Rozdział 13
- Mamo - wywróciłem oczami. - Tak wszystko jest w jak najlepszym porządku - westchnąłem, chcąc już skończyć tę rozmowę. - Muszę kończyć, pa - rozłączyłem się i włożyłem do kieszeni telefon.
Kocham moją mamę, ale jej opiekuńczość mnie przeraża. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w pracy i nie chcę, aby szef przyłapał mnie na rozmawianiu przez telefon. Zależy mi na tym, żeby zostać w tej firmie. Potrzebuję się usamodzielnić i odciąć od kasy rodziców. Nie mam zamiaru ciągnąć pieniędzy z ich konta.
- Skończyłeś? - usłyszałem za sobą męski głos, kiedy przecierałem oczy ze zmęczenia.
- Już prawie gotowe - odwróciłem się do niego przodem i miałem głęboką nadzieję, że nie zawaliłem.
Mężczyzna nachylił się nad biurkiem, oparł jedną rękę o fotel, a drugą o blat. Z zaciekawieniem przyglądał się projektowi i w głębi duszy, miałem nadzieję, że mu się spodoba i będę mógł tutaj pracować.
- Przesuń w dół - pokazał na ekran, więc zrobiłem to co kazał. Z niecierpliwością czekałem, aż coś powie. - Witamy w firmie - odsunął się, wystawiając dłoń. Kamień spadł mi z serca i wypuściłem z ulgą powietrze, wstając i podając mu dłoń.
- Dziękuję bardzo.
- Możesz iść już do domu, napracowałeś się już dzisiaj - poklepał mnie w ramię. - Przez miesiąc będę cię uważnie obserwować - pokazał na mnie palcem i pogonił, abym już szedł.
Jestem tak cholernie szczęśliwy, bo nareszcie wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku. Mam cudowną córkę, przyjaciół i pracę. Zadowolony wyszedłem z budynku i jak najszybciej wsiadłem do samochodu, aby być już z Ivy.
Roxanne POV:
Parę dni biłam się z myślami, czy mam oddać tę pieprzoną bluę. Obiecałam sobie, że zerwę z tym gościem wszystkie kontakty. Mogę przez niego mieć duże problemy i lepiej, żeby trzymał się ode mnie z daleka. To nic, że jest cholernie przystojny i w jego towarzystwie czuję się cudownie. Chociaż większość czasu mnie wkurza, to i tak chcę przebywć w nim. To dziwne, bo nie znam go za dobrze, a mam lepsze relacje z nim, niż z którym kolwiek z moich przyjaciół. Może wcale to nie są moi przyjaciele? Gdyby nie był on wrogiem numer jeden Nathana, to na pewno starałabym się, abyśmy się zakumplowali. Całe życie mam pod górkę.
- Kurwa - warknęłam cicho, wsiadając do samochodu.
To ostatni raz, kiedy tam jadę i później spierdalam z jego życia. To człowiek, który lubi pakować się w kłopoty, a ja raczej ich omijam. Ale to William. Starałam sobie przypomnieć całą drogę do jego mieszkania. Próbowałam przypomnieć sobie jakichś szczegół, który upewniłyby mnie, że dobrze jadę. W końcu zobaczyłam tę restaurację, która mi się tak bardzo spodobała i już wiedziałam jak jechać.
Po dziesięciu minutach jazdy byłam pod jego blokiem. Trochę się stresowałam tym spotkaniem, tak jak każdą obecnością obok mnie. Nie wiem, jak zareaguje. Może zaprosi mnie do środka? Boże, jestem taka głupia, myśląc, że on ma coś do mnie. Po prostu oddam mu bluzę małej i odchodzę.
Stałam właśnie przed drzwiami i do końca wahałam się, czy po prostu nie zadzwonić i zostawić ubrania na wycieraczce albo zawiesić na klamce. Nie, nie będę tchórzem. Nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Sekundy mijały powoli i wydawało mi się, że trwają wiecznie. W końcu usłyszałam otwieranie drzwi i uniosłam wzrok do góry, ale nie tego się spodziewałam.
Przede mną stała blondynka z długimi nogami, jak u modelki i była ładna, bardzo ładna. Myślałam, że pomyliłam mieszkania, ale spojrzałam na Ivy i wiedziałam, że to nie pomyłka.
- Um, cześć - odezwałam się pierwsza, kiedy ta skanowała mnie z góry na dół. To było okropne.
- Cześć? - powiedziała trochę chamsko i nie wiedziałam, co o tym myśleć.
- Jest Will? - zapytałam, zagryzając policzek od wewnątrz.
- Nie ma - burknęła. - A co chciałaś od Willusia? - podkreśliła słodko ostatni wyraz, a mi zachciało się wymiotować.
- Bluzę Ivy zostawił u mnie - podniosłam ją trochę do góry, a ta natychmiast wyrwała mi ją z ręki.
- Oh, dzięki, że się pofatygowałaś, żeby tutaj przyjść - uśmiechnęła się, a ja zaraz poznałam, że był to fałszywy uśmieszek.
- Nie ma - zaczęłam, a ona mi przerwała.
Pizda.
- Will nic nie opowiadał, że ma taką koleżankę - spojrzała na mnie jeszcze raz i się skrzywiła. - Cóż nie dziwię się, bo nie ma się czym chwalić - zatrzepotała rzęsami.
Pij kwas, suko.
- Ja już będę szła - oznajmiłam, chcąc się wycofać.
