Rozdział 19

Złamałam po drodze kilkanaście przepisów i było mi to obojętne. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się na miejscu i dopilnować, aby żadnemu z nich nie puściły nerwy. Jestem cholernie zła na Williama, że wpadł na tak głupi pomysł. Wygarnę mu to wszystko i już w głowie zaczął układać mi się monolog. Wysiadłam z samochodu, trzaskając przy tym drzwami. Zacisnęłam mocniej skórzaną kurtkę i założyłam za siebie ręce, żeby chociaż trochę było mi cieplej. Spojrzałam na swoje adidasy, które idealnie pasowały do mojej czerwonej sukienki. Uderzyłam w blachę i oczekiwałam aż Ed mi otworzy. Było mi cholernie zimno, ale w tym momencie nie było to najważniejsze, bo wiem, że jeśli ci dwaj pozostaną na osobności, może to źle się skończyć. Uderzyłam jeszcze raz z całej siły, będąc niecierpliwa. W końcu przede mną stanął wysoki mężczyzna.

- O hej, Roxi - uśmiechnął się, otwierając szerzej, abym mogła swobodnie wejść.

- Will już jest? - zapytałam, nie witając się nawet. Bardzo lubię tego kolesia, ale spieszy się mi.

- Tak - skinął głową, a ja nerwowo rozejrzałam się dookoła, w celu znalezienia, któregoś z chłopaków. - Przyszedł chwilę przed tobą.

- Nie wiesz gdzie jest? - zapytałam nerwowo, bojąc się o niego.

Tak, bałam się o niego. Jest jedyną osobą, z którą tak naprawdę utrzymuję stały kontakt i jest naprawdę sobą. "Moi przyjaciele" nie są moimi przyjaciółmi. Spotykam się z nimi od czasu do czasu, ale później wiem, że i tak obgadają mnie. Tutaj w Ditroit nie mam nikogo, przeciwnie do Nowego Jorku. Mam nadzieję, że po powrocie do rodzinnego miasta, Lukas i Poly nie będą mieć mi za złe, że tak nagle wyjechałam i nadal będą chcieć ze mną się przyjaźnić. Zawsze miałam tylko tych dwóch wariatów. Nawet nie zorientowałam się kiedy, Will wdarł się do mojego życia. Nie znam go długo, ale wystarczyło to, aby zaczęło mi na nim zależeć. To on wysłuchał mojej historii o ojcu i nie odwrócił się ode mnie, dowiadując się, że zachowuję się, jak dziwka.

Wróciłam do rzeczywistości, kiedy Ed zaczął machać mi przed oczami.

- Rox, halo? - nachylił się nade mną, sprawdzając czy wszystko dobrze.

- Tak? - zamrugałam szybko oczami, patrząc na mężczyznę przede mną. - Zamyśliłam się - rzuciłam.

- Will - zaczął. - Jest tam - wskazał palcem, gdzieś w dal, a ja zaczęłam go lokalizować.

- Okey, dziękuję - uśmiechnęłam się, widząc stojącego bruneta gdzieś z dala od grupy ludzi.

Patrzyłam na chłopaka, który dmuchał w swoje dłonie, aby się rozgrzać. Nie chciałam, żeby to robił i zamierzałam ich powstrzymać. Will był jeszcze w kurtce, więc miałam czas, aby z nim pogadać. Rozejrzałam się wokół siebie, aby upewnić się, że Nathaniela nie ma w pobliżu. Ruszyłam szybko, aby jak najszybciej załatwić tę sprawę. Byłam już prawie przy chłopaku, a ten jeszcze mnie nie zauważył, albo nie chciał zauważyć.

- William - powiedziałam twardo, stając za nim. Brunet odwrócił się i cofnął do tyłu, patrząc na mnie wielkimi oczami. Zauważyłam, że zawsze kiedy jestem zła, mówię do niego William.

Myślał, że się nie dowiem?!

- Rox.

- Co ty do kurwy odpierdalasz? - warknęłam cicho, aby zbyt nie zwracać na siebie uwagi.

- Ja?! - wskazał na siebie, będąc oburzonym.

- Nie, ja, kurwa mać! - uderzyłam go w klatkę piersiową, będąc na niego wściekła, że w tak głupi sposób niszczy moje plany.

- No właśnie - uśmiechnął się.

- William proszę cię, nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej - pokręciłam przecząco głową, nie mogąc uwierzyć, że on nie przejmuje się tym, że na niego wrzeszczę i jeszcze jest uśmiechnięty.

