Rozdział 9
- To ona - patrzyłem na nią. Była ładna, bardzo ładna. Chyba mnie nie zauważyła, bo nerwowo rozglądała się po placu.
- Będzie moja, ma fajny tyłek - spojrzałem na niego i uderzyłem w ramię, aby się ogarnął.
- Ał - złapał się za miejsce, w którym moja pięść spotkała się z jego ciałem. - Nie bij mnie idioto - warknął.
- To jest ta dziewczyna, więc ogarnij dupsko - syknąłem w jego stronę, oboje przyglądając się brunetce. Nie rozumiałem, dlaczego nosiła te tandetne perułki.
- No powiem ci, że - w tym momencie zagwizdał i oblizał wargi.
- I tak nie zaruchasz, bo jesteś skończonym chujem - prychnąłem, na co chłopak obok posłał mi złowrogie spojrzenie.
- Idź już do niej - pchnął mnie, przez co w pewnym momencie myślałem, że mój ryj będzie miał spotkanie z ziemią.
Serce zaczęło niemiłosiernie walić w oszalałym tempie. Czułem się, jak nastolatek, który pierwszy raz zarywa do jakieś laski. Nie chciałem jej podrywać, ani nic z tych rzeczy. Po prostu miałem zamiar podziękować i przeprosić za zachowanie. Dziewczyna odwróciła się tyłem do mnie, przez co miałem okazję podziwiać jej krągły tyłek. Boże, o czym ja myślę?
Byłem coraz bliżej tej uroczej postaci, a czułem, że między nami jest jakaś bariera, której nie mogę przekraczać. Miałem przeczucie, że to co teraz robię jest nielegalne i łamię wszelkie przepisy. Rozumiecie? Jak zajebanie posągu z muzeum.
- Um - podrapałem się po karku, w celu wymyślenia jakiegoś tekstu. - Hej - odezwałem się, a brunetka w momencie odwróciła się do mnie.
Ja pierdole jaki tekst. Normalnie nagroda za najlepsze zagadanie do dziewczyny wędruje w moje ręce.
- Hej - zmarszczyła brwi i przypatrywała mi się, jakbym był jakiś debilem.
- Przepraszam, pomyliłem cię z kimś - wyjaśniłem.
- Okey - przytaknęła, przybierając kamienny wyraz twarzy i przygryzając dolną wargę.
- To ja już pójdę - wymamrotałem, pokazując gdzieś za siebie. Odwróciłem się i z zamiarem pójścia do przyjaciela, ruszyłem przed siebie. Jednak przystanąłem i znowu spojrzałem na nią. - Chciałem podziękować i przeprosić - podszedłem bliżej, przełamując się.
- Nie masz za co - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Źle cię ostatnio potraktowałem - przyznałem, dziewczyna założyła na piersi ręce. - Miałem po prostu zły humor - brunetka przytakiwała.
- Fajnie, że umiesz przeprosić, a nie to co cała reszta napakowanych mięśniaków - zaśmiała się, ale zaczęła nerwowo rozglądać się po okolicy. Jakby bała się czegoś.
- Wszystko okey? - zmusiłem ją, aby spojrzała w moim kierunku, a sam rozejrzałem się dookoła, aby sprawdzić, dlaczego tak się zachowuje.
- Nie powinieneś ze mną rozmawiać - oczami błądziła po ludziach i zagryzała policzek od środka. Wyraźnie denerwowała się. - Kurde - otworzyła szerzej oczy, patrząc na coś za moimi plecami. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem Nate'a, który chyba czegoś szukał, albo kogoś.
Dziewczyna zaczęła się dygotać i próbowała schować się za mną. Moje spojrzenie spotkało się z Rickiem. Rzuciłem okiem na Nathaniela i wystarczyło moje skinienie, a ten już był przy nim.
- Złap mnie za rękę i nie puszczaj - próbowałem zlokalizować jej dłoń.
- Co? - nie wyjaśniłem jej nic, tylko pędem ruszyłem za budynek. - Co ty wyprawiasz? - wydyszała, biegnąc za mną.
- Ratuje ci tyłek, księżniczko - przyciągnąłem ją do siebie i tym samym zmusiłem, aby trochę się pośpieszyła. Rick długo nie będzie w stanie zająć się tym kretynem.
- Już nie mogę - słyszałem jak nierównomiernie oddycha, ale jeszcze przed nami było sto metrów.
- Dasz radę!
Gdy byliśmy już bezpieczni, wziąłem kilka głębokich wdechów i oparłem się o mury starego budynku. Spojrzałem na towarzyszkę, która wyglądała, jakby zaraz miała umrzeć. Opierała dłonie o uda i ciężko oddychała.
