Rozdział 10
~ DANIEL ~
Przeciągnąłem się z uśmiechem na ustach. Obróciłem się na bok i wtuliłem w nagie ciało Williama. Byłem wykończony, lecz szczęśliwy. Już dawno się tak nie wymęczyłem, albo raczej nikt mnie tak nie wymęczył.
- Byłeś wspaniały.- Szepnął, po czym pocałował mnie w czoło.
Poczułem przyjemne ciepło w środku.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
- Mówisz mi to od wczoraj.- Jęknąłem z półuśmiechem na twarzy.
- Bo mój ukochany właśnie stał się pełnoletni.
Połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Czyli od teraz odpowiadam za siebie i nikt nie może mi mówić czy wolno mi się spotykać z Williamem, czy nie.
Przeniosłem się na jego biodra. Spojrzałem na mojego zadowolonego Willa. Jego nieco falowane ciemnobrązowe włosy nadal były w nieładzie. Wczoraj po kąpieli poszedł spać z mokrą głową, a nim zasnęliśmy jeszcze przez jakiś czas zabawialiśmy się w łóżku. Teraz miał na głowie artystyczny nieład, z którym było mu bardzo do twarzy. Ciemne oczy spoglądały na mnie wzrokiem pełnym pożądania, przez które moje ciało przechodził przyjemny dreszcz podniecenia.
Pochyliłem się i zacząłem obdarowywać pocałunkami jego linię szczęki. Powoli schodziłem coraz niżej, w międzyczasie wiercąc się na jego biodrach. Czułem pod sobą jego wzwód. Uśmiechnąłem się.
Dzięki mnie spędziliśmy w łóżku kolejną godzinę. Jest to bardzo miły poranek mojego pierwszego dnia jako osiemnastolatka. Czułem, że ten rok będzie lepszy od poprzednich. Jestem już dorosły. Pora coś zmienić w swoim życiu. Kiedy tylko przyjdzie mi do głowy, co to może być, na pewno to zrobię. Teraz byłem pewien, że na pewno nie chcę zmieniać mężczyzny mojego życia, którym okazał się być William.
- Jak tam sprawy z przyjacielem?- Spytał, gdy kończyliśmy się ubierać.
- Nadal niczego nie podejrzewa. Wszystko jest jak kiedyś.
- To się cieszę.
Ubraliśmy się i zeszliśmy na dół. Czułem się jak za początków naszej znajomości. Sekretne spotkania w hotelowych pokojach, by nikt nie dowiedział się o naszym związku. Pamiętam, jak stresowałem się pierwszej nocy z nim. Okazało się, że cały ten strach był niepotrzebny
William oddał w recepcji klucz do pokoju, po czym dołączył do mnie. Skierowaliśmy się w stronę parkingu. Wsiadłem do jego auta, cały czas czując nie opuszczające mnie szczęście. Podróż minęła nam w ciszy. Szybciej niż bym chciał znalazłem się pod swoją kamienicą.
- Kiedy się teraz widzimy?- Spytał, odprowadzając mnie pod dom.
- Masz czas w piątek popołudniu?- Patrzyłem na niego z nadzieją.
Wiedziałem, że będzie się musiał zwolnić wcześniej z pracy. Jednak weekend spędzam z Christianem, więc najlepszym terminem na spotkanie z Willem byłoby piątkowe popołudnie.
- Dobrze.- Zgodził się z uśmiechem.- Najpierw wspólny obiad, a wieczorem jakaś imprezka?
- Jasne.- Odparłem zadowolony.
Pocałowałem go na pożegnanie, po czym zniknąłem za drzwiami. Zachowywałem się po cichu, tata najprawdopodobniej spał po kolejnej z rzędu nocnej zmianie. Nie chciałem go obudzić.
Westchnąłem ciężko. Tego nie dało się słuchać! Całe szczęście to już sama końcówka mojej edukacji. Miałem ochotę walić głową w ławkę. Niech ona się zamknie, nikogo to nie interesuje!
