Rozdział 33
- Jestem ci bardzo wdzięczna - usłyszałem z boku i odwróciłem głowę, aby spojrzeć na tą piękną brunetkę u mojego boku.
- Za co? - zmarszczyłem brwi, próbując wyczytać z jej twarzy jakieś emocje.
- Um - zastanowiła się i lekko poprawiła na kanapie. - Za to, że nasze relacje nie podlegają, no wiesz na czym - spuściła głowę i zaczęła biegać wzrokiem po podłodze.
Chyba podłoga moich rodziców na serio była interesująca.
- No nie wiem, powiedz mi - chrząknąłem, doskonale wiedząc, co ma na myśli. Chciałem doprowadzić to tego, aby to z jej ust wyszło.
- William - przeciągnęła zirytowana.
Dobra, nie ma żartów. Powiedziała William, zamiast Will. Lepiej jej nie denerwować.
- Chciałaś powiedzieć, że jesteś mi wdzięczna za to, że nie wykorzystałem cię jeszcze seksualnie? - wstałem z fotela i skoczyłem do niej na kanapę.
Nie był to dobry wybór, ponieważ od razu poczułem ból w żuchwie. Zderzyłem się z nogą Rox i to nie było przyjemne.
- Głupek - wskazała na mnie palcem i zaczęła się śmiać, a ja skrzywiłem się z bólu.
- Jeśli pocałujesz, myślę, że przestanie - nachyliłem swój policzek do jej ust, a ta odgrodziła nas swoją dłonią.
Wydąłem z siebie jęk niezadowolenia i położyłem głowę na jej kolanach.
- Wracając do sprawy z przed chwili - ułożyłem się wygodnie i spojrzałem w górę, dostrzegając, że brunetka przygryza wargę. - To nie rozumiem, dlaczego myślisz, że miałbym cię tylko zatrzymywać przy sobie, po to, aby iść z tobą do łóżka?
- Masz rację - westchnęła. - Nie było tematu, jesteś inny - położyła dłoń na moich włosach i zaczęła się nimi bawić.
- Nie, Rox - gwałtownie uniosłem się do pozycji siedzącej i zmusiłem ją, aby spojrzała na mnie. Dopiero wtedy miałem pewność, że mi powie wszystko. - O co chodzi? - przejechałem kciukiem po jej policzku.
- To jest związane z Natem - w jej oczach w momencie pojawiła się złość. Wiedziałem, że nie chce o nim rozmawiać, ale musiałem dowiedzieć się, czy nie wydarzyło się coś strasznego podczas ich znajomości.
- Zrobił ci coś?
- Nie, Will - odpowiedziała szybko, jakby bała się, że jestem zdolny wyjść w tej chwili i jechać do Nate'a. - Ale miałam takie wrażeniem, że nawet przy moim ojcu się nie hamował - powiedziała ciszej. - Nasza relacja nie była taka, jak z tobą. Po prostu on traktował mnie jak kogoś, kogo można obmacać, a później iść do innej. To dla mnie jest obce, że się martwisz o mnie i nic nie oczekujesz w zamian. Ojciec, gdy się troszczył o dach nad moją głową, to chciał, abym chodziła nadal z Natem i pomagała mu w firmie. Ty to robisz bezinteresownie i boję się, że w końcu będę musiała zapłacić ci za to wszystko w jakiś sposób - przełknęła głośno ślinę, a ja zobaczyłem w jej oczach łzy.
Boże, moja księżniczka nie może płakać.
Przyciągnąłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moje ramiona. Nie potrzebowałem od niej żadnej namiętności, chciałem tylko, żeby była blisko. Zrozumiałem, że jest inaczej niż z Charlotte. Wtedy byliśmy jeszcze głupimi nastolatkami, których miłość opierała się prawie tylko na seksie. Natomiast z Rox łączy mnie inny rodzaj miłości. Ten lepszy rodzaj, który jest dojrzalszy i trwalszy.
- Kochanie, nigdy bym cię nie wykorzystał, pamiętaj to - oparłem swoją głowę na jej czole i patrzyłem cały czas na te piękne, ale w tamtym momencie zranione oczy, które potrzebowały miłości i bezpieczeństwa.