- Dobrze - zgodził się.

- Czemu wpadłeś na taki głupi pomysł? - zapytałam, patrząc za jego plecy, czy Nate nie pojawił się gdzieś.

- Żebyś nie szła z tym frajerem się pieprzyć?! - podszedł bliżej, wyrzucając mi prosto w twarz.

- Dlaczego w ogóle się tym przejmujesz? - przłknęłam ślinę, kiedy brunet stanął zbyt blisko mnie.

- Bo mi zależy?

- Na moim dziewictwie? - uniosłam brwi, a ten prychnął.

- Na tym też - uśmiechnął się cwaniacko.

- Nie musisz tego robić - próbowałam go przekonać. - Idź do Ivy, spędź z nią wieczór, umów się z Juliet, no nie wiem - westchnęłam. - Zrób co chcesz, ale już idź, poradze sobie - potknęłam jego klatki piersiowej na znak, żeby odszedł.

- Pójdę, jeśli tylko upewnię się, że jesteś bezpieczna - dotknął mojej zimnej dłoni i skrzywił się.

- Jestem - zapewniłam, ale ten zaśmiał się.

- Nie jesteś - spojrzał na moją dłoń, delikatnie muskając ją swoim palcem.

Nie miałam siły, aby ją stamtąd brać.

- William, proszę - spojrzałam na niego smutno. Nie chcę, aby coś mu się stało i później będę mieć wyrzuty sumienia.

- Wszystko będzie okey, uwierz mi - szepnął mi do ucha, zahaczając ustami o mój policzek. - Muszę iść, spotkamy się później, dobrze?

Przytaknęłam.

- Powodzenia - powiedziałam, kiedy odchodził. Chłopak odwrócił się do mnie plecami i w tym samym momencie przystanął.

- Will i Rox - usłyszałam męski głos. Po moim ciele przeszły dreszcze. Nienawidziłam tego głosu i zaczęłam okropnie się bać. - Fajnie was widzieć razem - brunet cofnął się do tyłu, na tyle abyśmy się stykali.

- Nate - wydusiłam.

- Zadajesz się z nim? - wskazał na mojego towarzysza obok, który trochę zasłaniał mnie swoim ciałem.

Mój oddech przyśpieszył. Patrzyłam na tego chuja z takim obrzydzeniem, zauważając kolejny tatuaż na jego szyi. Kiedy sobie pomyślę, że dzisiaj miałabym spędzić z nim noc, jest mi niedobrze. Nic nie odpowiadałam, tylko stałam tak z gęsią skórką na rękach.

- Zapytałem o coś - wydarł się, podchodząc bliżej nas. - Głucha jesteś? - zacisnął pięści, przez co wystraszyłam się.

- Zamknij się, Nate! - Will podszedł do blondyna, stając naprzeciwko niego. - Nie masz prawa się tak do niej odzywać.

- Jakie słodkie - złożył ręce, jak do modlitwy. - Bronisz swojej dziewczyny - uśmiechnął się kpiąco. - A powiedziała ci, że dzisiaj miała się ze mną pieprzyć?

Obeserwałam ich każdy ruch i nie byłam w stanie odezwać się, ani zareagować.

- Nie twój interes, co mi mówi, a co nie - burknął.

- No chyba mój, bo to mój kutas by był dzisiaj w jej cipie, a nie twój - zaśmiał się w głos, a Will natarł na rywala.

Otrząsnęłam się i podeszłam do chłopaków, którzy zapewne lada moment pobiliby się.

- Will, odpuść - poprosiłam, odciągając go. Położyłam rękę na jego boku i chyba mój dotyk podziałał, bo jego oddech unormowal się.

- Ej ludzie! - krzyknął blondyn na całe gardło, na co zaciekawieni ludzie, odwrócili się w naszym kierunku i część z nich podeszła bliżej. - Mam cudowny pomysł! - ucieszył się, zerkając na mnie.

- Nie daj się sporowokować - pociągnęłam Williama za kurtkę, szeptając mu do ucha.

- Dzisiaj kasa nie wchodzi w grę, ani honor, czy inne pierdoły - ogłosił, a ja zaczęłam zastanawiać się, o co chodzi. - To jest nasza nagroda - uniósł rękę i wskazał palcem na mnie.

Przełknęłam głośno ślinę, a moje serce zaczęło niezwykle szybko bić. Zesztywniałam. Miałam ochotę uciec stamtąd. Będę nagrodą.

