Rozdział 3. Obiecuję, że cię znajdę

Powoli otworzyłam oczy, przeciągając się. Wyjątkowo dobrze mi się spało, w końcu nie miałam żadnych koszmarów. Szybko wstałam z łóżka i spojrzałam przez okno. Niebo pokrywały ciemne chmury. Oby tylko nie padało. Niedługo już święta, za kilkanaście dni. Nie lubię tego dnia. Przypomina mi o moich rodzicach. Pamiętam, jak kiedyś ubieraliśmy razem choinkę. Zawsze się przy tym wygłupialiśmy, przez co zbiliśmy niejedną bombkę. Poczułam łzę płynącą po moim policzku. Starłam ją szybkim ruchem dłoni. Te czasy już nie wrócą. Zawsze ciekawiła mnie jedna rzecz. Dlaczego moi prawdziwi rodzice oddali mnie do domu dziecka? Może nie mieli pieniędzy, aby mnie utrzymywać? Albo po prostu nie chcieli mnie, bo byłam wpadką? Chyba nigdy się tego nie dowiem.

Poszłam do mojej prowizorycznej kuchni. Byłam strasznie głodna. Otworzyłam małą szafkę, stojącą w rogu, po czym wyciągnęłam dwa jabłka. Po szybkim śniadaniu przebrałam się w czyste rzeczy, założyłam niebieską pelerynę połączoną z kapturem. Bardzo ją lubię, gdyż kaptur jest tak duży, że zakrywa mi całą twarz. Spakowałam do malutkiego plecaka wodę i mój portfel, po czym wyszłam z domu.

Podążałam ulicami Central City bez żadnego celu. Zrobiło się jeszcze zimniej, przez co dostałam rumieńców. Rozejrzałam się naokoło, szukając ratunku przed tym chłodem. Po drugiej ulicy znajdowała się jakaś kawiarnia. CC Jitters. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Przeszłam po pasach przez ulicę i weszłam do środka. Lokal był bardzo ładnie urządzony, tak przytulnie. Zadowolona usiadłam przy jedynym wolnym stoliku koło okna. Po chwili podeszła do mnie kelnerka, uśmiechając się przyjaźnie. Zamówiłam sobie zieloną herbatę. Pijąc powoli napój wyglądałam przez okno. Wszyscy się gdzieś śpieszą, zawsze zabiegani.

Barry p.o.v

Wbiegłem do głównej sali w star labs, po czym przywitałem się z Cisco i Caitlin. Znowu siedzieli przy komputerach. Nic nowego.

- Barry- spojrzałem pytająco na Cait, podchodząc do niej. Splotła ręce na piersi, spoglądając niepewnie na ekran komputera. – Musimy ci coś powiedzieć.

Przyglądałem im się, nie rozumiejąc o co im chodzi. Widać było, że nie łatwo jej to powiedzieć. Zacząłem się martwić.

- Sam to zobacz- Cisco odsunął się od monitora, wskazując na niego głowa. Powoli podszedłem tam, patrząc na ekran. Były to akta jakieś dziewczyny, mogła mieć około 16-17 lat. Nie rozumiem o co im chodzi. Cisco przełączył na kolejną stronę. Zacząłem to czytać, a po chwili zamarłem. Odsunąłem się szybko, przeczesując ręką włosy.

- Czy to jest...- zacząłem, a oni pokiwali zgodnie głową.- Czemu ja nic o niej nie wiedziałem? Czemu to przede mną ukryli?

Zdezorientowany usiadłem pod ścianą, przecierając twarz rękami. Nie wierzę.

- Opowiedzcie mi coś o niej- poprosiłem, wpatrując się tępo w swoje czarne trampki.

- No więc, od małego była w domu dziecka, gdzie w wieku 5 lat adoptowali ją państwo Moore. Wszystko było dobrze, do dnia wybuchu akceleratora. W ich dom uderzył potężny piorun, przez co spłonął doszczętnie. Na szczęście jej nie było wtedy do domu. Gdy tylko przyszła, chciała wbiec do domu, aby uratować rodziców. Było już za późno, spłonęli żywcem. Jakiś policjant chciał ją zawieźć do domu dziecka, gdyż była niepełnoletnia. Gdy tylko to usłyszała, uciekła. Policja przez długi czas nie mogła jej znaleźć, więc w końcu się poddali. Nie wiadomo, co się z nią teraz dzieje.- dokończył Cisco, wpatrując się w podłogę. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wstałem z podłogi i stanąłem przed tą dwójką.

- Musimy ją znaleźć, za wszelką cenę. Szukajcie jej na wszystkich kamerach. Ja będę szukał na mieście.- kiwnęli głowami, po czym wzięli się do roboty. Szybko przebrałem się w strój Flasha i wybiegłem na ulice szukać mojej młodszej siostry. Gdziekolwiek jesteś, obiecuję, że cię znajdę.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top