29.
Lauren*
Pielęgniarka wróciła do pokoju z moim lekarzem i samym ordynatorem. Poinformowała mnie również,że zadzwoniła do moich sióstr. Tu mnie zaskoczyła,ale doszłam potem do wniosku,że to pomysł dziewczyn. Zamknęli salę i zaczęli ze mną powoli rozmawiać i też,badać. Nowa blizna do kolekcji,po postrzale. W dodatku złamania i mocne coś tam coś tam. Powiedziano mi również,że nie będę mogła mieć nigdy dzieci. Zrobiło mi się przykro w tym,momencie bo nie ukrywam...chciałabym mieć potomstwo. Jednak na chwilę obecną to nie jest ważne. Ja,żyję. Nie poddałam się i wygrałam. Ukradkiem słyszałam co do mnie mówiono.
-Jutro zaczniemy powoli Panią podnosić z łóżka,była Pani długo w stanie nieosiągalnym więc możliwe jest chwilo osłabienie mięśni.-Kiwam,że rozumiem.
-Dobrze Doktorze...podczas mego snu polepszyło się?
-Złamania same sie zrosły szybciej. Była Pani w stanie śpiączkowym więc organizm miał spokojny czas na regeneracje jednak ból troszkę da Pani o sobie znać.
-To niewielka cena...najlepszą nagrodą dla mnie jest to,że żyję.
-Jest Pani bardzo silna. To cud.
-Od dzisiaj w nie wierzę.
-Pani rodzina i narzeczona czeka.-Narzeczona?
-To miłe...dziękuję Panu.
Wyszedł. Do sali wleciały dziewczyny które rzuciły się na mnie od razu. Wszystkie zapłakane. Nie tylko one. Jednak się odsunęły bo czekałam najbardziej na tę jedyną osobę którą chce mieć obecnie w ramionach. Gdy zapłakana Camila mnie ujrzała...podbiegła i wręcz we mnie wpadła. Mocno ją przytuliłam. Położyła się wręcz na mnie. Nawet ból mnie nie obchodzi. Szeptała tylko do mnie i w między czasie ocierała łzy o mą szyję. Ja sama plamiłam jej koszulkę swoimi. Dziewczyny zrozumiały,że na razie nie jestem osiągalna z Camzi. Wyszły poprostu. Ona lekko uniosła głowę i odgarnęła mi włosy jak ja jej. Nasze ręce znalazły się na policzkach. Spojrzałam na nią.Zrozumiała co chcę jej przekazać,i złączyła nasze usta. Tego potrzebowałam od zawsze. Nawet nasze mieszane z sobą łzy mi nie przeszkadzały. Gdy brakowało nam obu powietrza to poprostu zaprzestałyśmy w swych poczynaniach. I jej czoło znalazło się na moim.
-Moja Lolo...tylko moja.-Szeptała do mnie z niedowierzaniem.
-Moja Camzi...nie mogłabym odejść.-Ocieram jej łzy i ponownie całuję.
-Jesteś...poprostu jesteś.-Prycham.
-Jak widać. Camz...
-Tak?
-Bardzo za tobą tęskniłam...ale cholernie bolą mnie żebra i...-Nie dokańczam zdania.
Zeskakuje ze mnie jak poparzona. Prycham lekko śmiechem. Siada na krzesełku.
-Wybacz mi.
-Nic nie szkodzi...dadzą mi leki przeciwbólowe Camzi.
Dostaję ponowny pocałunek. No i dziewczyny w końcu do nas wchodzą. Przytulają mnie bardzo delikatnie. Ale...heh Alexa to we mnie wlatuje jak dzika. Camila ma ochotę ją zamordować. Siadają wszystkie i opowiadają mi o tym co się działo. Byłam zdziwiona tym co usłyszałam. Ariana skazana...tylko jeszcze niewiedzą na co. Ale zaskoczyło mnie to,że kara śmierci jest brana pod uwagę. A potem to,że Alexa jest w naszej kancelarii. Camila nie ma ochoty jej zabić? Ciekawie. Opowiadam im o tym co powiedzieli mi lekarze. Wiedziały o tym i cieszą się,że jestem z nimi. No i ta suka nie wygra. Powiedziałam im,że nie chcę by ta kurwa wiedziała o tym,że się obudziłam. Jednak to jaką niespodziankę otrzymałam potem...w drzwiach ujrzałam Chrisa. Moje oczy chyba w tym,momencie były warte parę miliardów jak nie lepiej. Japierdole...zapytałam je czy mogą nas zostawić na chwilkę. Camila mnie pocałowała. Wyszły. Lekko się podniosłam,a on podszedł i z łzami w oczach mnie przytulił. Ja go. Jezu,nie...to sen.
