Rozdział 20: Trudno, może kiedyś.
#RegainMemoriesWatt
Caden
Czarny smoking opina moje barki, a bordowa mucha tylko potęguje nerwy, które mi towarzyszą, dając mi poczucie, jakbym miał owinięty sznur wokół szyi.
Stresuję się. Jak cholera.
Wiem, że to tylko szkolny bal, ale świadomość tego, że Gwendolyn mnie na niego zaprosiła i że będą tam jej nowi znajomi, którzy, najwidoczniej, nie są do mnie zbyt pokojowo nastawieni, sprawia, że jestem spanikowany. Ale to nie to przyprawia mnie o mdłości. Czuję, że ja i Gwen wracamy na dobre tory. Prawda o tym, że byliśmy razem sprawiła, że ona zdecydowanie spojrzała na mnie w inny sposób, ale... nie wiem czy to dobrze. Ona zna tylko ułamek sytuacji, nie wie dlaczego się rozstaliśmy.
Nie wie, że to ona nie chciała już ze mną być. Że postanowiła oddać serce innemu.
Nie wiem, czy jej obecne uczucia naprawdę spowodowane są tym, że w jej sercu znowu narodziło się poczucie, że chce ze mną spróbować, czy po prostu próbuje wrócić do tego, co miała przed wypadkiem, licząc, że to sprawi, że poczuje się znowu sobą.
Z całego serca chciałbym wierzyć, że ona po prostu jest we mnie zakochana choć w połowie tak bardzo, jak ja w niej, ale wspomnienia, które malują mi się przed oczami, gdy pomyślę o naszym rozstaniu osłabiają tę wiarę. Muszę powiedzieć jej, jak było naprawdę. Dać jej szansę na przemyślenie tego wszystkiego, gdy będzie miała pełny obraz sytuacji i mieć nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Że tym razem nie zgubią jej używki, potrzeba bycia w centrum uwagi i zainteresowania ze strony wszystkich dookoła. Że tym razem po prostu będzie chciała być moją Gwendolyn. Tą, którą pokochałem i tą, która wymknęła mi się z rąk.
Powiem jej prawdę. Na pewno. Ale nie dziś.
Dziś jest wieczór, podczas którego nie ma miejsca na zmartwienia zaprzątające jej głowę.
Wzdrygam się, gdy drzwi od mojego pokoju otwierają się, a w nich staje mama. Odwracam się w jej kierunku, uśmiechając się do niej nieznacznie.
– Przyniosłam bukiecik. – Unosi niewielkie, przezroczyste pudełeczko, w którym znajduje się opaska z kwiatami dla Gwendolyn. – Wyglądasz jak prawdziwy mężczyzna.
Odkłada opakowanie na biurko, po czym podchodzi do mnie i chwyta za muchę, zapewne chcąc ją wyprostować. Widzę mieniące się w jej oczach łzy.
– Mamo, przecież to nie mój pierwszy bal. I nie ostatni, za kilka miesięcy będzie kolejny dla ostatnich klas w mojej szkole – mamroczę, nie chcąc, żeby się rozpłakała.
Kiwa głową, mrugając kilkakrotnie.
– Wiem, ale za każdym razem jakoś mnie to wzrusza, bo myślę sobie, że kiedyś będziesz tak samo elegancki, gdy będziesz brał ślub, a ja będę musiała oddać mojego synka innej kobiecie – szepcze.
– Nie mam nawet dziewczyny, nie musisz się tym martwić.
– Niby nie, ale... ale ja wiem, że ją kochasz – zaczyna, a ja mimowolnie się spinam. – Dawno jej nie widziałam, może zaprosisz ją do nas na obiad?
Krzywię się, po czym kręcę głową.
– Nie wiem, to chyba nie najlepszy pomysł. W jej życiu się tyle pozmieniało... dopiero staramy się poznać siebie na nowo.
– No wiem. Trudno, może kiedyś.
Mama doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja między mną, a Gwendolyn. To w jej ramię płakałem, gdy dziewczyna leżała w szpitalu, a jej rodzice nie chcieli mnie do niej wpuścić. A przedtem musiała wysłuchiwać mojego żalu, gdy się rozstaliśmy. Ufam jej jak nikomu innemu i wiem, że nigdy mnie nie oceni. Ciągle powtarza, że ja i moja siostra jesteśmy jej dziećmi, za którymi będzie stała murem, choć niejednokrotnie popełniamy błędy.
– Mam nadzieję – mówię szczerze.
