Rozdział 38
- Co ty odpierdalasz? - warknąłem wściekły. Dawałem jej tyle razy do zrozumienia, że pomiędzy nami nic nie ma.
- Ty tego nie widzisz? - fuknęła, zakladajac ręce na piersi. - Bylibyśmy szczęśliwi we dwoje - wskazała na mnie i na siebie.
- Jesteś nienormalna! - krzyknąłem, odsuwając sie od niej, kiedy ta znowu chciała do mnie się zbliżyć.
- Przesadzasz - machnęła niedbale ręką.
- Lepiej mi powiedz skąd znasz Nathe'a - zacisnąłem zęby.
Ona nie wiedziała o nim. Nigdy w życiu nie wspominałem jej o moich zatargach z tym kretynem. Z pewnością nie był to przypadek. Ona go znała doskonale i podejrzewam, że oboje byli w zmowie. Ivy jest w rękach tego idioty, a ja nawet nie wiem, gdzie ich szukać.
Dziewczyna spochmurniała i wykrzywiła się.
- Will - próbowała mnie uspokoić i chciała, abym odpuścił. Wiedziała, że wszystkiego się domyśliłem, przez jej nieostrożny ruch.
- Nie, Will, do cholery! - nie wytrzymałem, musiałem dowiedzieć się od niej wszystkiego. - Mów, kurwa, gdzie jest moje dziecko i co masz wspólnego z tym pojebem!
- Nie krzycz - zamrugała powiekami, ale to na mnie nie zadziałało.
Miałem tego dość. Nie dość, że moje dziecko jest z nim, to na dodatek nie mam kontaktu z Roxi. Teraz wiem, że mnie nie zdradzała i tej całej sytuacji winna była Juliett. Jak ja mogłem powierzyć komuś takiemu swoją córkę?!
- Masz trzy sekundy - zagroziłem, nie mialem zamiaru zrobić jej krzywdy, ale jeśli nie powiedziałaby dobrowolnie byłbym zmuszony zastosować nieprzyjemne sposoby.
- Dobrze, wyjaśnię ci - westchnęła, najwyraźniej dotarło do niej, że nie ma już szans i musi odpuścić.
- Byle by szybko - ponaglałem.
- Nathe spotkał nas kiedyś w parku, na samym początku naszej współpracy - wskazała na mnie i na siebie. - Rozpoznał twoją córkę i chciał się jakoś zemścić na tobie za to wszystko. Potrzebowałam pieniędzy, więc zgodziłam się na wykonywanie jego poleceń. Dodatkowo zapewnił mnie, że z pewnością będziemy razem już po wszystkim, kiedy dodatkowo wyeliminuje Rox. Bardzo mi się podobałeś, więc bez zastanowienia przyjęłam propozycję. Z początku nie było to nic wielkiego, on starał się zaszkodzić Roxi w wielu środowiskach, a ja miałam po prostu być blisko ciebie i próbować cię poderwać - spuściła głowę. Widziałem, że była zażenowania tym, co zrobiła.
- Co dalej? - popędziłem ją. Nie mieściło mi się w głowie, że mogła ona pójść na ugodę z kimś takim.
- Później już nie podobało mi się jego zachowanie. Dał mi jakąś buteleczkę i miałam ci wlewać do kawy po kropli. Dlatego czułeś się tak źle, a ja nie mogłam zerwać umowy, bo zaczął mi grozić. Sprawa była prosta, ja szkodzę tobie, a on twojej dziewczynie. Miałam wpłynąć na twoją podświadomość, że to może przez Rox tak się źle czujesz, bo bóle głowy występowały mniej więcej odkąd ona się pojawiła. W tym czasie Nathe zaczął wysyłać jej SMS-y, dokładnie nie wiem, jakie. Jego ostateczna zagrywka polegała na tym, aby was skłócić. Ty miałeś myśleć, że ona za twoimi plecami umawia się z Nathanielem, a ona, że ty zdradzasz ją ze mną. Chyba mu się udało, bo nie dostałam od niego żadnej wiadomości.
Próbowałem ułożyć sobie to wszystko w głowie, ale na razie nie było na to czasu.
- Gdzie w takim razie jest Ivy? - zapytałem nerwowo.
- Tego to nie wiem, Nathe miał się nią zająć - powiedziała szeptem. - Przepraszam - wyglądała, jakby miała zaraz się tu rozryczeć.
- To napisz do niego! - krzyknąłem, przez co dziewczyna zadrżała, a później odsunęła się do tyłu.
Zdałem sobie sprawę, że ona też jest wystraszona i nie mogę w ten sposób się z nią obchodzić. Za bardzo nawrzeszczałem na nią, ale należało jej się.
