Rozdział 7: Jutro o piątej.

#RegainMemoriesWatt

***

Gwendolyn

Chłopcy są naprawdę dobrzy. Fajnie ze sobą brzmią i widać, że to sprawia im sporo satysfakcji. A przynajmniej tak mi się zdaje. Nie jestem jakimś wielkim specem od muzyki. Siedzę na krzesełku j przyglądam się ich próbie już od godziny. Staram się skupić w stu procentach na tym, co grają, ale to nie jest łatwe.

Za godzinę mam się spotkać z Spencer.

Jestem spanikowana, bo nie wiem tak w zasadzie, czego się spodziewać. Umówiłyśmy się w kawiarni, w której byłam z Blake'iem. Z jej wiadomości wywnioskowałam, że była zdziwiona tym, że się odezwałam, ale zgodziła się na spotkanie, z czego się cieszę. Boję się, ale się cieszę, bo wiem, że to może być coś naprawdę przełomowego dla mnie. A czy pozytywnie czy negatywnie przełomowego, to się okaże.

Chłopcy kończą kolejny utwór, a ja klaszczę w dłonie, uśmiechając się szeroko.

— Jestem waszą fanką — oznajmiam.

— Czyli mamy już aż jedną fankę — stwierdza Warren, wokalista.

Śmieję się cicho pod nosem i zakładam opadający kosmyk włosów za ucho.

Jest bardzo miły. W zasadzie wszyscy członkowie tego zespołu są mili. Jest Blake, który gra na gitarze, Paul - perkusista i Liam, basista. Nie mieli nic przeciwko temu, żebym posłuchała, jak grają, więc od godziny siedzę i naprawdę dobrze się bawię. A przynajmniej się staram. Przez tę próbę moje myśli nie są w całości zajęte dzisiejszym spotkaniem z Spencer i to chyba ratuje mnie przed zwariowaniem.

Chłopcy grają jeszcze jedną piosenkę, po czym postanawiają, że na dzisiaj już wystarczy. Patrzę, jak odłączają te instrumenty, które były podłączone do prądu i zwijają niektóre kable. Czekam na Blake'a, z którym idziemy jeszcze na szybki obiad, zanim nadejdzie moja chwila być albo nie być.

— Okej, idziemy? — pyta, wkładając ręce do kieszeni spodni, a ja potakuję. — Pizza?

— Pizza — potwierdzam, a on uśmiecha się szeroko i odwraca w stronę chłopaków.

— My się zwijamy. Do zobaczenia jutro.

Wychodzimy z sali. Po drodze Blake zabiera plecak z szafki i razem opuszczamy szkołę. Naprzeciw jest pizzeria, w której jeszcze nie byłam. Ponoć serwują tam dość dobre jedzenie. Nie wiem, nie jestem jakimś wielkim specem od pizzy i najprawdopodobniej zasmakuje mi każda, która będzie się nadawała do zjedzenia. Przechodzimy przez pasy. Podążam za (jeszcze) blondynem, który zna drogę, w przeciwieństwie do mnie. Zapach świeżej pizzy uderza we mnie od wejścia. Przy stolikach siedzi trochę ludzi w naszym wieku, którzy też, najwidoczniej, postanowili się niezdrowo odżywiać dzisiejszego dnia. Zamawiamy pizzę z szynką i pieczarkami, bo ponoć to pizza, którą lubi prawie każdy, a ja, tak szczerze, nie wiem jeszcze, jakie lubię. Mama raczej gotuje sama i rzadko w naszym domu pojawia się coś takiego, jak pizza.

— Pisałaś jeszcze z Spencer? — pyta mnie, chwilę po tym, jak kelnerka stawia przed nami zamówione napoje.

Kręcę głową, pociągając łyka coli.

— Nie. Ona nic nie pisała, a ja nie chciałam się narzucać. — Wzruszam ramionami. — Boję się tego spotkania.

— Nie dziwię ci się — stwierdza Blake, obracając w palcach słomkę. — Też bym się bał na twoim miejscu.

— Nie pomagasz — rzucam, a on śmieje się cicho pod nosem.

— Dasz radę. Najwyżej to będzie jedno spotkanie i tyle. Nie musisz przecież się z nią umawiać regularnie, co nie?

