Rozdział 11
- Reed, o której ma przyjść ta dziewczyna? - zawołałem z drugiego pokoju i wychyliłem się, aby zobaczyć blondynkę.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami i zobaczyłem, że w dłoni trzyma ścierkę. Znowu pozmywała mi naczynia, a ja nie chciałem, żeby poświęcała tyle czasu, na ogarnianie mojego życia. Przecież ona ma chyba ciekawsze zajęcia niż mycie naczyń. Nie chcę ją obarczać moimi obowiązkami, powinna przyjść do mnie na kawę, a nie żeby jeszcze sprzątać. Poradziłbym sobie sam. No dobra, nie poradziłbym sobie, ale to nie zmienia faktu, że zdecydowane za dużo dla mnie robi.
- Ty się z nią przecież kontaktowałaś - przypomniałem, zapinając rozporek i jeszcze wciągając spodnie na tyłek.
- No wiesz, jaka ja jestem - westchnęła. - Nie pamiętam, co ona do mnie pierdoliła - wyjaśniła, a ja tylko pokręciłem niedowierzanie głową. Ona ma gorszą sklerozę niż osiemdziesioletnia emerytka. Nie, żebym miał coś do starszych pań.
- Wiem - przyznałem rację, doskonale wiedząc, że Reed to istny huragan i u niej wszystko działo się w tempie wirującej pralki, a do tego jest nieogarnięta. - Myślisz, że będzie chciała tutaj pracować? - zapytałem, rozglądając się po pomieszczeniu.
- A czemu nie? - podeszła do Ivy i wzięła ją na ręce, przez co dziewczynka niezmiernie ucieszyła się. - Jesteś przystojny, każda by chciała tutaj pracować - stwierdziła.
- Dobrze wiesz, że nie zamierzam zawiązywać się z żadną nianią. Nie szukam dziewczyny - wyjaśniłem, aby było wszystko jasne. Naprawdę w tej chwili nie myślałem o miłości, skupiałem się na wychowaniu córki.
- Juliet jest - zaczęła, ale zaraz urwała, jakby ją olśniło. - Roxi, tak miała? - wskazała najpierw palcem do góry, a później wskazała na mnie. - Ona ci zawróciła w głowie.
Zakrztusiłem się.
- Co? Reed oszalałaś? - moje gałki oczne wyleciały z orbit i wgapiałem się w nią jak w jakąś idiotkę. - Przecież spotkałem ją może raptem dwa razy i już miała mi zakręcić w głowie? - postukałem się w czoło, na znak, aby blondynka zmądrzała i nie pieprzyła takich głupot.
- Nie kazałam ci się tłumaczyć - zerknęła na mnie, aby później przenieść wzrok na istotę na jej rękach. - Skoro się tłumaczysz, to musi być coś na rzeczy - uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na mnie.
- Nic nie ma! Redd, do cholery, nie patrz tak na mnie! - warknąłem, nie miałem najmniejszego pragnienia, aby tłumaczyć jej moje relacje z Rox.
Nie ma relacji.
- Dobra - uniosła ręce do góry. - Już się nie odzywam więcej - odwróciła się tyłem do mnie.
- I bardzo dobrze, w końcu - szepnąłem. Coś poszło nie tak, bo Reed odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie z chęcią zamordowania. Nóż, który trzymała w ręce, źle działał na moją wyobraźnię.
- Słyszałam - zmrużyła oczy. Uśmiechnąłem się lekko i wycofałem z pomieszczenia. Mój powrót do bezpiecznego miejsca, czyli sypialni nie trwał długo, bo zatrzymał mnie dzwonek do drzwi. - Otwórz skurwysynu! - wydarła się moja przyjaciółka, której popsułem humor. Jak ona mnie tak wyzywa, to jest źle.
Poszedłem do drzwi i trochę stres mnie zżerał. Chciałem, aby tutaj pracowała, bo podobno ma genialne podejście do dzieci, ale jak zobaczy takiego jebniętego gościa, jakim jestem, to ucieknie, zanim postawi nogę w moim domu.
Wziąłem głęboki oddech i wypuściłem powietrze, w momencie pociągnięcia za klamkę. Spojrzałem na postać przez sobą i byłem zaskoczony. Młoda.
