Rozdział 34
- A to nie miało być tak, że ty teraz wstajesz i idziesz mi robić pyszne śniadanie? - zapytała, chichocząc.
Boże, mógłbym słuchać jej śmiechu całymi dniami.
Czekaj
Albo bym jej przywalił cegłą, bo by doprowadzało mnie to do szału.
- Rox - powiedziałem przeciągle, ziewając przy tym. - Jestem leniwy i ty dobrze o tym wiesz - westchnęłem w tym samym momencie, w którym zanurkowałem twarzą w poduszce.
- Nawet cię mój burczący brzuch nie przekona? - zrobiła smutną minę i przybliżyła się do mnie, abym poczuł się winny, że zrobiła się głodna.
Uniosłem głowę i spojrzałem na nią z szerokim uśmiechem. Widziałem, że już zaczyna cieszyć się na pyszne śniadanie w moim wykonaniu.
- Nie - znowu zderzyłem się z poduszką i oplotłem ją rękami.
Doskonale wiedziałem, że teraz patrzy na mnie w taki sposób, że gdybym to widział, od razu bym jej uległ. No ja pierdole, nie mogę żyć ze świadomością, że mojej Roxi chce się żreć.
- Dobra - nabrałem więcej powietrza do płuc. - Niech ci będzie - powiedziałem zrezygnowany.
- Jesteś kochany - nachyliła się nade mną, kiedy przewróciłem się na plecy. Położyła jedną dłoń na moim torsie, przez co poczułem jej ciepło. Patrzyła na mnie i się szeroko uśmiechała, a po chwili obdarowała mnie całusem.
Wspaniały poranek.
- A za co to? - wskazałem na usta i zanim się zorientowała, podniosłem się lekko i to teraz ja złączyłem nasze usta.
- Za to, że zrobisz mi pysznego tosta i kawę - wplątała swoje zdrabne palce w moje włosy i zaczęła się nimi bawić.
- O proszę, jeszcze wymagania ma - prychnąłem, przyciągając Rox tak, że teraz leżała na mnie.
Dziewczyna pisnęła na moj niespodziewany ruch, a ja zaśmiałem się. Teraz oboje patrzyliśmy sobie w oczy i żadne z nas nie miało zamiaru oderwać wzroku. Delektowałem się tą chwilą, w której mogłem pobyć z nią w takiej bliskości. Oczywiście, że nam tego brakowało. Ciągłe zajmowanie się Ivy, skutecznie nam utrudniało nawet przytulenie się. Roxi doskonale to rozumiała i nie oczekiwała ode mnie, że będziemy sklejeni do siebie całą dobę.
- Wracamy dzisiaj? - zapytała, z nadzieją, że jednak to jeszcze nie dziś.
Zmarszczyłem brwi, zaczynając zastanawiać się, jak zaplanować ten czas. Chciałem, abyśmy spędzili tutaj, jak najwięcej czasu, ale niestety praca zobowiązuje.
- Myślę, że późnym wieczorem wyjedziemy - zdecydowałem. - To najlepsza opcja. Obie z Ivy się prześpicie, a będziemy mieć za to do dyspozycji cały dzisiejszy dzień.
- To super - uśmiechnęła się. - Bardzo mi się tutaj podoba.
- W mojej sypialni? Na moim torsie? - uniosłem brwi.
Dzień bez drażnienia jej, jest dniem straconym.
- Will - uderzyła mnie lekko w pierś, a ja jęknąłem i złapałem się za obolałe miejsce. - Dobrze wiesz, co mam na myśli.
- Idę robić to śniadanie - westchnąłem, ściągając dłonie z jej pośladków i delikatnie spychając ją z mojego ciała.
- A mógłbyś założyć koszulkę? - zapytała, okrywając się szczelnie pościelą tak, że było widać tylko jej oczy.
- Onieśmielam cię? - nachyliłem się nad nią i z cwanym uśmieszkiem pocałowałem w czoło.