- Co się stało, od rana byłeś taki wesolutki, a teraz jakbyś umierał.- Usłyszałem głos przyjaciela.
- Proszę cię, nie mów mi, że ty dajesz radę.- Szepnąłem do niego.
- Dobra, masz rację. Ona każdego potrafi wykończyć w ciągu pierwszych piętnastu minut.- Zaśmiał się cicho pod nosem, patrząc czy nauczycielka tego nie zauważyła.- Masz jakieś plany na dziś?
- Tak, a co? Chciałeś gdzieś wyjść?- Miałem nadzieję, że nie będzie pytał o szczegóły.
- Tak, ale trudno. Czyli widzimy się w weekend?
Cieszyłem się, że nie drążył tematu. Czasami potrafił być bardzo dociekliwy.
Czekałem do końca tej lekcji. Po niej mogłem już iść do domu. Koniec zajęć na dziś, jednak trzeba jeszcze przeżyć to. Jak mogli dać nam taką lekcję na koniec tygodnia?! Każda minuta dłużyła mi się w nieskończoność.
Ulga, którą poczułem, gdy usłyszałem dzwonek była niewypowiedziana. Koniec szkoły na ten tydzień! Wolne. Tak, tego mi było trzeba. Tego oraz Williama. Spakowałem się i wyszedłem z gabinetu wraz z innymi. W drodze powrotnej do domu towarzyszył mi Christian. Rozmawialiśmy o nadchodzących sprawdzianach oraz narzekaliśmy na co się tylko dało. Śmialiśmy się, kiedy przyszła pora by się pożegnać.
- Do jutra.- Chris pomachał mi i po chwili zniknął za ciężkimi drzwiami.
Po kilku minutach i ja znalazłem się w domu. Po wejściu do kuchni zauważyłem pozostawiony dla mnie obiad. Schowałem talerz z jedzeniem do lodówki. Skoro z Willem wybieram się na obiad, nie będę teraz jadł. Jednak miło, że tata o mnie pomyślał.
Spędziłem w domu niecałą godzinę, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu.
- Już jestem.- Usłyszałem głos, o którym myślałem od rana.
- Dobrze, w takim razie już wychodzę.
Zostawiłem tacie karteczkę, na które napisałem, że wrócę później do domu. Nie chciałem by się martwił. Wyszedłem z domu. Przywitał mnie ciepły wiosenny wietrzyk. Robiło się coraz cieplej. Uśmiechnąłem się na widok mężczyzny. Stał po drugiej stronie ulicy. Gdy podszedłem do niego, ruszyliśmy spacerkiem w stronę centrum.
Przyjrzałem mu się. Jego falowane ciemnobrązowe włosy były zaczesane do tyłu. Oczy o tym samym kolorze uważnie wpatrywały się w drogę przed sobą. Ubrany był w biały T-shirt oraz czarne spodnie. W tej chwili wydawał się być jeszcze młodszy, przez co znikała nasza różnica wieku.
Tak jak zaplanowaliśmy. W pierwszej kolejności udaliśmy się do restauracji, w której zjedliśmy obiad oraz deser. Następnie udaliśmy się na spacer. Było to wspaniałe rozwiązanie po sycącym posiłku. Już dawno nie spędzałem z nikim tak spokojnie czasu.
W końcu niebo zrobiło się ciemnogranatowe. Zapowiadała się ciepła noc. Staliśmy właśnie w kolejce do klubu. Już stąd słychać było wydobywającą się z wnętrza muzykę. Ochroniarz ledwie na nas spojrzał. Zrobił na naszych nadgarstkach pieczątkę i wpuścił do środka.
Od razu uderzył nas gorąc oraz zapach spoconych ludzi. Słychać było głośną muzykę. Większość osób bawiła się na parkiecie. My na początek usiedliśmy przy barze.