- To tylko dwieście metrów, księżniczko - zaśmiałem się, a ta zgromiła mnie wzrokiem i w momencie postawiła do pionu.
- No i co? - zapytała oburzona. - Ale chyba z prędkością światła.
- Popracujemy nad twoją kondycją, spokojnie - włożyłem ręce do kieszeni i przyglądałem się brunetce, której nadal nie udało się, opanować oddechu.
- Nie popracujemy, bo się już nigdy nie spotkamy - prychnęła, wyprostowując się. Obrażona ruszyła przed siebie.
- Tamtędy nie wyjdziesz, musimy iść tędy - wskazałem na przeciwny kierunek, a ta tylko westchnęła i posłusznie ruszyła za mną.
Szliśmy w ciszy i żadne z nas nie zaczynało rozmowy. Może to i lepiej, bo ta kobieta, to wulkan. Mało co poruszysz i już eksploduje.
- Dałabym radę sama - stwierdziła, nie patrząc na mnie, tylko szła, unosząc wysoko nogi. Tej trawy to chyba wieki nikt nie kosił.
- Raczej nie, zaufaj mi.
Przewróciła oczami.
- Musimy przejść przez ten płot - wskazałem na ogrodzenie, które rozciągało się wzdłuż pół.
- Żartujesz sobie? - otworzyła szerzej oczy, ale gdy tylko pokiwałem głową, dziewczyna wydała z siebie ciche jęknięcie.
- Nie - uśmiechnąłem się szeroko.
Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wyciągnąłem telefon z kieszeni i odczytałem wiadomość.
Od Ricka
Misja Nathaniel zakończona. Jesteście cali?
Do Ricka
Dzięki, stary. Tak, jest okey, tylko trafiła mi się twarda sztuka.
Od Ricka
To powodzenia, widzimy się na chacie.
- Możesz mi powiedzieć, co teraz? - podniosłem wzrok i zobaczyłem dziewczynę, która siedziała na wysokim murku.
- Jak ty żeś dziewczyno tam wlazła? - zaśmiałem się, a ta wyruszyła ramionami. - Nie oglądasz filmów? Zawsze przechodzi się po siatce, o tak - wspiąłem się, a później zeskoczyłem na drugą stronę i ruszyłem przed siebie.
- Ej ty! Pomógłbyś mi idioto, to przez ciebie tutaj jestem! - wydarła się, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Wyzywasz mnie, jesteś niemiła i niewdzięczna - zacząłem wymieniać, a ta złościła się i widziałem, że ma ochotę mnie zabić. - Ale jesteś zdenerwowaną kobietą, dlatego ci pomogę.
- Jak mam zejść? - zapytała z nadzieją, że dzięki mnie, trafi w końcu na ziemię.
- Zeskocz, ja cię złapię - rozłożyłem ramiona, a ta uniosła brwi do góry. - No dalej - przywołałem gestem ręki, ale brunetka nie miała zamiaru tego zrobić.
- Ja myślałam o jakieś drabinie, czy coś.
- W środku pola drabina.
- W środku pola ogrodzenie? Ktoś na serio musiał być mądry - pokręciła głową, a ja w sumie musiałem przyznać jej racje.
- Skaczesz, czy mam cię tutaj zostawić? - zapytałem całkiem serio, bo już chciałem wracać do domu.
- Boże, żebym przeżyła - zrobiła znak krzyża i lekko osunęła się z murku.
- Widzisz, nie było tak źle - uśmiechnąłem się, kiedy dziewczyna była już w moich ramionach.
- Postaw mnie na ziemi - warknęła. Cholera, jaka ona jest irytująca.
- Myślałem, że księżniczki lubią być noszone na rekach.
- Jestem księżniczką twardo stąpającą po ziemi - tym stwierdzeniem zakończyła naszą rozmowę.
- Nie wierzę! - krzyknęła, wyrzucając ręce do góry.
- Kurwa, nie mam nawigacji w oczach, okey? - warknąłem, rozkładając się dookoła. Raczej marne szanse żebyśmy dzisiaj doszli do domu, bo nic nie widać. Jest ciemno jak cholera, a my stoimy w jakimś błocie.
- Masz przecież telefon - westchnęła, trochę się uspokajając. Oboje chcieliśmy trafić do domów, ale żadne z nas nie wiedziało, gdzie one się znajdują.
- I co mam wpisać? - zapytałem. - Zadupie?
- Cokolwiek - opadła na ziemię, będąc wyczerpana naszą dwugodzinną wędrówką. - Fu - skrzywiła się i wstała nagle.
- Co?
- Nie chcesz wiedzieć - odpowiedziała, a ja poczułem nieprzyjemny zapach.
