Rozdział 14

Cały tydzień przeleciał mi nieprawdopodobnie szybko. Teraz wszystko kręciło się okół pracy i Ivy. Juliet doskonale sobie radziła z moim dzieckiem i myślę, że dobrze trafiłem. Trochę nie podoba mi się to, że ze mną flirtuje, ale może to moje wymysły. Tak dawno nie byłem z kimś w związku i zwykły buziak w policzek sprawia wrażenie, że ona mnie podrywa.

Jestem przewrażliwiony na tym punkcie.

Cały czas myślami byłem przy Rox, z którą nie miałem kontaktu od ostatniego incydentu. Wiele razy kusiło mnie, aby pojechać do niej i wyjaśnić sobie, o co chodziło, ale nie miałem czasu albo po prostu stchórzyłem. Nie powinna mnie interesować, bo przecież nie jest nikim specjalnym i nie zajmuje ważne miejsce w moim życiu, a jednak mam potrzebę troszczenia się o nią.

Dzisiaj jest ten dzień. Postanowiłem sobie, że porozmawiam z nią. Niech mi wyjaśni do cholery, dlaczego jest na mnie zła. Jeśli poda mi konkretne argumenty i nie będzie chciała mieć nic ze mną do czynienia, to zniknę.

Pożegnałem się z znajomymi z pracy, którzy swoją drogą bardzo dobrze mnie przyjęli. Byłem wdzięczny, że ojciec załatwił mi tę robotę. Zadowolony i zdeterminowany wyszedłem z budynku. Zbiegając po schodach, wyciągnąłem telefon z kieszeni, w celu napisania SMS-a do Juliet, że będę trochę później. Wybrałem jej numer i zacząłem szybko stukać w ekran, unosząc wzrok tylko po to, aby pchnąć duże drzwi i znowu wsadzić nos w urządzenie.

- Kurwa - przeklnąłem cicho pod nosem, kiedy ktoś mnie trącił, a mój telefon mało co nie wypadł mi z ręki.

- Przepraszam - dziewczyna cicho przeprosiła i czym prędzej pognała w stronę mojej firmy.

Cholera.

- Rox! - krzyknąłem za nią, odwracając się. - Roxanne! - powtórzyłem ostrzej, a ta stanęła w bezruchu z dłonią na kalmce.

- Co? - burknęła, spoglądając szybko na mnie.

- Co tutaj robisz? - podszedłem bliżej i zauważyłem, że ma plecak. Wygląda cudownie.

- Gówno - fuknęła w moją stronę, a ja wychyliłem się i spojrzałem na jej tyłek, marszcząc brwi. - Ugh - nabrała więcej powietrza do płuc i chyba nadal była mocno wkurzona na mnie.

- Przyszłaś mnie odwiedzić w pracy? - założyłem okulary na nos, dzięki czemu mogę na nią do woli patrzeć.

- Chyba sobie żartujesz - zakpiła, kręcąc z poirytowaniem głową. Odwróciła się lekko, przez co do jej oczu dotarło zbyt dużo promieni i zmarszczyła zabawnie nosek. Natychmiast wróciła do swojej wsześniejszej pozycji, dzięki czemu była bliżej mnie.

- Możemy porozmawiać? - zapytałem, z nadzieją, że nie walnie kolejnym swoim tekstem.

Nadzieja matką głupich.

- Przecież rozmawiamy - wyruszyła ramionami i odwróciła ode mnie swój wzrok.

- Rox, nie wkurwiaj mnie - powiedziałem, niemal błagalnym tonem. - Proszę - nie wierzyłem, że do takiego poziomu się zniżyłem.

- Dobrze, słucham - oparła się o drzwi i czekała, aż coś powiem.

- Możemy porozmawiać gdzieś indziej? - spytałem.

- Tylko coś odniosę - powiedziała łagodnie, co mnie zdzwiło i zniknęła w budynku.

Kobieta zmienną jest.

Gdy wróciła przed budynek, nie miała już na sobie plecaka, co mnie zdziwiło. Zastanawiłem się, co ona tutaj robiła.