Kiwam głową. Znowu ma rację.

— Po jej wiadomościach wywnioskowałam, że raczej nie przybiegnie ucieszona na to spotkanie, ale mam nadzieję, że będzie przynajmniej miła.

Opieram łokieć o stół i kładę brodę na dłoni. Rozglądam się po pomieszczeniu. Bardziej podobało mi się w kawiarni, w której byliśmy. Tam było przytulniej.

— Nie no raczej będzie. Czemu miałaby nie być?

— Nie wiadomo, jakie relacje nas łączyły, Blake. — Zauważam.

— Fakt.

Kelnerka przynosi naszą pizzę, a ja nie kryję zdziwienia. Tak szybko? Blake wyjaśnia mi, że u nich nie trzeba długo czekać na jedzenie i mam się nie martwić tym, czy jest świeża, bo zapewne i tak nie jest. Jestem tym zaniepokojona, ale chłopak mówi, że żartuje i że oni mają po prostu gotowe ciasto i zapewne dlatego tak krótko czekaliśmy. Jest dobra, to muszę przyznać. Jemy ją dość szybko i oddaję chłopakowi moją część należności. Trochę się kłóci, ale przyjmuje pieniądze. Proponuje, że mnie podwiezie na spotkanie ze Spencer.

Zostało dobre dwadzieścia pięć minut, ale wolę być tam przed czasem. Jeśli się spóźnię albo będę idealnie na czas, będzie istniało prawdopodobieństwo, że ona już tam będzie, a ja nie wiem jak ona wygląda i jej nie poznam. A ona mnie raczej tak. Myślałam nad tym trochę, kiedy stresowałam się spotkaniem i to wywnioskowałam. Blake podwozi mnie pod kawiarnię i prosi, żebym zadzwoniła do niego po spotkaniu. Mówi także, że może mnie odebrać, ale nie chcę nadużywać jego życzliwości. Dziękuję mu za podwózkę i wysiadam z samochodu.

Wchodzę do środka, biorąc głęboki oddech. To dla mnie naprawdę wielka chwila. Być może dzisiaj poznam swoją przeszłość. Dowiem się, jaka byłam, co lubiłam robić, może coś o ludziach, z którymi miałam styczność. A może nie dowiem się niczego.

Zamawiam gorącą czekoladę i siadam przy jednym z wolnych stolików i wzdycham cicho. Zostało dziesięć minut. Mam szczerą nadzieję, że mnie nie wystawi. To byłoby serio niefajne. Z jednej strony myślę, że sprawiłoby, że odechciałoby się mi szukać dalej, a z drugiej byłabym ciekawa, dlaczego nie przyszła. Stukam paznokciami o blat, skupiając swój wzrok na wejściu do lokalu. Serce bije mi dość szybko, a dłonie zaczynają się pocić. Stresuję się. Po prostu się stresuję. Bardzo chcę, żeby to było pozytywne spotkanie. Nie chcę się rozczarować. Wiem, że jest takie ryzyko, ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie dobrze. Kelnerka stawia przede mną moje zamówienie, za co bardzo jej dziękuję i kontynuuję wgapianie się w drzwi.

Pięć minut później staje w nich wysoka dziewczyna. Ogarniam ją wzrokiem. Ma długie, ciemne, kręcone włosy. Jej karnacja jest ciemniejsza, niż moja. I wygląda na bardzo pewną siebie. W przeciwieństwie do mnie. Rozgląda się po lokalu i zatrzymuje swój wzrok na mojej osobie. Nie uśmiecha się. Wręcz przeciwnie — zaciska wargi jeszcze mocniej i rusza w moim kierunku. Siada naprzeciw mnie i spogląda na mnie chłodnym wzrokiem. Przez chwilę siedzimy w ciszy. Mam wrażenie, że ona czeka, aż ja się odezwę, ale mi słowa więzną w gardle. W końcu, po chwili, odchrząkuję i postanawiam się odezwać:

— Cześć.

Na tyle mnie stać. Nie wiem, co więcej powiedzieć. Bo nawet nie wiem, kim ona jest.

Unosi brwi. To chyba nie jest dobry znak.

