Rozdział 18: Zakład wygrany?

Hej!

Nie spodziewaliście się mnie tu tak szybko, co nie? Niespodzianka!

Czekam na Wasze opinie!

Buzi,

mrsgabriellee xx

#RegainMemoriesWatt

***

Caden

Głaszczę jej plecy, podczas gdy ona nadal stoi zgięta w pół i oddycha ciężko. Chyba nie będzie już wymiotować, ale chcę dać jej chwilę na dojście do siebie.

Widziałem, jak wlewa w siebie kieliszek za kieliszkiem i już wtedy mi się to nie podobało, ale nie chciałem jeszcze bardziej jej denerwować. Już gdy weszły widziałem, że nie jest zbyt zadowolona z mojej obecności

Dziewczyna odwraca się w moim kierunku i patrzy na mnie załzawionymi oczami. Przestępuje z nogi na nogę, najwidoczniej zakłopotana tym, co się właśnie stało. Bez słowa wyjmuję z kieszeni opakowanie gum do żucia i wysuwam w jej kierunku.

— Dziękuję — mamrocze, wsuwając w usta pastylkę. — Przepraszam... — zaczyna, ale przerywam jej gestem dłoni.

— Nie przepraszaj, to nic takiego. Lepiej się już czujesz? Chcesz usiąść?

— Jest okej, ale... możemy usiąść i w spokoju porozmawiać? — pyta, obejmując się ciasno ramionami.

Fakt, jest cholernie zimno.

Kiwam głową, po czym ściągam z siebie jeansową kurtkę i narzucam na jej ramiona. Posyła mi zaskoczone spojrzenie, ale w żaden sposób tego nie komentuje. Posyła mi jedynie delikatny uśmiech.

Najpiękniejszy uśmiech na świecie.

Po tym wszystkim, co się między nami stało, nie powinienem chcieć mieć z nią nic wspólnego. Powinienem się od niej odciąć raz na dobre i dać sobie święty spokój. Przecież ona i tak nie pamięta. Ani mnie, ani nas, ani niczego co się stało. Jest Brooke, która tylko czeka, aż zaproponuję jej związek.

Ale Brooke nie jest Gwendolyn. I mimo wszystkiego złego, co się stało, moje serce wciąż bije tylko i wyłącznie dla niej.

— Chodźmy, tam jest ławka. — Wskazuję w punkt za nią. Gwen obraca się w tamtym kierunku, po czym oboje ruszamy przed siebie.

Dziewczyna naciąga mocniej na swoje ramiona kurtkę, którą na nią zarzuciłem, po czym chwyta jej poły w dłoń na wysokości klatki piersiowej, żeby nie rozchodziła jej się na boki. Siada na ławce, a ja zajmuję miejsce tuż obok niej.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? — pyta, spuszczając wzrok na swoje odkryte uda.

Wzruszam ramionami.

— Nie wiem — przyznaję szczerze. — Chyba nie chciałem, żeby cię to spłoszyło.

— A co miało mnie spłoszyć?

— Obudziłaś się po wypadku, z którego cudem wyszłaś żywa, nie pamiętasz praktycznie nic. Skąd miałem wiedzieć, czy to nie będzie dla ciebie za dużo?

— Wszystko, co się dzieje w ostatnich tygodniach to dla mnie za dużo — wyznaje, a jej głos zaczyna łamać się przy ostatnich słowach, jakie wypowiada.

— No właśnie.

— Ale... — Wzdycha ciężko, po czym podnosi głowę i spogląda na mnie. — Ale kiedy cię poznałam, od początku czułam się inaczej, niż przy całej reszcie — mamrocze cicho.

Moje serce, po raz kolejny tego wieczoru, niebezpiecznie przyspiesza. Patrzymy przez dłuższą chwilę na siebie w ciszy. Mam ochotę przyciągnąć ją do siebie i pocałować, ale dobrze wiem, że to nie jest dobry czas.  Ani dla niej, ani dla mnie.

— Jak inaczej?

— Intrygowałeś mnie... sprawiałeś, że potrzebowałam dowiedzieć się, kim dla mnie jesteś. I za każdym razem dziwiłam się, dlaczego gdy patrzę w twoje oczy, oddech więźnie mi w gardle.