Mi zamówił słabego drinka, a sobie nieco mocniejszego. Od kiedy to przejmował się tym bym się nie upił? Nie zamierzałem jednak prosić go o nic mocniejszego. Przecież nie przyszedłem się tu napić, tylko dobrze bawić.
Po dwóch drinkach ruszyłem na parkiet. Will dopił swój i postąpił podobnie. Nie podobały mi się klejące się do niego babki. On jednak zdawał się być nimi kompletnie niezainteresowany, co bardzo mnie cieszyło. Niestety nie mogliśmy sobie za dużo pozwolić. Dobrze zdawaliśmy sobie sprawę, że jeżeli w klubie znalazłoby się kilka nietolerancyjnych osób, to koniec z dobrą zabawą na dzisiaj.
Mimo wszystko już dawno się tak dobrze nie bawiłem. Co prawda wychodziłem z Chrisem na różne imprezy, jednak w jego towarzystwie to było co innego.
Z klubu wyszliśmy przed jedenastą. William był w wyśmienitym nastroju. Odprowadzając mnie do domu nie mógł utrzymać rąk przy sobie.
- Will.- Zwróciłem mu uwagę, śmiejąc się nieco przy tym.
- No co? Przecież nic nie robię.
- Ale chciałbyś.- Odparłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie mów, że ty również tego nie chcesz.
- Nie dzisiaj.- Zwróciłem mu uwagę, on jednak nie wydawał się zrażony.
- Wiem, ale jak narobię ci teraz ochoty to, gdy się spotkamy będziesz jeszcze bardziej spragniony.
- Jesteś okrutny- jęknąłem.
- Za to mnie kochasz.- Cmoknął mnie w skroń, obejmując ramieniem.
- Kocham cię przede wszystkim za inne rzeczy. Droczenie się ze mną i zostawianie niezaspokojonego raczej nie jest na szczycie tej listy.
Zaśmiał się wesoło pod nosem. Jego śmiech był zaraźliwy, więc i ja zacząłem się śmiać. W końcu dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Will pocałował mnie na pożegnanie, przypierając przy tym do ściany i napierając na mnie biodrami.
- Do zobaczenia następnym razem.- Powiedział, odrywając się ode mnie.
- Napisz do mnie kiedy się widzimy. Tylko proszę, jak najszybciej.
- Rano do ciebie napiszę.
Puścił do mnie oczko, po czym zaczął kierować się w stronę wyjścia. Wszedłem po cicho do domu. Nie byłem pewien czy tata jest w pracy, czy może już śpi. Starałem się zachowywać bezszelestnie. Ściągnąłem z siebie ubrania, zostawiając jedynie bokserki. Położyłem się do łóżka, cały czas mając w głowie mojego ukochanego.
~ WILLIAM ~
Stałem pośród obcych ludzi. Ruszyłem, gdy sygnalizacja świetlna zmieniła kolor na zielony. Idąc chodnikiem zastanawiałem się, gdzie zostawiłem swój samochód. Czyżbym może wyszedł z domu bez samochodu? Dowiem się tego, docierając na miejsce.
Szedłem ciemnymi ulicami. Było już późno. Cała masa młodzieży wracała z imprez do domu lub zmieniała klub. Ja samotnie wracałem do domu. Miałem tylko nadzieję, że Tessa śpi, bo inaczej czeka mnie kolejna kłótnia. Tak naprawdę to miałem już jej dość. Co właściwie stoi mi na przeszkodzie by od niej odejść? Nic.
Powoli zbliżałem się do domu. Idąc pod górkę minąłem się z mężczyzną spacerującym z ogromnym psem. Widziałem jak na chwilę jego wzrok ląduje na mnie. Przyspieszyłem kroku, chcąc znaleźć się w końcu u siebie.