— Cześć? Gadaj, po co mnie tu ściągnęłaś i tyle. Nie mam całego dnia.

— Chciałam porozmawiać — odpowiadam drżącym głosem.

Spencer nie jest pozytywnie nastawiona i to sprawia, że stresuję się jeszcze bardziej.

— O czym? Gwen, szczerze, w co ty, kurwa grasz? Najpierw piszesz do nas wszystkich wiadomość, że mamy się odpierdolić, bo masz nam za złe ten wypadek i najchętniej podjebałabyś nas na psy, a teraz chcesz rozmawiać?

Zatyka mnie. Nie mam bladego pojęcia, o jakich wiadomościach mówi. I o jakich wszystkich mówi. Nie pamiętam tego. I obawiam się, że może to nic dziwnego, że nie pamiętam, skoro moi rodzice próbowali odciąć moją przeszłość ode mnie.

— Mam amnezję — mówię cicho, spuszczając wzrok na stolik. — Nie pamiętam ostatnich co najmniej dziesięciu lat. — Dziewczyna nie odpowiada. — Te wiadomości to najprawdopodobniej nie moja sprawka.

Siedzimy przez chwilę w ciszy. Pocieram dłońmi o uda, czekając, aż jakkolwiek odpowie. Po wyrazie jej twarzy widzę, że nie spodziewała się tego usłyszeć. Nie wiedziała. Co w sumie mnie nie dziwi.

— J-ja... — zaczyna, ale najwyraźniej nadal nie wie, co powiedzieć, bo przerywa.

— Nie wiedziałaś. Rozumiem, spodziewałam się tego. Nie wiem, kim jesteś. Jakie łączyły nas relacje. Nic nie wiem, chciałam po prostu porozmawiać.

Spencer kiwa głową, zakładając kosmyk włosów za ucho. Uśmiecham się pod nosem.

— Nie wiem, od czego zacząć — przyznaje. — Przyjaźniłyśmy się, to na pewno.

Wypowiada te słowa, a ja czuję, jak moje serce dzieli się na dwie części. Jedna się cieszy, bo w końcu to znaczy, że miałam jakichś znajomych, a przynajmniej jednego, ale tą radość zagłusza żal, który jest spowodowany tym, że rodzice tak bardzo kłamali.

— Powiedzieli mi, że nikt mnie nie lubił.

— To kłamstwo, Gwen. Miałaś całą masę znajomych.

Uśmiecham się słabo. Nie wiem, co czuję. Naprawdę nie wiem. Jestem ciekawa, co jeszcze mi powie. Spencer prosi mnie o chwilkę, bo chce zamówić sobie herbatę, a ja z chęcią się na to zgadzam. Skoro chce zamówić coś do picia, to raczej znaczy, że nie ma zamiaru na razie wychodzić. Upijam łyka mojej czekolady. Dziewczyna wraca do stolika i znowu siada naprzeciw mnie. Wzdycha cicho.

— To? Co chcesz wiedzieć? — pyta, a ja wzruszam ramionami.

— Najlepiej wszystko.

Brunetka upija łyka swojej herbaty i bierze głęboki oddech.

— Chodziłaś do North Toronto. Byłaś... no dość rozpoznawalna. Zresztą, jak cała nasza paczka. Dwóch chłopaków grających w drużynie i cheerleaderka, to robiło swoje.

— Teraz chodzę do Leaside. Rodzice powiedzieli mi, że nie miałam żadnych znajomych i lepiej będzie, jak zacznę całkowicie od początku.

— I jak się tam czujesz?

— Dobrze. Poznałam Blake'a, Maxa i Tylera, którzy są świetni i właściwie gdyby nie oni, nie dowiedziałabym się, jaka jest prawda.

— Trochę za tobą tęskniłam, Gwen.

Robi mi się ciepło na sercu, gdy słyszę jej słowa. Uśmiecham się szeroko. Spencer opowiada mi o sobie. Dowiaduję się, że ma starszego brata i młodszą siostrę, z którymi zawsze bardzo dobrze się dogadywałam. Mówi na różne tematy, ale unika wszelkich rzeczy związanych z naszymi znajomymi, a przynajmniej, ja tak to odczuwam.

