Zaczął się bronić.

- Wiedziałeś o wszystkim i nic nie zrobiłeś! Jak możesz spotykać się z kimś takim?!

- Proszę cię, to długa historia. Ja naprawdę nie mam z tym wszystkim nic wspólnego.

Usiadłem na łóżku, zatapiając dłonie w włosy. Mój mózg zaraz stanie się ciepłym kisielem od nadmiaru niespodziewanych informacji w zbyt krótkim czasie. Poznanie prawdziwego sprawcy, dowiedzenie się o powiązaniu mojego najlepszego przyjaciela z tym mordercą oraz wątpliwość w sprawie adwokata Williama. Już niczego nie byłem pewien. Wszyscy zaczynali być przeciwko mnie.

- Dlaczego on to zrobił? Dlaczego wplątuje w to Williama, jak on mógł kogoś zamordować?!

- Osobiste porachunki, zazdrość, przerośnięte ego, zbytnia ambicja i żądza władzy.- Odezwał się jakby w odpowiedzi na moje pytanie.

Zapadła cisza. Miałem wrażenie, że wszystko zaczynało się sypać. Starałem się jakoś trzymać. Jeśli się załamię, nie wiem czy będę w stanie się pozbierać.

- Proszę wybacz mi.- Kucnął przy łóżku.

- Zeznawaj...

- Co?- Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mojej wypowiedzi.

- Zeznaj w sądzie. Powiedz co wiesz. Naprawdę chcesz patrzeć jak wsadzają do więzienia Williama? Przecież on jest niewinny i chory. W więzieni nie otrzyma odpowiedniej opieki. Poza tym, ja nie dam rady sobie bez niego.

- Nie mogę...

- Naprawdę chcesz współuczestniczyć w tym wszystkim? Jak możesz stać po jego stronie? Przecież ten koleś jest nienormalny. Powinien siedzieć w psychiatryku!

Widziałem zwątpienie na jego twarzy. Jeśli mnie nie poprze, jeśli nie będzie zeznawał w sądzie, to nie chcę go już nigdy widzieć na oczy. Dla mnie również stanie się mordercą.

_______________________________

No to zagadka się nieco rozwiązała. Kto się spodziewał? W sumie pewnie to nie było takie trudne. Chciałam dać wam jakieś poszlaki, lecz pewnie były za oczywiste, co? ;P

Chris zezna w sądzie czy może stchórzy, obawiając się konsekwencji?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top