Dear Love
Ile to już czasu? Tydzień? Miesiąc? A może rok? Szczerze nie mam pojęcia. Nie liczę, a w zasadzie nigdy tego nie robiłam. Może dlatego, że niepamiętanie było łatwiejsze. Wyparcie wspomnienia o twoim istnieniu. Jakbyś nigdy nie pojawił się w moim życiu. Szkoda tylko, że to wcale nie było takie proste. Nie można tak po prostu udawać, że ktoś nie istniał. Zwłaszcza ktoś, kto przez tak długi czas był dla nas bardzo ważny. A ty byłeś ważny. Może nawet najważniejszy.
Kiedy teraz o tym myślę, jest mi nawet trochę głupio. W końcu jak mogłam wymagać, że będziesz dla mnie wszystkim? Rodziną, przyjacielem, zastępcą i przodkowie wiedzą kim jeszcze. Chciałam zbyt wiele. Bo zawsze byłam zachłanna. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie musiałam nawet prosić. Bez słowa wiedziałeś, czego mi trzeba. Jakbyś znał mnie na wylot. Każdy mój gest, spojrzenie. Czasem nawet wydawało mi się, że rozumiesz mnie lepiej niż ja samą sobie.
Pamiętasz swoją ulubioną koszulkę? Te z zespołem rokowym, którego za cholerę nie znałam? Oczywiście, że pamiętasz. Ja też trochę cię znam. A w zasadzie to całkiem dobrze. I wiem, że szanujesz swoje rzeczy. Pamiętasz o każdej z nich. I dlatego byłeś taki zdziwiony, kiedy ją zgubiłeś... Tak w zasadzie to ja Ci ją zabrałam. Teraz w niej śpię. Tak bywałam strasznie tendencyjna. Pachnie tobą... Pachnie domem. Co jest absurdalne. W końcu nigdzie nie czułam się jak w domu.
Ostatnio robiłam porządki. Znalazłam pracę, wiesz? Dlatego się wyprowadzam. Państwo Morgan byli dla mnie dobrzy. W zasadzie kiedyś przez przypadek powiedziałam do nich "Mamo" i "Tato". Od tej pory tak do nich mówię. Są moją rodziną. Chociaż nie zastąpili mi biologicznych rodziców. Pozwolili mi jedynie zapomnieć o tym, jak to jest być sierotą. Zresztą nieważne. Chodziło mi o to, że się wyprowadzam. Dlatego robiłam porządki. Początkowo chciałam wyrzucić koszulkę. Jednak za cholerne nie miałam odwagi tego zrobić. Ten głupi kawałek materiału jest dla mnie zbyt ważny. To ostatnia rzecz, która mi po tobie została. Ostatnie ze wspomnień które znikały z każdym dniem.
Jak wampiry żyjące kilkaset lat sobie z tym radzą? Z utratą wspomnień ważnych dla nich osób. Bo ja sobie nie radzę. Wczoraj siedziałam na dachu. Myślałam o tobie. Wspomnienia wydawały się już teraz tak niewyraźne. A przecież to nie mogło być tak dawno. Prawda?
Chociaż na pocieszenie powiem, że ciebie pamiętam dobrze. Luka już praktycznie w ogóle. Zabawne ponoć pierwszej miłości nie zapomina się nigdy. Mikael'a nawet nie chce pamiętać. Pamiętam, że był dupkiem. I tyle mi wystarczy. Z przyjemnością pozbyłam się wspomnień z jego udziałem, by lepiej pamiętać ciebie. Co jest chyba największym absurdem.
Nienawidzę cię. Nienawidzę cię za to, że nie potrafię zapomnieć spojrzenia twoich szarych tęczówek. Za to, że nie umiem zapomnieć twojego dotyku. A najbardziej za to, że każdego poznanego mężczyznę odnoszę do ciebie. I wiesz co? Nigdy nie są tacy jak ty. Co od razu ich dyskredytuje.
Nie powinnam cię nienawidzić. W końcu sama odeszłam, wybierając ten los. Byłam zwykłym tchórzem. Prawda jest taka, że przerosło mnie bycie Destining Mikaelson. Byłam tylko nastolatką, która poznała śmierć, stratę i ból. Często sama je sprowadzając. Wtedy nie udźwignęłam tego ciężaru. To było dla mnie zbyt wiele. Dzisiaj postąpiłabym inaczej. Może byłam dojrzalsza, a może po prostu musiałam od tego odpocząć? Zresztą nieistotne. Teraz to i tak bez znaczenia. W końcu nie mogę być tak okrutne. Odchodzić i wracać, kiedy mi się podoba. Nie miałabym serca się tobą bawić.
Poza tym nie miałam pojęcia, gdzie teraz byłeś. Pewnie skończyłeś szkole imienia Stefana Salvatore w Mistic Falls. Więc gdzie byłeś teraz? Wyjechałeś do Europy? Tak to byłoby bardzo w twoim stylu.
Nienawidzę cię za to, że pewnie teraz jesteś szczęśliwy. Ułożyłeś sobie życie, kiedy ja nie mogę o tobie zapomnieć.
Czy to mają na myśli ludzie mówiący, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok?
Głupio to wygląda. Kiedy tak pisze sobie o wielkiej tragicznej miłości w trakcie, kiedy nie miałam odwagi powiedzieć ci prawdy. Kiedy sama odeszłam. Odtrąciłam cię. A teraz mam czelność pisać, że cię nienawidzę, za rzeczy których sama sobie jestem winna.
