Rozdział 10

Daj gwiazdkę, albo komentarz. Dla ciebie to dwie sekundy, a dla mnie dużo znaczy i wiem, że jesteście ze mną.

Widzę kto nie dał i będę was prześladować! 😂

____________

Było mi całą noc cholernie zimno. Moja szczęka chodziła w górę i w dół. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś spał w takim zimnie. No może obóz w szóstej klasie. Mój kochany przyjaciel Rick nie potrafił złożyć porządnie namiotu, a gdy już ja to zrobiłem, on zaczął machać rękami i nogami jak jakiś debil, bo mucha mu do cholery wpadła do namiotu. Była noc, a my z połamanym sprzętem. Wszystko runęło i nie mieliśmy gdzie spać, bo nikt nie chciał przyjąć takich niedorobieńców, jakimi byliśmy. Najgorszy wyjazd, w jakim uczestniczyłem. Nawet, jak Rick zabrał wiewiórkę z parku do hotelu, w którym spaliśmy, to nie było tak źle. Tak, Rick to pojebany typek.

Najważniejsze było, że Roxi nie było zimno i spała spokojnie. Powinienem mieć ją w dupie i zostawić na środku pola, ale czuję, że muszę się nią zaopiekować. Może była wkurwiająca, ale w niektórych momentach naprawdę wydawała się w porządku i wyglądała na największą ofiarę świata. W parku zachowywała się trochę inaczej, ale wtedy nie wkurzyłem ją i miała inne nastawienie do mnie.

Otworzyłem leniwie oczy i spojrzałem przed siebie. Dziewczyna przeglądała się właśnie w lustrze i miała najwidoczniej dobry nastrój, co nie można było powiedzieć o mnie. Brunetka nuciła coś pod nosem i wiązała kucyka. Miała na sobie moją ciepłą bluzę, którą tak potrzebowałem. Dlaczego faceci muszą być gentelmenami i tak się poświęcać, a sami cierpią?

Nie miałem dzisiaj dobrego humoru, więc lepiej, żeby nie wchodziła mi w drogę. Patrzyłem na nią bezkarnie, przyglądając się jej dokładnie. Teraz mam okazję, aby się jej przyjrzeć. Ma na sobie jeansy, które idealnie podkreślają jej krągłą pupę, a podwinięte rękawy u bluzy dodają uroku. Przekręciłem się trochę i na moje nieszczęście łóżko zaskrzypiało. Odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się lekko.

- Już wstałeś? - zapytała, patrząc na mnie cały czas.

- Tak - odparłem i podniosłem się do pozycji siedzącej. - Jak się spało? - zapytałem, rozciągając kończyny.

- W miarę dobrze - zaczęła rozpinać ubranie.

- Nie zdejmuj - poleciłem, a ta zatrzymała się w połowie.

- Będzie ci zimno, ja już się rozgrzałam.

- Zostaw ją na sobie - warknąłem, aby w końcu mnie posłuchała, bo gdyby nie to, ona pewnie podałaby mi szereg argumentów, dlaczego odda mi tę bluzę.

- Okey - posłusznie zapięła się z powrotem. - Idziemy już? - zapytała cicho, jakby bała się, że znowu będę niemiły.

- Tak - wstałem z miejsca i powędrowałem do drzwi. Nie miałem najmniejszej ochoty zaczynania rozmowy.

Od razu do moich oczu dobiegły promienia słońca, na które nie byłem zdecydowanie gotów. Odruchowo skrzywiłem się i zasłoniłem ręką gałki oczne. Rozejrzałem się dookoła, aby przypomnieć sobie okolice. Jesteśmy na środku jakiegoś pola i nie wiemy nawet gdzie. Chuj z tym, idziemy na zachód, przynajmniej słońce nie będzie walić po gałach.

- Wiesz, gdzie iść? - obok mnie pojawiła się ona i próbowała dotrzymać mi kroku.

- Nie - rzuciłem, nawet nie patrząc. Miała tę cholerną bluzę, to niech się cieszy i idzie posłusznie za mną.