- Pewnie pomyślałeś, że ci nie ufam - zamknęła na chwilę oczy i położyła swoje dłonie na moich policzkach.
- Nie myśl o tym - pocałowałem ją przelotnie, a później zamknąłem ją w szczelnym uścisku.
Niektórzy ludzie to kurwy.
- Dobra, koniec tych czułości - oderwała się ode mnie i przetarła rękawem swoje oczy, które jeszcze lśniły od łez.
Uśmiechnąłem się, widząc jej zachowanie. Cieszyłem się, że zaczęła się zbierać do kupy i chociaż starała się odbudować. Tak, to jest typową Rox, która nie pozwoli sobie na zbyt dużo bliskości ze mną, bo uwielbia pokazywać mi, że nie załamuje się i jest silna. Chociaż doskonale wiem, że często jest to nieprawdą i ona potrzebuje moich czułości.
- Już nie udawaj, że nie było ci dobrze w ramionach takiego mężczyzny - zacmokałem, a ta zmrużyła oczy i był to znak, że szykuje dla mnie kontratak.
- Gdzie ten mężczyzna? - położyła dłoń na czole, jakby chciała ochronić oczy od słońca i rozejrzała się po fotelu. - Aa tu jest! - krzyknęła niby zaskoczona, zatrzymując wzrok na mnie. - Ups, jednak nie - położyła dłoń na moim przyrodzeniu i go ścisnęła, a następnie odeszła.
- Ej, czy ty uważasz, że mam małego? - krzyknąłem za nią i w momencie pojawiłem się u jej boku.
- Tak - przytaknęła. - Mój pies ma większego - uśmiechnęła się szeroko, a ja zmarszczyłem brwi, krzywiąc się.
Ona nie ma psa.
- Przecież nie masz psa - zauważyłem, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- No właśnie - wyszczerzyła się i pomaszerowała do lazjenki, zostawiając mnie samego w kuchni.
Uwaga, Roxanne wraca do gry.
********
Obudziłem się w środku nocy, bo coś ciążyło na mojej klatce piersiowej. Wybadałam, a raczej wymacałem sprawę i stwierdziłem, że to Rox, która trzyma głowę na moim torsie.
Jak poznałem?
To proste, akurat trafiłem na kobiecą część ciała, którą żaden facet nie pomyli ze swoją.
W pokoju było zupełnie ciemno, a przy moim uchu słychać było tylko równomierny oddech dziewczyny. Uwielbiałem, gdy spała blisko mnie, ponieważ od niej biło jakieś ciepło, które sprawiało, że miałem ochotę zostać z nią tutaj już na zawsze. Pierwszy raz, kiedy spaliśmy w tym domku na polanie, dokładnie wiedziałem, kiedy śni o czymś. Zawsze jej oddech jest szybszy, a akurat w tę naszą pierwszą noc, śniła o czymś miłym, bo się uśmiechała. Pamiętam to, jakby było to dziś. Całą noc prawie nie zmrużyłem oka, tylko bezczelnie wgapiałem się w nią. Była wtedy wystraszona i zmęczona. Kompletnie mi nie ufała, ale jej arogancja, zamiast mnie odpychać, przyciągała mnie, jak magnes. To jednak była dobra decyzja, żeby wrócić na stare śmieci. Powinienem być wdzięczny Reed za to, że wtedy wypchała mnie prawie siłą z domu. Czuję się trochę zadłużony wobec niej. Ona tyle dla mnie zrobiła, a ja ostatnio zupełnie ją pomijam w swoim życiu. Skupiłem się na Rox i Ivy, a moi przyjaciele są skazani na siebie. Chociaż powinienem się martwić o nich, czy się nie pozabijają, to ja jestem zupełnie spokojny o dwójkę debili, bo jestem przekonany, że oni tam znajdą wspólny język.
Już wyobrażam sobie ich ślub. Rick zaśpi na swój własny ślub, a Reed zapomnie założyć sukni ślubnej. A tuż przed uroczystością pokłócą się. To jest więcej niż pewne.
