Rozdział 14: Daj temu szansę, Caden.
Każdy komentuje i tweetuje, ładnie proszę!
Do zobaczenia za tydzień!
Buzi,
mrsgabrielleexx
#RegainMemoriesWatt
Caden
Kurwa. Trzeba było zabrać tę gumkę do włosów.
Zniknąłem na chwilę z Brooke, żeby wyjaśnić jej, po raz kolejny zresztą, że nie jesteśmy parą i jej wybuchy zazdrości nie mają racji bytu. A gdy pół godziny później wracam do środka, zastaję totalnie zalaną Gwendolyn, śmiejącą się do rozpuku z czegoś, co powiedział Zack.
Patrzę na nią i mimowolnie się uśmiecham. Wygląda jak stara Gwen. Brakuje tylko tej jej przeklętej bordowej szminki na ustach. Szalałem za każdym razem, gdy przygryzała wargę. Miałem ochotę za każdym razem wziąć ją wtedy w ramiona i zacałować.
Ale nie mogłem. Bo nigdy nie była w stu procentach moja.
Teraz też nie jest.
I nie będzie.
— Caden! — wykrzykuje równie nawalony Zack, czym sprawia, że blondynka zwraca na mnie uwagę.
Nasze spojrzenia krzyżują się, a ona poważnieje. W jej oczach dostrzegam radosne iskierki, zapewne spowodowane tym, że jest pijana. I to bardzo. Ani ja, ani ona nie odrywamy od siebie oczu, a ja z każdą kolejną sekundą, podczas której wpatruję się w te zielone tęczówki, zaczynam świrować. Moje serce wali o żebra tak mocno, jakby zawarło jakiś zakład z wątrobą, czy innym cholerstwem, że mi je połamie. I naprawdę dobrze mu idzie.
To moje ulubione oczy na całym świecie. Najpiękniejsze, gdy się uśmiechają. Najbardziej raniące, gdy płaczą. I jednocześnie najbardziej mącące w mojej głowie i sercu.
Nigdy nie potrafiłem rozszyfrować, o co jej chodzi. Zawsze była dla mnie zagadką, niewiadomą, która każdego dnia zaskakiwała czymś innym. I chyba to sprawiło, że ta drobna blondynka zaskarbiła sobie moje serce.
Spuszcza wzrok, jakby dotarło do niej, że zapatrzyliśmy się na siebie na zbyt długo, a ja wracam do rzeczywistości. Potrząsam głową, starając się wyrzucić z niej myśli o Gwen. Nie powinienem pozwalać sobie na wracanie do tego co było. To, co się stało, było jasnym sygnałem, że lepiej dla nas obu, żebyśmy nie wchodzili w żadną głębszą relację,, niż koleżeńska. Nawet, jeśli chciałbym, żeby było inaczej. Nie i już. Ani ja, ani ona nie potrzebujemy kolejnej katastrofy.
— Gdzie Brooke? — pyta mnie jej brat, który wygląda na trochę mniej zalanego, niż cała reszta.
— Nie wiem, spotkała jakieś koleżanki i chyba z nimi rozmawia.
— Słyszałem, że rozmawialiście. Coś poważnego? — Wywracam oczami, co nie ucieka jego uwadze. — Caden, to moja siostra. Chciałbym, żeby była szczęśliwa.
— Też jej tego życzę, ale już nie raz jej powiedziałem, że ma nie szukać tego szczęścia u mnie.
— Też jej to mówiłem — wzdycha ciężko — ale ona nie potrafi przyjąć do wiadomości, że nadal kochasz kogoś innego.
Zaciskam szczękę, gdy słyszę jego słowa. Wszyscy doskonale wiedzą, jak skończyła się relacja moja i Gwen. Ciężko było tego nie zauważyć. Ale mało kto z nich wie, jak miały się sprawy, gdy jeszcze próbowaliśmy. Wiedzą o tym tylko Jasmine i Collin, bo chyba tylko im ufam na tyle, żeby się z tego zwierzyć. Cała nasza paczka jest zgrana i każdego z nich mogę nazwać przyjacielem, ale z niektórych są większe paple, niż z innych. I tyle.