- Stój! - szarpnęła mnie, przez co, prawie zaryłam twarzą w płytki.
- Zostaw go w spokoju, on ma nas - wskazała na siebie i dziewczynkę na rękach, która nie była zadowolona z obecności tej pindy i co chwilę biła ją rączką w twarz.
Dobrze mała, tylko mocniej.
- Nie zamierzam psuć waszej rodzinki - powiedziałam sarkastycznie z uśmieszkiem na twarzy.
- I dobrze, bo mój cukiereczek nigdy by się nie zainteresował kimś takim jak ty - westchnęła, okazując mi zero szacunku. - Teraz już idź sobie - pomachała ręką i zamknęła drzwi za sobą.
Biedne dziecko, ale nie będę się wtrącać w ich życie. To, że wybrał sobie taką sukę za dziewczynę to gówno mnie to interesuje. Tak, w ogóle mnie to nie obchodzi. Gorsze jest to, że Will mnie okłamał, bo powiedział, że z nikim nie mieszka i nie ma dziewczyny. Jest cholernym kłamcą, ale on jako jedyny o mnie się w jakiś sposób troszczył.
Wychodząc z klatki schodowej wpadłam na kogoś. Uniosłam wzrok do góry, aby zobaczyć kto to. Tylko nie on, proszę.
Will POV:
Wysiadłem z samochodu i zmierzałem do domu. Otworzyłem drzwi i od razu na powitanie ktoś zderzył się z moją klatką piersiową.
- Kurwa, ostrożniej - burknąłem, ale gdy zobaczyłem kto to, od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - O hej - spojrzała na mnie i nawet mi nie odpowiedziała. - Byłaś u mnie? - zapytałem.
- Tak, ale już wychodzę - próbowała przejść obok mnie, ale jej zagrodziłem drogę. - Przepuść mnie do cholery - warknęła, uderzając mnie z całej siły w ramię.
Była wkurzona.
- Czemu jesteś taka zdenerwowana? - próbowałem dowiedzieć się, o co jest taka zła i dlaczego była w moim mieszkaniu.
- Nie jestem - spojrzała na mnie, zaciskając szczękę. - Muszę iść, pa - powiedziała szybko i odepchnęła mnie, aby swobodnie wyjść.
- Rox! - wybiegłem za nią i w ostatniej chwili złapałem za nadgarstek.
- Czego? - w jej oczach było tyle nienawiści, że nawet nie znalazłem cienia pozytywnych emocji.
- Co się stało? - zapytałem troskliwie, kładąc dłoń na jej policzku, chcąc, aby się trochę uspokoiła. Od razu zrzuciła moją dłoń, a ja tylko głośno westchnąłem.
- To, że jesteś pierdolonym kłamcą! - krzyknęła, wyślizgując jakimś cudem rękę z mojego uścisku. - Nie chcę cię więcej widzieć, pa - odwróciła się i zaczęła iść w stronę parkingu, wystawiając mi przy tym dwa środkowe palce.
Byłem kompletnie zdezorientowany i nie ogarniałem, o co tak naprawdę mogło jej chodzić. Ona nawet tamtej nocy nie była na mnie tak wściekła. Musiałem dowiedzieć się, co się wydarzyło.
Gdy odjechała z piskiem opon, ruszyłem w kierunku mieszkania. Zaraz po przekroczeniu progu powitała mnie uśmiechnięta blondynka i Ivy, która wyciągała do mnie rączki.
- Cześć - przywitałem się z Juliet i wziąłem z jej rąk młodą, dając jej całusa.
- Hej - uśmiechnęła się szeroko.
- Jak sobie dzisiaj poradziłyście? - zapytałem, będąc ciekawym, jak tam pierwszy dzień z Ivy.
- Wspaniale! - powiedziała radośnie, zaczynając zbierać zabawki z podłogi. - Zjadła wszystko, co powiedziałeś i nawet nie płakała.
- To cieszę się - przytuliłem do siebie córkę, ponieważ widziałem, że jest już śpiąca. - Możesz już iść do domu - oznajmiłem.
- Dobrze - skinęła głową. - Na stole masz obiad, tylko musisz odgrzać, bo nie wiedziałam o której wrócisz.
- Okey, dziękuję - byłem jej za to wdzięczny. - Ale nie musisz tego robić, bo nie należy to do twoich obowiązków.
- Wiem, ale chcę - przygryzła wargę. - Jak Ivy śpi, to nie mam, co robić.
- Była tutaj przed chwilą jakaś dziewczyna? - zapytałem, marszcząc brwi i zauważyłem, że zrobiła to samo.
- Tak, oddała sweterek małej, ale była jakaś niemiła w stosunku do mnie - wyruszyła ramionami.
- Uh, okey - przytaknąłem, ale dalej nie wiedziałem, co ją zdenerwowało. Na pewno przyszła już tutaj taka, bo jeśli była niemiła już dla Juliet. Nie mogę rozgryźć tej dzewczyny.
Trochę się zawiodłem tym, że chciała oddać tylko ubranie, a nie po prostu mnie odwiedzić.
- Już będę iść - blondynka wyrwała mnie z transu i podeszła do mnie, dając mi buziaka w policzek. - Pa - rzuciła i wyszła.
- Pa - mruknąłem, będąc zaszokowany jej działaniem.
_____________
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale miałam dużo nauki i dopadł mnie brak weny. Myślę, że nadrobię to w najbliższym czasie.
Podoba się?
Do zobaczenia 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top