– Będzie dobrze, synku. – Wyciąga z kieszeni klucze do swojego samochodu, a ja patrzę na nią zaskoczony. Nienawidzi, gdy ktoś prowadzi jej ukochane autko. – Dzisiaj wyjątkowy dzień. Tylko żadnego picia ponczu z prądem i przekraczania prędkości, rozumiemy się?
– Oczywiście. – Chwytam za kluczyki, nim zdąży się rozmyślić. – Jesteś najlepsza. Dziękuję.
Przykłada palec do swojego policzka, a ja zostawiam na nim pospiesznego całusa, po czym zgarniam z biurka bukiecik. Dziękuję jej jeszcze raz za pomoc i wychodzę z pokoju. Nie chciałbym się spóźnić po Gwen, mogłaby pomyśleć, że ją wystawiłem. Co prawda nie wszystko jest tak idealne, jak bym tego chciał, bo jej rodzice nadal nie mają pojęcia o tym, że odnowiła kontakt z naszą paczką i nie ma możliwości, żebym, jak na dżentelmena przystało odebrał ją z jej domu. Na całe szczęście udało jej się przekonać Blake'a, żeby udawał, że to on zabiera ją na bal, zanim pojedzie po swoją partnerkę. Kieruję się w stronę miejsca, w którym się umówiliśmy, z każdą kolejną minutą czując, że mój puls wzrasta.
Dostrzegam ich obu na parkingu przy Sophie's, stojących obok jego samochodu i zawzięcie o czymś dyskutujących. Gdy wysiadam z auta i widzę Gwen w całej okazałości, na moment zapiera mi dech w piersi. Czarna, długa suknia idealnie opina jej ciało. Wygląda jeszcze piękniej, niż zazwyczaj. Uśmiecha się do mnie pogodnie, gdy tylko mnie zauważa, po czym mówi coś, czego nie jestem w stanie usłyszeć, do Blake'a i rusza w moim kierunku. Chłopak kiwa głową w geście powitania w moim kierunku, po czym wsiada do auta.
– Cześć – odzywam się jako pierwszy, rozkładając ramiona.
Blondynka nie odpowiada na moje powitanie, ale robi krok w moją stronę, przywierając do mojej klatki piersiowej. Obejmuje rękoma moje plecy, a ja zamykam ją w uścisku, opierając brodę na czubku jej głowy.
I znów wszystko jest na swoim miejscu.
Tkwimy przez moment w uścisku, nie zważając na mroźną pogodę, po czym odsuwam ją od siebie na długość ramion, nadal obejmując rękoma jej talię.
– Wyglądasz niesamowicie – mówię całkowicie szczerze. – Jak zwykle.
– Dziękuję, ty także – odpowiada, a ja dostrzegam, że na jej policzkach pojawiają się różowe ślady.
Uwielbiam, gdy się rumieni.
– Chodźmy, jest zimno. – Wskazuję dłonią w kierunku samochodu, a ona potakuje.
Robi krok w tył, wyswobadzając się z mojego objęcia. Oboje wsiadamy do samochodu, a ja odpalam silnik, po czym przenoszę wzrok na pudełeczko, które leży na desce rozdzielczej. Sięgam po nie.
— Zapomniałbym — zaczynam, a ona uśmiecha się szeroko, gdy zauważa, co trzymam w ręce. — Mogę? — pytam, wskazując głową na jej nadgarstek.
Potakuje, po czym wysuwa dłoń w moją stronę. Ostrożnie wyjmuję kwiatki z opakowania, po czym oplatam wstążkę wokół jej nadgarstka i staram się ją zapiąć.
— To miłe, dziękuję — stwierdza, przypatrując się bukiecikowi. — To pierwsze kwiaty, jakie w życiu dostałam.
Marszczę brwi, po czym podnoszę spojrzenie.
— Nieprawda.
— Pierwsze, o których pamiętam — precyzuje. — A wielu rzeczy nie pamiętam.
Kiwam głową, ponownie skupiając wzrok na jej nadgarstku.
— Bransoletki też już nie masz — zauważam.
— Jakiej? — pyta, a po momencie jej twarz rozjaśnia się w nieodgadnionych dla mnie emocjach. — Taka srebrna? Piękna?
— Czy piękna, to nie wiem, ale faktycznie była srebrna.
Kąciki jej ust unoszą się w uśmiechu.
— Znalazłam ją w pudełku ze starymi rzeczami. Zastanawiałam się od kogo była.
— Ode mnie.
— Teraz już wiem. Muszę znów zacząć ją nosić.