— Nie o to chodzi — odpowiadam.
— Mniejsza o to. — Nie, kurwa, nie mniejsza. — Po prostu wiem, jaka ona jest. Będzie walczyć o twoje uczucia czy tego chcesz, czy nie.
— To biedna się rozczaruje — mruczę, wracając wzrokiem do Gwen.
Ona powinna tyle pić? Wróciła już do pełni zdrowia po tym wypadku? Przecież było z nią cholernie nieciekawie. To cud, że siedzi tutaj cała.
Cud, o który błagałem każdego dnia.
— Nieźle ich poskładało. Gospodarz polewał shoty w kuchni.
— Amatorzy. — Upijam łyka piwa, które trzymam w ręku. — Nie powinna chyba tak się nawalić, skoro jeszcze niedawno jej rodzice byli blisko wybierania nagrobka. — Kiwam głową w stronę Gwen, a Sam wzrusza ramionami.
— Nikt z nas nie jest odpowiedzialny za to co ona robi — rzuca. — Wtedy nie byliśmy i teraz też nie jesteśmy, pamiętaj o tym.
Klepie mnie po ramieniu, ale jego słowa sprawiają, że mam wrażenie, że dał mi w pysk. Ja czuję się odpowiedzialny. Choć nie powinienem i o tym w jakiś sposób wiem, to nawet teraz, gdy ona za cholerę nie wie, kim jestem, nie potrafię odpuścić sobie jakiejś durnej opieki nad nią.
Kiedy dowiedziałem się, że nie wróci do naszej szkoły, stwierdziłem, że tak może będzie lepiej. Ja nie będę musiał codziennie patrzeć na nią, a ona na mnie. Potem, gdy weszła razem ze Spencer do tego domku, poczułem, jak ziemia osuwa mi się pod stopami. Była taka... inna. Inne spojrzenie, inny wyraz twarzy. To nie była moja Gwen. Dlatego uznałem, że to znak, żebyśmy zostawili naszą relację w przeszłości. Przeszłości, o której ona nie pamięta. Chciałem trzymać się od niej z daleka. Ale ta przeklęta blondynka nie zmieniła się pod jednym względem. Nadal jest tak cholernie intrygująca, jak była wcześniej.
I mam nadzieję, że tym razem nie skończy się to taką katastrofą, jak poprzednim razem.
***
Poniedziałki nigdy nie należały do moich ulubionych dni tygodnia, ale odkąd w szkole nie widuję jej ślicznej buzi, stały się katorgą. Co prawda, i tak nie mieliśmy razem zajęć, bo jest rok młodsza, ale sam fakt, że mogłem z nią porozmawiać na przerwie, był dla mnie cenny.
A teraz jej nie ma.
I choć ciężko mi z tym, wiem, że dla niej to zdecydowanie lepsze rozwiązanie. Nikt nie wytyka jej palcem, nikt nie próbuje na siłę przypomnieć jej tego, kim dla niej byli, choć tak w zasadzie Gwen ich nie lubiła. Zaczęła od nowa. Bez przeszłości, bez kłopotów. I beze mnie.
Szkoda, że ja też nie mogę po prostu wymazać z pamięci tego, co się stało.
Przestałoby męczyć mnie to durne poczucie winy. I dalsza chęć chronienia jej, choć doskonale wiem, że powinienem zostawić ją w spokoju. Między nami wszystko się skończyło.
I tyle. Było minęło.