-Boże,ty tu jesteś.-Odsuwa się i wyciera moje łzy,ja potem jego.
-Jestem...Chris...wooow. Wyglądasz...no nie mam słów taka zmiana w takim czasie.-Uśmiecha się.
-Porozmawiamy później...na razie są sprawy ważniejsze.-Wzdycham.
-Teraz...to nie jest dla mnie istotne...jesteś tu,ale na ile?-Znowu się uśmiecha.
-Zostaje tu na stałe Lauren.
-SERIO?!-Przytulam go mocno.
-Serio. Wszystko zakończone...teraz tylko praca i mieszkanie. Święty spokój i nowy rozdział.
-Cieszę się,nie masz pojęcia jak mnie to cieszy Chris...ale musimy porozmawiać naprawdę.
-Obiecuję,że po tym wszystkim porozmawiamy i to szczerze.
Potem znowu mam wszystkich w sali. Było późno więc kazałam im iść do domu. Chris zabiera Camilę siłą do domu. Teraz to tym bardziej mam radość. Motywacje do działania przy okazji. Nie macie pojęcia ile znaczy dla mnie jego obecność. I z tego co wiem to dziewczyny go polubiły. Camila tym bardziej. Następnego dnia od rana miałam sajgon. Pielęgniarki pomogły mi wstać. Powoli chodziłam po pokoju. W więzieniu dzień w dzień przez dwa lata ćwiczyłam. Więc po godzinie byłam w stanie chodzić normalnie. Pomogły mi zdjąć opatrunek z brzucha. W lustrze ujrzałam,masę siniaków. No i blizna po postrzale też,jest. Zagoi się. Potem poszłam pod prysznic. Wyszłam. Miałam na nowo zakładany opatrunek na cały brzuch,ale byłam ubrana przynajmniej po ludzku. Czarne spodenki męskie i koszulka jak do gry w koszykówkę. Wizyta lekarza. Zaskoczony na maksa.
-Jestem naprawdę bardzo zaskoczony,po takim czasie zrobiła to Pani szybko. Ale jest Pani wysportowana wiec nie dziwota.
-Alexa...moja siostra zapewne Pana poinformowała gdzie byłam dwa lata,ze względu na blizny więc niech Pan się domyśli dlaczego tak.-Zagięłam go.
Potem wyszedł. Ja zatem postanowiłam jeść te cholernie niedobre śniadanie. Jednak wybawiciel w postaci Alexy przyszedł z kawą i pączkami. Siadam ze mną na wyrko.
-Czyżbym zrobiła za wybawiciela?
-Mhmm. Naprawdę pychota.
-Jak się czujesz? Co mówił lekarz?
-Wiesz...cieszę się,że byłam w więzieniu bo kondycha zrobiła swoje. Mogę wyjść do domu jutro. Dzisiaj chcą jeszcze mieć mnie na oku.
-Tyle dobrze.
-Powiedz mi...co z nagraniami?-Jej mina bezcenna.
-No Camila otworzyła dwa...nie mogła czekać ja wcale się jej nie dziwię...i jak na to zareagowała?
-Zgadnij...macie do pogadania. Jednak to jest wasza prywatna sprawa.-Wzdycham.
-Już,rozumiem dlaczego Chris chciał przełożyć rozmowę. Ile ich było?
-Są trzy. Mila otworzyła dwa...jak ci wspominałam czekała do pewnego momentu. Prawda była taka,że jej się nie dziwię. Wiem,że dopiero wstałaś i potrzebujesz czasu.
-Nie Alexa. Jest dobrze,muszę teraz się ze wszystkim uporać. Dostałam swoją dawkę nauczki.
-Nie oceniam cię. Ale cieszę się,że jesteś wiesz?
-Będziesz płakać?-Prycham.
-Suka.-Przytula mnie.
Potem rozmawiamy o kancelarii. Pytałam się jej jakim cudem się do siebie zbliżyły. Powiedziała mi,że tragedia zbliża ludzi. Cieszyłam się. Jednak zaczynam się czuć bezradna też,bo problemy mi nie zniknęły. Jednak muszę teraz wypić te nawarzone piwo. No to się zacznie teraz. Potem Alexa wraca do pracy. Popołudniu przychodzą do mnie dziewczyny. Wieczorem przychodzi do mnie Camila która cała ucieszona wtuliła się we mnie. Ja w nią też. Zaproponowałam jej spacer na świeżym powietrzu. Zgodziła się ale szłyśmy bardzo powoli. W końcu byłam na zewnątrz. Oh naprawdę dobrze jest czuć te powietrze. Kupiłyśmy sobie lody. Zasiadamy na ławce,ale też powoli. Wkurwia mnie ten bandaż.
