Rozdział 36

Will POV:

Tak bardzo chciałem być teraz przy Rox i Ivy. Mógłbym spędzać z nimi cały swój czas. Nie przypuszczałbym, że dwie kobiety sprawią, że zamiast imprez wybieram leżenie na kanapie. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale pozytywnie.

Dzisiaj czułem się jakoś dziwnie w pracy. Ojciec Rox patrzył na mnie dziwnie i jakby próbował coś mi powiedzieć, ale za każdym razem rezygnował. Miałem dziwne wrażenie, że coś jest na rzeczy i wcale nie należy to do przyjemności. Starałem się szybko zrobić to, co do mnie należy i urwać się wcześniej z pracy. Chciałem pojechać do Roxi i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Wysłałem jej SMS-a, ale nic nie odpisała. Szef nadal krążył wokół naszego biurka. Gdy tylko już miałem go zapytać, co on odpierdala, to wychodził szybko. Zaczynało mnie to cholernie drażnić, ale nie mogłem nic wiele zrobić, ponieważ wiedziałem, jak to się skończy.

- A jemu to co? - wskazał na ojca Rox, który poszedł sobie, gdy tylko obejrzałem się do tyłu.

- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Może Eva go zdradziła, albo - uśmiechnąłem się cwanie.

- Albo co? - dopytywał.

- Może odkrył, że jest gejem i mu się podobasz, ale nie wie, jak ci to powiedzieć - uśmiechnąłem się szeroko, a kolega z naprzeciwka skrzywił się.

- Jeszcze chwilę i zwymiotuje, koleś - włożył sobie dwa palce do ust.

- Tylko nie na moje biurko - ostrzegałem go.

- Tylko na twoje biurko? - zmarszczył brwi. - Załatwione.

Obaj wróciliśmy do pracy, ale coś mi mówiło, że powiniem napisać do Ricka.

Do Rick
Masz już coś?

Odłożyłem telefon i wróciłem do wykonywania swojej pracy. Nie musiałem długo czekać, gdy telefon wydał charakterystyczny dźwięk.

Od Rick
Właśnie siadamy do tego, daj nam dwie godziny i dowiemy się wszystkiego o tym chuju.

Do Rick
Dzięki

Gdy już wychodziłem z budynku, ujrzałem, że szef wsiada do samochodu. Nie mogłem mu odpuścić podbiegłem do pojazdu. Doskonale wiedziałem, że coś ukrywa, ale nie miałdm pojęcia z czym to jest związane. Moim zadaniem było się tego dowiedzieć. Przytrzymałem drzwi i spotkałem się z zaskoczonym wzrokiem mężczyzny.

- Coś się stało Will? - zwrócił się do mnie tak, jakby dziś nic się nie stało.

- Pan się pyta co się stało? - warknąłem. - To ja powinienem zapytać - postawiłem wszystko na jedną kartę i nie miałem zamiaru odpuszczać.

- William - powiedział błagalnie, jakby próbując mnie uspokoić.

- Niech pan nie zachowuje się, jak gówniarz - posłałem mu wrogie spojrzenie. - Co chciał mi dzisiaj pan powiedzieć?

Westchnął.

- Żebyś szybko jechał po prostu do domu - wsiadł do samochodu i odjechał, a ja nadal stałem w tym samym miejscu.

Czy on coś wie, o czym ja nie mam pojęcia? O co mogło mu chodzić?

Zamrugałem szybko powiekami i popędziłem do swojego samochodu. Nawet nie byłbym w stanie policzyć, ile przepisów złamałem po drodze. Ważne było, abym dojechał do domu. Czy ojciec Rox chciał mi powiedzieć, że grozi Ivy coś złego? Ale przecież ona jest z Juliett, więc na pewno jest bezpieczna.

Gdy wreszcie dotarłem do domu, w pośpiechu otworzyłem drzwi i rozejrzałem się po wnętrzu.

Nie było nikogo.

- Dziewczyny jesteście? - zawołałem, ale usłyszałem tylko echo. - Juliett, Ivy? - powiedziałem niepewnie, otwierając kolejne drzwi.

Do mojej głowy dotarły najgorsze myśli. Oczywiście były możliwości, że dziewczyny poszły na spacer lub zakupy. Tylko, że ojciec Rox naprawdę był dziwny i bardzo przekonywujący.
Postanowiłem nie panikować, tylko pierwsze skontaktować się z Roxi. Wybrałem jej numer i czekałem aż odbierze. Niestety to się nie wydarzyło. Mój puls znowu przyspieszył, a ręce zacisnęły się w pięści.

Teraz zacząłem się bać nie tylko o Ivy, ale także o brunetkę, której mogło się coś stać. Te SMS-y nie wyglądały, jak głupi żart. Bałem się, że nie tylko na tym się skończy.

Do Ricka
Długo jeszcze? To ważne, kurwa.

Od Ricka
Jeszcze pół godziny, a coś się stało?

Do Ricka
Opowiem ci później, zepnij dupę i rób co należy

Postanowiłem poczekać na wiadomość od przyjaciela i zastanowić się, co robić dalej. Mimo iż chciałem się trochę odprężyć, to wszystkie myśli skupiały się wokół dziewczyn. Nie mialem z nimi kontaktu i to mnie najbardziej dobijało.

Może powinienem poszukać swojej córki, ale odnalezienie ich w tak dużym mieście graniczy z cudem. Nie mam pojęcia, gdzie mogły się wybrać. Została mi jeszcze Roxi, mógłbym do niej pojechać.

