Rozdział 16

- Tak sobie pomyślałam - do kuchni weszła Juliet, która położyła młodą spać. - Może wyszlibyśmy na miasto? - zapytała, a ja odwróciłem się do niej i zmarszczyłem brwi.

- Dzisiaj jestem już umówiony - oznajmiłem, zerkając na zegarek i stwierdzając, że Reed będzie tutaj za godzinę.

- Oh, szkoda - westchnęła, siadając na krześle obrotowym i podpierając głowę na rękach. - Może innym razem.

- Yhym - mruknąłem, zbywając ją. Nie miałem zamiaru się z nią umawiać na żadne randki. Nie mówię, bo jest piękna, ale oprócz pociągu fizycznego, nic do niej nie czuję. Nie chcę, żeby robiła sobie nadzieję, ale z drugiej strony tak dobrze zajmuje się Ivy, że nie chcę, aby rezygnowała, ze względu na moje odrzucenie.

- Wychodzisz gdzieś? - zapytała, kiedy wróciłem do wykonywania wcześniejszej czynności.

- Tak - potwierdziłem. Chociaż znałem ją już dwa tygodnie, to nadal nie mówiłem jej dużo o sobie, a ona nie pytała. Nie chciałem mówić jej o moich planach, bo nie czułem takiej potrzeby. Ona jest inna niż Rox.

- Randka? - rzuciła szybko, a mnie zadziwiło jej pytanie, chociaż nie powinno.

- Raczej nie - powiedziałem niepewnie, sam zastanawiając się, co to właściwie jest i na jakim etapie znajomości jesteśmy.

- Będę już lecieć - stwierdziła, zeskakując z krzesła.

- Poczekaj, zapłacę ci, okey? - wytarłem ręce i poszedłem do pokoju, gdzie trzymam hajs. Wyciągnąłem banknoty i zaraz po powrocie do kuchni, wręczyłem je dziewczynie.

- Dziękuję, do zobaczenia - pożegnała się, zabrała kurtkę i wyszła.

W końcu mogłem usiąść na kanapie i napić się wody, która czekała na mnie w szklance od powrotu i nie miałem, kiedy jej wypić.
Od wczoraj czuję się lepiej i już nie mam zawrotów, a moje zmęczenie minęło. Wiedziałem, że to chwilowe i nie należy panikować. Wyciągnąłem się na miękkiej sofie, biorąc konkretny łyk napoju. Właśnie tego mi było trzeba, jednak zaraz musiałem zbierać się.

Kiedy byłem już gotowy i zakładałem na ramiona bluzę, rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałem odruchowo na dziecko, czy przypadkiem nie obudzi się. Ivy tylko przerzuciła rączki obok głowy i dalej spała. Cieszyłem się, że Reed nie będzie musiała jej karmić, bo dziewczynka jest pojedzona i na dodatek śpi. Jedyne co pozostało Reed, to pilnowanie, śpiącej królewny.

- Hej - powiedziałem cicho, przykładając palec do ust na znak, aby nie wrzeszczała na cały dom.

- Hejka - pocałowała mnie w policzek i zaczęła ściągać buty. Zobaczyłem na jej ramieniu torbę na laptopa i dopadły mnie trochę wyrzuty sumienia.

- Masz coś do zrobienia? - wskazałem na torbę.

- Tak, ale nie zajmie mi to dużo czasu - uśmiechnęła się, wyciągając z lodówki jedzenie. - Głodna jestem - wywróciła oczami, widząc w jaki sposób patrzę na jej zachowanie.

- Moja lodówka to twoja lodówka, tak wiem - przypomniałem sobie jej słowa, które padały za każdym razem, gdy dobierała się do mojego żarcia.

- A jak tam twoje samopoczucie? Jest lepiej? - dopytywała, wiedząc, że ostatnio nie czułem się najlepiej.

- Jest okey, wszystko minęło - zagwarantowałem.

- A Juliet? - wymachiwała parówką na wszystkie strony, co było zabawne.

- Co Juliet? - skrzywiłem się, nie wiedząc, o co jej chodzi. Co się tak wszyscy jej uczepili i pytają mnie o nią?

- No sprawy sercowe i pochwowe - spojrzała na mnie z powagą na twarzy, a ja zamrugałem kilkanaście razy powiekami.

- Co kurwa, proszę? - rozglądałem się dookoła, jakbym szukał gdzieś odpowiedzi.