— A twoi rodzice? — pytam, wciskając przycisk start. Silnik samochodu zaczyna pomrukiwać, a ja wrzucam odpowiedni bieg. — Nie wiedzą, że znów masz z nami kontakt. Co, jeśli zauważą bransoletkę?
Blondynka wzdycha ciężko. Na dłuższy moment zapada między nami cisza. Wyjeżdżam z parkingu, po czym włączam się do ruchu, nadal oczekując jej odpowiedzi.
— Szczerze? — odzywa się w końcu. — Chyba byłoby mi łatwiej, gdyby się o tym dowiedzieli. Mam już dość wymyślania wymówek, gdy chcę się z wami spotkać.
Przełykam ciężko ślinę i zaciskam mocniej palce na kierownicy. Z jednej strony też chciałbym, żeby to ukrywanie się już się skończyło, ale z drugiej wciąż pamiętam, jak bardzo próbowali odciąć nas od niej po jej wypadku. Nie pozwolili nam nawet czekać na korytarzu, gdy była operowana.
— Jeśli tego właśnie chcesz — odpowiadam zdawkowo, skupiając całą swoją uwagę na drodze.
— Chcę — odpiera. — Żałuję, że to nie ty po mnie dzisiaj przyjechałeś.
— Wyobrażasz sobie minę twoich rodziców? — pytam, mimowolnie śmiejąc się pod nosem. — Obawiam się, że tego wieczoru nie wyszłabyś z domu.
— Pewnie tak. Ale wyszłam i mam nadzieję, że będziemy się świetnie bawić.
— Zobaczymy, Blake chyba nie do końca za mną przepada. — Krzywię się.
Przez resztę drogi do jej szkoły Gwendolyn próbuje mi wytłumaczyć, że to wszystko przez to, że na początku byłem dla niej niemiły, ale mam się nie przejmować, bo Blake na pewno mnie polubi.
I być może nieco skręcało mnie z zazdrości, gdy tak go wychwalała.
Docieramy na miejsce, gdzie na parkingu wręcz roi się od ubranych elegancko uczniów. Cóż, sami się do nich zaliczamy. Wszyscy kierują się w stronę wejścia do szkoły, nad którym świeci dekoracja stworzona ze złotych lampek. Wysiadam z samochodu, po czym okrążam go i otwieram drzwi od strony pasażera. Wyciągam dłoń w kierunku Gwen, a ona uśmiecha się szeroko i ją chwyta. Pomagam jej wysiąść z auta, a ona poprawia materiał sukienki drugą ręką, nadal ściskając moją dłoń.
— Mówiłam, że chyba nie umiem tańczyć? — pyta, czym wywołuje u mnie cichy śmiech.
— Damy radę. Prowadź, nie znam drogi. — Wskazuję wolną ręką na budynek, a ona potakuje i oboje ruszamy w stronę wejścia.
Leaside nie różni się znacząco od mojej szkoły. To najzwyczajniejsze licea, w których korytarze są zastawione szafkami, a na ścianach znaleźć można logo z barwami szkoły. Gwen pewnym krokiem prowadzi mnie przez szkołę, opowiadając o zajęciach i nauczycielach. W końcu docieramy do sali gimnastycznej, z której już dobiega muzyka. Wystrój jest bardzo tradycyjny, złote balony mieszają się z czarnymi, a sufit został podwieszony takimi samymi lampkami, co wejście do budynku.
Gwendolyn wydziera do przodu, ciągnąc mnie za sobą, gdy zauważa znajome osoby. Nie zauważam wśród nich Blake'a, który najwidoczniej nie dotarł tu jeszcze ze swoją partnerką. Jeden z chłopaków radośnie macha do idącej obok mnie blondynki, gdy tylko ją zauważa. A drugi... chyba chce zabić mnie wzrokiem. W końcu docieramy do nich, a moje nerwy są już na skraju wytrzymałości. Czemu przejmuję się aż tak bardzo opinią tych chłopaków? Przecież nie wpłyną w żaden sposób na naszą relację.
— Max, Tyler, to jest Caden. Caden, to Max — wskazuje ręką na tego uśmiechniętego. — a to Tyler — dokańcza, pokazując na drugiego z nich.
Wyciągam w ich kierunku dłoń, a oni oboje ją ściskają.
— A to Ally, moja dzisiejsza partnerka. — Tyler przedstawia nam stojącą obok niego brunetkę.
Dziewczyna uśmiecha się pogodnie i wydaje się być nieco zawstydzona towarzystwem.
— Blake'a jeszcze nie ma? — pyta Gwen, a ja mimowolnie spinam się na wspomnienie o brunecie.