Wychodzę z budynku. Wzdycham ciężko, gdy po przejściu parkingu dostrzegam Collina, który stoi oparty o mój samochód. Nie mam ochoty na rozmowę z nim, a doskonale wiem, że skoro Collin tu na mnie czeka, to wcale nie chce, żebym go podwiózł do domu. Po prostu zamierza mi urządzić jakąś terapeutyczną gadkę na temat Gwendolyn. Robi tak regularnie od czasu jej wypadku. A odkąd Spencer ją przyprowadziła z powrotem, czasem dołącza do niego Jasmine i w dwójkę próbują mi wtłuc do głowy, że nie powinienem jej odtrącać.
To nie tak, że ich nie doceniam, bo uważam, że są świetnymi przyjaciółmi, ale są szczęśliwą parą i nie zawsze są w stanie pojąć, że nie wszyscy mają swój happy end.
— Mówiłem ci już ostatnio, żebyś zainwestował w kozetkę — rzucam do niego na przywitanie.
— Najpierw musiałbyś mi zacząć płacić — odcina.
Wywracam oczami, po czym otwieram samochód i wrzucam plecak na tylne siedzenie, po czym zatrzaskuję drzwi. Dołączam do Collina i także opieram się plecami o blachę. Zakładam ręce na piersi i biorę głęboki oddech.
— Może kiedyś. Okej, pośpiesz się, mam dzisiaj zabrać ze sobą Brooke, zaraz pewnie przyjdzie.
— Kiedy w końcu dasz sobie z nią spokój? — pyta, a ja zaciskam szczękę. Czemu oni ciągle o to pytają? Przecież nie obiecałem jej domu i dzieci. — Dobra, nieważne.
— Masz rację. Nieważne. Coś jeszcze?
— Caden, czemu ty tak bardzo próbujesz odepchnąć od siebie Gwendolyn? Myślisz, że ona tego nie widzi?
— Byłaby ślepa, gdyby nie zauważyła — prycham. — Kurwa, Collin, czemu wy wszyscy myślicie, że to dla mnie takie łatwe?
Pocieram dłonią twarz. Nienawidzę o tym rozmawiać. Nienawidzę, bo od kilku miesięcy to boli tak samo. Nie przestaje ani trochę, a to, że ona wróciła i znów muszę ją widywać, tego nie ułatwia.
— Nie mówię, że łatwe. Ale nie rozumiem po prostu. Najpierw warczysz na nią przy każdej możliwej okazji, a potem na imprezie zachowujesz się jak całkiem inny człowiek.
Wzruszam ramionami. Też nie do końca ogarniam, co we mnie wstąpiło na tej imprezie. Chyba po prostu jakieś dwa zapomniane styki w mózgu mi się połączyły, jak zobaczyłem ją i Jake'a. Podziałało to na mnie jak czerwona płachta na byka i to dosłownie. Miałem ochotę rozpierdolić mu głowę o ścianę. Nie za to, że z nią tańczył, ani nawet nie za to, że próbował ją dotykać wbrew jej woli. Po prostu za to, że dupek miał czelność po raz kolejny się do niej zbliżyć po tym wszystkim, co się stało. Zupełnie, jakby to mu nie wystarczyło.
— Chyba ciągle próbuję sobie wmawiać, że to nie jest ta sama Gwendolyn, co wcześniej — mruczę pod nosem.
Oboje patrzymy w kierunku drzwi wyjściowych ze szkoły. To sporo ułatwia, bo nie mam teraz siły, ani odwagi spojrzeć mu w twarz. Jak zresztą zawsze, podczas tych naszych męskich pogaduszek.
— Coś ci to nie wyszło w piątek, co? — Po raz kolejny dziś wzruszam ramionami. — Wiem, że to nie jest ta sama Gwen, co wcześniej. Nie pamięta nas, nie ma takich nawyków, co wcześniej, ale się stara. Chce znowu żyć swoim życiem. Myślisz, że jej jest łatwo? Mi jest jej żal.
Kiwam głową. Wiem, że się stara. Ale nie jestem przekonany, czy powinna się starać w tym kierunku. Jej sposób bycia sprawił, że skończyła połamana w szpitalu.