Przeszedłem przez furtkę. W pierwszej kolejności zajrzałem do garażu, by upewnić się, że jest tam mój samochód. Był na swoim miejscu. Skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Zdziwiłem się, widząc, że są otwarte. Tessa zawsze je zamykała. Włamanie? Wszedłem powoli do środka.
- Halo? Jest tu kto?!
Nikt mi nie odpowiedział. Rozglądałem się w każdym mijanym pomieszczeniu, lecz wszystko było na swoim miejscu. Wszedłem na piętro, lecz tam również niczego nie skradziono. Zszedłem z powrotem na dół. Dookoła panowała przerażająca cisza. Zajrzałem do salonu. Pusto. Spojrzałem w stronę kuchni. Na kafelkach zauważyłem plamę z czerwonego wina. Podszedłem bliżej.
Zamarłem. W uszach słyszałem krew buzującą w moich żyłach. Wzdrygałem się słysząc ciężkie kroki na korytarzu kilku par butów.
~ DANIEL ~
Wstałem z uśmiechem na twarzy. Po ubraniu czegoś na siebie, udałem się do kuchni na śniadanie. Tata był już na nogach. Wyglądał nadzwyczaj dobrze. Już dawno nie widziałem go pijanego, pilnowałem by zawsze miał wykupioną receptę. Widok jego uśmiechniętej twarzy był tego wart.
- Ostatnio cały czas chodzisz w dobrym nastroju.- Stwierdził tata, patrząc na mnie.
- Naprawdę? To źle?
- Wręcz przeciwnie. Bardzo cieszy mnie ten widok.
Zrobiłem sobie śniadanie, po czym udałem się do salonu. Do przyjścia Christiana miałem jeszcze trochę czasu, który mogłem przeznaczyć na leniuchowanie.
Włączyłem telewizor. Pierwszym kanałem okazały się być wiadomość, które mówił o jakieś zamordowanej kobiecie i aresztowanym podejrzanym. Przełączyłem. Na kolejnym programie puszczali piosenki disco-polo. Przełącz i to jak najszybciej! Później reklamy, aż w końcu po przeleceniu kilkunastu kanałów udało mi się znaleźć jakiś film, a konkretnie powtórkę z czwartku. Lepsze to niż cokolwiek innego lecącego w tym czasie.
Zdziwiłem się, słysząc dzwonek wcześniej niż się go spodziewałem. Podszedłem do drzwi, a gdy je otworzyłem, ujrzałem przyjaciela.
- Nie miałeś przyjść trochę później?- Spytałem dla pewności.
- Nudziło mi się w domu, więc wolę ponudzić się u ciebie.
Wpuściłem go do środka. Razem usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać film. Co jakiś czas mój wzrok uciekał w stronę telefonu. O tej godzinie William powinien być już w pracy. Miał napisać mi, kiedy się widzimy. Dlaczego nie zrobił tego do tej pory? Nigdy nie powstrzymywał się by pisać do mnie z samego rana lub nawet w środku nocy.
- Czekasz na jakąś wiadomość?- Usłyszałem ciekawski głos przyjaciela.
- Nie, tylko...- Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Na szczęście Chris odpuścił temat zwracając swój wzrok w stronę telewizora. Ulżyło mi, ponieważ nie miałem w głowie żadnej wiarygodnej odpowiedzi. Trwaliśmy w ciszy przez długi czas. Podczas, gdy my leniliśmy się przed telewizorem, tata szykował się do pracy.
Ponownie zdziwiłem się, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Kto tym razem? Christian już przyszedł, a nie oczekuję więcej gości. Może to ktoś do taty? Mimo wszystko wstałem z kanapy, by sprawdzić kto to taki.
Zesztywniałem widząc przed drzwiami dwóch funkcjonariuszy policji. Przełknąłem ciężko ślinę, spoglądając na nich niepewnie. W pierwszej kolejności przywitali się ze mną i przedstawili.
- Czy zastaliśmy pana Daniela Bradley'a?
- T-to ja. Coś się stało?- Przecież nic nie zrobiłem!
