➸ 05
Cause I just wanna look good for you, good for you,
I just wanna look good for you, good for you,
~*~
- Zabieram cię gdzieś wieczorem, księżniczko - Powiedział oplatając ramionami jej ciało. Od jakiegoś czasu przygotowywała śniadanie. Odkąd odmówił znajomym wieczornego wyjścia na piwo wszystko powoli zaczęło się samo układać. Już nie musieli zastanawiać się czy dany odłamek puzzli pasuje do tych ułożonych, czy może trzeba poszukać innego.
- Gdzie? - Zapytała starając się ignorować fakt, że zaczął muskać swoimi wargami skórę u nasady jej szyi. Takimi gestami sprawiał, że nie potrafiła racjonalnie myśleć, rozpraszał ją, a czasami nawet doprowadzał na skraj przepaści i powodował, że miała ochotę z niej skoczyć, nie myśląc o konsekwencjach.
- Niespodzianka - Uśmiechnął się, nieco tajemniczo, nieco niewinne, a ona nie wiedziała, na co się przygotować. Czasami bywał nieprzewidywalny, czasami szalony, ale też uroczo dziecinny, żeby po chwili zamienić się na dojrzałego mężczyznę mającego dwadzieścia sześć lat na karku. Mógł przygotować naprawdę wszystko i to było w tym wszystkim najlepsze oraz najgorsze jednocześnie.
Westchnęła cicho słysząc jego odpowiedź i kontynuowała krojenie owoców.
- Wiesz, że ich nie lubię - Mruknęła po chwili. Nie chciała go urazić, nie, ale to uczucie niewiedzy, nie lubiła go.
- Ta na pewno ci się spodoba - Zapewnił ją, a ona znowu westchnęła. Tym razem z poczuciem ulgi. Skoro tak mówił, to tak musiało być.
Niedługo po śniadaniu zostawił ją samą w mieszkaniu twierdząc, że musi pomóc Michael'owi w jego warsztacie samochodowym. Wiedziała, że nie kłamie, a tęsknota za nim pojawiła się od razu, gdy zamknął za sobą drzwi mieszkania. Chcąc jakąś zabić czas zaczęła sprzątać, a gdy wszystko lśniło, dosłownie lśniło postanowiła zacząć przygotowywać się na wieczór.
Wzięła dokładną i długą kąpiel, wymyła oraz wysuszyła włosy, i znalazła się pod szafą w sypialni. Nie miała pojęcia, w co się ubrać, na co postawić, dlatego też bezradna, w samej bieliźnie usiadła na skraju łóżka, żeby schować twarz w dłoniach.
Gdzie chciał ją zabrać? Jakie to miejsce? Te pytania i miliony podobne do nich kołatały w jej głowie i nie dawały spokoju. Klub? Restauracja? Co jeśli ubierze się nie odpowiednio? Co jeśli popełni jakąś gafę? Jakieś wielkie faux pas?
Chcąc nie chcąc wstała i zaczęła przeglądać swoje ubrania, nie było ich dużo. Nie należała do dziewczyn, które gustują w sukienkach i spódnicach. Jej serce podbijały spodnie, dresy i legginsy. Wszystko, co w pełni zasłaniało jej nogi. Dlatego też wybrała te czarne, do tego jakąś koszulę w odcieniu pasującym do jej oczu i wysokie obcasy. Nigdy się tak nie ubierała, ale zrobiła to po to, żeby w końcu zacząć się mu podobać. Gdy wychodzili gdzieś razem zdarzało się mu zawiesić wzrok na innych kobietach zapominając, że ona jest tuż obok. Bolało ją to, czasami mocniej niż zwykle, ale dawała radę. Chciała to zmienić nie wiedząc, że kochał ją właśnie za to jaka była, a nie jaka próbowałaby być. Inna w pozytywnym znaczeniu tego słowa, nieśmiała, momentami roztrzepana i nawet szalona. Kochał każdy skrawek jej ciała, każdą jej cząstkę, jej duszę.
A ona próbowała się upodabniać do współczesnego, nic nie wartego, a przede wszystkim pustego ideału kobiety.