- Tak - powiedziała, a chwilę później zakryła swoje usta i odwróciła się w drugą stronę. Doskonale wiedziałem, że chciała zaprzeczyć, ale jej myśli zamieniły się w niekontrolowane słowa.
- Kochanie - szepnąłem. - Mógłbym założyć koszulkę, ale wtedy byłoby niesprawiedliwe, ponieważ ty jesteś w samej krótkiej koszulce, która nie zakrywa ci tyłka.
Brunetka spojrzała na mnie wrogo i za chwilę zaglądnęła pod kołdrę, aby się upewnić w czym spała. Westchnęła i opadła na łóżko, próbując uniknąć mojego natarczywego spojrzenia.
- Było ci ciepło w nocy i sama mnie prosiłaś, abym ci pomógł z tymi cholernymi spodenkami - puściłem jej oczko i wyszedłem z pokoju.
Zabrałem się za robienie śniadania. Wszystkie składniki miałem już na blacie i mimo, że nie czułem się mocny w kuchni, to wiedziałem, że tosty zawsze doskonale mi wychodzą. Nigdy nie lubiłem siedzieć w kuchni, omijałem ją szerokim łukiem. Zawsze wszystkie posiłki przygotowywała Charlotte, która potrafiła wstać o szóstej rano tylko po to, abym miał pyszne śniadanie. Kiedy zmarła musiałem przejąć jej obowiązki i w tym również gotowanie. Wszystko było do zrobienia. Prasowanie, pranie, zmywanie nie stanowiło problemu, ale z tym cholerstwem długo się męczyłem. Pamiętam swoje pierwsze dni, w których potrafiłem wygotować wodę z czarnika.
Złapałem za nóż, ale odłożyłem go, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Ktoś dzwonił, ale na pewno nie do mnie, ponieważ mam inny dzwonek. Podszedłem do szafki i zauważyłem, że urządzenie należy do Rox. Wychyliłem się, aby sprawdzić, czy dziewczyna usłyszała i czy już zmierza w moim kierunku. Nic podobnego się nie stało. Stwierdziłem, że jak przyjdzie, to oddzwoni. Prostując się, zauważyłem, kto dobija się do brunetki.
Zmarszczyłem brwi, widząc na wyświetlaczu znajome imię. Co do cholery Reed chce od Rox. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, aby sprawdzić, czy możne dziewczyna do mnie najpierw nie dzwoniła, ale nic podobnego.
One spiskują za moimi plecami?
Odwróciłem się z powrotem i zająłem się śniadaniem. Czekałem aż Rox się zjawi i postanowiłem zapytać ją, dlaczego Reed dzwoni od tak wczesnej porze i czy one coś kombinują.
- Ale pachnie - usłyszałem za swoimi plecami głos Rox, która ziewa i zapewne się przeciąga.
- Dzwoniła Reed do ciebie - oznajmiłem nagle. Pożałowałem tego, bo mogłem inaczej to rozegrać.
- Sprawdzasz mój telefon?! - oburzyła się i podeszła do mnie z urządzeniem w ręku. - Will - założyła ręce na piersi.
- Tylko spojrzałem - broniłem się, ale wiedziałem, że to nie wystarczy.
- Trochę prywatności - warknęła.
- Jeśli masz być do cholery moją żoną, to czemu masz przede mną to ukrywać? - teraz to ja podniosłem głos. - Rox, przecież nie musisz mieć tajemnic!
Brunetka otworzyła szerzej buzie i zaczęła mrugać szybko oczami. Chyba powoli analizowała każde moje słowo. Właśnie teraz do mnie też one dotarły.
O kurwa. Prr rumaku, zagalopowałeś za daleko.
- Znaczy - podrapałem się nerwowo po karku, kiedy ona tak mi się bezczelnie wgapiała w twarz. - O śniadanie gotowe - dziękowałem tym grzankom, że uratowały mi tyłek.
Całe śniadanie przesiedzieliśmy w milczeniu i słychać było tylko nasze przeżuwanie. No, super. Ona nawet nie jest moją dziewczyną, a ja jej z żoną wyjeżdżam.