— Nie, pisał, że to trochę potrwa, bo mama Scarlett robi im pełnoprawną sesję zdjęciową — odpowiada Tyler, uśmiechając się kpiąco. — Się wpierdolił. Na co dzień go gnoi przy tablicy, a teraz będą zgrywać przykładnego zięcia i teściową.
Max wybucha śmiechem, a Gwendolyn wywraca oczami. Wspominała mi, że Blake spotyka się z córką ich nauczycielki. I przyznam szczerze, nieco mnie to uspokoiło. Może nie powinienem być zazdrosny o niego, ale to on spędza z nią na co dzień więcej czasu. To jemu jako pierwszemu zaufała po wypadku i wiem, że traktuje go jak swojego najlepszego przyjaciela.
Zajął moje miejsce.
I chyba trochę mnie to boli.
— Cieszcie się jego szczęściem, a nie szukacie dziury w całym.
— Jasne, cieszymy się niezmiernie — stwierdza Tyler, po czym przenosi spojrzenie na mnie. — Caden, może przyniesiemy paniom coś do picia, co ty na to?
Wskazuje głową w kierunku długiego stołu, na którym ustawione są przekąski i duże misy z ponczem. Potakuję i z niechęcią puszczam dłoń blondynki, którą dotychczas ściskałem. Max podąża za nami.
— Jak ją zranisz... — zaczyna, gdy stajemy przy ponczu, ale nie daję mu dokończyć.
— Nie zranię — zapewniam twardo. — Z naszej dwójki to ona prędzej złamie serce mi, niż ja jej.
Chłopak unosi brwi i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
— Ta Gwendolyn nie ma nic wspólnego z tą, którą była przed wypadkiem, co nie? — pyta, a ja kręcę głową. — Tak coś czułem, że niezłe z niej ziółko.
— Była, to fakt.
— To czemu nadal się koło niej kręcisz, skoro to całkiem inna dziewczyna?
— A byłeś kiedyś zakochany? — odpowiadam pytaniem na pytanie, ale tym razem nie słyszę z jego strony żadnej odpowiedzi. — No właśnie.
— Więc planujesz ponownie zdobyć jej serce, tak? — Potakuję. — A co jeśli się rozczarujesz tym, że to całkiem inna osoba? Spokojna, wycofana i cholernie zagubiona? Jak chcesz stworzyć z nią jakąś relację, skoro to zupełnie ktoś inny?
Wzdycham ciężko, uzupełniając napojem dwa kubki. Stojący obok nas chłopak nie wtrąca się w tę wymianę zdań, za co jestem mu wdzięczny. Nie potrzebuję, żeby jeszcze on prawił mi morały.
— Po prostu wiem, że będzie dobrze — odcinam zdawkowo.
Nie znam go i nie mam ochoty tłumaczyć mu, jak wyglądało życie moje i Gwen przed jej wypadkiem. Nie chcę mówić mu o tych wszystkich razach, gdy ogarniałem ją pijaną i często przy tym płaczącą na imprezach, zbyt pogubioną, żeby ogarnąć, czego tak właściwie chce od życia. Nie musi wiedzieć, że gdy zmywała makijaż, wyskakiwała z tych mega krótkich sukienek i spędzała czas tylko ze mną, była tak samo wrażliwą i spokojną dziewczyną, jak teraz.
Z jednej strony cieszę się, że w końcu zrzuciła tę maskę imprezowiczki, którą przyjmowała. Taką znali ją wszyscy. Odważną, wyszczekaną, rozrywkową. Mało kto miał okazję poznać ją od jej drugiej strony. A ja tą drugą stronę kochałem najbardziej. Nadal kocham. Bo wtedy była moja.
I niesamowicie pragnę, żeby znów była.
Ale nad nami nadal ciąży zbyt wiele niewypowiedzianych słów, które mogą wszystko zburzyć. Boję się tego, ale wiem, że gdy dowie się prawdy od kogoś innego, niż ja, to wszystko diabli wezmą. Nie zaufa mi po raz kolejny.
Wracamy do nich, stojących w kącie sali. Powrót jest nieco utrudniony, bo DJ zaprosił już wszystkich do wspólnej zabawy i parkiet zaczyna zapełniać się tańczącymi parami. Podchodzę do niej, a ona bez słowa zabiera z mojej ręki jeden z dwóch kubków, uśmiechając się przy tym w geście podziękowania.
— O czym rozmawialiście z Tylerem? — pyta mnie, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę chłopaka, który jest już w pełni skupiony na swojej partnerce.