- Musimy pana zabrać na komendę na przesłuchanie, by potwierdzić zeznania świadka.
- Czyje? O co chodzi?
- Pojedzie pan z nami i wszystkiego dowie się na miejscu.
- Daniel, kto to?!- Usłyszałem głos ojca.
Po chwili jego postać pojawiła się w przedpokoju. Widziałem jego zdziwienie i niepokój malujący się twarzy.
- Pozwólcie tylko, że się ubiorę.- Zwróciłem się do policjantów.
Skinęli głowami. Wpuściłem ich do środka, a sam skierowałem się w stronę pokoju. Na chwilę zatrzymałem się przy tacie.
- Nie martw się. Nic się nie stało. Chcą mnie tylko o coś spytać. Nic nie zrobiłem.
Nie wydawał się być przekonany. Szybko pobiegłem się przebrać do siebie. Mijając salon widziałem jak Chris wstaje zainteresowany wydarzeniami z przedpokoju. Włożyłem na siebie normalne ubrania, po czym wróciłem do policjantów.
Udałem się z nimi do radiowozu. Przez cały czas czułem na sobie zaniepokojony wzrok taty oraz przyjaciela. Moje serce waliło jak szalone. Nie miałem pojęcia w jakiej sprawie będę przesłuchiwany. Przecież nic nie zrobiłem. Nie uczestniczyłem ani nie byłem świadkiem żadnego wypadku czy bijatyki.
Przez całą drogę na komendę, policjanci nie odezwali się do mnie ani słowem. Gdy dotarliśmy na miejsce, zaprowadzili mnie do niewielkiego pokoju, w którym znajdował się jedynie stolik z dwoma parami krzeseł. Nieprzyjemne miejsce.
- Proszę usiąść, zaraz ktoś się zjawi.
Zrobiłem jak powiedzieli. Siedziałem na twardym krześle, czekając aż się ktoś przyjdzie tu do mnie. Stres zjadał mnie coraz bardziej. Wizyta na komisariacie nie jest czymś, o czym każdy marzy. Drgnąłem przestraszony, gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Do środka wszedł niski i gruby mężczyzna oraz niewielka kobieta o szczupłej budowie. Zajęli miejsca przede mną. Mężczyzna przestawił siebie i swoją partnerkę z grobową twarzą.
- Czy zna pan Williama Harrisa?- Spytał rzeczowym tonem.
Coś mu się stało?!
- Tak.- Odpowiedziałem niepewnie.- Coś się stało?
- Czy widział się pan z nim wczorajszego dnia?- Pytał dalej, ignorując moje wcześniejsze pytanie.
- Tak.
- Może pan określić, o której godzinie się państwo pożegnali?
Odtwarzałem w pamięci wczorajszy dzień. O której wyszliśmy z klubu? Było jakoś przed jedenastą. Pożegnać musieliśmy się najwyżej pół godziny później.
- Po jedenastej wieczorem.
- Może pan bardziej skonkretyzować?- Mówił z grobową twarzą.
- Nie wiem, dwadzieścia po, może trochę wcześniej lub później. Nie wiem o której dokładnie.
Nie podobały mi się te pytania. William wyraźnie wpadł w jakieś kłopoty.
- Gdzie państwo wcześniej byli?
- W klubie, w Hell'u.- Skonkretyzowałem, wiedząc, że zaraz zostanę o to zapytany.- Udaliśmy się tam po dziewiątej.
- Wie pan, gdzie po waszym spotkaniu udał się pan Harris?
- Poszedł do domu. Przepraszam, ale może mi pan wyjaśnić, właściwie w jakiej sprawie jestem przesłuchiwany?
- Na tym etapie śledztwa nie możemy udzielić panu szczegółowych odpowiedzi. Musieliśmy potwierdzić zeznania pana Harrisa, który uważał, że wczoraj wieczorem był z panem.
~ WILLIAM ~
Cholera.