- To dlaczego akurat w tę stronę? - dopytywała, a ja czułem, że się denerwuje.

- Bo mi się akurat tak spodobało - warknąłem w jej stronę, a ta tylko naburmuszyła się i włożyła ręce do kieszeni.

- To twoja...

- Wiem kurwa, wiem, że moja! Możesz mi tego do kurwy nie wypominać? Już pokutuje samym przebywaniem z tobą, więc z łaski swojej zamilcz! Mam dość twojego narzekania, weź kobieto, ucisz się, bo próbuje znaleźć drogę do domu! Cały czas tylko byś mnie wyzywała od debili i powtarzała, że to moja wina. A ja kurwa to wiem! - nie wytrzymałem i wydarłem się na nią. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i spuściła wzrok. Widziałem, że trochę zabolały je te słowa i trochę zbyt nerwowo zareagowałem.

Nie spojrzała na mnie, tylko nagle się zatrzymała i poszła w drugą stronę i zwrotnym tempie.

Co ona odpieprza? Nie mam siły do tej kobiety.

Od razu poszedłem za nią i chwyciłem za nadgarstek, odwracając w swoją stronę. Oboje musimy się uspokoić i nie będzie tak źle.

- Przepraszam - przyciągnąłem ją za mocno, przez co zderzyła się z moją klatką piersiową. - Roxanne, naprawdę przepraszam - odnalazłem jej wzrok, przez co była zmuszona na mnie spojrzeć. - Nie możemy tak się sprzeczać, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.

- Dobrze - potwierdziła głową. Widać, że miała tego już dość, tak samo, jak ja.

- Chodź, znajdziemy drogę - złapałem ją za rękę i pociągnąłem w kierunku, w którym szliśmy. - Odpowiedz mi coś o sobie - poleciłem. Chciałem rozluźnić trochę atmosferę i dowiedzieć się czegoś o niej.

- A co chciałbyś wiedzieć? - zapytała, marszcząc brwi.

- Wszystko.

Nawet nie zwróciłem uwagi, że przez całą drogę Roxi była blisko mnie i do tego trzymałem jej dłoń. Najwidoczniej jej też to nie przeszkadzało, bo w każdej chwili mogła ją puścić, ale tego nie zrobiła. Wyczuwałem teraz spokój i opanowanie. Wczoraj wybuchowa dziewczyna, zmieniła się nagle w bardzo sympatyczną dziewczynę. Nie powiem, bo ma swój charakterek i od czasu do czasu ma swoje odskoki. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo sam jestem dokładnie taki sam. Gorzej jest, gdy oboje zmieniamy się w diabłów w tym samym czasie. Jedno drugiemu najchętniej podcięłoby gardło.

- Za pięć minut będziemy w mieszkaniu mojego przyjaciela - uśmiechnąłem się do dziewczyny, która była już zmęczona i najwyraźniej głodna, bo jej brzuch domagał się jedzenia. - Postaram się załatwić jakieś jedzonko - zaśmiałem się, na co ona uderzyła mnie lekko w ramię.

- A będę mogła skorzystać z telefonu, bo nie poznaje tej okolicy? - rozejrzała się nerwowo dookoła i cały czas nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy i ściskała dłoń, aby upewnić się, czy jestem obok. Dziwne, bo zachowuje się, jakby się bała, że gdzieś ją zostawię i w ogóle nie ma do mnie zaufania.

- Odwiozę cię.

Wyjechaliśmy windą prawie na samą górę i odnalazłem drzwi, prowadzące do mieszkania Ricka. Jeszcze nigdy nie cieszyłem się na ich widok tak bardzo. Zadzwoniłem do drzwi i w tym momencie brunetka wyswobodziła swoją dłoń. Chciałem na nią spojrzeć, ale drzwi się otworzyły i w progu stanęła Reed. Najpierw zeskanowała mnie i spojrzała na mnie krzywo, a później na moją towarzyszkę i oczy wyleciały jej z orbit.