- Matko, Will - wzięła głęboki oddech. - Czy przeleciałeś ją - westchnęła.

- Boże, nie! - krzyknąłem, ale zaraz zorientowałem się, że Ivy śpi i zamknąłem usta. - Skąd ci to przyszło do głowy?! - wzruszła ramionami.

- To nie czujesz nic do niej? - zapytała, jakby z nadzieją w głosie.

Kobiety są pojebane.

- Nie - pokręciłem głową, będąc w stu procentach pewien.

- Uf, to dobrze - oparła ręce do blat i przetarała czoło, jakby wielki ciężar z niej spadł. Spojrzała na mnie, a ja zapytałem wzrokiem, o co właściwie chodzi. - Juliet nie jest dla ciebie, lepiej wyruchaj Rox.

- Reed? - zacząłem.

- Tak?

- Idź na leczenie - postukałem się w czoło.

- Roxanna jest ładna i lepiej zadba o was - nachyliła się nad stołem, patrząc na mnie.

- Też jesteś ładna - cmoknąłem ją w policzek, porywając się z miejsca. Musiałem jechać już po brunetkę, bo nie chciałem, aby pomyślała, że jestem spóźnialski.

- A ty potrafisz każdą zbajerować - krzyknęła w miarę cicho, aby nie obudzić Ivy. - Mnie to nie rusza - zaśmiała się, a ja uśmiechnąłem się sam do siebie.

Taka przyjaciółka to skarb.


Podjechałem pod mieszkanie Rox. Chciałem już wysiadać z samochodu, kiedy zobaczyłem ją w drzwiach. Miała na sobie czarne jeansy, które opinały jej zgrabne nogi, a na nogach założone bordowe Adidasy. Przez zarzuconą na ramionach bluzę, nie mogłem zobaczyć, co znajduję się pod nią. Kawałek materiału, który widać koło szyi, wskazuje na to, że ubrała zwykłą czarną koszulkę. Lubiłem, gdy chodziła tak ubrana. Mimo tego sportowego stylu, zawsze musiała ubrać jeansy, aby zachować swoją dziewczęcość.

Przełknąłem głośno ślinę, zaczynając się stresować. Nie była to randka, ale i tak czułem, jakby była. Do tego bałem się, że powiem coś głupiego, co niekiedy miałem w zwyczaju. Właśnie zachowywałem się, jakbym szedł na pierwszą w swoim życiu randkę. Cholera.

Wysiadłem z pojazdu i podszedłem do dziewczyny bliżej. Chciałem pocałować ją na przywitanie w policzek, ale ta uniknęła tego i szybko wsiadła do samochodu.

Nie będzie łatwo.

- To niegrzeczne z twojej strony, że nawet się nie przywitałaś - powiedziałem, kiedy znalazłem się za kierownicą.

- Nikt nie powiedział, że jestem grzeczna - włożyła ręce do kieszeni i patrzyła przed siebie.

- Gorszy dzień? - zapytałem, widząc, że nie zachowuje się jak zawsze. Myślałem, że etap wiecznie obrażonej Rox mamy za sobą i zrobiła tylko takie pierwsze wrażenie.

- Nie - powiedziała twardo, przez co tym bardziej wiedziałem, że kłamie.

- Okey - uniosłem ręce do góry w geście obronnym, aby już nie była na mnie taka zła.

- Co się patrzysz? - warknęła, kiedy wyjechaliśmy na ulicę, a ja od czasu do czasu zerkałem na nią, zastanawiając się, po co jej te okulary, skoro jest ciemno. - Nie będę ubierać na siebie jakiś sztywnych kiecek, bo to nawet podobne do randki nie jest.

Ała.

- Nie o to mi chodzi - powiedziałem po chwili. - Po prostu jest ciemno, a ty masz na nosie okulary przeciwsłoneczne.

- To gdzie je mam mieć? Na dupie? - zakpiła, a ja miałem ochotę wysadzić ją na najbliższym poboczu.

- Roxanne! - krzyknałem, uderzając w kierownicę, przez nacisnąłem na klakson, a brunetka obok podskoczyła w miejscu. - Zamknij się, okey? - powiedziałem ciszej, naciskając pedał gazu.

- Nie krzycz - upomniała, a ja musiałem wziąć kilka głębokich wdechów, aby znowu nie wybuchnąć.

- Nie krzyczę - powiedziałem już ciszej, zamykając na chwilkę oczy.