- Kto wygra, dostaje tą dziwkę na całą noc - oznajmił, a ja spojrzałam przerażona na bruneta, który próbował dodać mi otuchy.

- Nie zgadzam się - odezwał się Will.

- Boisz się, że przegrasz? - zaśmiał się.

- Zniszczyłeś już jedną osobę, która była dla mnie ważna - zaczął, a mnie ścisnęło w żołądku. - Nie pozwolę, abyś zrobił to drugi raz.

- Koleś, ale masz problemy - wywrócił oczami. - To tylko głupie laski.

Brunet spojrzał najpierw na mnie, a później na swojego rywala, który wyglądał na pewnego siebie.

- Zgoda - przytanął, co spotkało się z entuzjazmem gapiów, którzy tylko czekali na emocje. - Po raz ostatni biorę udział w tym gównie.

- Za pięć minut zaczynamy - oznajmił zadowolony Nate i odszedł z kilkuosobową grupką, która zawsze mu towarzyszyła.

Tłum rozszedł się, zostawiając mnie z Willem sam na sam. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Byłam w totalnym szoku i nie wyobrażałam sobie, że Nate może to wygrać. Zapewne w jego żyłach krąży wiele zakazanych subsnatcji i dzisiaj jest niezwykle mocnym przeciwnikiem. Zawsze oszukiwał i kilka razy byłam świadkiem, kiedy brał przed zawodami.

Will stał chwilę plecami do mnie z założonymi rękami. Patrzył gdzieś przed siebie. Kiedy odwrócił się do mnie, zobaczyłam jego oczy, które przepełnione były złością, ale raz to ustąpiło.

- Wygram to, nie bój się - zapewnił, a ja miałam nadzieję, że to okaże się prawdą. - Zabiorę cię później do restauracji, a później do hotelu i tam spędzimy cudowną noc - szepnął mi kusicielsko do ucha, przez co rozpływałam się. - Żartuję, odwiozę cię do domu, albo pojedziemy do mnie. Co tylko będziesz chciała.

- Will - mruknęłam pod nosem. - Przepraszam, że sprawiłam ci tyle problemów i weszłam do twojego życia - w moich oczach pojawiły się łzy, które próbowałam powstrzymać.

- Nie mów tak - dotknął mojego policzka, aby zetrzeć łzę, która samotnie spłynęła po skórze. - Porozmawiamy później, teraz idę zrujnować ego tego pajaca - zaśmiałam się na jego słowa.

- Jesteś cudowny - zanim zorientowałam się, dwa słowa wyleciały z moich ust.

- Później będziesz mi dziękować - złożył szybkiego buziaka na moich ustach, przez co nawet nie byłam w stanie zareagować.

Will pocałował mnie i odszedł. Sprawy się skomplikowały.





******

Zamarłam.

Już przed oczami miałam, jak Nate dotyka mnie. Mój mózg świrował, widząc, jak Will trzyma się na jednej ręce i próbuje drugą dosięgnąć drążka. Cholera! Spojrzałam na Nate, który bez problemu trzymał się na metalu, a na jego rekach widoczne były żyły. Patrzyłam skupiona na Willa i modliłam się, aby nie spadł.
Odetchnęłam z ulgą, widząc, że obie ręce spoczęły na rurce. Zarówno Nate jak i Will byli cholernie zmęczeni, co widać było po ich twarzach. Po skórze bruneta spływały krople potu, które zatrzymywały się na spodniach. Jego umięśnione plecy błyszczały w świetle reflektorów. Mogłabym podziwiać go całymi godzinami.

Sekundy mijały, a oni opadali z sił. Nate kilkakrotnie próbował grać nieczysto, ale tłum to zauważył i zaczął rzucać w niego papierakami, przez co dekonctrował się.

Oboje już resztami sił trzymali się na poręczy. Moje serce zatrzymało się w miejscu, kiedy prawie w tym samym czasie spadli na ziemię. Serce przyśpieszyło, a oddech zaczął być nierównomierny. Zacisnęłam w rekach bluzę Willa. Widziałam, jak jeden z nich zachował spokój, uśmiechając się do mnie, a drugi wpadł w furię. Kilku mężczyzn odciągnęło go na bok, aby się uspokoił. Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.

- Mamy całą noc dla siebie.



_________
Nie wiedziałam, czy zrobić z tego dwa rozdziały, czy jeden, ale niezwykle długi. Stanęło na tym, że potrzymam was w niepewności.

Trzymajcie kciuki, aby jutro pojawił się nowy!

Do zobaczenia 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top