Jednak ja zawsze taka byłam. A ty to wiedziałeś. I nigdy mnie nie porzuciłeś. Chociaż ja robiłam to setki razy. Odchodziłam i wracałam, prosząc o przebaczenia. Które za każdym razem dostałam, chociaż jasne było, że znowu odejdę.
Czasem myślę, czy jeszcze mnie pamiętasz. A jeśli tak to w jaki sposób? Myślisz o mnie jako o kimś ważnym? A może jestem tylko wyblakłym wspomnieniem? Jestem negatywną czy pozytywną bohaterką twoich wspomnę? Chyba nigdy się tego nie dowiem.
Tak samo, jak tego, czy kiedyś czułeś do mnie to, co ja czułam do ciebie? Czy kiedyś mnie kochałeś? No cóż, nie dałam ci zbyt wiele powodów, byś obdarzał mnie takim uczuciem. Jednak naiwna nadzieja będzie we mnie już zawsze.
Wiesz, co pamiętam z naszej szkoły? Stefan prowadził pamiętniki. Tak by pamiętać. Ostatnio też jeden założyłam. Opisałam w nim ciebie. Wiele pięknych i równie wiele przykrych słów. Jednak wrzuciłam go do kominka. Doszłam do wniosku, że za tysiąc lat będę wolała wracać do tego, jak sprawiałeś, że się czułam, a nie jak wyglądałeś. Dlatego teraz piszę ten list.
W ogóle zapuściłam włosy. Wiem informacja życia. Jednak szczerze nawet tego nie dostrzegłam i nie miałam tego w planach. Po prostu przestałam chodzić do fryzjera. I kiedy ostatnio je czesałam przypomniało mi się, jak kiedyś powiedziałeś mi, że chciałbyś zobaczyć mnie we włosach dłuższych niż do obojczyków. I uwierz mi, nie byłbyś zadowolony. Te włosy mi nie pasują.
Oglądałam komedię romantyczną. Nienawidzę ich. Bo to nigdy nie będziemy my. Nasza historia nigdy nie będzie tak prosta, ckliwa i przyjemna.
Chyba trochę chaotyczny ten list. Tak miało być. Ja byłam chaosem. Ty byłeś chaosem. My byliśmy chaosem. Więc i list o nas, musi nic być.
Ostatnio biegałam nocą po lesie. Świecił księżyc. To była nasza tradycja. Bieganie po lesie w trakcie pełni. Potem pływanie w jeziorze. Nadal to robię. I jak skończona idiotka zawsze liczę, że wybiegniesz spomiędzy drzew. I dasz mi to ostatnie wspomnienie.
Nie chce jednak, byś tak zrozumiał ten list. To nie tak, że jestem nieszczęśliwa. Bo jest wręcz odwrotnie. Jako człowiek miałam dobre życie. Dostałam się do szkolnej drużyny rugby. Zdobiłam paczkę dobrych przyjaciół. I miałam nawet nową całkiem udaną rodzinę. Moje życie nie było już wypełnione walką, śmiercią, stratą. Było dobrze. Tak normalnie. Gdyby nie wspomnienie ciebie pewnie byłoby jeszcze lepiej. Chociaż może tak miło być? Od początku miałam być nastolatką, która wspomina dawną miłość. Było w tym coś boleśnie pięknego.
Rzuciłam na siebie zaklęcie. Dzięki niemu nie regeneruje się tak szybko. To sprawia, że czuję się normalniejsza. I pomaga mi ukrywać to, kim jestem. Tak dawno nie czytałam magicznych ksiąg. A ostatnio zaczęłam je przeglądać. Zastanawiałam się, czy istnieje lek na nieśmiertelność. Doszłam do wniosku, że wieczność to zdecydowanie za długo.
Powinnam to skończyć. Zgnieść list i rzucić go do kominka. By spłonął jak pamiętnik. Jednak nie potrafię. Prawda jest taka, że bez ciebie nie jestem tą samą osobą. Cholernie mi ciebie brakuje.
Zostanę tutaj. W tym niewielkim i bardzo spokojnym mieści. Chyba je lubię. Poza tym względnie udało mi się ułożyć sobie tutaj życie. Jest fajnie. Poza tym chyba nadszedł ten dzień. Dzień, w którym w końcu pozwolę sobie zrozumieć, że to już koniec. Ruszyłeś dalej. Ja też muszę to zrobić.
Słońce zachodzi. Dzień się kończy. Zawsze lubiłeś zachody słońca. Mówiłeś, że coś kończą. I pozwalają rozpocząć się czemuż nowemu. Wtedy tego nie rozumiałam. Teraz już rozumiem.
Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwy. Tylko tyle. Ja też ci to obiecuje.
Ten zachód słońca daje nam obu początek, chociaż pewnie tylko ja go potrzebuje.
Żegnaj Sedricu Tonkin. Żegnaj na wieki
Złożyłam list i wrzuciłam go do pudełka. Zbierałam w nim rzeczy dla mnie ważne. Takie, które pozwolą mi pamiętać, kiedy w moim umyśle braknie miejsca na wspomnienia.
Uśmiechnęłam się blado i pociągnęłam nosem. Słońce zaszło. Tęsknota dobiegła końca.
W sumie to nie było w planie, ale tak mnie naszło, że to napisze
Może będzie więcej listów, ale nic nie obiecuje
Wszystko zależy od mojej weny i tego czy będę miała ochotę na ich napisanie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top