Kurwa. Nie ma jej w domu.

To dzisiaj była z kimś umówiona, a ja nawet nie dopytałem kto to taki. Byłbym spokojniejszy wiedząc, że jest bezpieczna. Ostatnio w ogóle nie myślę, a jak już się to stanie, to po fakcie.

Krążyłem nerwowo po całym mieszkaniu i szukałem najlepszego rozwiązania. Kiepsko mi to szło i już byłem w stanie zadzwonić na policję, że nie mogę się skontaktować z dzieckiem.

Wzięliby mnie za idiotę, co nie?

Cały stres zszedł ze mnie, kiedy usłyszałem otwieranie drzwi. Nie wiedziałem, czy jest to Roxanne, czy Ivy, ważne, że chociaż jedną już mam przy sobie.

Nie wyobrażacie sobie, jak mi szczena zjechała w dół, kiedy zobaczyłem, kto stoi w drzwiach.

- Gdzie Ivy? - podszedłem do niej i złapałem ją za rękaw. Na pewno jest sama. Dokładnie jeszcze rozejrzałem się w jej poszukiwaniu, ale nie natrafiłem na córkę.

Spojrzałem wyczekująco na blondynkę, która zrobiła dziwną, trudno do określenia minę i westchnęła.

- Właśnie muszę ci coś powiedzieć -odezwała się, dotykając mojego ranienia.

Hola, hola koleżanko.

- Nawet mi nie mów, że zgubiłaś mi dziecko - warknąłem, strzepując jej dłoń z mojego ciała.

- Nie, Will - uspokoiła mnie, lekko się śmiejąc.

- To o co chodzi i gdzie ona jest?! - zaczynałem się niepokoić.

- Z Rox - odpowiedziała obojętnie.

Cała wściekłość i stres zeszedł ze mnie i mogłem odetchnąć z ulgą. Są razem i to jest najważniejsze. Za chwilę muszę jechać do mieszkania Roxi, bo zapewne to tam się teraz znajdują.

- To super, coś jeszcze masz mi do przekazania? - zapytałem, zabierając klucze do samochodu z szafki. - Trochę mi się spieszy.

- Jest jedna rzecz.

- Tak? - poszedłem jeszcze do kuchni, aby zabrać butelkę wody, a dziewczyna podążyła za mną.

- Kiedy Rox wzięła Ivy, to później podszedł do nich facet i poszli gdzieś razem - wytłumaczyła spokojnie, a ja przytakiwałem. - Chyba są blisko.

Kiedy dotarło do mnie, co właśnie przekazała mi Juliett, prawie ją oplułem. Przełknąłem wodę i zacząłem wszystko analizować.

Roxi przecież miała się z kimś dzisiaj spotkać. To już teraz wszystko wiem.

- Ii - zaczęła, a ja szykowałem się na coś gorszego i słusznie. - To był Nathe, ten którego tak nienawidzisz - oznajmiła, podchodząc bliżej.

Poczułem, jak moje serce kruszy się. Zacisnąłem mocniej pięści i próbowałem opanować swoją złość. Kiedy tak wszystko dogłębnie zacząłem analizować, zrozumiałem, o co tak naprawdę chodziło. Nathe i Rox  wcale się nie nienawidzą, a wręcz przeciwnie. Za moimi plecami się umawiali, a mnie próbowali zniszczyć. Wiedzieli na czym się skupić, na Ivy. To była głupia gra, w którą grali, aby tylko Nathe mógł się na mnie zemścić. Jeszcze nigdy nie czułem się tak oszukany. Zakochałem się, jak gówniarz w Rox, a ona tylko bawiła się moimi uczuciami. Doskonale wiedziała, kto przyczynił się do śmierci Charlotte i nadal z nim trzyma. Ten chuj odebrał mi wszystko co miałem. Zaufałem dziewczynie, która teraz śmieje się z mojej naiwności. Nie pozwolę na to, aby skrzywdzili moje dziecko. Tylko Ivy mi została, do której darzę bezgraniczne uczucia. Próbują mnie do końca zniszczyć zagrywkami z córką. Jestem wściekły na siebie, że dopuściłem do takiej sytuacji.

Jesteś taki naiwny Will!

- Tak mi przykro, William - dopiero teraz przypomniałem sobie, że przede mną stoi blondynka i patrzy na mnie że współczuciem. - Wszystko się ułoży - dotknęła mojego policzka swoim kciukiem. - Możesz na mnie liczyć.

Później stało się coś, czego się nie spodziewałem. Dziewczyna korzystając z mojego rozkojarzenia, położyła swoje usta na moich. Całowała mnie bez opamiętania. Kilkanaście sekund zajęło mi ogarnięcie, co dzieje się wokół mnie. Może powinienem skorzystać na tym, skoro Juliett zawsze jest obok, a Rox tylko zagrała na moich uczuciach. Możne ktoś, na kogo zasługuje jest bliżej niż mi się wydaje. Niestety moje serce nie bije szybciej, kiedy blondynka jest w moim zasięgu.

Odepchnąłem lekko dziewczynę i rzuciłem jej przepraszające spojrzenie.

Zaraz, zaraz.

Jak ja mogłem to przeoczyć?!




_________

Wracam do was moje kochane misiaczki 💕
Dawno mnie tutaj nie było, bo jakoś wena odeszła.
Powoli kończymy przygodę naszych bohaterów.
Jak wrażenia? Jestem ciekawa waszej opinii.

Do następnego ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top