Rozdział 29

- Boże, Rox - podbiegłem do niej i przyciągnąłem do swojej klatki piersiowej. - Nic ci nie jest? - zapytałem, po chwili zdając sobie sprawę, że było to głupie pytanie.

- Nie - odpowiedziała po chwili, biorąc głęboki oddech.

Czułem, że jej serce bije z niewiarygodną szybkością, a ręce jej drżą. Nie opierała się, tylko wtuliła bardziej w mój tors. Położyłem jedną dłoń na jej plecach, a drugą przejechałem po jej włosach, próbując ją uspokoić. Uświadomiłem sobie, że mało brakuje, aby Rox załamała się. To wszystko ją przytłacza i teraz doskonale to widzę. Nie chciała mnie martwić swoimi problemami i próbowała się odciąć. Nie mogę jej na to pozwolić.

- Kochanie, jestem przy tobie - zapewniłem, kiedy poczułem, że moja szyja robi się mokra. - Cii - pocałowałem ją we włosy i złapałem obiema rękami za jej policzki, odchylając lekko jej twarz.

Dziewczyna była cała zapłakana, a łzy spływały po jej twarzy. Chciałem, aby na mnie spojrzała, ale ta uciekała wzrokiem.

- Proszę, spójrz na mnie - błagałem, mając nadzieję, że w ten sposób mnie posłucha. Brunetka niepewnie uniosła głowę i w końcu nasze spojrzenia skrzyżowały się.

- Will - szepnęła, zaciskając mocno szczękę.

- Wiesz, kto to?

- Nie - pokręciła głową, a ja starłem kciukiem jej łzy.

Tak właśnie podejrzewałem. Nie miałem żadnego punktu zaczepienia. Zacząłem się zastanawiać, czy zacząć szukać tego kutasa na własną rękę, czy może zgłosić to na policję. Jakoś nie podoba mi się wizja chodzenia po komisariatach i narażania Rox na kolejne zmartwienia i stres.

- Kurwa, Rox zaczekaj - poderwałem się z miejsca, przypominając sobie, że moja córka, została na klatce schodowej ze straszą panią.

Brunetka spojrzała na mnie, marszcząc brwi i nie wiedząc, o co mi chodzi.

Pobiegłem szybko do drzwi wejściowych, prawie się wywracając. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że Ivy jest cała i do tego się śmieje. Przystanąłem w miejscu i oparłem się o drzwi, widząc, jak moja córka jest szczęśliwa, gdy staruszka pokazuje jej bryloczek od kluczy. Żałowałem, że moi rodzice nie są blisko nas i nie mogą tak często spotykać się z Ivy. Oczywiście, że wspierają nas, ale każde dziecko potrzebuje tego ciepła, które zapewnia babcia. Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczy, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę zapewnić wszystkiego mojemu dziecku. W jej życiu brakuje podstawowych członków rodziny, które prawie każde dziecko posiada. Jesteśmy skazani na siebie, a ja nie daje rady zastęptwać wszystkich.

Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Od razu otarłem łzy, wiedząc, że to Roxi.

- Płakałeś? - zapytała, stając naprzeciwko mnie.

- Ja? - prychnąłem. - W życiu, po prostu...

Kurwa, Will, myśl.

- Chyba mam alergię - powiedziałem szybko i zauważyłem, że starsza pani właśnie spojrzała na nas.

- Patrz księżniczko, tata wrócił - zwróciła się do mojej córki i wskazała na mnie palcem.

Uśmiechnąłem się do Ivy, która szybko podbiegła do nas i wtuliła się w nogi Rox. Mój wzrok przeniósł się na babcię i posłałem jej dziękujący uśmiech.

- Dziękuję - zwróciłem się do kobiety.

- Nie ma za co - machnęła niedbale ręką. - A co do tego - pokazała na drzwi. - Może to coś pomoże, ale kręcił się tu taki chłopiec po południu.

Rox spojrzała na mnie, jakby chciała wyczytać, czy mam jakieś podejrzenia.

- A mogłaby pani go opisać? - dopytywała dziewczyna, która już się uspokoiła.

- Przykro mi - spuściła bezradnie głowę. - Był w kapturze i nie widziałam twarzy.

- Dobrze, dziękujemy - westchnęła brunetka, która chyba miała nadzieję, że kobieta nam pomoże.

- Do widzenia.

- Papa - pomachała jej Ivy, a ta się szeroko uśmiechnęła i odpowiedziała jej tym samym.