- Policja, nie ruszać się!
- Ręce do góry! Szybko!
Uniosłem drżące ręce w górę. Trzy pary rąk mierzyły do mnie z broni. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
- Na ziemię!- Postępowałem według ich rozkazów.- Ręce szeroko!
Po chwili poczułem kolano na moich plecach. Mężczyzna mało delikatnie szarpnął moją ręką w tył. Poczułem chłód metalu najpierw na jednym nadgarstku, później na drugim.
- Jesteś aresztowany!
- To nie ja!- Tłumaczyłem się.
Gwałtownie podnieśli mnie na nogi. Nie szarpałem się, ponieważ nie miałem z nimi szans. Wyprowadzali mnie z mojego własnego domu. Przed bramą widziałem dwa wozy policyjne. Przytrzymując moją głowę wpakowali mnie do jednego z nich i ruszyli w stronę miasta.
~ DANIEL ~
Po przesłuchaniu powiedzieli, że mogę już wracać do domu. Jednak pierwszym co zrobiłem po wyjściu z małego pokoju była próba skontaktowania się z Williamem. Jego telefon nie odpowiadał, był wyłączony. Miałem złe przeczucia. To jego zeznania miałem potwierdzić, prawda? On nadal tu jest. Na pewno.
Policjanci widząc mnie nadal na posterunku powtórzyli się mówiąc, że mogę już iść do domu.
- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie spotkam się z Williamem.
Zaczęli mi tłumaczyć, że nie mogę się z nim zobaczyć, lecz ja cały czas stałem przy swoim. Usiadłem na ławce z skrzyżowanymi na piersi rękoma. Nie ruszę się stąd, dopóki go nie zobaczę. Przecież nie wyniosą mnie stąd siłą. Policjanci tylko pokręcili głowami i odeszli.
- Dan!- Usłyszałem głos przyjaciela.
Spojrzałem w stronę, z którego dochodził. Za Christianem podążał tata z zmartwioną miną. Na ich twarzach widać było pewien rodzaj ulgi, że nie jestem za kratkami.
- Nie musieliście przyjeżdżać.
Oboje usiedli obok mnie. Byłem otoczony.
- Żartujesz?!- Prychnął.- Martwiliśmy się. Tak właściwie, dlaczego cię zgarnęli?
- Musiałem potwierdzić czyjeś zeznania.
- Czyje?- Nie przestawał zadręczać mnie pytaniami.
- Chyba Williama.
Widziałem szok na jego twarzy mieszający się z złością.
- Tato, dlaczego nie jesteś w pracy?
- Jak mógłbym być w pracy, skoro mojego syna zabrała policja?
- Jest dobrze. Zaraz wrócę do domu. Idź do pracy. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. Jeszcze cię zwolnią, a wtedy będę czuł poczucie winy.
Patrzył na mnie z dezaprobatą. Westchnął ciężko, jednak zgodził się. Pożegnał się z nami i wyszedł. Ulżyło mi, ponieważ Chris zdawał się być w coraz bardziej bojowym nastroju. Jeszcze powiedziałby o jedno słowo za dużo i dopiero miałbym kłopoty.
- Dan, co ty masz z nim wspólnego? Po co policja ciebie przesłuchiwała?
- Wyglądało jakby chcieli potwierdzić jego alibi.
Jednak to by oznaczało, że zrobił coś złego.
- Przecież skończyłeś z nim ponad dwa tygodnie temu. Czemu policja miałaby cię przesłuchiwać w jego sprawie?
Milczałem. Nie mogłem już go dłużej okłamywać. To musiało w końcu wyjść na jaw.
- Dan, nie załamuj mnie. Naprawdę po tym wszystkim ty mu jeszcze wybaczyłeś?
Widziałem jak tłumi swoją wściekłość. Od kompletnego wyrzucenia mi wszystkiego oraz zjechania jak psa, powstrzymywał go fakt, że byliśmy na komisariacie policji. Czułem jak jego wzrok wypala we mnie dziurę.