***
- Wróciłem! - Krzyknął od progu. Odłożył kurtkę na swoje miejsce i po odrzuceniu kluczyków na szafkę w korytarzu powoli ruszył w kierunku salonu. Widząc swoje szczęście siedzące na kanapie zbyt gwałtownie wypuścił powietrze płuc, a poczucie ulgi ogarnęło jego ciało. Bał się, że wykorzystała jego nieobecność, żeby uciec. Nie zrobiła tego. Wciąż mu ufała i kochała. A on jak ostatni idiota za każdym razem wystawiał to wszystko na próbę. - Cześć - przywitał się, a ona zakłopotana odwróciła wzrok. Dziwnie się czuła w tych ubraniach, w tych butach i pełnym makijażu.
- Hej, co się stało słońce? - Zapytał kucając przed nią. Z początku nie zauważył, że wygląda inaczej. Kaskada ciemnych włosów zasłoniła jej twarz, przez co nie wiedział, o co chodzi. Dopiero po chwili zauważył obcisłe, czarne spodnie, koszulę, a po podniesieniu jej twarzy dwoma palcami pełny makijaż. Owszem spodobało mu się, ale to nie była Blake. Przynajmniej nie ta, której jeszcze w młodości oddał swoje serce.
- N-nic - Odpowiedziała pół szeptem - Chciałam ci się tylko podobać - dodała wiedząc, że z jej planu nic nie wyszło.
- Kochanie, podobasz mi się taka, jaka jesteś naprawdę, a nie taka jak wszystkie inne dziewczyny XXI wieku - Splótł swoje dłonie z jej o wiele mniejszymi i chłodniejszymi, a następnie samym spojrzeniem zmusił ją do tego, żeby na niego spojrzała - Dlaczego to zrobiłaś? - dodał
- Nie wiedziałam, w co się ubrać, a potem przypomniałam sobie jak patrzyłeś się na inne, gdy wychodziliśmy gdzieś razem - Resztkami sił walczyła sama ze sobą, żeby się przy nim nie rozpłakać. Wydawało się, że wygra tę bitwę. Luke westchnął cicho i zajął miejsce obok niej. Przysunął ja do siebie i usadził na swoich kolanach, w międzyczasie odgarniając pasmo włosów za jej ucho.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo tylko raz na jakiś czas zdarza mi się być poetą, dobrze? - Zaczął, a ona prawie niezauważalnie skinęła głową - Kocham cię za to, jaka jesteś, a nie za to jaka próbujesz być. Kocham tą Blake, która czasami przez swoje roztrzepanie wylewa herbatę na podłogę w kuchni, która boi się tłumów, która czasami jest tak szalona jak Michael i farbuje swoje włosy na inne kolory, która po prostu jest sobą i nie chce się zmienić - Kontynuował przy okazji uparcie patrząc się w jej oczy - A to, że ukrywasz się w spodniach i zbyt dużych bluzach, to sprawia, że wyglądasz tak cholernie uroczo i upewnia mnie, że dobrze wybrałem i właściwej osobie podarowałem swoje serce - skończył, a żeby całkiem przekonać ja do swojego monologu złączył ich usta w krótkim, pełnym miłości pocałunku.
- Kocham cię, Blake i nic tego nie zmieni - Prawie szepnął opierając swoje czoło o jej.
- Ja ciebie też - Odszepnęła, jakby pojąc się, że ktoś może ich usłyszeć.
- Zmykaj, bo czas nam ucieka, a ja potrzebuje prawdziwej Blake, a nie jakieś marnej podróbki - Stwierdził stawiając ją na nogi. W biegu ucałowała jego czoło i zniknęła w sypialni. On również postanowił się w miarę ogarnąć i tym sposobem zawędrował do łazienki. Rzucił szybko swoje ubrania i po wzięciu szybkiego prysznica czuł się o wiele lepiej. Zmienił spodnie i koszulę, postawił włosy na żelu i w zasadzie był gotowy do drogi. Zabrał kluczyki, narzucił na siebie kurtkę i wsunął dłonie do kieszeni.
- Blake, skarbie, pośpiesz się! - Ponaglił nieco dziewczynę i stwierdził, że mógłby to już robić do końca życia.
- Idę, idę - Mruknęła pojawiając się na korytarzu. Skakała w jego kierunku na jednej nodze jednocześnie usilnie starając się założył buta na drugą stopę. Po chwili się jej to udało i po narzuceniu na siebie kurtki opuścili mieszkanie udając się w nieznane.
~*~
Jeszcze jakieś 10 rozdziałów i żegnamy się z Red Roses x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top