Weszliśmy wszyscy do środka. Ivy od razu pobiegła do sypialni, gdzie Rox trzymała trochę zabawek. Usiadłem w kuchni przy stole i zacząłem myśleć, jak rozwiązać całą tę sprawę.

- Co robisz? - zapytałem, kiedy brunetka wzięła miskę i ścierkę.

- Idę zmyć to gówno - warknęła, wychodząc z pomieszczenia.

- Spokojnie - powędrowałem za nią i kucnąłem obok niej, kiedy ta zaczęła zmywać napis. - Daj, pomogę ci - złapałem jej dłoń i spojrzałem w jej oczy, które nadal były podkrążone.

- Nie mam już siły - opadła na tyłek i oparła się plecami o ścianę. - Chciałabym, aby to wszystko się skończyło i żebyśmy mogli normalnie żyć.

My razem? Żyć? Żebyśmy mogli? Czyli my.

- Załatwię to - usiadłem obok niej i patrzyłem w nieokreślony punkt. - Obiecuję - zamknąłem na chwilę oczy, kiedy ta oparła głowę o moje ramię.

- Nie chcę was w to wciągać - powiedziała natychmiast, prostując się. - Ivy musi być bezpieczna.

- Będzie - w tym momencie usłyszałem tupot dziewczynki, która chwilę później znalazła się w progu drzwi i wskoczyła mi na nogi. - Co, kruszynko?

- Głodna - wymamrotała, łapiąc się za brzuch.

- Przecież niedawno jadłaś - westchnąłem.

- Chodź, zrobię ci coś pysznego - Rox szybko podniosła się z ziemi i otrzepała z kurzu swoje spodnie.

Złapała Ivy za rączkę i razem wróciły do mieszkania, a ja zająłem się zmywaniem napisu.

W międzyczasie zadzwoniłem do Ricka, aby przyjechał do nas. Chciałem z nim omówić parę spraw. Byłem przekonany, że mi pomoże i jego znajomości w końcu się do czegoś przydadzą. Nie miałem pojęcia, czy ten pomysł spodoba się Rox, ale narazie nie musiała o niczym wiedzieć. Jedyne co chciałem zrobić, to odsunąć ją od pomysłu pójścia na policję.

Ostatni raz przetarłem drzwi i stwierdziłem, że wyglądają prawie tak samo, jak przed incydentem. Tam gdzie ciecz została mocniej użyta, została plama, która nie była zbytnio widoczna. Zabrałem z podłogi naczynie i wróciłem do środka.

Zobaczyłem, że Ivy z Rox zajadają się goframi z bitą śmietaną. Moja córka miała całą buzię w białej piance, a brunetka tylko się śmiała.

- Podzielicie się? - zapytałem, nachylając się nad Ivy, która trzymała w ręce jedzenie i podczas jej nieuwagi ugryzłem kawałek.

- Tata! - krzyknęła oburzona i odwróciła się do mnie tak, abym nie mógł jej więcej ukraść. - Nie wolno - skarciła mnie palcem, a ja uniosłem ręce do góry w geście poddania się.

- Chcesz? - spojrzałem na talerz, który właśnie podsunęła mi Rox.

- Z przyjemnością - usiadłem pomiędzy dziewczynami i wszyscy zaczęliśmy zajadać kolację. - Rox? - zapytałem, kiedy przełknąłem kęs.

- No? - spojrzała na mnie wyczekująco.

- Dostałaś ostatnio jakiegoś SMS-a? - widziałem, jak dziewczyna się spina, ale musiałem się tego dowiedzieć.

- Odkąd przyjechałam od ciebie, to nie sprawdzałam - powiedziała cicho i zeszła z krzesła, kierując się w nieznane mi miejsce.

Wróciła po chwili i w ręku mogłem dostrzec telefon, który zaraz odpaliła, gdy tylko znalazła się obok mnie. Ekran zaświecił się, a ja zobaczyłem, że są na nim wiadomości. Rox otworzyła je i razem nachyliliśmy się nad urządzeniem, dokładnie czytając treść.

Od nieznajomy
Podobał się napis?

Od nieznajomy
Nie odpisujesz? Szkoda, bo nigdy nie mam pewności, czy żyjesz :)

Po przeczytaniu Rox rzuciła telefon na stół, a Ivy spojrzała na niego, a później na nas. Zrobiła większe oczy i się szeroko uśmiechnęła.

- Wow - otworzyła szeroko usta i z podziwem patrzyła na telefon. - Ja też! - nachyliła się, aby złapać w rękę telefon.

Wiedziałem, co chciała zrobić i wyrwałem jej z rączki urządzenie, dając Roxi.

