26.
Camila*
Od momentu feralnego dnia mija uwaga...dwa tygodnie. Dwa cholerne tygodnie gdzie Lauren dalej jest w śpiączce,a ta franca ma się lepiej i czeka w więzieniu na wyrok za wszystko co uczyniła. Szczerze powiedziawszy to niewiem jakim cudem ja jeszcze chodzić umiem. Nic innego nie robię tylko od rana do wieczora z drobnymi przerwami siedzę w szpitalu. Mam nawet w dupie naszą kancelarię którą opiekują się dziewczyny pod moją świadomą nieobecnością. Nie obchodzi mnie to. Ostatnie dni były dosyć mocno specyficzne. Jednak mąż,Shawna okazał się super typkiem. To on z dziewczynami mnie zmieniał gdy serio potrzebowałam iść do domu na trochę. Rozmawiałam też,sporo czasu z Shawnem gdzie dowiedziałam się wszystkiego.
Michelle rozmawiała z nim,tak na trzy do czterech miesięcy wcześniej. Po tym co się wydarzyło w więzieniu z Lauren miała obawy i podejrzenia,że na nią lub na nas obie czyha coś niedobrego. Z jednym miała rację. Czyhało. Jednak nie na nas,a tylko na mnie. Co najlepsze. Nie mam ochoty płakać bo nawet nie mam czym poprawdzie. Mam w sobie tonę złości i nienawiści do świata. Alexa którą obawiałam o wszystko i miałam za wroga,była ich przyjaciółką i zarazem naszą strażniczką. Wszystko było totalnie pojebane i takie skomplikowane. W szpitalu robiłam za narzeczoną w dodatku dosyć mocną w gębie. Chciałabym wiedzieć czy ona ma na tyle sił. Musi mieć. Naprawdę musi. Bez niej nie odtworze nagrania chociaż prawda jest taka,że boję się tego co tam będzie jednak nie o tym teraz. Wszystko w między czasie. Obecnie ponownie siedzę w szpitalu przy mojej Lo która jest podłączona do tego całego chujstwa. Wygląda tak spokojnie. Jakby naprawdę nic jej nie było pomimo tylu siniaków i obrażeń wewnętrznych i tych które są widoczne. Ciągle trzymam ją za dłoń i mówię do niej tak poprostu. Jakby była.
-Nie masz bladego pojęcia jak nudno i smutno jest nam...najbardziej mi bez ciebie. Nie potrafię myśleć,jeść czy to spać. Uwierz mi,wybaczę ci dosłownie wszystko co było do tej pory. Wybaczę,wszystko co ukryte i zatajone jeżeli tylko się poprostu obudzisz Lo. Nie ma chwili w której nie myślę o tobie. W domu jest cicho i pusto. W twoim zbiera się nawet kurz. O dziwo DJ chodzi z Mani sprzątać. Owszem...dobrze słyszysz,one obie poprostu sprzątają i ani ja,ani Alexa czy Ally im nieprzeszkadzamy. Kocham cię Lo...nie daj jej wygrać okej? Obudź się.
Nie miałam bladego pojęcia,że obserwuje mnie lekarz który dwa tygodnie temu przyjął i operował Lauren. Co było dziwne. On był uśmiechnięty. Poprostu wszedł do sali i usiadł na krzesełku po drugiej stronie łóżka Lo. Okej. Nie rozumiem lekarzy i tych sztuczek medycznych.
-Niech mi Pani wybaczy,jeżeli przeszkodziłem.-Uśmiecha się do mnie.
-Nie tyle,że Pan przeszkodził co nie rozumiem tego uśmiechu z Pana strony i spokój.
-Pracuję ponad dwadzieścia lat w tym szpitalu jak i zawodzie Pani Cabello,nie powinienem chodzić smutny przy rodzinach moich pacjentów,powinienem pokazywać im nawet po mojej minie,że nadzieja umiera ostatnia.
-I teraz też,mi to Pan stara się pokazać mam rozumieć?
-Owszem...jednak chcę by wiedziała Pani też,że Pani narzeczona jest bardzo silna pomimo tylu obrażeń. Walczy ale na spokojnie.-Nie rozumiem.
-Co mi chce Pan powiedzieć?
-Tamtego dnia dwa tygodnie temu nie chciałem bardziej,że tak powiem dowalać zmartwień ale normalnie po takiej ilości bólu i cierpienia,Pani Jauregui powinna umrzeć.-Muruje mnie.
-Pan,żartuje?
-Nie Pani Cabello. Ma Pani bardzo silną narzeczoną jak już,mówiłem wcześniej. Coś trzyma ją tutaj.