Zabrałem ją do restauracji, ponieważ wiedziałem, że tam nie będzie na mnie krzyczeć i w spokoju porozmawiamy. Oczywiście dziewczyna nie chciała za cholerę wejść, bo stwierdziła, że ma nieodpowiedni strój. Dopiero kiedy zagroziłem jej, że wniosę ją tam siłą i wszyscy jeszcze bardziej będą zwracać na nią uwagę, zgodziła się.

- Więc? - zapytała, bawiąc się swoimi palcami, jakby było to najlepsze zajęcie i nawet na mnie nie patrzyła.

- Może najpierw coś zamówimy - zaoferowałem, a ta przygryzła policzek od wewnątrz i zamrugała powiekami.

- Nie mam przy sobie pieniędzy - podniosła wzrok, dzięki czemu mogłem zobaczyć, że nie czuje się z tym konfortowo.

- Czy ja powiedziałem, żebyś zapłaciła za siebie? - zaprzeczyła. - No właśnie, więc zamów co chcesz i nie marudź - spojrzałem w kartę dań i zacząłem coś wybierać.

Kiedy kelnerka podeszła do nas, Rox wyraźnie się spięła, a jej noga pod stołem wyraźnie zaczęła się poruszać w górę i w dół.

- Co państwo sobie życzą? - zapytała, lekceważąc brunetkę i wlepiając we mnie wzrok i usmiechając się szeroko. - O serwetki się skończyły, przyniosę - pochyliła się przede mną, ukazując biust i zabrała stojak, a Roxanne skrzywiła się.

- Dziwka - szepnęła Rox pod nosem, krzyżując ręce na klatce piersiowej, na co zaśmiałem się cicho.

- Mówiła coś pani? - w końcu spojrzała na moją towarzyszkę.

- Że poproszę wodę - posłała jej sztuczny uśmiech. - Niech pani sobie uszy domyje, bo słabo ze słuchem.

- Oh - westchnęła. - A dla pana? - teraz wróciła do mnie spojrzeniem i wyciągnęła sobie długopis z biustu.

Że co?

- No szmata - pokręciła głową Rox, niedowierzając, co wyprawia ta kelnerka.

- Proszę? - nachyliła się w kierunku brunetki.

- Co wody chcę jeszcze spaghetti, kurwo! - warknęła jej prosto w twarz i odsunęła krzesło, po czym wyszła z pomieszczenia.

Spojrzałem tylko na tę dziewczynę z grymasem na twarzy i wybiegłem za Rox. Zobaczyłem ją, siedzącą na ławce i jej głowa oparta była na dłoniach. Podszedłem do niej i usiadłem obok.

- Widziałeś, jaka szmata! - wyrzuciła ręce do góry, a później próbowała się uspokoić i wzięła kilka głębokich wdechów.

- Widziałem - potwierdziłem.

- Ale tego, że włożyła ci numer telefonu do kieszeni, to już nie zaważyłeś - spojrzała na mnie, a ja się zdziwiłem i włożyłem rękę do kieszeni. Rzeczywiście znajdowała się w niej zwinięta karteczka.

Wyrzuciłem ją za siebie i przysunąłem się bliżej Rox.

- Możemy pójść gdzieś indziej - zaoferowałem.

- Nie, tutaj możemy pogadać - powiedziała spokojnie i odwróciła się do mnie, abyśmy siedzieli do siebie twarzami.

- Dlaczego tak zareagowałaś w restauracji? - zapytałem i nawet nie zauważyłem, kiedy to pytanie wypadło z moich ust.

Mogłem się zastanowić wcześniej.

- Bo takie dziwki są najgorsze - odpowiedziała krótko, a ja zauważyłem, że dręczy ją coś i w tym momencie naszły ją wspomnienia. - Przez taką sukę moi rodzice się rozwiedli - wytarła łzy, które zbierały się w kąciku oka.

- Przykro mi - na tyle było mnie stać.

- Nie chcę litości, po prostu nie chcę, abyś zwracał uwagę na takie.

Martwi się o mnie? Jest zazdrosna?

- Jesteś zazdrosna?

- Nie, nie - oburzyła sie, szybko zaprzeczając i przy tym wywracając oczami. - Po prostu one niszczą wszystko i nie chcę, aby tobie też zniszczyły.

- Spokojnie, nie gustuję w takich - przybliżyłem sie do niej i przyciągnąłem do klatki piersiowej, chcąc dodać otuchy. - Mam jeszcze mózg.