- Cóż za niespodzianka Williamie - złożyła ręce i sztucznie się uśmiechnęła. - Fajnie, że przypomniałeś sobie o Ivy - skierowała się do środka, a ja razem z Roxi poszliśmy w jej ślady.

- Przepraszam Reed, ale jakby to powiedzieć - podrapałem się po karku. - Zabłądziliśmy.

- Kurwa, Will - warknęła w moją stronę. - Dzwoniłam do ciebie, pisałam, a ty żadnego znaku życia.

- Telefon mi się rozładował - rzuciłem go na stół, a ta zerknęła na niego i przeniosła wzrok na Rox.

- Ivy była głodna, a nie wiedziałam co jej mam dać - założyła ręce na piersi. - Musiałam szukać o szóstej rano jakiegoś sklepu i żarcia dla dzieci.

- Przepraszam Reed - zatrzepotałem rzęsami. - Przecież wiesz, że cię kocham - pocałowałem ją w policzek, a jej jakby cała złość przeszła.

- Zrobić wam herbaty? - zapytała, podchodząc do blatu. - Jesteście jacyś przemarznięci - stwierdziła.

- Chcesz? - zwróciłem się do brunetki, a ta kiwnęła głową. Czuła się trochę nieswojo i była skrępowana. Gdzie ta odważna i niedająca sobie w kaszę dmuchać Rox?

Usiadłem na obrotowym krześle i spojrzałem na Ricka, który wszedł do kuchni, rozciągając się i ziewając.

- Co tak drzecie mordy? - zapytał. - O hej piękna - uśmiechnął się szeroko, gdy tylko zobaczył dziewczynę. - Jak tam wam noc minęła? - rzucił nam znaczące spojrzenia.

- Świetnie, prawda Rox? - popatrzyłem w jej stronę.

- Tak - powiedziała nieśmiało.

- Dobry jest w te klocki? - chłopak dosiadł się do nas i zapytał dziewczyny. - Różnie mówią na mieście.

- Zamknij mordę! - uderzyłem go w tył głowy. Przez nich, nie mogłem nigdy z nikim się zaprzyjaźnić, bo wszystkich odstraszali.

- Ał - uderzył mnie w ramach rekompensaty. - Ivy się obudziła - nastawił swoje ucho.

- Idę do niej - powiedziałem w chwili, kiedy przed moim nosem znalazła się pyszny, ciepły napój. - Nie zwracaj na nich uwagi i nic im nie odpowiadaj - rozkazałem Rox.

Zabrałem małą kruszynkę z łóżka i wróciłem do kuchni, gdzie Reed, Rick i Roxanne żywo rozmawiali o czymś. Nie było mnie raptem paręnaście sekund. Posadziłem sobie Ivy na kolanach i czułem, że brunetka patrzy na mnie dziwne. Nie powiedziałem jej, że mam córkę i pewnie dlatego, tak nam się przypatruje.

********

- Dziękuję za podwózkę - posłała mi szczery uśmiech, wysiadając z samochodu.

- Wpadnę w któryś dzień na kawę - oznajmiłem. - Powiedz jeszcze, który numer mieszkania.

- 48

- Nie okłamujesz mnie? - dopytywałem, chcąc być pewien, że nie zastanę jakieś staruszki w drzwiach.

- Nie - pokręciła głową. 

- Nie chcesz mi podać numeru telefonu, to spodziewaj się mnie o każdej godzinie.

- Dobrze - oparła się o drzwi. - Jeszcze bluza - zaczęła ją ściągać.

- Zostaw, będę mieć drugi pretekst, aby przyjechać.

- Do zobaczenia, Will - pożegnała się i zamknęła drzwi.

- Do zobaczenia - powiedziałem cicho i odjechałem, patrząc na nią do końca.



___________
Długo mnie tutaj nie było, ale straciłam wenę i jakoś brak ochoty i czasu. Mam nadzieję, że będę teraz rozdziały regularnie.

Do zobaczenia 😘😘


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top