Wstał i ruszył do drzwi. Nim wyszedł obrócił się do mnie jeszcze.
-I zapomniałbym...Pan Mendes czeka na Panią na dole.
-Dobrze,bardzo Panu dziękuję.
Gdy wyszedł ja wstałam i nachyliłam się leciutko nad Lauren po czym złożyłam jej delikatnego buziaka na czole.
-Jeszcze do ciebie wrócę kochanie moje najważniejsze.
Wyszłam z sali po czym ruszyłam korytarzem do schodów w dół by następnie wyjść z szpitala. Ujrzałam Shawna na parkingu opierającego się o maske wozu zapewne z pracy.
-Co się stało?
-Wiem co czeka Arianę...jednak chcę byś dzisiaj z nią porozmawiala.
-Chcesz bym ja ją zajebała?-Prycha śmiechem.
-Najwyżej moi ludzie cię odciągną.
-Bardzo zabawne.
Otworzyłam sobie drzwi i wsiadłam. On chwile po mnie i ruszyliśmy poprostu przed siebie.
-Wiadomo co z Lauren?-Spojrzałam na niego.
-Bez zmian...wiem tylko tyle,że walczy i to powoli.
-Jest nadzieja Cami.
-Ona musi,żyć...musi wstać.
Nic się nie odezwał tylko przyśpieszył. Po jakiejś godzinie byliśmy w dobrze strzeżonym budynku co mnie lekko wystraszyło. Powiedział mi,że to budynek departamentu i,że jest on dla osób uwaga...skazanych na karę śmierci. W tym momencie niewiedziałam co powiedzieć. Zaparkował i wysiedliśmy. Ruszyłam za nim o dziwo droga do tak zwanej sali przesłuchań zajęła krótką chwilę. Ale budynek budzi grozę. Za tak zwanym lustrem weneckim ujrzałam Arianę w pomarańczowym stroju z przykutymi rękoma do stołu. Okej...wiem,że tak nie wolno ale to miły widok dla oka. Specjalnym pilotem otworzył mi drzwi i weszłam tam odrazu. Jej okropny uśmiech przywitał mnie na samo dzień dobry. Ble. Usiadłam po drugiej stronie stołu i na nią poprostu patrzyłam. Suka. Kurwa. Dziwka. Szmata. Pizda. Franca. Jebana kurwa i dziwka naraz. Będę musiała iść do spowiedzi to więcej niż,pewne.
-Miło cię widzieć Camilo.
-Bez wzajemności,jestem tutaj tylko w jednym celu.-Prycha śmiechem.
-Zapewne tak zwana ostatnia rozmowa o ile mnie moja inteligencja nie myli.
-Wyjaśnij mi do jasnej anielki jaki to miało cel co?-Poprawia sobie ręce i patrzy na mnie.
-Przyznam sama było parę błędów w moim planie bo Michelle nie była brana po uwagę tylko ty.
-O te pierdolenie mi chodzi. Co ja ci takiego zrobiłam co?-Ponownie prycha.
-Czyżby teczka była nie kompletna? Ahhh no tak typowe Jauregui. Nic nie potrafią załatwić po ludzku. Zgodzisz się?-Wkurwia mnie powoli.
-Pytam cie do cholery o co ci chodzi? Co ja ci zrobiłam Kurwa!-Już,powoli nie wyrabiam.
-Travis...Travis Grande mówi ci to coś?-Patrzę zdziwiona.
Jednak po chwili coś mi świta. Chodził do tej samej klasy co my i Michelle. Startował do mnie nie raz,nie dwa jednak zawsze mu kulturalnie odmawialam. Wiedział,że wolę kobiety ale był bardzo natarczywy i pewnego wieczoru powiedziałam mu poprostu,że podoba mi sie dziewczyna z naszej klasy która ma pasję podobną do mojej i tyle. Dał mi spokój. Potem słuch po nim zaginął. Jezu...to on zginął...to jego siostra. Patrzę na nią z przerażeniem na co się uśmiecha. Typowa psycholka.
-Widzę,że teraz coś świta w tej malutkiej główce co?
-Nie masz prawa obwiniać mnie o śmierć twojego brata! Ja u nic nie kazałam!-Zaraz wybuchne.
Ona trzaska pięściami lekko o stół. Nie robi to na nie wrażenia wcale.
-To przez ciebie się ścigał tamtego wieczoru! To przez ciebie ubzdurał sobie,że da radę! To przez ciebie bo cię kochał a ty wolałaś Lauren niż,go!-Tu jestem zaskoczona.
-Nie znałam Lauren o czym ty pierdolisz do mnie?