- Ja mam na takie alergie - zaśmiała się w moją koszulkę. - Jesteś dzisiaj miły i nie przeklinasz - zauważyła odsuwając się ode mnie i wyraźnie poprawił jej się humor.

- Staram się, dla ciebie.

Boże, powiedziałem to na głos. Ja nie chciałem tego, nie, nawet tak nie myślę.

Widziałem na twarzy Rox zmieszanie i nie wiedziała, co ma powiedzieć, więc szybko starałem się zmienić temat.

- Co robiłaś w firmie, w której pracuje? - zapytałem, a ona obejrzała się dookoła i posadziła nogi na ławce.

- Przyniosłam obiad ojcu - powiedziała obojętnie i już wiedziałem, że ma z nim nienajlepsze stosunki. - Tak, to on jest twoim szefem.

Kurwa. Ja pierdole.

- Um, naprawdę? - otworzyłem szerzej oczy, będąc przerażony tym co usłyszałem. On jest przecież taki miły, a ona potrafi się nieźle wkurwić. Wiec mam nie nadwyrężać granic szefa?

- Niestety - skinęła głową.

- Jest spoko szefem i jest bardzo - zastanowiłem się. - Opanowany?

- Spokojnie, nie mam za dużo genów od niego - zaśmiała się. - On jest typowym pantoflarzem i nie potrafi postawić na swoim - prychnęła. - Dziwie się, że jego firma jeszcze nie upadła i dobrze prosferuje. Widocznie dziunia zna się na rzeczy.

- Dziunia? - zmarszczyłem brwi, kompletnie nie wiedząc o co chodzi.

- Jego dziewczyna - zaśmiała się szyderczo i zacisnęła pięści. - Ona przejęła inicjatywę i ma połowę dochodów, które przeznacza na ciuchy, fryzjera i kosmetyczki.

- To ta blodyna? - dopytywałem, wiedząc, że za szefem chodzi cały czas jakaś laska.

- Tak, taka zdzirowata - potwierdziła. - Sztuczne cycki na wierzchu, dupa zoperowana, a chwali się wszystkim, że to na siłowni ją tak wyrobiła - prychnęła i naprawdę było mi szkoda Roxi, że musi coś takiego znosić. - Wiesz co jest najgorsze? - zdjęła nogi z ławki i spojrzała na mnie z żalem w oczach.

Chciałbym ją przytulić.

- Matka nic z tego nie ma, a ona pomogła mu rozkręcić to. Bez niej by nie istniał! Eva zakręciła dupą przed nim i już poleciał do młodej. Teraz nawet nie widzi, że zdradza go na prawo i na lewo, idiotka.

- Widziałem ją nie raz i muszę przyznać ci rację, jest sukowata.

- Przepraszam, że ci o tym opowiadam, ale musiałam komuś to powiedzieć - odgarnęła włosy z twarzy i westchnęła. Była teraz taka niewinna i w mgnieniu oka znowu stała się opanowana.

Podziwiałem ją. Jeśli ktoś mnie wkurwi, chodzę z kijem w dupie cały dzień.

- Chciałeś o czymś porozmawiać.

- Tak - skinąłem głową. - Ostatnio byłaś na mnie cholernie zła i nic mi nie wytłumaczyłaś - zacząłem, a ta spięła się. Znowu.

- Zapomniałam, że nadal jestem na ciebie wkurzona - powiedziała, jakby ją olśniło. - Byłeś ze mną nieszczery - po jej słowach, próbowałem ogarnąć, w którym momencie.

- Ja? - wskazałem na siebie.

- Powiedziałeś, że mieszkasz sam i nie masz dziewczyny - powiedziała.

- Bo to prawda.

- Nie wypieraj się swojej dziewczyny - spojrzała na mnie z żalem w oczach i próbowała mi powiedzieć przez nie, abym się przyznał.

- Aaa - położyłem dłoń na czole. - Chodzi ci o Juliet? Ona tylko zajmuje się Ivy, spokojnie.

- Odebrałam to inaczej.

- Mogłaś ze mną porozmawiać, ale nie, bo Roxi musi opuścić mój teren z honorem.