- Wcale - prychnęła.

Rzuciłem jej ostrzegawcze spojrzenie, a ta odwróciła się do mnie plecami. Oparła się o szybę i zaczęła patrzeć na okolicę.

Ona doprowadzi mnie do szału.

- Jesteśmy - zatrzymałem samochód i zgasiłem silnik. Spojrzałem na dziewczynę obok, ale ta nawet się nie poruszyła. Patrzyłem na nią przez chwilę, zastanawiając się, jakim cudem ona zasnęła.

Nie chciałem jej budzić, ale chyba musiałem to zrobić. Dotknąłem ją delikatnie, ale brunetka nie miała zamiaru wstawać. Obrążyłem samochód i powoli otworzyłem drzwi, aby nie wypadła. Nie mogłem zrozumieć jak taka urocza dziewczyna, może niekiedy być taką suką. Zdjąłem jej okulary, które wisiały na jednym uchu i w tym momencie doznałem szoku. Jej oko było całe sine i spuchnięte. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Kto jej mógł to zrobić? Ona nie może mieć wrogów. Przyglądnąłem się opuchliźnie i delikatnie dotknąłem miejsca, w którym ona się znajduje. Rox nie spokojnie poruszyła się i otworzyła oczy. Najpierw nerwowo spojrzała na mnie, a następnie, gdy zorientowała się, że zabrałem jej okulary, szybko wyrwała mi je z ręki i założyła.

- Rox - wypowiedziałem jej imię z takim spokojem i niesamowitym zmartwieniem. Dziewczyna pokiwała głową i aż prosiła mnie, abym nie zaczynał tematu. Uszanowałem jej prośbę i miałem nadzieję, że powie mi niedługo o tym "wypadku".

- Mam ochotę się napić - stwierdziła wyciągając nogi z auta i stawiając je na ziemi. Kucnąłem obok, kładąc dłonie na jej kolanach. Była już spokojna. Wszystkie złe emocje opuściły ją.

- Rox, będziesz mieć soczek - zaśmiałem się, a ta uderzyła mnie lekko w ramię.

- Poważnie mówię - mogłem dostrzec, że przewróciła oczami, chociaż zakrywały je okulary. - Jeśli chcesz, abym była zadowolona z "randki" zabierz mnie do baru - położyła dłonie na moich i od razu mogłem poczuć ich ciepło.

- Niech będzie - wzruszyłem ramionami.

- Dziękuję - szepnęła, dotykając ustami mojego policzka. - Przepraszam - powiedziała, kiedy oderwała się ode mnie.








- Rox, może koniec - wziąłem od niej kieliszek, który zamierzała wypić.

- Will - spojrzała na mnie proszącym wzrokiem. - Ostatni - złożyła ręce jak do modlitwy.

- No dobrze - westchnąłem, podając jej to przeklęte szkło.

- Jesteś kochany - przechyliła kieliszek i go opóżniła, skrzywiając się przy tym. - Lubię cię - zarzuciła ramiona na moją szyję.

- Rox, też cię lubię, ale już pora na nas - wstałem z krzesła i zarzuciłem na jej ramiona bluzę.

- Oh - wydęła wargę, zeskakując ze stołka i przy tym śmiejąc się. Musiałem przytrzymać ją, bo inaczej zaliczyłaby spotkanie z podłogą. - Dziękuję - wybełkotała, chwytając jeszcze jakiś alkohol w rękę, kiedy wyciągałem ją z lokalu.

- Powiesz mi, co z twoim okiem? - zapytałem, gdy byliśmy już na zewnątrz i hałas ucichł. Miałem nadzieję, że po pijaku mi powie całą prawdę.

- Ojć, ten kutas mi przyjebał - powiedziała smutno, ale za chwilę zaczęła się śmiać.

- Jaki kutas?

- Um, zapomniałam imienia - zakryła dłonią usta.

- Dobrze, jutro porozmawiamy.

- Will? - stanęła, a ja razem z nią. - Możemy gdzieś pójść? - uśmiechnęła się do mnie szeroko.

- Gdzie? - zapytałem, nabierając więcej powietrza do płuc.

- Na dach - stwierdziła radośnie, zaczynając ciągnąc mnie przed siebie. - Josef nas wpuści - zachichotała Nie chciałem się jej sprzeciwiać, bo widziałem, że jest szczęśliwa tego wieczoru i żyje na spontanie. Wiem, że alkohol szczęścia nie daje, ale chociaż jednego wieczora widziałem, że niczym się nie przejmuje.