Max, który, jako jedyny, jest w naszym towarzystwie sam, nie wydaje się być szczególnie zakłopotany tym, że wokół niego znajdują się same pary. Znaczy, osoby z parami.
— Taka drobna wymiana męskich poglądów. Prawda, Max? — zwracam się do niego, a on potakuje.
— Tak. Gwen, Blake mówił, że cię dzisiaj odbierał z domu — zaczyna, a ja mam ochotę wywrócić oczami, gdy po raz kolejny tego wieczoru ktoś wspomina o Blake'u. — Twoi rodzice pewnie byli nim zachwyceni.
Blondynka chichocze wesoło, kiwając głową, a ja zaciskam dłoń w pięść, po czym upijam łyk napoju, żeby powstrzymać się od uszczypliwego komentarza.
— Totalnie. Nawet nie wiedziałam, że z niego taki bajerant. Moi rodzice jedli mu z ręki, a mama zaczęła zapraszać go na jutrzejszy niedzielny obiad. O, idą! — Macha dłonią w kierunku wejścia, do którego stoimy obróceni przodem.
Podążam wzrokiem w tamtym kierunku i mierzę wzrokiem wchodzącą parę. Blake prowadzi w naszym kierunku niską szatynkę, ubraną w jasną sukienkę. Ściska jej dłoń i mówi do niej coś, co wywołuje na jej twarzy szeroki uśmiech.
Robię krok w jej kierunku i obejmuję ją ramieniem w talii, przyciągając ją do swojego boku. Patrzy na mnie zaskoczona, ale na jej twarzy pojawia się zadowolony uśmieszek, który miesza się z rumieńcem kwitnącym na jej polikach.
— Zatańczy pani ze mną? — pytam, a ona kiwa głową.
Odstawiamy kubki na wysoki stolik, który stoi nieopodal. Kierujemy się w stronę parkietu, mijając po drodze parę, która właśnie do nas dołączyła. Na szczęście nie zatrzymują nas, by się przywitać.
I dobrze. Potrzebuję chwili przerwy od gadania o Blake'u.
— Ale pamiętaj, że uprzedzałam, że nie umiem tańczyć — zaznacza, gdy stajemy pośrodku bujających się do dość powolnej piosenki.
— Zdaj się na mnie — szepczę, przyciągając ją do siebie.
Dziewczyna nieśmiało zarzuca ręce na moje barki. Kołyszemy się w rytm piosenki, a ja nie mogę napatrzeć się na jej migoczące z radości oczy.
— Cieszę się, że dzisiaj tu ze mną jesteś — mówi nieśmiało, czym sprawia, że robi mi się cieplej na sercu.
— Tak? A nie wolałabyś, żeby to był Blake? Twoi rodzice są nim zachwyceni — rzucam zaczepnie, a ona wywraca oczyma.
— Nie, bo ja jestem zachwycona tobą.
— Tak?
— Tak. Jesteś o niego zazdrosny?
— Ja byłem twoim Blake'iem przed wypadkiem. Twoim przyjacielem.
— Możesz być moim przyjacielem także teraz — odpowiada cicho, nadal wpatrując się wprost w moje oczy. — Choć moje serce cicho podpowiada mi, że chciałabym, żebyś był kimś więcej.
— Tak? — pytam retorycznie. — To dobrze, bo moje o tym krzyczy już bardzo długo. I bardzo głośno.
Uśmiecha się szeroko, ukazując przy tym rząd równiutkich zębów. Lustruję spojrzeniem jej twarz, zatrzymując się nieco dłużej na jej ustach. A gdy ona to zauważa, zagryza wargę, zupełnie, jakby w jej głowie pojawiła się taka sama myśl, co w mojej.
A walić to.
Nachylam się bliżej. Patrzy na mnie, nieco zaskoczona, ale nie protestuje, co odbieram jako niemy sygnał, że pragnie tego tak samo mocno, jak ja. Zmniejszam między nami odległość do zera, a gdy moje wargi stykają się z jej pełnymi ustami, muszę się powstrzymać od westchnienia.
Tym razem musi nam się udać. Drugi raz nie pozwolę jej odejść.
***
Cześć i czołem!
Trochę mnie tu nie było, ale... skończyłam studia!
No, 1 etap studiów, ale to już coś.
Powoli zbliżamy się do końca. Ale to powoli. Nie myślcie, że to wszystko będzie takie proste i kolorowe. Jeszcze Was zaskoczę!!
Kiedy kolejny? Nie wiem. Jak napiszę. Postaram się jak najszybciej.
A wszystkich zapraszam na Finest!! Pierwszy rozdział już śmiga.
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top