- Ona zachowywała się, jak twoja dziewczyna - próbowała się bronić, a ja tylko kręciłem głową.

- Ale nią nie jest i nie będzie, nie musisz być zazdrosna - wyciągnąłem rękę i położyłem na jej policzku.

Nie kontroluje ruchów.

- Nie. Jestem. Zazdrosna - chwyciła moją dłoń i powoli odłożyła ją na moje udo, a mi się zrobiło glupio.

- Okey, niech ci będzie i dzięki za bluzę.

- Muszę już wracać do domu - poinformowała, wstając z ławki i otrzepując odruchowo spódnicę.

- Okey - przytaknąłem. - Czyli możemy dalej się kumplować? - zapytałem z nadzieją.

- Tak - uśmiechnęła się w moją stronę. - Daj telefon - zatrzymała się i pogoniła mnie dłonią.

- Po co? - zdziwiłem się, nie wiedząc, o co jej chodzi.

- No dalej, daj - wyrwała mi go szybko z ręki i zaczęła coś stukać. - Odezwij się - powiedziała, odwracając się. - W najbliższym czasie - dodała, odchodząc.

Śledziłem jej każdy ruch, aż do momentu, w którym wsiadła do samochodu i odjechała. Zrobiłem to samo i cały czas miałem uśmiech wymalowany na twarzy. Dzieje się coś złego ze mną. Gdzie moje odzywki? Ja nie jestem taki.

Wróciłem do domu i od razu po przekroczeniu progu, zobaczyłem Juliet, która miała Ivy na rekach.

- Hej - odezwałem się pierwszy, a ta uniosła do góry głowę i szeroko się uśmiechnęła.

- Cześć.

- Jak tam? - podeszła z dzieckiem, które od razu, gdy mnie zobaczyło, chciało wskoczyć mi na ramiona.

- Całkiem okey. A u was?

- Ivy nie chciała dzisiaj jeść zupki - skrażyła się, dając mi dziewczynkę na ręce.

- Nie smakuje jej widocznie - wzrokiem powędrowałem do córki, która zaczęła dotykać i bawić się moimi ustami.

- Jutro jej zrobię coś innego - zasugerowała, a ja zgodziłem się. - Obiad na stole, dzisiaj ugotowałam punktualnie - pochwaliła się.

- Dziękuję - odstawiłem Ivy na podłogę, a ta podreptała wokół stołu.

Wyprostowałem się i znaczyłem przed sobą twarz Juliet. Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie, a dziewczyna przygryzła wargę i pochyliła się do przodu, łącząc nasze usta. Z początku byłem w szoku i dopiero otrząsnąłem się, kiedy blondynka zarzuciła ręce na mój kark. Odsunąłem ją od siebie.

- Powinnaś już iść - poleciłem, a ta rozczarowana uciekła wzrokiem od mojej osoby.

- Tak, powinnam - pośpiesznie zabrała sweter i włożyła na nogi buty, opuszczając następnie mieszkanie.

Westchnąłem, biorąc Ivy na ręce i zmierzając do łazienki. Ukąpałem młodą, która była wniebowzięta zabawą w wannie z kaczkami i innymi pierdołami. Ułożyłem ją w łóżeczku i sam czekałem aż zaśnie. Kiedy to się wydarzyło, poszedłem wziąć prysznic.

Wyczerpany dniem, przeniosłem kruszynkę na łóżko i sam położyłem się obok. Wziąłem telefon do ręki i zacząłem przeglądać wszystkie aplikacje, które posiadam. Od tygodnia jakoś gorzej się czuję i nie wiem, czym jest to spowodowane, ale może to tylko dlatego, że robi się jesień. Zobaczyłem, że Rox zapisała mi swój numer i od razu chciałem do niej napisać.

"Do Rox"
Dobranoc :)

Nie czekałem, aż opisze, tylko odłożyłen telefon i przytuliłem do siebie dziecko. Zasnąłem słuchając, jak od czasu do czasu pociąga za smoczek w buzi.

________
Nocne weny są najlepsze! Jeszcze nie było chyba tak długiego rozdziału i od razu mówię, że jest on nie poprawiony, bo nie mam już siły, a chcę go dzisiaj dodać.

Mam nadzieję, że odezwiecie sie w komentarzach!

Do zobaczenia 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top