-W końcu świeże powietrze.-Prycha śmiechem.
-Cieszę się,że jesteś Lauren.-Uśmiecha się do mnie jak ja do niej.
-Nie miałam w planach się nigdzie wybierać Camzi. Jest mi tu dobrze. W końcu mogę z wami być.
-Dużo się działo bez ciebie.
-Wiem,Alexa opowiadała mi o tym jak odtworzyłaś już,dwa nagrania. Jest ich więcej nie?
-Są trzy...ale po tych dwóch wiem więcej niż,bym chciała.-Robię się speszona.
-Domyślam się. Nie mam nic na swoja obronę...niewiem co ci powiedzieć nawet. Nie żałuję tego.
-Twoje poświęcenie było też,istną głupotą Lauren. Jednak nie chcę teraz o tym rozmawiać,poprostu teraz musimy się skupić na twoim zdrowiu i Arianie. Masz jakiś plan co do tego?
-Sama się z nią chcę spotkać i porozmawiać. Nie zostawię tego tak. Będzie miała bardzo udaną niespodziankę.
-Tego jest za dużo. Chciałabym w końcu mieć spokój. Lauren...wyjaśnijmy wszystko i miejmy spokój,chciałabym normalnego życia.
-Nie tylko ty Camila...i obiecuję,że to będzie koniec tego wszystkiego.
-Zostało nam nagranie numer trzy.
-Na razie nie Camila...jutro okej?
-Jutro?
-Wychodzę jutro.-Przytula mnie mocno cała happy.
Wstaję by móc bardziej być blisko niej. Nie do wiary,że mam w ramionach dziewczynę o której marzyłam latami. Ale jak tak patrzę to...nie jesteśmy oficjalnie razem. To też,jest do ogarnięcia. Bo chciałam...eh.Odklejam się od niej i na nią patrzę.
-Dziękuję,że jesteś.-Widzę jej zaskoczenie.
-Lauren...skąd takie wyznanie hm?
-Wiesz skąd.
-Może,z twoich marzeń o mnie latami co?-Prycham.
-Bardzo zabawne wiesz?
-Chodź do łóżka...musisz odpoczywać.-Bierze moją rękę i rusza ze mną powoli.
Nie poddałam się. Teraz muszę to robić bardziej. Muszę to naprawić. Ona i ja zasługujemy na normalne życie.
Alexa*
Chciałabym,aby to wszystko miało w końcu swój szczęśliwy koniec. Ta gra zakończy się z chwilą zapadnięcia wyroku tej idiotki. Lauren to silna kobieta. Wiedziałam,że da radę. Naprawdę. Obecnie wracam do domu. Muszę odpocząć. Gdy wchodzę do niego,postanawiam się rozebrać w salonie. Marynarka na sofę,rozpinam koszulę i też rzucam ją na te kanapę. Gdy chcę rozpinać już,stanik to sobie coś przypominam. Odwracam się.
-CHRIS!-Zaczyna się śmiać po czym rusza i siada na tej kanapie. Co za idiota.
-No co? Nic czego wcześniej nie widziałem. Nie masz się czego wstydzić.-O ty zwyrolu.
-Posłuchaj ten kawał czasu w tył byliśmy młodzi i głupi...teraz jest inna sytuacja więc radzę ci się odwrócić bo potrafię się odwinąć.-Unosi ręce i wstaje po czym się odwraca.
Szybko się rozbieram i ubieram normalne ubranka,czyli takie które są nie oficjalne. Jego koszulkę i spodenki swoje. Siadam spowrotem na kanapę i mówię do niego.
-Już,odwróć się idioto.-Robi to i siada.
-Ciesze się,że z Lauren już lepiej.
-Nie tylko ty,pojawiłeś się w najlepszym,momencie wiesz?
-Wiem...pora była najlepsza. Chcę mieć rodzinę blisko...jak nigdy.
Ma rację. Jak nigdy. W końcu nastanie spokój. Tego właśnie chcę. Jak,każdy z otoczenia Jauregui.
-Grunt,że nie dała tej suce wygrać.