- Nie wierzę. Okłamywałeś mnie i spotykałeś się z tym dupkiem. Myślałem, że jesteś moim przyjacielem?!
- Jestem! Co moja znajomość z Willem ma z tobą wspólnego?
- Okłamałeś mnie.- Nadal to roztrząsał.- Dan, nie rozumiesz, że ten człowiek sprowadzi na ciebie same kłopoty?! Wylądowałeś przez niego na policji!
- Gdybym powiedział ci, że nadal się z nim widuje, nadal byś się do mnie nie odzywał.
Przyjaciel pokręcił głową z dezaprobatą. Może okłamywanie go rzeczywiście nie było najlepszym pomysłem, jednak nie miałem innego wyjścia. Wiedziałem, że Chris go nie zaakceptuje. Jedynym rozwiązaniem było trzymanie go w niewiedzy. Dzięki temu ostatnie dwa tygodnie były jednymi z szczęśliwszych. Miałem u boku przyjaciela i ukochanego.
- Daniel, wychodzimy stąd.- Powiedział twardo.
- Nigdzie się nie ruszę, dopóki się z nim nie zobaczę.
- Jak chcesz.- Rzucił oschle.
Wyszedł zostawiając mnie samego. Zacisnąłem dłonie w pięści. Pogniewa się i mu przejdzie. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Może i nie powiedziałem mu prawdy, jednak ja również się na nim zawiodłem. Powinien mnie wspierać i być przy mnie.
Kilkakrotnie mijali mnie policjanci, którzy mnie przesłuchiwali. Łagodnym tonem mówili bym poszedł do domu, lecz ja cały czas powtarzałem swoje postanowienie. Wzdychali tylko i odchodzili. Robiłem się głodny, lecz nie zamierzałem odpuścić z tak błahego powodu. Z głodu nie umrę.
- Jadłeś w ogóle coś?- Usłyszałem znajomy głos.
Kątem oka widziałem przyjaciela zajmującego miejsce obok mnie. Milczałem obrażony. Co, przyszedłeś mi powytykać jak wielkim błędem jest znajomość z Williamem? Nie chciałem go słuchać ani widzieć.
- Trzymaj, bo mi tu padniesz.
Spojrzałem w jego stronę. W dłoni wyciągniętej w moją stronę trzymał hot-doga. Uśmiechnąłem się do niego i przyjąłem podarunek. Od razu wziąłem się za jedzenie. O rany, ale byłem głodny! W ciągu chwili jedzenie zniknęło z moich dłoni i znalazło się w moim żołądku.
- Zamierzasz siedzieć tu tak cały dzień?- Spytał spokojnie.
- Nawet dwa jeśli będzie trzeba.
Przyjaciel westchnął smutno kręcąc głową. Od teraz czekaliśmy razem. Naprawdę cieszyłem się z jego obecności. Przyglądałem się znudzony przechodzącym osobą, cały czas oczekując, aż ktoś pozwoli mi się zobaczyć z Williamem. Ja chciałem z nim tylko chwilę porozmawiać, czy to tak wiele?!
- Ty nadal tu?- Spytała drobna policjantka, będąca na moim przesłuchaniu.- Możesz się z nim zobaczyć.- Powiedziała niechętnie.
Na mojej twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Spojrzałem na przyjaciela. On tylko pokiwał głową. Wstałem z niewygodnej ławki i udałem się za funkcjonariuszką. Prowadziła mnie przez ciąg korytarzy. W końcu zatrzymaliśmy się przed ciemnymi drzwiami. Przed wejściem musiałem zwrócić wszystkie posiadane przedmioty.