Zacząłem nerwowo krążyć po pomieszczeniu, aby złapać kilka głębokich wdechów.
Kiedy usłyszałem, że przyszedł mi SMS miałem nadzieję, że jest on od Roxi. Na początek muszę znaleźć Ivy, a później spróbować skontaktować się z brunetką.
Od Rick
To Nathe wysyłał te SMS-y. Zajebiemy chujowi, proszę! :D
Do Rick
Właśnie przed chwilą dowiedziałem się tego samego. Sprawdź, gdzie on teraz jest, zabrał Ivy.
Od Rick
Daj nam 5 minut
Zablokowałem telefon i spojrzałem gniewnie na Juliett, która wbiła swój wzrok w podłogę.
- Możesz wyjść i nie wracać - wskazałem na drzwi i nic już nie powiedziałem, tylko usiadłem na wysokim krześle i czekałem na wiadomość od przyjaciela.
Blondynka nic nie odpowiedziała, tylko rzuciła mi przepraszające spojrzenie i wyszła z mieszkania. Nie chciałem zawiadamiać policji o przestępstwie, jakie popełniła. W przyszłości z kartoteką nie będzie jej łatwo. Może i była winna, ale doskonale wiem, jak ten gnój potrafi zbajerować laski. Zrobiło mi się jej szkoda, ale nie była teraz pora na współczucia.
W końcu otrzymałem upragnioną wiadomości od Ricka i mogłem jechać po córkę.
Od Rick
Jest gdzieś w tym parku koło stawu. Będziemy tam za 10 minut.
Do Rick
Dajcie mi 20 minut, już jadę
Od Rick
A co z zajebaniem?
Do Rick
Pomyślimy na miejscu
Cały stres zszedł ze mnie, ale na jego miejscu pojawiła się złość. Kolejny raz Nathe odbiera mi ukochane osoby, a przynajmniej próbuje. Za to wszystko powinien ponieść karę i dopilnuję tego osobiście. Zdecydowanie za długo milczałem w kwestii Charlotte. Wszyscy powinni dowiedzieć się, kto przyczynił się tak naprawdę do jej śmierci. Wyciągnąłem z tej lekcji naukę i nie popełnię takiego błędu.
Zabrałem klucze z szafki i ruszyłem w kierunku samochodu. Musiałem jak najszybciej dotrzeć na miejsce i po raz ostatni spotkać się twarzą w twarz z człowiekiem, który pragnie zniszczyć moje życie. Byłem cholernie wściekły i nikt nie byłby w stanie mnie zatrzymać, kiedy rzuciłbym się na tego kutasa. Wiedziałem, że będzie tam Rick i jego kolega, którzy nie pozwolą na to, abym zrobił głupotę.
Dostałem na miejsce i zacząłem nerwowo rozglądać się po parku. Nie miałem pojęcia, w której części się teraz znajdują. Pytałem przechodniów, ale nikt nic nie widział. Powoli traciłem nadzieję, że zobaczę Ivy. Wreszcie zobaczyłem przyjaciela, który gdy tylko mnie ujrzał, podbiegł.
- Szukałeś ich? - zapytał, zaraz po tym, jak zatrzymał się metr ode mnie.
- Tam ich nie ma - wskazałem na południową część.
- Kurwa, muszą gdzieś tutaj być - rozejrzał się dookoła. - A to nie oni? - w pewnym momencie przystanął i pokazał gdzieś w głąb drzew.
- Kurwa, on z nią spaceruje, jakby nigdy nic - wysyczałem, przyglądając się dokładniej. Musiałem mieć pewność, że to oni. Gdybyśmy się pomylili i narobili hałasu, Nathe zorientowałaby się i uciekł.
- To oni, chodźmy - wyszedł na przód, ale chwilę później to ja prowadziłem, nadając szybsze tempo.
- Ja pójdę z przodu - oznajmił kolega Ricka, łapiąc mnie za rękaw. - Muszę wiedzieć, że nie rzucisz się na niego z pięściami.
Spojrzałem na niego, wywracając oczami.
- Ja to zrobię w inny sposób, też będzie boleć - pomachał mi przed oczami kajdankami. Zobaczyłem, że za spódniami ma broń. Starałem się o tym nie myśleć, bo nie wiem, jakbym postąpił, gdyby dopadła mnie furia. Może lepiej by było, gdybym tego nie zauważył.