- Hej - posłałała mi szeroki uśmiech, a ja tak patrzyłem i zastanawiałem się, czy ona dobrze trafiła.
- Juliet, tak? - odezwałem się po chwili i wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
- Tak - kiwnęła twierdząco głową.
- Wejdź - uchyliłem szerzej drzwi i gestem ręki, wskazałem, aby szła pierwsza. Podążyłem za nią i widziałem, jak wita się z Reed, która ściskała dziewczynę.
Oparłem się o framugę i założyłem ręce na piersi, kiedy moja przyjaciółka zaczęła nawijać, jakby ktoś ją nakręcił. Stałem tak chwilę i przyglądałem się dziewczynom. Juliet wyglądała całkiem w porządku. Jeansy i koszulka leżały na niej całkiem dobrze, a sweterek pokrywał ramiona. Cieszyłem się, że nie wygląda, jak pierwsza lepsza dziwka i stosownie się ubiera. Jeśli Ivy ją polubi, to od razu daję jej tę pracę.
- Ehem - chrząknąłem, kiedy rozmowy nie miały końca. Widziałem, że Juliet tylko przytakuje głową i raczej chce szybko załatwić tę sprawę.
- Co? - oburzyła się Reed i spojrzała na moją osobę z wyrzutami.
Co za kobieta!
- Chodź, do salonu - poleciłem blondynce i wskazałem, aby przestała słuchać kumpeli. - Usiądź, napijesz się czegoś? - zapytałem.
- Nie, dziękuję - odmówiła. - Śpieszę się trochę, mam dzisiaj dużo do załatwienia - wyjaśniła, a ja rozsiadłem się na fotelu.
- Tutaj moje CV - zaczęła grzebać po torebce, w której pewnie mógłbym znaleźć wszystko.
- Nie potrzebne mi to dziadostwo - spojrzała na mnie jak na wariata. - Jeśli umiesz zajmować się dziećmi i Ivy cię polubi, to nie potrzebne mi żadne gówniane papierki.
- Rozumiem - przytaknęła i zasunęła torbę, kładąc ją obok nóg. - Mogę poznać tę śliczną damę? - odwróciła się, kiedy Reed weszła razem z moją córką do pokoju.
Przytaknąłem głową, a ta zabrała dziecko na ręce. Na początku bobas dziwnie patrzył na blondynkę. Nic dziwnego, bo pierwszy raz ją widzi na oczy. Z każdą minutą Ivy przyzwyczaiła się do Juliet i nawet dała jej swojego misia, a on nie trafia w byle jakie ręce. Fajnie było patrzeć, jak mój skarb fajnie się bawi.
- Od poniedziałku zaczynasz - spojrzałem na dziewczynę, która się uśmiechała. - Punkt siódma - wskazałem na zegarek.
- Dziękuje, na pewno będę - jej kąciki ust uniosły się jeszcze bardziej - Szefie - i zniknęła za drzwiami.
- Ivy, pora odwiedzić ciocię Rox - oznajmiłem młodej damie, kiedy zostaliśmy sami w domu, a mi się cholernie nudziło.
Nie wiem dlaczego, ale czuję, że muszę tam do niej pojechać. To takie dziwne, że jej nawet nie znam za dobrze, a mnie ciągnie w tamte strony. Ubrałem kruszynkę i oboje wyszliśmy z domu, kierując się do samochodu. Rox była osobą, która w każdej sekundzie mogła być kimś innym. W stosunku do mnie zachowywała się beznadziejnie. Niby nic jej nie zrobiłem, ale uważała mnie za kompletnego idiotę i była nieugięta. Dla moich przyjaciół potrafiła być miła, a gdy zostaliśmy sam na sam, znowu chciała pokazać, kto tu rządzi. Źle trafiliśmy, bo oboje chcemy panować nad każdym. Uwielbiam ją denerwować, wtedy ona wybucha i próbujemy się pozabijać, jak ludzie w Lidlu walczący o mega tanią patelnię.
Ona nie będzie zadowolona z moich odwiedzin.
___________
Troszkę krótszy niż pozostałe, ale mam nadzieję, że fajnie wyszedł. Długo mnie tu nie było i pragnę wam przypomnieć, że istnieję.
Do zobaczenia 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top