-No patrzcie bo nie wyrobię! Tępa Kubańska dziwka z ciebie Cabello! To nie Michelle chodziła z wami do klasy tylko Lauren!-Wstałam i dostała odrazu w mordę za to.
-Nie waż,sie obrażać mojej Michelle i mieszać w to Lauren!
-Doprawdy imponuje mi głupota tak wielce zdolnej Pani prawnik. Jednak no cóż,one zawsze dobrze się maskowały.-Siadam powoli i patrzę.
-Twój brat doskonale wiedział o mojej orientacji,doskonale wiedział,że chcę tylko przyjaźni i nieważne co by robił,ja bym mu nic nie oddała.-Zaciska pięści.
-Myślisz,że dlaczego Lauren wiedziała jak się z tobą obchodzić co?-Co to za zmiana tematu?
-Co?
-One były te pare lat temu jak idealne dwie krople wody jednak charaktery miały inne Camilo,nie dasz sobie powiedzieć to okej nie oja sprawa. Jednak ja wiem doskonale wszystko. I skoro jesteś uparta przy swoim okej. Zobaczysz nagranie to zobaczymy kto miał rację.-Uśmiecha się znowu.
-Ujebałaś sobie,że zabrałam ci brata,co takiego niby jeszcze?
-Właśnie zabrałaś mi też,Lauren. Myślisz,że niewiedziałam o tym,że będąc ze mna myślami jest obok ciebie? Zabrałaś mi tamtego wieczoru wszystko...brata ci nigdy nie wybacze ale lada dzień będziemy kwita.-Co?
-O czym ty gadasz?
-Od dnie dzisiejszego za dwadzieścia siedem dni czeka mnie wyrok pod postacią kary śmierci,jeżeli Lauren nie obudzi się do tego czasu odejdę z uśmiechem na ustach. Jak umrze to będę bardzo ale to bardzo zadowolona.-O nie.
Wstałam i ponownie jej wyjebałam w ryj z czego się śmiała odrazu.
-Skoro twój brat tak bardzo mnie "kochał" to mógł mi dać spokój. Jedyna odpowiedzialna za jego śmierć osoba to ty! Bo znałam go na tyle,że wiedziałam iż,by nie zrobił sam tego co ty teraz robisz w jego imieniu ty podła zdziro!
Ruszyłam do drzwi. Nim wyszłam obrociłam się do niej by coś powiedzieć.
-Swoją drogą nie dziwie się Lauren,że woli mnie. Patrząc na ciebie widzę albinosa po wylewie i nie udane operacje plastyczne no ale cóż,jak mto woli.
-TY KURWO!
Z śmiechem i satysfakcją wyszłam z tej cholernej sali. Ponownie mam mętlik w glowie naprawdę. Podchodzi do mnie Shawn z kubkiem wody który zabieram odrazu.
-Grunt,że nie wniesie oskarżenia za naruszenie nietykalności cielesnej.-Prycham.
-Pod jaką postacią jest kara śmierci?
-Wiesz co to zależy. Mamy gaz,jest specjalny zastrzyk no ale najgorsze dla niej byłoby krzesło elektryczne.
-Ostatnia opcja brzmi kusząco.
-Domyślam się. Swoją drogą nie rozumiem tego co do ciebie mówiła.
-Wiesz co...w skrócie to zachowała się jak gówniara.
-Zawieść cie do szpitala ?
-Poproszę.
Ruszyliśmy do auta,potem spowrotem do szpitala w cichej atmosferze. Dojechaliśmy i odrazu go zostawiłam. Ruszyłam do sali gdzie była teraz Alexa na warcie. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
-I jak?
-W miarę,jednak muszę coś zrobić i nie czekać na Lauren.-Patrzy zdziwiona.
-Co?
Nie odpowiadam tylko podchodzę do mojej Lo i nachylam się nad nią.
-Wybacz mi kochanie muszę złamać naszą obietnicę...sama obejrze nagranie.
Całuje delikatnie jej czoło i patrzę na zdziwioną Alexę.
-Camila.
-Alexa...skoro ty mi nic nie powiesz,to ona będzie musiała mi wybaczyć poprostu i tyle.
(Poooooolsssssssaaaaaaaat🔷🔷🔷)
Oto wasz upragniony rozdział. W moim,życiu ostatnio troszkę się dzieję. Poświęcam mniej czasu tej aplikacji ale jestem i piszę moi drodzy. Nie za często bo też,mam swoje obowiązki. Jednak liczę,że zawsze gdy pojawi sie rozdział to ujrze was tutaj. Kocham was.
Miłego czytanka^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top