— Gwen... — zaczynam, choć tak na dobrą sprawę nie wiem, co chcę jej odpowiedzieć.

Po prostu chyba nie chcę, żeby zapadła między nami cisza.

— Nie rozumiem. — Pociąga nosem, a ja dopiero teraz zauważam pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. — Dlaczego się rozstaliśmy? Zdradziłeś mnie? Bo nie widzę żadnego innego powodu, dla którego miałabym z tobą zerwać, skoro nadal czuję się przy tobie... tak.

Biorę głęboki wdech i przełykam ślinę. Nie mogę teraz powiedzieć jej stuprocentowej prawdy. Nie wie jeszcze tak wielu rzeczy ze swojej przeszłości, że na ten moment częściowa prawda musi ją zadowolić. Wiem, że to ciulowe wyjście, bo cały tydzień nie odzywała się do mnie przez to, że ją okłamałem, ale tym razem to już nie będzie kłamstwo, prawda?

— Po prostu uznałaś, że to nie jest dobry czas na związek. — Na związek ze mną.

Dziewczyna przymyka oczy, po czym zanosi się szlochem. Bez chwili zastanowienia przyciągam jej wątłe ciało do swojej klatki piersiowej i zamykam w uścisku. Opieram brodę na czubku jej głowy, a ona wtula policzek w moją czarną koszulkę.

— Ja już nic nie rozumiem — mamrocze, pociągając nosem. — Nie rozumiem. Ale przepraszam, Caden.

— Za co mnie przepraszasz? — Marszczę brwi, zdezorientowany jej słowami.

— Za to, że z tobą zerwałam. Nie znam cię, nie znam nawet siebie, ale jestem pewna, że to, co zrobiłam, było sprzeczne z moimi uczuciami.

Wstrzymuję oddech, gdy słyszę jej słowa. Przyciskam usta do czubka jej głowy, zostawiając na niej, po raz kolejny dziś, pocałunek.

— Może jeszcze nie wszystko stracone — szepczę.

Nie wiem, czy to, co mówię, ma jakikolwiek sens i prawo bytu, ale chcę wierzyć w to, że tak. Że kiedy ona przepracuje wszystko, co ją męczy, co sprawia, że czuje się zagubiona, być może zobaczy, że jest dla nas jakaś szansa. I że tym razem nam się uda.

— Myślisz, że nie? — odpowiada również szeptem, unosząc podbródek.

Uśmiecham się do niej delikatnie, po czym przenoszę dłoń, którą dotychczas trzymałem na jej plecach, na jej policzek i ścieram delikatnie łzę, która zatrzymała się tuż obok jej nosa.

— Myślę, że nie.

— Cieszę się. I dziękuję, że zabrałeś gumkę do włosów.

— To drobiazg. Nie sądziłem, że się przyda.

— Ja też nie. — Blondynka śmieje się cicho pod nosem. — Ale chyba nerwy mną zawładnęły. Już kiedy się szykowałyśmy i dziewczyny zawarły z Brooke ten durny zakład, zachciało mi się wymiotować ze stresu. Alkohol to spotęgował.

— Ale już ci lepiej?

Gładzę kciukiem lewej ręki jej lędźwie, wciąż trzymając ją w luźnym uścisku. Gwendolyn potakuję, uśmiechając się delikatnie.

— Tak. Zdecydowanie. Dziękuję, że za mną wyszedłeś.

— Nie mógłbym zostawić cię samej. Co się stało, że tak stamtąd wybiegłaś?

— Brooke nazwała mnie zdzirą.

Spinam się, gdy docierają do mnie te słowa. Dziewczyny nigdy się nie lubiły. Brooke zawsze była zazdrosna o to, że to Gwendolyn była gwiazdą naszej ekipy i to ją wszyscy cenili najbardziej. A już zwłaszcza ja. Dziewczyna powiedziała mi, że coś do mnie czuje już kilka miesięcy przed tym, jak ja i Gwen zbliżyliśmy się do siebie i postanowiliśmy zostać kimś więcej, niż tylko przyjaciółmi. Już wtedy jasno dałem jej do zrozumienia, że moje serce należy do kogoś innego. I wiem, że tym, że pozwoliłem jej się zbliżyć do mnie po wypadku Gwendolyn, schrzaniłem sprawę, bo wysłałem jej sprzeczny sygnał, ale potrzebowałem wtedy kogoś, kto będzie blisko mnie.