Znalazłem się w niewielkim pomieszczeniu, podzielonym na pół przez ścianę z szybą od połowy wysokości. Usiadłem na krześle, które tam było. Przede mną po drugiej stronie znajdowało się takie samo. Podniosłem się lekko, gdy otworzyły się drzwi po drugiej stronie, a do środka wszedł William w towarzystwie policjanta. Mężczyzna usiadł przede mną z niewypowiedzianą prośbą w oczach.
- Will, co się stało?! Dlaczego tu jesteś? Przesłuchiwali mnie, pytali o wczorajszy wieczór.
- Sam chciałbym wiedzieć. Wiem jedynie, że gdy wczoraj wróciłem do domu, drzwi były otwarte. Przeszukiwałem dom w poszukiwaniu włamywacza i patrzyłem czy niczego nam nie skradziono. Gdy udałem się do kuchni... Tessa, ona... Ona już nie żyła. Dan, to nie jestem ja! Wierzysz mi prawda?! Przecież ja bym czegoś takiego nie zrobił!- Mówił spanikowanym głosem.
- Oczywiście, że ci wierzę. Dlaczego policja cię podejrzewa?
- Weszli do domu dosłownie pół sekundy po tym jak ją zobaczyłem. Poza tym... Nie pamiętam co robiłem wcześniej.- Powiedział ze wstydem.
- Przecież byłeś ze mną.
- Tak, ale... Nie wiem, o której się z tobą pożegnałem, jednak do domu wróciłem jakoś po pierwszej. Nie żegnałem się z tobą tak późno, mam rację?
On się jeszcze pytał? Coś tu było wyraźnie nie tak. Moja mina dostarczyła mu wystarczającej odpowiedzi. Westchnął załamany.
- Co ja robiłem przez ten czas?- Szepnął do siebie, chwytając się za głowę.- Nie pamiętam.- Powiedział przestraszony.
- Will, spokojnie. Nie wiem dlaczego tak późno wróciłeś do domu, jednak to na pewno nie ty. Nie zrobiłeś tego. Nie byłbyś w stanie zrobić czegoś tak okropnego.
Chciałem go uspokoić. Widziałem po nim, że ciężko znosi tą całą sytuację. Mnie samego ona niepokoiła. Gdzie się podziały dwie godziny z jego życia? Znowu o czymś zapomniał, jednak wcześniej to nie miało tak poważnych skutków.
- Co teraz? Kiedy cię wypuszczą?
- Jeśli nie znajdą innego podejrzanego lub dowodów mnie uniewinniających to czeka mnie rozprawa.
- Nie mogą, przecież to nie ty!- Wstałem z krzesła oburzony.
Poczułem na sobie uważny wzrok policjanta po drugiej stronie. Usiadłem z powrotem na krzesło, nie chcąc sobie robić problemów.
- Na razie nie pozostaje nic innego jak czekać.
- Will, obiecuję ci, że cię stąd wyciągnę.
Uśmiechnął się do mnie, lecz nie wyglądał na przekonanego. Jeśli jego prawnik tego nie zrobi, to obiecuję mu, że ja to zrobię. Nie pozwolę wsadzić go do więzienia za coś czego nie zrobił. Znajdę dowody, które wskażą winnego lub udowodnią jego niewinność.
- Jeśli cię nie wypuszczą, to na pewno cię jeszcze odwiedzę.- Zapewniłem go.
- Dziękuję ci.
Przyłożyłem dłoń do dzielącego nas lustra. On postąpił tak samo. Bardzo chciałem go w tej chwili dotknąć, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Z smutnym uśmiechem wstałem i wyszedłem z sali. Na zewnątrz czekała na mnie policjantka, które zwróciła mi moje rzeczy.
Christian czekał na mnie tam, gdzie go zostawiłem.
- Wracajmy do domu.
_____________________________
No to mamy w końcu moment, na który dłużysz czas czekałam. Jakieś podejrzenia? Kto zabił narzeczoną Willa? I co on robił przez dwie godziny od pożegnania z Danielem do znalezienia zwłok?
Jestem ciekawa waszych pomysłów ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top