Wracając do Reed, to po powrocie, muszę zabrać ją na jej ulubione Late i duże ciacho.
Kurwa, zrobiłem się głodny. Głupie ciacho!
Zacząłem zastanawiać się, jak tu wyjść, żeby nie obudzić Rox. To było prawie niemożliwe, bo prawie całe jej ciało spoczywało na moim. No nie ma innej opcji, ja muszę coś zjeść. Po koleji zacząłem wyswobadzac się, ale to nie było takie proste.
Kurde, może zwalę ją siłą z łóżka?
Nie, w sumie to by było zbyt okrutne, ale śmieszne.
Wypuściłem głośno powietrze z ulgą, kiedy znalazłem się przy wyjściu. Misja "Stary niedźwiedź mocno śpi" powiodła się.
Kiedy znalazłem się w kuchni, od razu dopadłem szafkę z słodyczami, mając nadzieję, że nic się nie zmieniło i mama nadal ukrywa je przed tatą, który najchętniej zjadłby wszystko na raz. Nie myliłem się. Mój wzrok padł na orzechowe ciasteczka z kawałkami czekolady, które okazały się wyśmienite. Starałem się zachowywać ciho, żeby nie obudzić księżniczki, bo pewnie zjadłaby mi trochę, a ja nie chcę się z nikim dzielić.
Mama wie co dobre. To jest takie pyszne.
- Co jesz? - usłyszałem za sobą zaspany głos Roxi. - Podziel się - podeszła bliżej, a ja odwróciłem się do niej przodem, a za sobą schowałem opakowanie z ciastek.
- Nic - chrząknąłem, przełykając ostatni kawałek, który wpakowałem do ust.
- A okruchy to niby skąd? - uniosła brwi. - A to, że pachnie orzechami, to jak wytłumaczysz?
- Ugh - wywróciłem oczami. - Niech ci będzie - podszedłem do niej i wręczyłem jej opakowanie z ciastkami, które z uśmiechem przyjęła i zaczęła się zajadać.
- Czemu nie śpisz? - usiadła na krześle, a ja naprzeciwko niej.
- Bo jem? - odpowiedziałem.
- Ha ha - udała śmiech. - Będziesz gruby.
- Masz coś do puszystych? - zacząłem się śmiać, patrząc na swój brzuch.
- Oczywiście, że nie - nachyliła się ku mnie. - Do takich można się przytulić i jest ciepło - dotknęła swoją dłonią mój policzek i poklepała go.
- Czy właśnie mi dałaś do zrozumienia, że w takiej formie, w jakiej jestem, to ci się nie podobam? - wstałem od stołu i podążyłem za nią.
- No wiesz - zaczęła, nie odwracając się do tyłu. - Kaloryfer też grzeje, ale nie ma to jak porządny bojler - oboje zaczęliśmy się śmiać, do takiego stopnia, że Rox zatoczyła się i uderzyła małym palcem o łóżko.
Ołć.
- Chyba umieram - stwierdziła, kładąc się na materacu, cały czas trzymając się za obolałe miejsce.
- Może chcesz, żebym pocałował? - uśmiechnąłem się cwanie. - Podobno działa - zapewniłem, nachylając się w jej kierunku, a ta posłała mi jedynie spojrzenie typu "Doprawdy?".
Jedynie mogłem liczyć na krótki pocałunek z jej strony, ale zupełnie mi to wystarczyło.
- Miałeś rację, podziałało - ucieszyła się i położyła się. - To dobranoc - ułożyła się wygodnie, a ja wślizgnąłem się obok niej.
- Dobranoc, skarbie - szepnąłem.
__________
Od razu widać efekty. Dzisiaj pisałam sobie na luzie i nie powtarzałam sobie "Musisz dzisiaj dodać", tylko raczej był to głos "Dodasz, kiedy uda ci się napisać". Myślę, że takie nastawienie powinien mieć każdy.
Mam nadzieję, że wam się podobał i wyrazicie swoją opinię w komentarzach.
Do zobaczenia 💕💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top