Tyle, że nie potrafiłem jej dopuścić na tyle blisko siebie, żeby miała choć cień szansy na zajęcie w moim sercu miejsca, które należało i nadal należy do Gwendolyn.

— Nie jesteś żadną zdzirą — cedzę przez zaciśnięte zęby. — Jeśli chcesz, możemy pójść do mnie, to niedaleko, mam dwa lata starszą siostrę, pożyczy ci coś, w czym będziesz czuła się lepiej.

Kręci głową, pociągając po raz kolejny nosem.

— Nie. Nie trzeba. Ale wracajmy już do środka, to urodziny Spencer, nie chcę, żeby znowu cała uwaga skupiła się na mnie i mojej powalonej sytuacji.

— Spencer zrozumie. Jesteś jej przyjaciółką, niezależnie od tego, co się dzieje obecnie w twoim życiu. Wszyscy jesteśmy twoimi przyjaciółmi i rozumiemy, przez co przechodzisz.

Z tym, że ja chciałbym być dla ciebie kimś więcej.

Poza Brooke — burczy pod nosem, czym wywołuje mój cichy śmiech. — No co?

— Nic. Masz rację, jej daleko do twojej przyjaciółki. Jesteś dla niej największą konkurencją.

— W drodze do ciebie? — pyta, unosząc brew.

Potakuję, odgarniając z jej twarzy blond kosmyk włosów, który bezwiednie opadł na policzek dziewczyny.

– Tak. Choć nie wiem dlaczego, ona nadal nie zrozumiała, że przegrała już dawno temu.

– Nie obraź się, ale nie dziwię się jej, że nie zrozumiała. Kiedy po wypadku zaczęłam się z wami spotykać, też myślałam, że jesteście parą. Całowaliście się, przytulaliście... to raczej nie jest sposób, w jaki zachowuje się zwykła para przyjaciół.

Krzywię się, gdy słyszę jej słowa. Wiem, jak to wyglądało.  W jakiś sposób chciałem, żeby tak to wyglądało. Nie miałem pojęcia o tym, że Gwen straciła pamięć. Byłem na nią wściekły, na to, że się od nas odcięła, że groziła nam problemami, że tak po prostu zniknęła. A najbardziej miałem do niej żal za to, że mnie zostawiła. Za to, co stało się w noc, w którym doszło do tej tragedii. To było dla mnie jednoznaczne z tym, że przekreśliła nas na dobre, że nie powinienem już mieć żadnej nadziei.

A teraz ona siedzi tu w moich ramionach, a ja, choć ona nie pamięta kompletnie nic, jak nigdy wcześniej, czuję, że to moja Gwen. Taka sama, jaką znałem tylko ja. Nie ta, która co tydzień zalewała się w trupa na imprezach, ubierała wyzywające sukienki i była obiektem plotek wszystkich w szkole. Ja pokochałem jej drugą stronę.

Może teraz uda nam się to wszystko naprawić? Może ten wypadek to dla nas szansa?

– Masz rację – przyznaję. – Ale to już skończone. Rozmawiałem z nią o tym.

– Do niej najwyraźniej nie dotarło. – Wzdycha ciężko, po czym podnosi się na proste nogi, wyswobadzając się z mojego uścisku. Nieprzyjemny chłód ogarnia moje ciało, ale nie komentuję tego, a jedynie również wstaję. – Wracajmy.

– Tak. Jasne. – Blondynka ściąga ze swoich ramion moją kurtkę, ale ja kręcę głową i ponownie zarzucam ją na nią. – Zostaw. Będziesz się czuła swobodniej.

–  To prawda. Dziękuję. Oddam ci ją po imprezie.

Potakuję. Powolnym krokiem kierujemy się w stronę wejścia do klubu, w którym zostawiliśmy naszych przyjaciół. Gwendolyn idzie tuż przede mną, przeciskając się przez pijanych ludzi. Podążam za nią krok w krok, nie chcąc pozwolić na to, by ktokolwiek miał choć cień okazji spojrzeć na nią w niewłaściwy sposób, albo, co gorsza, położyć na niej swoje łapska.