- Ivy, tak nie wolno.

- Eh - westchnęła, zakładając zła ręce za siebie.

- Rick przyjedzie - poinformowałem brunetkę.

- Czemu? - zdziwiła się i zaczęła sprzątać po stole.

- Musimy dziś parę rzeczy omówić - wyjaśniłem, a Roxi już miała coś powiedzieć, ale ostatecznie zamknęła usta i zaczęła wycierać blat.

Oczywiście, że chciała zapytać, co to za sprawy. Napewno domyślała się, a raczej była pewna, co ja muszę tak pilnie omówić z przyjacielem.

- Otworzysz? - spojrzała na mnie, kiedy w mieszkaniu rozległ się dzwonek.

- Tak - przytaknąłem i ruszyłem do drzwi. - Hej - przywitałem się z chłopakiem.

- Siemka, co to za pilna sprawa? - zapytał, a później się skrzywił. - Dlaczego spotkamy się u Rox? - poruszał brwiami, a ja uderzyłem go s ramię. - Ałć, kutasie - złapał się za obolałe miejsce.

- Wejdź - poleciłem.

- O widzę, że już czujesz się, jak u siebie - zażartował, za co kolejny raz go uderzyłem, ale tym razem w piszczel. - Weź, ogarnij się facet - warknął wkurzony.

- Zamknij pizdę i już chodź - popchnąłem go, aby szedł szybciej.

- Hej Roxi - powiedział radośnie, po czym przeniósł wzrok na moją córkę. - I ty diable - opuścił zrezygnowany dłoń, którą przed chwilą energicznie machał.

- Pójdziemy do sypialni, okey? - pociągnąłem kolegę za kaptur.

- Ej, Will - zmuszony szedł tyłem. - Nie wiedziałem, że o taką sprawę chodzi - zaśmiał się.

- Nie wytrzymam z tobą - zatrzymałem się, przez co ten oszołom wpadł na mnie. - Przestrzeń osobista - odskoczyłem na bok.

- To ty mnie ciągniesz do sypialni.

- Może, ja z Ivy pójdę do sypialni, bo tam ma jakieś zabawki, a wy pogadajcie w kuchni - zobaczyłem, że zza ściany wyłania się brunetka z dzieckiem na ręku.

Oboje przytaknęliśmy i posłusznie udaliśmy się do kuchni, aby tam omówić sprawy.

Odpowiedziałem przyjacielowi o wszystkim i liczyłem, że uda mu się nam pomóc. Nie myliłem się, bo Rick zapewnił mnie, że z pewnością uda mu się namierzyć z kolegą policjantem numer, ale nie wie ile to potrwa. Tamten jest na urlopie i nie odbiera telefonów, a wraca dopiero za parę dni. Nie miałem zamiaru naciskać, bo wiedziałem, że i tak nic nie osiągnę. Dwa dni spędzimy u moich rodziców, więc dziewczyny będą bezpieczne, a później coś się wymyśli. Pożegnałem się i podziękowałem zjebowi za pomoc.

- Już poszedł - opadłem na łóżko, gdzie siedziały dziewczyny. - Co robicie? - zapytałem, odwracając się na brzuch.

- Rysujemy - odpowiedziały.

- Rox, jedziemy do moich rodziców za piętnaście minut - oznajmiłem, a brunetka spojrzała na mnie zdziwiona, a później postukała się w czoło.

- Żartujesz? - prychnęła i zaczęła się śmiać. - Nigdzie nie jadę.

- Dobrze wiesz, że to nie było pytanie - powiedziałem poważnie. Nie będę się z nią kłócił. Ona nie ma wyboru i jedzie. - To było stwierdzenie - przeliterowałem jej, aby jeszcze nie miała wątpliwości.

- Nie będziesz decydować o moich planach na weekend.

- Chcesz się założyć? - uniosłem brew, wyciągając w jej kierunku rękę. - Masz dziesięć minut.

- Było piętnaście! - wyrzuciła ręce do góry.

- Trzeba było tyle czasu nie dyskutować - wzruszyłem ramionami, całując ją usatysfakcjonowany w policzek. - Dziewięć - wskazałem na niewidzialny zegarek na nadgarstku i z Ivy na rękach wyszedłem z pokoju.






____________

Akcja właśnie się rozkręciła i już niedługo zbliżamy się do końca tej historii. Jeszcze parę momentów happy i kilka mniej przyjemniejszych.
Mam już w głosie ułożony scenariusz, ale nie mogę zdecydować się jakie zakończenie.

Podoba się w ogóle rozdział?

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top