— Nie do końca rozumiem, czemu aż tak bardzo próbujecie z niej zrobić starą wersję. Jest pogubiona jak jasna cholera, a ciągle imprezowanie i picie jej nie pomoże się odnaleźć.
— Nikt jej do niczego nie zmusza, ani jej wódki do gardła nie wlewa — odcina się, na co prycham cicho. Dobre. — Nadal ją kochasz?
Jego pytanie sprawia, że na moment zapominam o tym, że powinienem oddychać. Oddech więźnie mi w gardle i dopiero po kilkunastu sekundach, gdy płuca zaczynają dawać mi znać o tym, że czas na nową dawkę powietrza, wypuszczam je z siebie. Odwracam głowę, by na niego spojrzeć i nie zaskakuje mnie fakt, że chłopak wlepia we mnie te swoje przenikliwe spojrzenie.
— A co to zmienia? — odpowiadam wymijająco, choć on doskonale wie, jaka jest prawda.
— Wszystko? Caden, ona nie pamięta. Nie pamięta nas, ciebie, tego co się stało. To szansa dla was. — Kręcę głową. — Dlaczego nie?
— Bo nasza historia skończyła się przed jej wypadkiem. Definitywnie. Jak to sobie wyobrażasz? Mam wykorzystać fakt, że ona tego nie pamięta? To nie byłoby w porządku.
— Kto mówi o jakimkolwiek wykorzystywaniu jej? Jasmine mówiła, że kiedy rano jadły śniadanie po imprezie, Gwen o ciebie pytała.
Sam nie wiem dlaczego, ale serce przyspiesza mi, gdy słyszę jego słowa. Uważam, że to niedorzeczne, że miałbym wykorzystać jej amnezję, ale fakt, że się mną interesuje, sprawia, że coś się we mnie odpala. Zresztą, nie pierwszy raz.
— I co? — Staram się brzmieć obojętnie, ale jestem niemalże pewien, że od czasów podstawówki nic się nie zmieniło i aktor ze mnie chujowy.
— Nie rozumie twojego zachowania. I nie rozumie siebie, bo choć traktujesz ją strasznie, co trzeba przyznać, coś ją do ciebie ciągnie.
— I co w związku z tym? — Staram się nie dać po sobie poznać, jak duże wrażenie wywarły na mnie jego słowa. — Ciągnie ją do mnie, bo nie wie, o co mi chodzi.
Bardzo chciałbym, żeby było inaczej, ale wiem, że to mało prawdopodobne. Ona jest zbyt zagubiona w tym, co się teraz wokół niej dzieje, żeby było jakiekolwiek inne, logiczne wyjaśnienie.
— Ale z ciebie uparty osioł. Zachowujesz się jak skończony debil, Caden.
— Bo co? Bo uważam, że to, co się narodziło w waszych głowach jest niedorzeczne? Ona jasno postawiła sprawę przed wypadkiem, nic się w tej sprawie nie zmieniło.
— Przecież sam mówiłeś, że to inna dziewczyna, niż ta Gwendolyn, którą znaliśmy. — Odbija piłeczkę, a ja patrzę na niego jak na skończonego idiotę.
— No właśnie. Więc skąd pomysł, że nadal chcę z nią być?
— Bo powiedziałeś mi kilka minut temu, że nadal ją kochasz. To po pierwsze. A po drugie, nie każę ci się jej oświadczać. Po prostu daj temu szansę. Daj jej szansę.
W tym samym momencie z budynku szkoły wychodzi znajoma blondynka, uśmiechająca się od ucha do ucha. Wzdycham ciężko. Koniec terapii na dziś. Dziewczyna odnajduje nas wzrokiem i unosi brew, gdy zauważa Collina. Uśmiech na chwilę schodzi z jej ust, ale reflektuje się szybko i zakrywa swoje niezadowolenie. Dobrze wie, że wszyscy z naszej paczki nie popierają naszej relacji i uważają, że już dawno powinienem się od niej odciąć. Trochę wiem, że mają rację, bo ona się w to angażuje, ale na razie nie potrafię powiedzieć jej stop. Może dlatego, że sam nie czuję do niej nic, poza czystą sympatią.