– O, jednak się nie pozabijali, zobaczcie. – Rechocze Zack, gdy nas zauważa. Posyła mi znaczące spojrzenie, najwidoczniej zauważając na ramionach Gwen moją kurtkę. – Chyba wręcz przeciwnie.

– Stul pysk, cwaniaku – odcinam, po czym siadam tuż obok blondynki.

Dziewczyna wciska plecy w skórzane oparcie kanapy i przykleja na usta niemrawy uśmiech. Widzę, że czuje się niekomfortowo pod wpływem ciekawskich spojrzeń całej tej bandyk, co sprawia, że mam ochotę po raz kolejny tego wieczoru zamknąć ją w swoich objęciach, ale to byłoby fatalne posunięcie, zważając na to, że oni wszyscy tylko czekają na jakiś powód do plotek związanych z naszą dwójką.

– Jak się czujesz, Gwen? – pyta Jasmine.

Gwendolyn unosi spojrzenie i wzrusza ramionami.

– Jest... okej – mamrocze. – Zrobiło mi się trochę słabo, ale Caden pomógł mi się ogarnąć.

Posyła mi ciepły uśmiech, który bez zastanowienia odwzajemniam, a moje serce oblewa fala przyjemnego ciepła.

– Pomógł ci, co? – wtrąca się Spencer, opierając dłonie na stoliku, przy którym siedzimy. Pochyla się nad nim, patrząc na nas podejrzliwie. – To jak? Zakład wygrany?

Jasmine, która siedzi tuż obok Gwen, ożywia się i chwyta dłoń, po czym potrząsa nią kilkakrotnie.

– Powiedz, że nasze sto dolarów jest bezpieczne – piszczy, przerzucając spojrzenie między naszą dwójką.

Blondynka przełyka głośno ślinę, zapewne nie wiedząc, co, tak właściwie, ma im odpowiedzieć. Wzdycham ciężko.

– Brooke, wyskakuj z kasy – rzucam.

Dziewczyna siedząca obok mnie posyła mi zszokowane spojrzenie, zupełnie nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Cóż, sam się nie spodziewałem, że to powiem. Skłamałem? Trochę tak, w końcu się nie pocałowaliśmy, ale nie mam ochoty po raz kolejny dawać Brooke jakichkolwiek nadziei na to, że coś nas połączy. Nigdy nie powinienem jej dawać na to nadziei. Może świadomość, że coś ponownie zaczęło dziać się między mną, a Gwen, ostudzi jej chęci do zdobycia mojego serca.

Ono i tak już dawno jest zajęte.

– O matko – piszczy podekscytowana Jasmine. – Widzisz, Collin? Mówiłam ci, że jeszcze wszystko się naprawi!

Klepie swojego chłopaka po ramieniu, ale po jego wyrazie twarzy wnioskuję, że jako jedyny w tym towarzystwie, poza Gwen i mną, rzecz jasna, nie chwycił tego drobnego kłamstewka. Przypatruje mi się z delikatnie uniesioną brwią i posyła mi niemrawy uśmieszek. Dobrze wie, że nie powiedziałem prawdy. Collin jest moim najlepszym przyjacielem nie bez powodu. Zna mnie od podszewki.

– Tak, kochanie – mówi, obejmując ramieniem swoją dziewczynę. – Jak zwykle miałaś rację. – Całuje ją w skroń, czym sprawia, że jej uśmiech staje się jeszcze szerszy.

Coś, co trzeba przyznać, to to, że Collin i Jasmine są świetną parą. Jestem pewien, że są swoimi bratnimi duszami i w przyszłości będziemy bawić się na ich weselu. Nie wyobrażam sobie żadnego z ich dwójki z kimś innym. Oni po prostu są dla siebie stworzeni i mieli ogromne szczęście, że udało im się siebie odnaleźć i zbudować tak zgodny związek.

– Nie wierzę – burczy cicho Brooke, zakładając ramiona na piersi.

– To twój problem – odcina się Gwendolyn, po czym opiera swoją głowę na moim ramieniu, czym zaskakuje nie tylko mnie. – Przegrałaś zakład.