- Czy to było gówno? - zapytałem rozbawiony.
- To było gówno - potwierdziła, a ja zaśmiałem się głos. Może jestem debilem, ale to jest zajebiste. Ona jest zajebista. Z jednej strony mam ochotę wydłubać jej oczy, a z drugiej śmiać się razem z nią.
- Przynajmniej włączę latarkę - stwierdziłem, sięgając do kieszeni.
- Brawo, geniuszu. Teraz się zorientowałeś?
- Rozładowany - stwierdziłem, kiedy urządzenie nie reagowało na moje dotknięcie.
- Cudownie - wypuściła głośno powietrze.
- Chodź - złapałem ją za dłoń i pociągnąłem za sobą. Wydostaniemy się z tego buszu.
Szliśmy jeszcze tak przez długi czas i w końcu pojawiła się nadzieja. Księżyc oświtlił nam drogę i w oddali zauważyłem domek, a raczej rozpadającą się ruinę. Brunetka nie oddzywała się już, tylko szła obok mnie. Nie miała siły, na darcie się na mnie, a ja na to, żeby drażnić się z nią.
- Stój tutaj, a ja zobaczę, co jest w środku - przystanąłem.
- Nie chcę, żeby ci się coś stało - pociągnęła mnie za rękaw i tym samym zetknęliśmy się ciałami.
- Spokojnie, skarbie - uspokoiłem ją, widząc, że jest lękliwa.
- Wrócisz? - zapytała, cała się trzęsła, więc pewnie było jej zimno.
- Tak - skinąłem głową i delikatnie przytuliłem do siebie. - Nie ruszaj się stąd - rozkazałem, a sam ruszyłem w kierunku chaty.
Była druga w nocy, a my na jakimś zadupiu, szukamy miejsca do spania. Wyobrażam sobie, co przeżywa teraz dziewczyna, ale nie mogłem pozwolić, aby szła ze mną. Może tam być jakiś menel i lepiej by jej tam nie było. Drzwi zaskrzypiały i wszedłem do środka. Próbowałem znaleźć jakiś włącznik. W końcu natrafiłem na coś na ścianie i do moich oczu trafiło zdecydowanie za dużo światła. Rozejrzałem się po wnętrzu i nikogo nie było. Dziwne, że drzwi nie były zamknięte, a jest tu całkiem przyzwoicie. Oczywiście nie obyło się bez pajęczyn, ale czego można się spodziewać po opuszczonym domu. Kiedy upewniłem się, że wszystko jest okey, wróciłem po moją towarzyszkę. Była zmarznięta i przerażona. Miałem wyrzuty sumienia, że to przeze mnie tutaj jest.
- Ściągnij bluzę.
- Co? - zdzwiła się i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Będzie nam tutaj śmierdzieć, trzeba dać ją na zewnątrz - wytłumaczyłem, wyobrażając sobie co w tej chwili myśli.
- A okey - posłusznie ściągnęła ubranie i wyrzuciła je za drzwi.
- Masz - podałem jej swoją bluzę.
- Nie trzeba - pokręciła głową. - Jest dobrze.
- Schowaj na chwilę dumę w kieszeń i bierz - brzmiało to bardziej jak rozkaz. - Po prostu potraktuj to, jako rekompensata.
- Dziękuję - włożyła ją szybko na siebie i usiadła na łóżku, które stało w kącie.
- Możesz się położyć, rano jak będzie jaśniej, to jakoś znajdziemy drogę.
- A ty? - zapytała.
- Posiedzę chwilę i też się zdrzemnę - zapewniłem, a dziewczyna wtuliła się w moją bluzę i zamknęła oczy.
Patrzyłem, jak próbuje się rozgrzać i myślałem, jak to możliwe, że jest taką suką, a w momencie staje się niewinna i słodka. Zgubiła gdzieś po drodze perułkę i w swoich włosach wygląda idealnie. Jej brązowe pasemka opadają na twarz pokrytą rumieńcami. Nie pytałem o Nathaniela, bo wiedziałem, że i tak mi nic nie powie. Jest nieufna i widać to po niej, a nie chciałem jej wkurzać. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Ponad trzy godziny obok siebie i nie miałem kiedy zapytać o imię. No kretyn.
Kiedy upewniłem się, że zasnęła. Położyłem się obok niej i przyciągnąłem do siebie, aby nie było jej zimno. Jej włosy pachniały wanilią.
- Roxi jestem - wymamrotała. - Ale i tak cię nie lubię - uśmiechnąłem się na jej słowa.
___________
Tak mi się ten rozdział podoba 😍 Napisałam, go na spontanie i takie są najlepsze. Nie wiem, czy macie takie samo odczucie?
Piszcie 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top