— A co z ludźmi z mojej starej szkoły? Wiesz... z którymi miałam dobry kontakt? — pytam w pewnym momencie, wykorzystując chwilę ciszy z jej strony.

Porusza się niespokojnie. Jej twarz przybiera nieco zdenerwowany wyraz twarzy, który próbuje ukryć pod nerwowym uśmiechem. Upija łyk swojego napoju i wzdycha cicho.

— Nie rozmawialiśmy o tobie za dużo. Myślę, że wszyscy po prostu mieliśmy żal o to, co napisałaś.

— Ale ja nic nie...

— Teraz już to wiem, Gwen. Porozmawiam z nimi, ale obawiam się, że z niektórymi może nie być tak łatwo...

Kiwam słabo głową, ciaśniej otulając palcami mój kubek. Czekolada nadal jest ciepła, choć nie parzy już tak, jak na początku.

Nie znam tych ludzi i to odrobinę mnie przeraża. Nie wiem, jakie relacje nas łączyły przed wypadkiem. Może chwilę przed nim się z kimś pokłóciłam, a teraz nie pamiętam? Zostawienie przeszłości za sobą na pewno byłoby o wiele łatwiejsze, ale nie chcę iść na skróty. Chcę stawić temu czoła i mieć pewność, że żadnej z moich relacji nie zostawiłam w martwym punkcie, czego się w tym momencie obawiam.

— Chciałabym się z nimi spotkać.

Widzę po jej minie, że się tego spodziewała z mojej strony, ale nie jest to decyzja, z której się cieszy, przez co jestem już niemalże pewna, że pomiędzy mną, a kimś z moich starych znajomych coś się stało. Coś negatywnego.

— Jesteś tego pewna, Gwen? — pyta, a ja potakuję. — Okej. Skoro tak, to okej. Dowiem się, kiedy coś planujemy i dam ci znać, może tak być?

— Może — potwierdzam.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, ale widzę, że jej myśli są gdzieś daleko. Wygląda na to, że boi się tego spotkania jeszcze bardziej, niż ja, co strasznie mnie niepokoi. W końcu to ja powinnam być najbardziej spanikowana, a nie ona. Ona ich zna. I chyba w tym jest problem. Ona ich zna i wie, że nie wszystko jest w porządku.

Spencer obiecuje mi, że od razu, gdy się czegoś dowie, wyśle mi wiadomość. Proszę ją, żeby do mnie nie dzwoniła, bo rodzice nadal nie wiedzą o moim odkryciu. Obie wychodzimy z kawiarni i choć Blake proponował, że mogę do niego zadzwonić od razu po wyjściu ze spotkania i mnie odwiezie do domu, postanawiam wybrać spacer. To wcale nie tak daleko od mojego domu, a będę mogła sobie uporządkować pewne rzeczy w głowie.

A naprawdę teraz tego potrzebuję.

Nie chcę się wycofywać, a jednak boję się kolejnego kroku. Spencer okazała się być w porządku. No, może pomijając jej początkowe nastawienie do mnie. Ale co jeśli reszta zareaguje gorzej? Dam sobie z tym radę? Wracam do domu dwadzieścia minut później. Na stole leży kartka z informacją od rodziców, że są w kinie. Może to i lepiej. Postanawiam wziąć prysznic, żeby choć trochę zmyć z siebie to wszystko. Ciepła woda działa na mnie naprawdę dobrze. Chociaż na moment wyrzucam z głowy dręczące mnie myśli. To nie będzie łatwe. Wiem to już teraz.

Do wieczora staram się sobie wszystko porządkować w głowie tak, żeby nie oszaleć. Odpuszczam nawet dzwonienie do Blake'a. Wysyłam mu jedynie wiadomość, że wszystko okej i pogadamy jutro, bo nie jestem dzisiaj w stanie z kimkolwiek rozmawiać.

I wszystko idzie okej. Mam już prawie porządek w głowie. Prawie jestem już gotowa stawić temu czoła, gdy dostaję wiadomość od Spencer.

Jutro o piątej. Spotkajmy się pod tą kawiarnią.

***

Krótki, bo krótki, ale jest!

Cieszę się, że w końcu ta nuda dobiega końca!

Czekam na Wasze opinie!

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top