Właśnie staliśmy przed wielkim budynkiem, który należał do ojca Roxi. Jeśli on dowie się, że byłem tutaj z brunetką, to od jutra już nie pracuję w tej firmie. Pan Josef, który był ochroniarzem, bez najmniejszego problemu dał dziewczynie jakiś klucze. Było to dziwne, bo zachowywał się, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.
W końcu znaleźliśmy się na dachu. Trzymałem cały czas kurczowo towarzyszkę za rękę, bo bałem się o nią. Usiadła obok komina, opierając się o niego głową. Zrobiłem to co ona i stwierdziłem, że jest tutaj cudowny widok.

- Zawsze tutaj przychodzę - odwróciliśmy głowy w tym samym czasie do siebie. - Moje miejsce, w którym myślę o wszystkich problemach.

- Masz teraz jakiś?

- Żeby to tylko jeden.

- Nate ci to zrobił - wskazałem na oko, ale ta nic nie odpowiedziała, co było dowodem na to, że miałem rację.

- Daj mu spokój - warknęła. - Nie znasz go.

- Znam go dłużej od siebie.

- Nie rozmawiajmy o tym - burknęła, zamykając oczy. - Wiesz, lubię z tobą spędzać czas - patrzyła przed siebie, a ja zmarszczyłem brwi. Może i ucieszyłyby mnie te słowa, ale nie tersz, kiedy jest pijana. - Lubię cię bardzo - spojrzała na mnie, przygryzając wargę.

W normalnych okolicznościach nie powiedziałaby mi tego.

- A ty mnie lubisz? - wdrapała się na moje kolana, chwytając za odpięty zamek u bluzy. - Powiedz coś - nie zdążyłem nawet zareagować, a jej usta znalazły się na moich. Pachniała alkoholem i mięta.

- Powinniśmy wracać do domu - oznajmiłem, kiedy oderwaliśmy się od siebie. Wstałem z miejsca, otrzepując spodnie.

- Nie lubisz mnie - powiedziała szeptem, spuszczając głowę.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona mówi to dlatego, że alkohol działa na nią, a ja naprawdę zaczynam coś do niej czuć.

Kurwa mać!


- Proszę nie zostawiaj mnie samą w domu - otworzyła powoli oczy. - Mogę spać u ciebie? - zapytała, łapiąc mnie za dłoń.

- Dobrze - zgodziłem się, nie mogąc jej odmówić.

Zawróciłem i pojechałem w kierunku swojego mieszkania. Rox zdążyła zasnąć w samochodzie i nie chciałem jej budzić. Co jakiś czas mruczała coś przez sen i ciągle powtarzała, że nie chce robić tego dzisiaj, a później nerwowo poruszała się na fotelu. Było to strasznie dziwnie i według mnie bała się czegoś, a w jej stanie strach potęgował przez sen. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego pokoju, w którym zastałem Reed.

- Hej - powiedziałem cicho, kiedy się zerwała z łóżka.

- Co się stało? - podeszła do mnie i patrzyła dziwnie na moją osobę, a za chwile spojrzała na Roxi.

- Po prostu ciężki dzień i musiała jakoś odreagować - położyłem ją na łożku i podszedłem do łóżeczka, patrząc na córkę. Ucałowałem ją i dotknąłem jej policzka.

- Przepraszam, ale jestem zmęczona i muszę już się zbierać - powiedziała, ziewając. - Opowiesz mi o wszystkim jutro - uniosła się na palcach i szybko pocałowała w polik na pożegnanie.

- Dziękuję, Reed - uśmiechnąłem się do niej, kiedy opuszczała pokój.

Spojrzałem na brunetkę, która właśnie spała na moim łóżku i zastanawiałem się, czy to dobrze, że ją poznałem. W końcu zabrałem bieliznę i postanowiłem wziąć prysznic.

Po parunastu minutach byłem już odświeżony i wyciągnąłem z szafy pierwszy lepszy koc, aby się nim okryć. Poszedłem do salonu, gdzie czekała na mnie idealna kanapa do snu. Kurwa, czego się nie robi dla pijanej dziewczyny.






______________
Mega długi rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał i będziecie tak aktywnie komentować, jak pod ostatnim.

Do zobaczenia 😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top