No, brawo Will.
Po skończonym śniadaniu do domu wrócili szczęśliwi rodzice z Ivy na rękach. Czułem, że ten wypad zrobił im wszystkim dobrze i w końcu mogli nacieszyć się wnuczką. Moja córka też wróciła radosna i to było dla mnie ważne. Wiedziałem, że rodzice wyczuli trochę napiętą atmosferę między mną, a Rox. Teraz sobie tak mysle, że mogłem obrócić to wszystko w żart, ale to jakieś pięć godzin za późno.
Mama rzuca mi ukradkowe spojrzenia, bo zauważyła, że tylko jedno łóżko było tej nocy używane. Nie chcę sobie myśleć, co ona ma w tej głowie. Pewnie wyobraża sobie naszą upojną noc z Rox. Moja mama jest dziwna. Ojciec tylko próbuje dać mi do zrozumienia, że mamy się zabezpieczać. Oni chyba zapomnieli, że jestem dorosły. Być może też ni chcą, abym spłodził kolejne dziecko. Myślą, że jeśli mam Ivy, to nie wiem, co to prezerwatywa. Nie wiem dlaczego, ale dziś odczułem wrażenie, jakby moi rodzice uważali mnie za gówniarza, który pieprzy się na każdym kroku. Lekko mnie to zabolało, ale nie takich opinii musiałem wysłuchiwać po narodzinach Ivy.
Odrzuciłem od siebie wszystkie złe myśli, próbując skoncentrować się na jeździe. Córka już dawno zasnęła, a Roxi dzielnie mi towarzyszy, chociaż widzę na jej twarzy, że potwornie chce jej się spać.
- Możesz iść spać - położyłem swoją dłoń na jej i lekko ścisnąłem.
- Nie - pokręciła głową i położyła drugą zimną dłoń na mojej, zamykając ją w szczelnym uścisku. - Nie chcę, żebyś musiał słuchać chrapania dwóch osób - zaśmiała się, a ja dołączyłem zaraz po niej.
- Przepraszam, że sprawdziłem twój telefon, a później powiedziałem o tej żonie.
Spojrzała na mnie.
- To ja przepraszam - odgarnęła włosy do tyłu. - Po prostu Nate mnie kontrolował na każdym kroku i teraz mam dziwną urazę. Ale popracuję nad tym - nachyliła się i pocałowała mnie lekko w policzek.
- Odczepił się na dobre? - zapytałem.
- Tak - skinęła głową, a ja poczułem ulgę. - Nie oddzywa się po tym, jak wygrałeś.
- Cieszę się - uśmiechnąłem się do niej słabo, ale tak naprawdę miałem ochotę tulić ją do siebie.
- Coś się męczy - stwierdziła. - Po tym, jak twoi rodzice wrócili, jesteś jakiś nieobecny i miałam wrażenie, jakbyś był zły.
- Nie - skłamałem, nie chcąc jej denerwować jeszcze moimi wewnętrznymi żalami do rodziców i nie tylko. - Wszystko jest w porządku - próbowałem zapanować nad drżącą powieką, która zawsze tak odpierdalała, kiedy chciałem skłamać.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim - położyła się lekko na moim ramieniu i wyswobodziła moją rękę, abym mógł swobodnie prowadzić.
- Tak, wiem - uśmiechnąłem się szeroko, czując, że zasnęła.
To były ostatnie chwile naszego beztroskiego życia. Miałem wszystko, czego pragnąłem. Rox i Ivy u swojego boku. Dopiero po wszystkim zrozumiałem, jak łatwo jest stracić osoby, które się kocha.
______________
Oh, ta końcoweczka 😂❤
Takie wprowadzenie do następnych rozdziałów. Ciekawe, czy podejrzewacie co się stanie?
Nie mam jeszcze dokładnie zaplanowane, co się stanie do końca książki, ale jeśli ktoś zgadnie to muszę popracować nad swoją przewidywalnością.
Do zobaczenia 💋💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top