— Daj temu szansę, Caden — mamrocze jeszcze Collin, zanim Brooke staje przy nas.
Nic mu na to nie opowiadam, bo przerywa nam radosne powitanie blondynki. Całuje mnie w policzek, a z Collinem wita się krótkim przytuleniem, raczej z grzeczności.
— Możemy już jechać? Collin jedzie z nami? — pyta, a on kręci głową.
— Nie, już skończyliśmy rozmowę. — Odpycha się od samochodu, po czym jeszcze na moment odwraca się w moją stronę. — Przemyśl to sobie jeszcze — rzuca do mnie, po czym macha dłonią na pożegnanie i odchodzi od nas.
Patrzę w jego kierunku, dopóki nie dociera do mnie głos Brooke:
— Co masz sobie przemyśleć? — pyta, a ja wzruszam ramionami i otwieram jej drzwi od strony pasażera.
— Nic ważnego — ucinam, a ona patrzy na mnie podejrzliwie, ale nie komentuje tego i wsiada do samochodu.
Okrążam pojazd, po czym zajmuję miejsce obok blondynki, ciągle mając w głowie słowa Collina. Daj temu szansę, Caden. Wciskam kluczyk do stacyjki, po czym przekręcam go. Wyjeżdżam z parkingu, słuchając opowieści Brooke na temat tego, czym zdenerwowała dziś ją nauczycielka. Znaczy się, udaję, że słucham, potakując co chwila głową i mrucząc pod nosem jakieś zdawkowe odpowiedzi, gdy ciągle w mojej głowie świdruje rozmowa moja i Collina.
Nienawidzę tego, że oni wszyscy myślą, że skoro dla nich powrót Gwendolyn do naszej paczki jest prosty, to dla mnie też powinien być. Gówno prawda. Żadne z nich nie było z nią tak blisko, jak ja. I żadne z nich nie miało z nią takiej relacji jak ja.
Czy chciałbym, żebyśmy dostali jeszcze jedną szansę? Tak.
Czy uważam, że ponowne zbliżenie się do niej, gdy ona nic o nas nie wie, jest dobrym pomysłem? Nie.
— W ogóle mnie nie słuchasz — mówi głośno oburzona Brooke, sprawiając, że wracam na ziemię.
Potrząsam głową i na chwilę odrywam wzrok od drogi, by spojrzeć na nią i dostrzec jej wkurzoną twarz, przez co momentalnie się krzywię.
— No w sumie to nie — mruczę cicho, czym zapewne jeszcze bardziej ją denerwuję, ale trudno.
— Ostatnio ciągle sprawiasz, że jestem na ciebie zła — odburkuje cicho.
— Co niby takiego robię?
— Zaczynasz znowu za nią latać — mamrocze, zupełnie jakby nie chciała, żebym ją usłyszał.
Zaciskam mocniej ręce na kierownicy i biorę głęboki oddech, żeby choć trochę stłumić w sobie zdenerwowanie, które spowodowały jej słowa. Ale to gówno daje. Gdybym mógł, w tym momencie zatrzymałbym się i kazał jej wracać na nogach, ale Sam by mnie udusił.
— Skąd ten pomysł? — rzucam głupio, na co ona śmieje się ironicznie.
— No nie wiem. Może stąd, że najpierw odprowadzasz ją po domówce, potem całe halloween spędzasz uczepiony do niej jak rzep do psiego ogona. Może stąd, ale pewna nie jestem.
Wywracam oczami, gdy słyszę sarkazm, z jakim to powiedziała. Fakt, ostatnio spędzam z Gwendolyn więcej czasu, niż sam bym tego chciał, ale powtórzę po raz kolejny - nie umiem zostawić jej w spokoju.