Uśmiecham się pod nosem, po czym wsuwam swoje ramię pod jej plecy. Dziewczyna na moment sztywnieje, ale już po chwili jej ciało rozluźnia się, a ona wygodnie wtula się w mój bark. To tylko zagrywka, by wkurzyć Brooke i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale to nie zmienia faktu, że czuję się niesamowicie szczęśliwy, gdy mam ją w swoich ramionach.

Nieco przeraża mnie świadomość, że ona jeszcze nie wie o tym, co stało się przed jej wypadkiem i nie mam pojęcia, jak na to zareaguje, ale nie chcę sobie teraz zaprzątać tym głowy. Chcę wierzyć w to, że dostaliśmy drugą szansę i jeśli się postaramy, mamy szansę naprawić to, co zepsuliśmy. Skoro ona, mimo swojej amnezji, nadal ma poczucie, że nie jestem jej obojętny, to musi o czymś świadczyć.

***

Wszyscy decydujemy, że mamy już dość imprezowania na dziś, chwilę po tym, jak na zegarze wybija druga w nocy. No, prawie wszyscy, bo Brooke i Sam zwinęli się pół godziny później, po tym, jak rozgoryczona dziewczyna przesadziła z alkoholem i usnęła przy stoliku. Nikt nad tym szczególnie nie ubolewał, choć muszę przyznać, że momentami żal mi Sama. Jest naprawdę w porządku. Oboje zaczęli się z nami trzymać, gdy dwa lata temu wprowadzili się do domu naprzeciwko mnie i wszyscy bardzo szybko ich zaakceptowali. Głównie ze względu na niego, bo Brooke już podczas pierwszego spotkania ścięła się z Spencer. Teraz jest chyba między nimi względnie okej, ale, jak to w każdej paczce znajomych bywa, jednych lubi się bardziej, innych mniej.

– Serio ją pocałowałeś? – pyta Collin, gdy w trójkę stoimy pod klubem i czekamy na dziewczyny, które zdecydowały jeszcze skorzystać z toalety.

Wzruszam ramionami, wciskając dłonie do kieszeni spodni.

– Poniekąd – odpowiadam wymijająco.

– No co ty? – wtrąca się Zack. – Kłamałeś?

Chłopak jest okropną paplą i w normalnych okolicznościach w życiu nie powiedziałbym przy nim czegoś, co powinno zostać sekretem, ale jest na tyle pijany, że jutro nie będzie za wiele pamiętał.

– A co miałem zrobić? Brooke posuwa się coraz dalej, jest chamska w stosunku do Gwen, a ona ma już dość problemów na głowie.

– Nie sądzisz, że sam do tego doprowadziłeś? – Collin wlepia we mnie to swoje spojrzenie terapeuty, które zawsze sprawia, że przez mój kręgosłup przebiega nieprzyjemny dreszcz.

– Wiem, że sam do tego doprowadziłem, ale rozmawiałem z nią o tym już kilka razy. Nie chcę od niej niczego więcej, poza koleżeństwem.

– A Gwen?

– Co z nią?

– Czego od niej chcesz?

Przestępuję z nogi na nogę i przełykam ciężko ślinę. Collin doskonale zna odpowiedź na to pytanie, nie musiał go nawet zadawać. Potrafi czytać ze mnie jak z otwartej księgi i nie pamiętam sytuacji, w której udało mi się go okłamać. Nawet w najdrobniejszych sprawach.

– Tego, czego zawsze chciałem, Collin. Dobrze o tym wiesz i nic się w tej sprawie nie zmieniło.

– Ale wiesz, że na kłamstwie i jej nieświadomości nie zbudujesz związku, o jakim marzysz, prawda? – pyta, wlepiając we mnie przenikliwe spojrzenie. – Będziesz musiał powiedzieć jej całą prawdę.

– Wiem. Powiem jej.

Muszę jej powiedzieć. Boję się tylko tego, czy prawda po raz drugi nie stanie nam na drodze do tego, bym w końcu mógł być szczęśliwy u jej boku. Ale nie ma innej możliwości. Próbując zbliżyć się do niej ze świadomością, że ona nie wie tak istotnych rzeczy o sobie, o nas, nie mógłbym spojrzeć w lustro.

A co najgorsze, nadal pozostaje jeszcze on. To jego wybrała. I nie mam pewności, czy drugi raz nie uczyni tego samego.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top