Zostaliśmy zmuszeni razem z przyjacielem o pozostanie jakieś dwadzieścia metrów przed nim. Było to najlepsze rozwiązanie, gdyż Nathe mógłby nas rozpoznać i po prostu uciekłby. Przyglądaliśmy się z Rickiem całej sytuacji. Widziałem Ivy i to było najważniejsze. Miałem pewność, że nic jej nie jest i za chwilę będę mógł ją przytulić. Cieszyłem się w tym momencie, że młoda nie boi się obcych. Rozszarpałbym chuja na miejscu, słysząc płacz mojego dziecka. Ona nic nie podejrzewała i bawiła się kamyczkami, a Nathe nerwowo chodził w kółko i dzwonił do kogoś. Oczywiście, że do Juliett, która teraz pewnie siedzi w domu i boi się, o swoją przyszłość.
Mężczyzna szybko poradził sobie z Nathanielem, który swoimi krzykami, zwrócił uwagę ludzi. Kiedy byłem już pewien, że gnojek jest w rękach policjanta, mogłem uściskać Ivy. Ona nie była niczego świadoma, a za to z mojego serca spadł ogromny kamień. Nie obdarzyłem Nathe żadnym spojrzeniem. Nie chciałem patrzeć na jego mordę, która i tak wyszła cało. Moja córka mnie potrzebuje, a sprawy związane z pobiciem nie są konieczne. Mam tylko nadzieję, że zostanie surowo ukarany. Jeszcze nie wiem, czy wyjawię prawdę o Charlotte. Myślę, że rozgrzebywanie przeszłości jest zbędne i nie chcę przechodzić przez to wszystko jeszcze raz. Jednak w głębi serca czuję, że powinienem zaznać sprawiedliwości.
- Weź mi go z oczu - poprosiłem mężczyznę, który stał nade mną. - Myślę, że za luźno ma te kajdanki - zauważyłem.
- Zgodzę się z tobą - odpowiedział brunet i zrobił co należy. Nathe syknął z bólu i spojrzał na mnie z wrogością w oczach. Z początku szarpał się, ale wiedział, że nie ma to sensu.
- Pozwę cię o to - poruszał rękoma.
- Proszę bardzo - zaśmiał się i pchnął go lekko do przodu, aby poszedł przed siebie.
To Roxi nauczyła mnie wewnętrznego opanowania i spokoju.
- Muszę jeszcze jechać po Rox - zauważyłem, biorąc na ręce córkę, która wycierała się po każdym moim buziaku.
- Nie zdążysz przecież - oznajmił Rick, wyciągając z kieszeni telefon i spoglądając na godzinę.
Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Co? - skrzywiłem się. - Przed czym nie zdążę?
- Kurwa, ty nie wiesz - powiedział ciszej, jakby nie chciał, abym to usłyszał.
- Czego nie wiem?! - wydarłam się, podchodząc bliżej przyjaciela. - Cholera Rick, mów! Jesteśmy przyjaciółmi od dziecka!
- Rox ma za dziesięć minut samolot - oznajmił, a moje serce przyspieszyło kilkakrotnie.
- Jaki samolot?
- Wyprowadza się stąd - oznajmił. - Na stałe - dodał po chwili. Doskonale wiedziałem, że miałem się o tym nie dowiedzieć.
Ona nie miała zamiaru mnie o tym informować. Nie rozumiem, dlaczego to zrobiła. Nie odbierała ode mnie telefonu i nawet nie napisała głupiego SMS-a.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałem, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.
- Reed mi powiedziała - westchnął, wiedząc, że będzie miał u niej przejebane, za to, że się wygadał.
- Gdzie leci?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. Nie kłamał. - Nikt nie wie - dopowiedział.
- Jedziemy - zarządziłem, łapiąc go za łachmany, a w drugiej ręce trzymając Ivy, która z tego się śmiała.
- Gdzie? - wyrwał się mi i szedł ramię w ramię ze mną.
- Na lotnisko, kretynie - warknąłem.
- One mnie zabiją - pokręcił załamany głową. - Panie Boże, proszę cię... - zaczął wygłaszać swoje modlitwy. Mówił o tym, ilu on ludziom pomógł i jak dobre życie wiódł na ziemi. Wspomniał też o swoich grzechach minionego tygodnia i prosił o wybaczenie.
- Pojebany - mruknąłem, a moje dziecko podchwyciło to i zaczęło wesoło klaskać w dłonie i w kółko powtarzać "pojebany"
Jadąc na lotnisko, miałem nadzieję, że będą opóźnienia i Roxi jeszcze nie poleciała. Graniczyło to z cudem, ale dla niej zrobię wszystko. Nie może mnie teraz zostawić, jeszcze nie teraz.
___________
To ostatni rozdział!
Jutro epilog 😭
Buziaki, do zobaczenia 💞
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top