— To nie znaczy, że za nią latam. Spędzam z nią tyle samo czasu, co z tobą i całą resztą znajomych — odpowiadam z największym spokojem, na jaki mnie w tym momencie stać.
A nie ma go we mnie zbyt wiele.
— Chciałabym, żebyś spędzał ze mną więcej czasu, niż z resztą znajomych.
— Brooke, postawiłem sprawę jasno — cedzę przez zaciśnięte zęby. — Wtedy wykorzystałaś to, że byłem pijany, a potem uznałaś, że odpowiada ci relacja bez zobowiązań, skoro oboje dobrze się bawimy. Było tak czy nie?
Dziewczyna przez chwilę nie odpowiada, a ja ze wszystkich sił staram się nie spojrzeć w jej stronę. Po pierwsze, żeby nie wkurwić jej jeszcze bardziej, a po drugie, żeby nie spowodować wypadku.
— Było — odburkuje w końcu po kilkudziesięciu sekundach ciszy, jaka między nami zapanowała. — Ale sądziłam, że skoro oboje to ciągniemy, to coś się zmieniło.
— A czy zasugerowałem ci choć raz, że chcę, żeby to się zmieniło?
— Na Boga, Caden, nie jesteśmy w podstawówce, żeby pytać się czy zostaniesz moją dziewczyną? — Wzdycha ciężko. — Nie zawsze potrzebne są oficjalne deklaracje.
Stuka swoimi długimi paznokciami w plastik tuż pod oknem drzwi od strony pasażera. Jak zawsze, gdy jest wkurzona. A ostatnio zdarza jej się to często.
Cóż, może nie jesteśmy w podstawówce, ale ja lubię jasno określać relacje, w których się znajduję.
A to pytanie w swoim życiu zadałem tylko raz.
I tylko raz powiedziałem to koniec.
I w sumie nie wiem, którego z tych zdań żałuję bardziej.
— Nie zadałem ci tego pytania nie bez przyczyny — odpowiadam.
— Co masz na myśli? — pyta, choć doskonale wie, o co mi chodzi.
— To, że nie chcę z tobą być. Jeśli pomyślałaś inaczej, to znak, że trzeba skończyć ze wszystkim, co wykracza poza zwykłą przyjaźń.
Oczekuję, że dziewczyna wybuchnie i zacznie robić mi wyrzuty, jak za każdym razem, gdy dawałem jej mniej lub bardziej bezpośrednio do zrozumienia, że nie zostaniemy parą jak Jasmine i Collin. Ale nie tym razem. Nie odpowiada ani słowem. Słyszę jej ciche sapnięcie, a kiedy ukradkiem zerkam w jej stronę, jest wpatrzona w okno, więc nie jestem w stanie dostrzec, jakie emocje malują się na jej twarzy.
No trudno.
Resztę drogi spędzamy w ciszy, którą zagłuszają jedynie dźwięki dochodzące z zewnątrz samochodu. Nienawidzę jeździć w ciszy i mam niesamowitą ochotę włączyć muzykę, ale wiem, że mogłoby się to skończyć kolejnym wybuchem Brooke, a tego byśmy nie chcieli. Znaczy, ja bym nie chciał. Bardzo nie chciał.
Parkuję na podjeździe mojego domu, a ona wysiada bez słowa, nim zdążę zgasić silnik. Trzaska głośno drzwiami, żebym przypadkiem nie pomyślał, że jej przeszło. W bocznym lusterku widzę, jak przechodzi przez drogę i po szybkim minięciu ganku, wchodzi do swojego domu. Wzdycham ciężko.
Sąsiadka z piekła rodem, nie ma co.
