➸ 09

The colors conflicted
As the flames climbed into the clouds
I wanted to fix this
But couldn't stop from tearing it down

~*~ 

Było grubo po północy. Siedziała po turecku na środku kanapy, owinięta szczelnie kocem oraz z kubkiem cynamonowej herbaty w dłoniach. Od zawsze miała problemy z krążeniem i przeważnie było jej zimno. Czekała na niego. Gdy wychodził zawsze powtarzała swego rodzaju rytuał. Martwiła się, chwilę płakała, a potem już tylko czekała z obojętną miną. 

Tak było i tym razem. Układankę szlag trafił. Nie wiedziała, czy po raz kolejny chce zbierać każdy kawałek i dopasowywać je od nowa. Jaki był tego sens, skoro on znowu obieca, a za jakiś czas i tak wyjdzie gdzieś, spije się do nieprzytomności, wsiądzie do samochodu i po pijaku wróci do domu? O ile wróci w jednym kawałku. 

W drugiej jednak strony, czy naprawdę miała ochotę, żeby zmarnować to wszystko, co już razem napisali? 

Może to jednak było warte tego całego bólu, zamartwiania się na śmierć i hektolitrów wylanych łez? 

***

Przetarła zmęczoną twarz dłońmi i odłożyła kubek na szklany stolik. Zegar naścienny wybił trzydzieści minut po drugiej. Spojrzała na niego bezsensownie i westchnęła ciężko. Wyłączyła telewizor, który do tej pory oferował jej same przereklamowane filmy. Otuliła się szczelniej kocem i wyszła na balkon. Opierając się o metalową barierkę rozejrzała się po panoramie miasta. Dawno już poddało się urokowi nocy i pogrążyło we śnie. Tylko w nielicznych oknach wciąż paliły się światła. Przekrzywiła głowę na bok zastanawiając się, co właśnie sprawiło, że osoby przebywające w tamtych pomieszczeniach też nie mogą spać. 

Spojrzała na pustą ulicę słysząc z oddali ryk silnika. Zagryzła wargę mając nadzieje, że to blondyn. Nie pomyliła się. Rzeczywiście to był on. 

Mając ponad setkę na prędkościomierzu z piskiem opon zatrzymał się przed budynkiem apartamentowca i wysiadł niezdarnie z pojazdu. Zamknął go przy okazji wymawiając pod nosem wiązankę przekleństw. Po alkoholu nigdy nie pilnował języka. 

Blake weszła do środka i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej stając na środku komentarza. Nie obchodziło ją już to, że jest kompletnie pijany, chciała usłyszeć wyjaśnienia. To, że się prawie pokłócili, to nie był dobry powód, żeby wlewać w siebie niezliczoną ilość wódki i diabli wiedzieli, czego jeszcze. 

Klucze cicho przekręciły się w zamku, a on wpadł do środka. Zamknął mieszkanie od wewnątrz i odrzucił przedmiot na komodę. Zdjął buty oraz skórzaną kurtkę i odwrócił się w jej kierunku. 

- Gdzie byłeś? - Zapytała lodowatym głosem. Uniosła brew czekając na odpowiedź. 

- Spieprzaj ode mnie - Warknął i ruszył przed siebie. Zatrzymała go i spojrzała groźnie. Nigdy nie zaczynał kłótni w taki sposób. 

- Gdzie byłeś? - Powtórzyła

- Co się to obchodzi? - Spojrzał na nią z góry i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Alkohol i papierosy czuło się od niego z odległości kilometra, o ile nie więcej.

- Obchodzi, bo jesteśmy razem. Martwiłam się - Odpowiedziała spokojnie. Jeszcze. 

-  Gdybym był z inną, to zaakceptowałaby fakt, że potrzebuje trochę swobody - Przewrócił oczami i oparł się o ścianę. Nie przypuszczał, że przez to wszystko trafi szlag. 

- Co? - Popatrzyła się na niego pytająco z przekrzywioną głową. Czy powiedział jej w prost, że już się dla niego nie nadaje?

- To co słyszałaś - Wzruszył ramionami - Może gdybyś się trochę ogarnęła, to nie kłócilibyśmy się tak często! - ryknął znacznie głośniej niż zamierzał i spojrzał na nią z żalem. 

- Gdybyś tyle nie pił i prawdopodobnie ćpał, to wszystko byłoby w porządku - Rzuciła ze łzami w kącikach ust - Wiesz, to wszystko już dawno straciło sens, tylko jak głupia próbowałam to ratować - dodała

- Nie wiem, po co - Przewrócił oczami

- To koniec, Luke - Wytarła wierzchem dłoni policzek - Wynoś się stąd! - krzyknęła wskazując na drzwi.

- Nie możesz mnie stąd wyrzucić - Powiedział zaciskając dłonie w pięści.

- Nie? - Uniosła brew - To mieszkanie jest moje, więc owszem, mogę - dodała i podeszła drzwi. Otworzyła je z hukiem i wskazała na korytarz - Idź dalej pić i nie wiem, co jeszcze robić, skoro jest to dla ciebie ważniejsze niż ja. 

Dlaczego? Dlaczego?
Życie daje nam to, co nam potem zabierze?
 * 

~*~

Dzisiaj tylko róże, bo mam troszkę nauki ><

Ten rozdział dedykowany jest pewnej dziewczynie z mojej szkoły, która napisała do mnie jakiś czas temu, mam nadzieje, że to czytasz moja imienniczko 

* - Jakby kogoś to ciekawiło, to też Romeo i Julia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top