-Owszem...powiedziałem jej to samo,znaczy no...rozmowa jej i moja odbędzie się deczko później,nie chcę by miała tego tyle na raz.
-Rozumiem to. Jej mina jak cie zobaczyła była bezcenna.
-Tak samo jak twoja.-Uderzam go.
-No bo nie było cie szmat czasu?! I się tak o nagle pojawiasz poprostu no to kurwa mać.-Pstryka mnie w nos.
-Czekałem na odpowiedni moment poprostu,jest wręcz idealny zatem oto i jestem. Teraz musisz mnie mieć na głowie.-Przewracam oczyma.
-Wcale,że nie. Zaraz się pakuj i wynocha.
Wstaje z kanapy i cały uśmiechnięty od ucha do ucha stoi przede mną.
-Tak się bawisz?
-Tak.
-To wstawaj i oddawaj koszulkę.-Taki cwaniak?
Wstaję. Stojąc przed nim ściągam ją i rzucam obok. Nie mam nic,nawet stanika. Oczy ma bezcennego koloru.
-Proszę.-Ha i co debilu?
-To był cios poniżej pasa.-Uśmiecham się pewnie.
-No co? Ponoć to nic takiego czego byś wcześniej nie widział nie?-Prycha.
-Nie testuj mnie.
-Kto mi...-Nie dokańczam ponieważ całuje mnie delikatnie co mnie zaskakuje.
Odsuwa się ode mnie. Patrzę z ogromnym niedowierzaniem na niego jak on na mnie. To nie mogło się stać. A;e dlaczego serce wali mi jak szalone?
-Alexa...ja cie przepraszam.
-Nie to ja cię przepraszam...nie powinnam ci pozwolić.
-Znamy się kawał czasu...ja nie powinienem tego chcieć...ale...chce tego ponownie.-Ponownie mnie całuję ale teraz mocniej.
Jestem pojebana wiecie? Zaczynam to oddawać i to bardzo chętnie nawet. Podnosi mnie i sadza na blacie. Zatapiam się w tych ustach. Jestem totalnie pojebana...totalnie mi odjebało. Ale nie chcę przestawać. On zaczyna całować moją szyję...potem biust. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy.
-Ale...o kurwa przepraszam was.-Odsuwa się ode mnie i podaje mi koszulkę.
-Camila?! Co ty tu robisz?!
-Lauren mi dała klucze...nie odbierałaś i się wystraszyła i...to ja wyjdę.
-NIE.-Patrzy na mnie zaskoczona.
-Ja was zostawię.-Chris wyszedł.
Japierdole...Boże. Stoję jak zahipnotyzowana i niewiem nawet co mam powiedzieć. Patrzę w telefon i serio dzwoniła i pisała. Jestem idiotką.
-Alexa...ja przepraszam...-Wzdycham.
-Nie Camila...nie masz za co,proszę cię nie mówmy o tym. Powiedz mi co się stało?-Sama wzdycha.
-Mam jutro sprawy jak dziewczyny,wiem iż ty masz wolne i dzwoniła po to by się ciebie pytać o to czy po nią nie wpadniesz. Wystraszyła się i prosiła bym do ciebie przyjechała,no ale nie miałam pojęcia,że no...-Unoszę ręke by nie dokańczała.
-Chętnie nawet bardzo. Chris mi pomoże,zadzwonię do niej zaraz i wyjaśnię swoją niedyspozycję.
-No dobrze...ja i tak cię przepraszam.
-Nie masz za co Camila...nawet dobrze się stało.-Widziałam jej zastanowienie.
Pożegnała się i wyszła. Ja złapałam się za włosy. Mam kurwa przejebane. Tego bym się po sobie nie spodziewała. Co dopiero po nim. Ruszam do góry i zamykam sie w swojej sypialni na klucz. Nie mogę no. Jak można być tak nieodpowiedzialną osobą? Lauren to mnie zabije...potem jego...kurwa mać.
Camila*
Tego się nie spodziewałam...w dodatku bardzo ładnie razem wyglądali. Może,wyjechał z powodu Alexy i nie chce nikomu powiedzieć prawdy? To było bardzo ciekawe bo z mojej perspektywy wyglądało to tak jakby czekali na to latami. Może,znalazł kogoś idealnego.
Do Lo:
Podjadę do ciebie jutro wieczorem,sprawa z Alexą załatwiona. Powiem ci coś przy okazji. A no i zabierze Chrisa.
Od Lo:
Dziękuję ci Camzi. Dobrze jestem ciekawa co to za info.
Do Lo:
Padniesz.
Miłego czytanka^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top