Zanim sam wysiadam z samochodu i wchodzę do domu, mija kilka minut. Od wejścia wita mnie głośno rozmawiająca z kimś przez telefon mama. Jest tak zajęta jazgotaniem, zapewne z ciotką Ally, że nawet nie fatyguję się do kuchni, żeby się z nią przywitać. Obiad i tak jest jeszcze nie gotowy. Poczekam.
Wchodzę po schodach i kieruję się prosto do mojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi, żeby choć na moment uciec od wszystkich. Opadam plecami na materac, wzdychając chyba po raz setny dzisiejszego dnia. No ale cóż, dwie ciężkie rozmowy już za mną, a jest dopiero piętnasta.
Daj temu szansę, Caden.
Słowa Collina świdrują w mojej głowie, odkąd tylko je wypowiedział. To niby nic takiego, ale nie chce mi to dać spokoju. A może sam nie chcę, żeby dało mi to spokój? Nie wiem. Myślałem, że już sam fakt wypadku Gwendolyn wszystko skomplikował. Ja pierdolę, jak ja odchodziłem od zmysłów, gdy nie mogłem w żaden sposób dowiedzieć się, czy wszystko z nią w porządku. Do końca życia będę wdzięczny ciotce Ally, którą udało mi się ubłagać, żeby powiedziała mi cokolwiek, choć ryzykowała przez to utratą pracy w szpitalu. Potem, gdy żyłem w przekonaniu, że ona na dobre zniknęła z mojego życia, zacząłem się godzić z tym, że to koniec naszej historii. Po prostu nie byliśmy sobie pisani i tyle. Przyswojenie tego zajęło mi te kilka miesięcy i kilka butelek wódki wypitych w akcie desperacji, ale jakoś poszło. A potem? A potem wszystko wywróciło się do góry nogami.
Ona po prostu zapomniała. O wszystkim. O nas.
Daj temu szansę, Caden.
Czy gdybym zaryzykował i spróbował zyskać jej sympatię i zaufanie, mielibyśmy szansę na to, co nam się nie udało wcześniej? Może i tak. Może dzięki temu mielibyśmy swoje szczęśliwe zakończenie. Ale chyba czułbym, że ją oszukuję. Że robię coś, czego ona nie chce. W końcu... w końcu mnie nie chciała. Wybrała jego. A ja nadal, nie wiem, kurwa, dlaczego, się z tym nie pogodziłem.
Wyciągam z kieszeni telefon i mimowolnie klikam na różową ikonkę Instagrama. Nie rozstawała się z tą aplikacją. Jej konto było jak pamiętnik, który wiedział o wszystkim, co się u niej działo. On i setki ludzi, którzy ją obserwowali. Niektórzy może na swój sposób podziwiali. A inni wręcz przeciwnie. Gwen była duszą towarzystwa. Tą dziewczyną, za którą uganiało się pół szkoły. Dziewczyny marzyły o tym, żeby zostać jej koleżankami i pewnego dnia stanąć razem z nią w lustrze i zrobić sobie zdjęcie, które wyląduje na relacji.
Wpisuję w wyszukiwarkę jej imię i nazwisko, żeby z jakimś dziwnym smutkiem kliknąć w profil, który już zaobserwowała praktycznie cala nasza ekipa. Zamiast jej roześmianej buzi na profilowym, widzę systemowego, szarego ludzika. Biogram, w którym zawsze widniał cytat z jakiejś piosenki, którą obecnie uwielbiała, jest pusty. Jak zresztą, cały profil.
To już nie jest moja Gwen. I nie sprawimy, by ta nowa dziewczyna się nią stała. To nie jest możliwe, skoro jej mózg postanowił wymazać z jej pamięci wszystko, co ją ukształtowało. Wszystko dobre i wszystko złe.
A może to faktycznie dla nas szansa? Może chociażby na to, żeby znów być blisko niej? Jako przyjaciel? Którym zawsze byłem?
Przymykam oczy, po czym otwieram je i bez zastanowienia klikam na niebieski przycisk.
Obserwujesz.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top